sobota, 24 czerwca 2017

Zagrożenie...

~ Przy okazji pragnę zaprosić was tutaj LINK! żebyście poznali naszą nową towarzyszkę. Dziękuję!~

*Jessika*
Całą noc nie zmrużyłam oka. Grzmot jaki wydawały błyskawice podczas burzy był przerażający, a po każdym z nich jaskinię zalewała jasność, która dorównywała światłu słonecznemu. Nie rozumiałam jak ktoś mógł przy tym spać jak zabity, skoro nawet jaki śpioch jak ja nie potrafił. Wyjątkiem była Liz, która siedziała nawet w wejściu, żeby móc obserwować to cudowne, według niej,  zjawisko.
Burzy towarzyszył ulewny deszcz, przez który podłoga w głównym pomieszczeniu mojej jaskini była zalana. Potężna wichura, która musiała wtedy towarzyszyć temu zjawisku, przywiała również do środka rozmaite liście, gałęzie, płatki kwiatów.. znalazło się nawet kilka owoców. Wiele książek, na szczęście mniej ważnych, pospadało z półek i zamokło. Panował tam niesamowity bałagan, gorszy niż po wejściu smoka Liz w towarzystwie Maksa.
Na szczęście od czego ma się lamorożca, prawda? Namówiłam swojego pupila do zrobienia z tym porządku, a sama zawołałam Aerina. Smok dobrze wiedział co powinien zrobić, bez zastanowienia usiadł na moim grzbiecie i wyszliśmy z jaskini. W związku z zaistniałą sytuacją musiałam rozejrzeć się po okolicy. Skoro u mnie był taki bałagan, co musiało dziać się u reszty?
Jednak zamiast sprawdzać każdą jaskinię po kolei udałam się w głąb lasu, w kierunku ludzkiej wioski. Wiedziałam, że terenem watahy zajmie się Lili, gdy tylko wstanie.

***
Od dłuższego czasu przechadzałam się między drzewami, oglądając katastrofalne skutki burzy. Nawet pogoda nie chciała mi poprawić w tym momencie humoru. Słońce nie zamierzało się pokazać, a do tego panowała lekka mżawka, któą przez przemoczone futro oraz Aerina na grzbiecie, ledwo odczuwałam. 
Nie podobało mi się to, co miałam przed oczami, a im bliżej byłam wioski, tym zniszczenia były potworniejsze. Pomimo, że ucierpiały tylko rośliny, czułam że my - mięsożercy również mocno odczujemy tę stratę.
W pewnym momencie, gdy nieco się zamyśliłam poczułam coś kulistego, co pod naporem mojej łapy zmieniło się w lepką breję. Cofnęłam łapę i oblizałam ją.
- Borówka.. - Szepnęłam do siebie
Gdy podniosłam wzrok zobaczyłam, że te owoce rozciągają się na całej polance, a na krzewach, żeby znaleźć choćby jeden trzeba by przyjść z lupą.
- Coraz bardziej mi się to nie podoba Aerin.. - Odezwałam się do swojego towarzysza, na co on zaryczał, rozumiejąc co mam na myśli.
Straty wcale nie były tak małe, jakby to mogło się wydawać. Mógł je odczuć każdy wilk w okolicy. Musiałam iść dalej, dowiedzieć się więcej, a następnie ostrzec watahę.
Zanim zdołałam ruszyć się krok dalej do moich uszu dotarł trzask łamanej gałęzi. Towarzystwo... Delikatnie opuściłam łapę, a następnie zniżyłam się nieco, aby ukryć się w wyższej trawie. Pociągnęłam nosem, chcąc dowiedzieć się, kto jest w pobliżu, ale jedyne co wyczułam to deszcz, a wraz z nim mokre borówki. Zniżyłam się jeszcze bardziej. Prawie dotykałam brzuchem ziemi. Nie musiałam długo wyczekiwać na pojawienie się gości. Już po chwili w oddali dostrzegłam ruch. Zmrużyłam oczy. Postać, której zarys widziałam, była zbyt wysoka nawet jak na najpotężniejszego niedźwiedzia w tych lasach, stojącego na tylnych łapach. Musiał to być tylko człowiek...
Zza sylwetki wyszła kolejna. Nie pasowało mi to, mimo iż znajdowałam się kawał drogi od terenu watahy. Ludzie jeszcze nigdy nie zapuszczali się aż tak daleko, a nawet jeśli to były to naprawdę mało spotykane wyjątki i zazwyczaj pojedyncze osobniki, a już na pewno nie wybraliby się tu po takiej masakrze, jaką zafundowała nam pogoda nocą.
Wyraz mojego pyska ułożył się w nieprzyjemny grymas, jaki zazwyczaj towarzyszył mi, gdy warczałam na obcych, ale nie wydobyłam z siebie żadnego dźwięku.  
W tym samym momencie mojego grzbietu dotknęły drobne łapki. Ani drgnęłam, mimo że stworzonko działało mi na nerwy. Nie chciałam podejmować zbędnego ryzyka, tylko cicho fuknęłam, dając zwierzęciu do zrozumienia, że niezbyt mi to odpowiada. Aerinowi również nie pasowała nowa towarzyszka, jednak rozumiał sytuację i nie chciał przysporzyć nam kłopotów.
Niezrażona wiewiórka wspinała się wyżej po mnie, aż dotarła na łeb. 
- Małe podsłuchiwanko?  - Zapytała telepatycznie i przechyliła się tak, aby spojrzeć mi w oczy
- Mam złe przeczucia... musimy szybko wrócić do reszty. Tam wszystko wyjaśnię. - Odpowiedziałam, nie spuszczając z oczu dwóch mężczyzn, prawdopodobnie zwykłych chłopów.
- Jestem tylko wiewiórką, pójdę i zaraz wrócę, a tak będziemy wiedzieć więcej.
Nie czekała na moją odpowiedź. Wskoczyła na najbliższe drzewo i zaczęła się wspinać. Nie zdziwiłam się wcale, gdy Aerin odczuł znaczną ulgę. Przewróciłam oczami i obserwowałam jak wiewiórka przemyka się bezszelestnie w stronę mężczyzn, a następnie siada na gałęzi, która znajdowała się nad nimi.
Gdy Lili najwyraźniej uznała, że wie już wystarczająco, zaczęła powoli się wycofywać. To był dla mnie znak do dalszego działania. Spojrzałam porozumiewawczo na Aerina, a on jakby odczytując moje myśli wzbił się ponad korony drzew, robiąc tym sposobem sporo hałasu, aby odwrócić uwagę chłopów. Ja widząc, że nie skupiają uwagi na miejsce, z które wyleciał smok, a raczej na niebo, zastanawiając się co właśnie przeleciało przy nich, podskoczyłam na równe łapy i pobiegłam z powrotem na tereny watahy.
Nie musiałam czekać zbyt długo, żeby obok mnie znalazła się Lili, już w formie wilka. Obie nie oglądałyśmy się za siebie, nawet gdy usłyszałyśmy świt strzał. Ufałam swojemu smokowi. Nigdy mnie nie zawiódł. Byłam też pewna swoich przekonań, więc jeśli to naprawdę byli chłopi to nie mieli pojęcia o strzelaniu z łuku. Liczyli na łud szczęścia. Nie mogli wrócić z pustymi rękami do wygłodniałych rodzin.


***
Zatrzymałyśmy się dopiero pod Wilczym Wzgórzem. Zdyszana opadłam na wilgotną trawę. Po porannej wyprawie moje futro i tak ociekało z wody. Na mnie wyłożyła się Lili i obserwowała niebo. Wydawała się być nieco spięta, jak i ja.
Obie wyczekiwałyśmy powrotu Aerina.
Gdy mój oddech zaczął się miarowo uspokajać, od strony łba Lili otworzył się niewielki portal, przez który wleciał smok. Cały i zdrowy, bez najdrobniejszego draśnięcia. Jednak zaryczał niezadowolony, jak tylko znalazł się przed nami. Nie podobało mu się, że fioletowa wilczyca zajmuje jego miejsce.
- O, tu jesteś! - Lili zawołała do smoka, po czym rozłożyła się na mnie spokojniejsza. -
Bardzo wygodna z ciebie alfa, wiesz? - Zaśmiała się
- Wiem, musi być ze mnie świetna poduszka, a ty jesteś na szczęście lekka...- Ukryłam niewielki uśmiech w łapach
Aerin, któremu nadal nie odpowiadała zaistniała sytuacja, zaryczał jeszcze głośniej rozzłoszczony, po czym pacnął wilczycę w łeb.
- No chodź się położyć z nami a nie bijesz panią twojego brata i siostrę twojej pani głuptasie!*[1]
Złapała za pazur smoka, gdy ten ją odsuwał i zaśmiała się. On skrzywił się po smoczemu, a następnie drapnął ją drugą łapą i odleciał na szczyt wzgórza, pod najbardziej rozłożyste drzewo jakie się tam znajdowało.
- Oh.. smoczy foch. - Nadal skrywałam śmiech
Aerin już dobrze znał swoją panią, podsumował wszystko odwracając się do nasz tyłem.
- Ojeeeej, chyba będę musiała podzielić się z kimś tymi słodkimi rybkami, a skoro dla mnie i Jess to za dużo, to chyba zawołamy Aliosa, bo nie ma tu żadnego dobrego smoczka... Jaka szkoda..- Odezwała się Lili z udawaną przykrością
Tak jak powiedziała, sięgnęła po torbę bez dna i zaczęła wyciągać z niej ryby. Smok czując zapach swojego ulubionego przysmaku, natychmiast podniósł łeb i powoli odwrócił go w kierunku wilczyc.
- Nie wygląda na zbyt głodnego, może zjadł tych chłopów..
- Możliwe, chyba wezwę Aliosa.
Fioletowa wadera zmieniła się w człowieka, po czym rozłożyła dla nas koc i wzięła jedną z ryb. Sama również sięgnęłam po jedną, a Aerin z bólem serca patrzył na rybę, która zaraz miała znaleźć się w pysku jego właścicielki. Wyraźnie było widać jego wahanie, tym razem już siedział przodem do nad. Duma vs żołądek? Miałam już wziąć pierwszy grys, gdy w mgnieniu oka przede mną a pojawił się smok z podkulonym ogonem i ryknął przepraszająco powstrzymując mnie.
- Już myślałam, że się nie zjawisz.. nie zjadłabym tego świństwa..
Podrzuciłam rybę, a Aerin podskoczył i pochłonął ją w całości, ledwo rozgryzając.
- Może jednak ma apetyt.. - Zaśmiałam się i spojrzałam na przyjaciółkę
- To dobrze, bo też tego nie zjem, po to mam cukierki z wioski i borówki.
Lili wyciągnęła przekąski dla nas, a ryby podsunęła smokowi. Również zmieniłam się w człowieka i usiadłam obok niej. Już czas podjąć rozmowę, z którą zbyt długo zwlekałam. Delikatnie uśmiechnęłam się, widząc jak smok ze smakiem pałaszuje ryby. Odwróciłam wzrok od niego, żeby spojrzeć na waderę, a wtedy mój wyraz twarzy zmienił się nieco.
- Co do wioski... trzeba wrócić do tej sprawy. Co słyszałaś? Chce wiedzieć, czy moje przypuszczenia są słuszne.
- Zależy co przypuszczasz. - Odpowiedziała i zjadła pierwszą borówkę
- Hm.. - Wzięłam do ust cukierka. - Z moich obserwacji wynika, że wewnętrznie las ucierpiał najmniej, a im dalej posuwasz się w stronę wioski tym szkody są poważniejsze. Też to zauważyłaś prawda?
Spojrzałam na nią, szukając jakiegoś potwierdzenia, żeby móc kontynuować. Kiwnęła głową, pochłaniając kolejną borówkę. Chwilę odczekałam, żeby móc pozbierać myśli i podjęłam dalej temat:
- Strach pomyśleć co musi dziać się na polach uprawnych. Jedzenia pewnie nie wystarczy teraz dla całej wioski, dlatego nawet zwykli chłopi zapuszczają się w głąb lasu, chociażby po głupie głupie jagody - Wskazałam na jej miskę. - Musimy mieć się na baczności... Tak czy siak... A co mówili ci chłopi? - Znów spojrzałam na nią
- Nie mylisz się - Położyła się i zajadła kolejną, słodką boróweczkę. - Przyszli tu z powodu braku jedzenia. Mieli iść dalej, by zapolować na dzikie zwierzęta, pozbierać grzyby, jagody itd. itp., ale choć nie usłyszałam nic niepokojącego coś mi w tej sytuacji śmierdzi, najrozsądniej byłoby przenieść się na co najmniej tydzień do innego wymiaru, jednak jest to w obecnej sytuacji zbyt ryzykowne.
- Lili ucieczka nie jest rozwiązaniem w tej sytuacji. Pomyśl, co by się stało, gdyby oni dorwali się do naszych jaskiń, znaleźli wszystkie księgi, mikstury... Okropne!
Moje wszystkie pamiątki, jedyne co zostało mi po rodzinie... wszystko zbezczeszczone przez ludzi, pomyślałam.
Aerin podniósł się słysząc moje ostatnie słowa i cicho zaryczał z rybą w pysku, przyznając mi rację.
- Myślisz, że czemu uznałam to za zbyt ryzykowne? - Podniosła się urażona. - Nie jestem głupia Jessiko, musimy znaleźć jakieś rozwiązanie, jednak nie jest to tak proste, próba przepędzenia może skończyć się polowaniem na watahę, a brak reakcji odkryciem.
Zamknęła oczy i pochyliła się do przodu, chcąc się skupić.
- We dwie za wiele nie wymyślimy.. Orientujesz się, gdzie przebywa terasz reszta?
- Nie mam pojęcia, spotkałam dzisiaj jakiegoś nieznajomego, który czeka pod wodospadem, jednak do niego nie warto teraz iść, może siedzą z Liz przy jeziorze?
- Oby byli jak najdalej wioski.. - Westchnęłam. - Poza tym każda łapa nam się przyda.. Idź po tego nowego, wilki w końcu powinny trzymać się razem. Ja poszukam Liz.
-  Ech, jak wolisz. - Rozejrzała się, a za nią na zawołanie pojawił się Alios. Weszła mu na grzbiet. - Widzimy się tu za godzinę!
Alios zaczął powoli unosić się z dziewczyną na grzbiecie. Kiwnęłam jej na potwierdzenie i udałam się w swoją stronę...

*Yui* ~ narrator
Kotka szła w stronę wodospadu, śpiewając coś pod nosem. Tam zawsze jest spokoju. Tym razem też sobie posiedzę, myślała. Ale westchnęła cicho zdając sobie sprawę że jeszcze trochę ma drogi. Rozglądała się wokoło, widząc, że burza nie oszczędziła również lasu.
Przeniosła swój wzrok przed siebie. Była tam jakąś postać. Leżała? Zeszła troszkę na bok i spojrzała zza krzaków na tajemniczą postać. Nigdy nie była zbyt śmiała. Powoli podeszła bliżej i stanęła za jednym z większych kamieni niedaleko wodospad.
- Co on myśli że go nie widziałem? - Odezwał się do siebie basior i podszedł bliżej
- Jeżeli już to ONA - Prychnęła widząc pochodzącą postać. Stwierdziła że I tak już nie ucieknie, więc wychyliła się zza kamienia. - Mogę wiedzieć co tu robisz? 
Zrobiła lekko znudzoną i zdenerwowaną minę. Miałam być sama, pomyślała. Ugh..
- Um sorki.. Nie chciałem. Emmm... no, spotkałem jakąś ziadowczyni i powiedziała żebym tu na nią poczekał - Popatrzył prosto na przestraszoną kotkę
- Ugh - Westchnęła cicho. - Coś ci jest, że miałeś tu przyjść? 
Usiadła i spojrzała na niego, a wilk usiadł obok niej.
- No powiem tak: nie jadłem, nie piłem nie spałem od dwóch dni. Mama powiedziała że muszę dorosnąć więc zostałem "wyrzucony" i tak o to tu jestem... 
Spojrzał w dół przybity, z rozpaczliwym wyrazem pyska.
- I jedzenia nie potrafisz znaleźć? Serio? - Spojrzała na niego krzywo. - Poczekaj tu chwilę.. zaraz wracam. 
Oddaliła się trochę, a gdy była pewna, że wilk jej nie widzi, przemieniła w człowieka i nazbierałam trochę borówek. Położyła je na zwinięte w koszyczek liście. Następnie z powrotem przemieniła się w kota i wróciła do basiora.
- Proszę - Dumna z siebie podała mu koszyczek
- O kurde.. - Wykrztusił z siebie zdziwiony - Ile ty masz w ogóle lat? Bo ja 150. - Spojrzał na nią zawstydzony.
- 116, meh.. - Usiadła obok niego. - Jedz.
- To nieźle.. - Popatrzył z uśmiechem zza ramienia - Dzięki 
- Nie ma za co - Uśmiechnęła się lekko. - Jak mogę się do Ciebie zwracać?
Przekrzywiła lekko łebek w lewą stronę, nie spuszczając z niego wzroku.
- Często do mnie mówili Domino, to możesz tak, ale Dominik tak na poważnie 
Wyciągnął łapę, nie spuszczając z niej oka i uśmiechając się za zadziorczo. 
Miło Cię poznać. - Uścisnęła jego łapę - Ja jestem Yui.
- Lepiej mieć więcej przyjaciół niż wrogów - Zaśmiał się lekko - Jak się tu znalazłaś? 
- Często tu przychodzę.. Głównie dlatego aby pobyć po prostu w samotności. - Przeniosła wzrok na drzewa z lewej strony
- Przyznam, dość fajnie tu..
- No.. - Kotka spojrzała na niego, nie wiedząc co powiedzieć
Na chwilę zapadła niezręczna cisza.
- Lepiej ci? Pojadłeś sobie? - Przerwała milczenie
- No jasne! Przez żołądek do serca - zaśmiał się - Nie no, żartuję oczywiście.
- Pomogłam Ci tylko. Nie licz na nic więcej poza znajomością. - Spojrzała na niego z poważną miną, po czym się roześmiała
- Uff - Odetchnął z wyraźną ulgą - Już myślałem, że jakaś sztywna jesteś
Yui zaśmiała się i szturchnęła go lekko w ramię.
- Too... skąd jesteś? 
- Z nad brzegu - Oddał jej roześmiany
- To.. daleko.. - Spojrzała na niego wstajac - Ile ty tu szedłeś?
- Dwa.. trzy dni.
Kotka otworzyła szczerzej oczy.
- Musisz być strasznie zmęczony, prawda?
- No jakoś tak... ale hej! Przynajmniej gruby nie jestem - Uśmiechnął się - No ale tak średnio mam gdzie teraz spać
Zaśmiała się cicho. Gdy chłopak powiedział że nie ma gdzie spać, zastanowiła się chwilę.
- W-wiesz.. - Zaczęła - U mnie jest trochę wolnego miejsca. - Spuściła wzrok na trawę.
- Nie no, nie chcę się narzucać. Poza tym miałem tu czekać na tę zwiadowczyni, ale dzięki na pewno kiedyś skorzystam.
- To sobie jeszcze na nią poczekasz. - Zaśmiała się - Znając ją to teraz siedzi z Jess i pochłania borówki. Możliwe że nawet o tobie zapomniała.
Wstała i poszła bliżej wodospadu.
- To wy jesteście z jednej jaskini? - Zapytał
- Nie.. Ale je kojarzę - Usiadła na jednym z kamieni przy wodzie
- To ok, chyba mogę ci zaufać - Spojrzał na nią świdrującym wzrokiem

...

I tak Yui i Domino udali się do jaskini kotki.
Wiem jestem leniwą kluchą, której dalej nie chce się tego pisać ;-; 

*[1] Wyjaśnienie dla niewiedzących - Jessika i Lili nie są spokrewnione, jednak lubią mówić, że jest inaczej. Jedyne powiązanie rodzinne, jakie je może łączyć to związek Lux (siostry Jess) z Daikim (bratem bliźniakiem Lili), których chciałyby spiknąć ze sobą.

~ Alfa Jess

niedziela, 12 marca 2017

Trening

Szybko pozbierałam się po ostatnich zdarzeniach, trzymając się myśli, że naprawdę nawdychałam się oparów, a żadne drzewa się nie przemieszczały. Były i są zakorzenione głęboko. Nie mogły. Im dłużej to sobie powtarzałam, tym bardziej w to wierzyłam. W końcu już byłam przekonana co do tego w stu dziecięciu procentach. Zmierzałam w stronę pól treningowych, gdzie miał się odbyć mój trening. Nigdy nie byłam mistrzem w kwestii walk i to się nie zmieniło od... w sumie od lat. Razem z Lili od nie dawna brałam lekcję u jednej z Gamm w naszej watasze. Nie zawsze należały do łatwych, znaczy zależy dla kogo. Przez godziny uczyłam się jak robić znaki... W końcu dotarłam do wyznaczonej polany, a na środku czekał już tam basior.
- Gotowa na trening? Nie zarysowałaś miecza?
Przez chwilę wydawało mi się, jakby mierzył mnie podejrzliwym spojrzeniem.
- Oczywiście, uważałam...
Dumnie wyciągnęłam z za pasa spory miecz, który mi pożyczył. Był w jednym kawałku, co było dziwne jak na moje możliwości. Naprawdę starałam się, żeby go nie uszkodzić. Gdy usłyszałam, że mam go zaatakować, byłam lekko zdezorientowana. Liczyłam na to, że pokaże mi kilka "ruchów", powie co i jak, a tu proszę... Trochę nie byłam pewna od czego zaczęć i stałam w miejscu, wpatrując się w miecz.
- I tak tu cię uczyć... - Usłyszałam głos Diszy
Na jego słowa, poczułam się urażona. Jestem w końcu "nienauczalna", prychnęłam do siebie. Chwyciłam mocniej rękojeść miecza i pobiegłam prosto na niego, gdy wydawał się być trochę rozproszony. W ostatniej chwili minęłam go w biłam miecz w bok.
- Da się mnie uczyć... - Powiedziałam - Ale to zajmuje
Rozcięłam mu ubranie, a miecz zatrzymał się, uderzając z głośnym hukiem o stal. Cofnęłam się w tył.
- No nawet, nawet -W na swój sposób pochwalił mnie nauczyciel - Odkupujesz mi koszulkę
Obdarzyłam go swoim wzrokiem z serii, "chyba żartujesz", dopiero zdając sobie sprawę, że jego koszula jest podziurawiona. Dałam wciągnąć się w mini-dyskusję na ten temat, a wtedy zupełnie nie spodziewając się usłyszałam:
- Orient!
Disza w ułamku sekundy podbiegł do mnie i uderzył w brzuch. Byłam lekko zdezorientowana i zbyt późno zdałam sobie sprawę, że chłopak zmierza w moim kierunku. Zostałam zagadana i zapomniałam, że to wciąż jest trening. Cios był tak silny, że odrzucił mnie na kilka metrów. Wylądowałam na ziemi, jednak udało mi się w miarę szybko podnieść, krzywiąc się z bólu. Wydawało mi się nawet, że widziałam jakąś satysfakcję na twarzy Diszy.
- No tak, zapomniałam... - Wydusiłam z siebie
Podniosłam miecz, który upuściłam, gdy zostałam uderzona. Bół szybko ustawał, po kilki krokach już nie dało się go u mnie zauważyć. Podeszłam do niego i kopnęłam w brzuch z kolana, a zaraz potem zamachnęłam się mieczem i uderzyłam w ramię. Czerpałam przyjemność, widząc jak się krzywi. Jednak mój mały "triumf", nie trwał zbyt długo. Disza zaczął robić, niezrozumiałe dla mnie znaki dłońmi, które z kolei obejmowała niebieska obłoka. Zanim zdążyłam zareagować, on uśmiechając się pod nosem, uderzył dłońmi w moje ręce. Spojrzałam na niego zaskoczona, nie rozumiejąc jeszcze, co takie zrobił i dlaczego, to takie zabawne. Chciałam się zamachnąć na niego, ale nie byłam w stanie, ponieważ coś mnie blokowało. Nie mogłam wykonać najmniejszego ruchu dłonią.
- Co to ma być?! - Zawarczałam na niego
- Unieruchomiłem twoje ręce - Oznajmił
Wykonałam drobny ruch stopą, z trudem przy tym utrzymując równowagę, a pod nim pojawiła się gruba warstwa lodu. Nie pokładałam zbyt dużych nadziei, że to mi coś da, ale zawsze warto próbować. Lepsze to niż stać bezczynnie i czekać, aż się oberwie. Nie byłam pewna tego, co później zrobił, ale na połowie jego twarzy pojawiły się znaki, a on rozwalił lód jednym uderzeniem, wywołując przy tym wstrząs ziemi. Ledwo udało mi się utrzymać na nogach.
- Mam walczyć bez rąk? - Zapytałam podirytowana
- Zaraz przejdzie. - Odpowiedział krótko i zupełnie, jakby dokładnie sobie wszystko obliczając, odkopał mnie od siebie, po chwili rzucając miecz - Dokładnie teraz.
Leżąc na ziemi z przerażeniem wpatrywałam się w ten miecz, mając przeczycie, że zaraz wyląduje między moimi oczami. W ostatniej chwili "czar", czy jakkolwiek to nazwać, przestał działać, a mi udało się złapać miecz. Odetchnęłam z ulgą i podniosłam się. Poruszałam przez chwilę dłońmi, powoli odzyskując w nich czucie, zastanawiając się przy tym nad kolejnym ruchem. Przypomniałam sobie, że miałam za pasem kilka sztyletów, które zawsze noszę na wszelki wypadek. Zamiast miecza postanowiłam użyć jednego z nich. Wyciągnęłam go i szybko wycelowałam w jego udo. Chłopak długo nie reagował i miałam głęboką nadzieję, że nie chybię, jednak on w ostatniej chwili, najzwyczajniej w świecie odkopnął go w inną stronę i zaczął zmieniać w coś, co chyba nazywało się "Juin". Jego skóra przybrała szarą barwę, a z tyłu zaczął wyrastać mu ogon (brawo Jessiś, skąd by mógł wyrastać?). Dostrzegłam, że z jego klatki piersiowej i rąk, o ile nie innych części ciała, wychodziły kości. Na jednej ręce wyglądały jak świder. Przyznam, budziło to we mnie jakieś obrzydzenie.
- Teraz masz lekko przekichane. - Stwierdził
Byłam całkowicie tego świadoma, ale moja natura nie pozwalała mi się poddać. Kusiło mnie, żeby zmienić się w końcu wilka, ale uznałam, że to nie jest najlepsze rozwiązanie. Musiałam zacząć walczyć jako człowiek... czy też półczłowiek. Gdy tylko skończył swoją przemianę, zrobiłam krok w tył, a później powoli rozpędzając się, pobiegłam w jego stronę z mieczem w ręce. Po drodze wyrósł mi wilczy ogon. Odbiłam się od ziemi, przeskakując prawie nad nim (trochę obok) i z całej siły wbiłam miecz w kark, a później jeszcze uderzyłam ogonem w głowę, co już nie było najlepszym pomysłem. W miejscu, gdzie ode mnie oberwał, wyszła mu kość, która przebiła mój ogon na wylot. Wydałam z siebie zdławiony jęk i zacisnęłam pięści, a przy tym wbijając pazury w dłonie, żeby odwrócić swoją uwagę od ogona. Odrzucił mnie jednym ciosem, następnie podbiegł do mnie, jeszcze mnie podrzucając, a na koniec przebił na wylot za pomocą kości. Nie chciałam mu dawać zbyt dużej satysfakcji, więc nie okazywałam za bardzo bólu. Od czasu do czasu wydawałam z siebie ściszone piski, które przypominały skomlenie szczeniaka.
- Zawołaj lepiej Lili - Powiedział, co ja odebrałam bardziej jako groźbę
Cudem udało mi się podnieść, podpierając się o drzewo. Czułam zimny pot na czole. Chwiałam się i nie mogłam już zbyt długo utrzymywać równowagi, do tego kilka razy zdarzyło mi się pluć krwią. Widząc na jego twarzy uśmiech, posłałam mu groźne spojrzenie i cicho zawarczałam na niego.
- Jeśli nie zawołam to co... ? Po mnie? Zabijesz mnie? - Ostatnie słowa wypowiedziałam ostrzej, przez co zaczęłam kaszleć, krztusząc się krwią
- Przecież przedziurawiłem ci brzuch, zaraz zginiesz.. - Z jego twarzy nagle zniknął uśmiech
Było to dla mnie jakieś... zaskoczenie? Czując, że zaczyna mi się już powoli kręcić w głowie, opadłam na ziemię w geście poddania. Przed oczami miałam już czarne plamki. Pomimo, iż była osłabiona, udało mi się usłyszeć szelest liści, odwróciłam się w jego kierunki, a zza krzewów pojawiła się Liz, a zaraz za nią Lili.
- Było coś o zabijaniu się? - Liz zła natychmiast zwróciła się do Diszy
Lili natomiast krzywo patrzyła się to na mnie, to na Diszę, widząc nasz stan.
- Sporo mnie ominęło widzę... - Stwierdziała
- Podaj jej fiolkę. - Nakazał Disza
- Jaką fiolkę? - Zapytała się Liz
Również byłam ciekawa. Fioletowa wadera, jednak zignorowała go i podniosła mnie z ziemi. Skrzywiłam się, czując ostry ból wzdłuż kręgosłupa.
- Liz, weź z jej jaskini księżycową wodę... czy jakoś tak - Poleciła jej - Masz ją jeszcze co nie? - Zwróciła się do mnie
Pokręciłam głową.
- Ostatnio wykorzystałam ją na Brandy'ego... a może to była Lux...
- To idź i załatw kolejny zapas.
Powinnam rozważyć jej propozycję. Już od bardzo długiego czasu, go nie uzupełniałam. Disza podążał za Lili.
- Po naszej walce coś jej dałem - Odpowiedział w końcu, ale to wciąż nie wyjaśniało, co takiego jest w tej fiolce
Oparłam głowę na ramieniu Lili. Byliśmy już blisko jej jaskini. Trzymałam dłoń przy ustach, żeby nie pobrudzić jej bluzki.
Wadera weszła do pomieszczenia z w połowie uzupełnionymi zapasami. Położyła mnie na kanapie, a sama poszła czegoś szukać. Ja za ten czas starałam się ukryć ogon, ale zmęczenie i liczne rany mi na to nie pozwalały. Dziwne było i tak to, że jeszcze się w miarę trzymałam, choć oczy zaczynały mi się zamykać.
- Guzdracie się - Odezwał się Disza, podchodząc w moją stronę
Rozciął palec po kość, a z niego wypłynęła maź prosto do moich ust.
- Przełknij..
Nie kryjąc obrzydzenia, zrobiła to, co mi kazał.
- Ble... Co mi to da? - Zapytałam wciąż się krzywiąc
- Nie umrzesz, to jeden z moich sposób leczenia
W tym momencie podeszła to nas Lili, która miała już wszystko, czego szukała. Maź powoli zaczynała regenerować moje ciało i przywracała mi siły. Gdy spojrzałam na ogon, rana była już praktycznie zrośnięta, być może była to też zasługa wilkołaczych zdolności. Schowałam ogon, żeby pozbyć się wilczych elementów z ludzkiej postaci. Lili podała mi szklankę, po zapachu rozpoznałam, że jest w niej woda z odrobiną mięty. Podniosłam się do siadu i wzięłam ją od niej.
- Dziękuje - Uśmiechnęłam się i wzięłam łyk - Maź szybko działa - Dodałam po chwili
- Nie ma za co. - Lili odwzajemniła uśmiech, a później poszła poodkładać wszystko do szafek
- Osobista umiejętność, dlatego. - Disza również zregenerował się i wrócił do normalnego stanu...

~ Cześć, cześć! Wiem, że ten wpis powinien pojawić już tak w sumie w styczniu, więc to naprawdę duże opóźnienie, jednak szkoła jak i inne zajęcia robią swoje, a poza tym nie umiem opisywać walk, więc wyszło to pewnie bardzo słabo, ale mam nadzieję, że będzie mi to wybaczone.
Do następnego wpisu, jeśli wena i chęci innych pozwolą! ~

A teraz, Btano wam <3
(Piszę ten wpis po pierwszej w nocy)
 ~ Alfa Jessu