sobota, 10 września 2022

Nowa Era | Ogłoszenie

. . . --⠀⊹˙⋆༶⋆。⋆.°.✩┈┈┈┈┈∘┈┈┈┈┊𝒲𝒮𝒯Ę𝒫┊┈┈┈┈∘┈┈┈┈✩.°.⋆。⋆༶⋆˙⊹ -- . . .


Od dawien dawna było wiadomym, że Magiczna Wyspa, jak i cała Wataha Królewskiej Krwi nie będą już tym samym, co za czasów świetności, kiedy Club Marian funkcjonowało, a społeczność kwitła, budując mnóstwo niezapomnianych wspomnień.
Zainteresowanie magicznymi wilkami, jak i tym stylem rp powoli upadało.
Sama nie pomogłam rozwojowi naszej społeczności na dłuższą metę, będąc w klasie maturalnej i przeżywając później swoje prywatne rozterki oraz stres związany z egzaminami. Kto wie, może stalibyśmy teraz w innym miejscu, gdybym nie wycofała się z spraw administracyjnych oraz rp na kilka miesięcy? Nie ma co jednak płakać na rozlanym mlekiem i gdybać nad moimi priorytetami.

Kiedy myślałam, że aktywność oraz społeczność nasza powoli wstaje na nogi, życie postanowiło, że pokaże po raz kolejny, że nic nie może trwać wiecznie...

💙 Krótko o powstaniu bloga oraz discorda 💙

Może zacznę od przedstawienia w ogóle, jak to wszystko się zaczęło?
Nie będę zanudzać was szczegółami, jak dokładnie to wyglądało, bo to nie wykład z historii bloga ani nie taki jest mój cel na ten moment. Zwyczajnie, wydaję mi się, że każda z osób, która przetoczyła się przez to uniwersum dołożyła swoją cegiełkę na cały projekt, co pozwoliło brnąć wszystkiemu do przodu. Do momentu, gdzie stoi teraz. Wszystkim należą się podziękowania i wdzięczność za spędzone chwile, nieważne, jakie by były koniec końców.

Niech po każdym zostanie tu chociaż ślad.

Począwszy od osób, które są najmniej tego świadome, o ile w góle, i w większości zniknęli zanim blog się pojawił w swoim pierwszym wydaniu na onet.pl.
Roxanny, Kaia (Dany), Korry, Matiego, Perły, wilczycy Basi oraz wielu innych, których nicki ciężko mi przypomnieć sobie po takim czasie, z którymi zaczęły się początki kreowania nowej watahy na Club Marian.
Oczywiście też dla Laari, Kowu, Liz, Roxi - w tamtym czasie lwy z stada Liontaria.

Później skład naszej grupy, nawet tej administracyjnej, wielokrotnie się zmieniał.

Pierwotnie po wymarciu CM: Karess (Jessika), Liz, Lili, Qurou oraz Disza.
(Czasem towarzyszył nam Shad czy Nicof, czy Przemek do popisania różnych rp.)

Był to okres niezwykle mało wyrafinowanych żartów, przepychanek słownych, ale i nadal historii, których pisanie wspomina się z łezką w oku. Wszystko w okresie naszego dojrzewania mentalnego na Gadu Gadu. 
Jednak cała sielanka dobiegła końca w momencie aż zaczęły pojawiać się poważniejsze spięcia.
Rozpadliśmy się na dwie grupki - ta, która została z Qurou oraz ta, która postanowiła utrzymywać dalej kontakt z Diszą.

Tym sposobem nieco później już tylko Karess, Lili, Liz i Qurou stworzyli serwer na discordzie oraz fanpage nawiązujący do uniwersum z naszego starego, kochanego symulatora stania.

*Bambarabam. DźwiękWerbla.mp3*
Lecz i ten skład nie utrzymał się do końca. A to ci heca, nie?

Streszczając:
Na moment straciliśmy kontakt z Liz.
Później zerwaliśmy kompletnie kontakt z Qurou.
W międzyczasie nasz korektor prac na blogu - Tabi nas opuścił.
Przewinął się też naprawdę świetny moderator, z głową pełną pomysłów, jakim był Feiro. Wytrzymał z nami bardzo długo i naprawdę był odpowiednią chimerą na odpowiednim miejscu. Powtórzę swoje słowa, ale nadal miejmy nadzieję, że jeszcze kiedyś do nas wróci i zjaramy się razem w trakcie rp OwO
W pewnym etapie Lili przestała się udzielać aż odeszła całkowicie z projektu i naszej znajomości. Myślę, że nie muszę tłumaczyć jaki ogrom, nie tyle co tych przenośnych "cegiełek", a wykuła własnoręcznie z masy kamieni i końskiej mieszanki, fundamenty pod cały projekt.
W tym czasie Sparky dostał swój pierwszy awans i tak została nas głównie trójka - Ja, Sparky oraz Kacper (Fin) z pomocą Liz, ale i Kacper pewnego dnia opuścił nas bez słowa.



⊰⊹─────| Podsumowując! |─────⊹⊱ 

Mega się cieszę, że poznałam każdą z wymienionych wyżej osób, jak i tych, które wymienię poniżej. Z każdą miałam okazję zapisać osobną kartkę historii, której nie wyzbędę się pewnie nigdy.

Zwłaszcza Lili, bez której nie zaszłabym tak daleko. Ten blog, w ogóle by pewnie teraz nie istniał, bo uznałabym, że nie ma najmniejszego sensu bez przywódczego trójkąta spierdolenia umysłowego. Rety, pierwszy raz od około siedmiu lat postać mojej alfy została kompletnie osamotniona od dawnych znajomych. Praktycznie?
CZAICIE, ŻE NIEDŁUGO TEN BLOG MOŻE MIEĆ SWOJE 10-LECIE? I feel old, yet.

Nie mogę też nie wspomnieć o Kacprze. Z nikim mi się tak dawno nie pisało świetnie rp, jak wątek między postacią Jess i Fina. Nie tyle, co sam opis, wykreowanie, ale sposób w jaki Kacper prowadził swoją postać (hehe) jarała mnie za każdym razem, kiedy czytałam jego odpisy. Może jeszcze pewnego dnia, będziemy dogryzać sobie nawzajem znowu.

Oboje wyryli taki ślad w mojej pamięci i sercu, że wbrew zasad dotyczących niezgłoszenia odejścia postaci, które ustanowiliśmy - nie jestem w stanie ruszyć ich postaci. Ani uśmiercić, ani wrzucić do NPC. Myślę, że nikt nie dałby im tyle charakteru i są jak ich nieodłączny element. Źle bym się z tym czuła.

Nie będę mówić tylko o tych, których nie ma!

Liz i Bryśka, zawsze wspierały całe przedsięwzięcie i niekiedy potrafiły rozruszać nieco towarzystwo lub przysłowiowo "wynieść śmieci", kiedy ktoś się panoszył.
Z kolei Sparky nawet i bez rangi administracyjnej dbał o porządek i rozeznanie nowych osób, kiedy ja nie miałam na to wystarczająco czasu.

Dziękuję też Koperowi. Razem z Sparkim dawaliście dużą motywację, aby walczyć o aktywność i ciągnąć to rp do ostatniego, żywego discordowicza! 🙈😻

Poza tym, pozdrawiam:
Sarę, Maję, Nero, Izę, Zulę, Anię (Frost), Maksa, Srebrnego Lisa, Carly, Nilvena, Hyoko, Yuuki (Karis), Octavię, Nilę, Brandona

Ps. Shad, jak to czytasz, czekam na pierwszy tour w poszukiwaniu meneli.
Ps.2. NYLIA! Jak się czujesz w skali czerwonego jeża po wylewie? Byłaś może pod biedronką? Słyszałam, że ktoś tam wykitował.
I ten... Jessie we need to odratować serwer.


Mocne love dla całej obecnej moderacji. Nie zmieniajcie się 💗

Na tym chcę zakończyć tą przedłużającą się, nostalgiczną farsę, hah. Żeby rzeczywiście oddać wkład każdej osoby w istnienie tego role playu, musiałabym rzeczywiście poświęcić na to cały, osobny post. Tutaj zostawiam namiastkę.

 // Karess



. . . --⠀⊹˙⋆༶⋆。⋆.°.✩┈┈┈┈┈∘┈┈┈┈┊𝓝𝓞𝓦𝓐 𝓔𝓡𝓐┊┈┈┈┈∘┈┈┈┈✩.°.⋆。⋆༶⋆˙⊹ -- . . .


Wait.
Zaleciało pożegnaniem, prawda?

Wiecie...

Jednak ciężko byłoby zamknąć taki kawał czasu i historii oraz masę wysiłków, które zostały włożone, zarówno w wygląd, estetykę discorda, bloga, ale też funkcjonalność wszystkiego.
Chociaż nadal pozostawia wiele do życzenia. Może pora to zmienić?

Przejdźmy więc do sedna.

🐺 Czym jest tytułowa "Nowa Era"? 🐺

Jest to pomysł, który wciąż jest w trakcie realizacji.
Niestety nawet zaokrąglając nie umiem powiedzieć, kiedy wejdzie w życie, gdyż będzie to czasochłonne zajęcie i nawet nie wiemy jak zostanie przyjęte.

Z góry mówię cała "Nowa Era" nie przekreśla "Starej" - trochę, jakby to były równoległe, ale oddziałowujące na siebie światy, poprzez historię i mieszanie się postaci.

Przykład koncepcji:
Rasa volfów powoli staje się gatunkiem wymierającym - powód czysto genetyczny, to znaczy, mieszania się wilkołaków z magicznymi wilkami. Następstwem tego jest to, że watahy zaczynają mieć coraz mniejsze prawa bytu (co nie znaczy, że nie istnieją żadne), a zastępują je klany. Pojawiłaby się też nowa rasa pochodna, bardziej rozwinięta - pół ludzi, pół zwierząt (Coś na zasadzie zmiennokształtnych furry?).
Z czasem cała wyspa stała się niemal niezamieszkałym pustkowiem. Więcej działo by się na kontynencie. Dawałoby to możliwość na wdrążenie potomków obecnych postaci, lub nieco z updateowanie, niektórych długowiecznych postaci, które mogłyby dożyć takich czasów.



+ Informacja +

Rozważam poszukiwania przynajmniej dwójki moderatorów, którzy chcieliby przyczynić się do dalszego rozwoju.

✿ Osoba, która pomogłaby zająć się lore.

 Osoba, która przyjęłaby współopiekę nad blogiem i kartami postaci.



piątek, 9 września 2022

Wilcza Wiedźma | Part 3

Yalc nie musiał długo podążać, aby móc wyczuć obecność innego wilkokrwistego osobnika, który swoim bytem roztaczał dość nieprzyjazną oraz mało przystępną atmosferę. Wręcz była wyczuwalna od niego aura demoniczności znacznie większa niż u alfy. Można rzec, że porównywala była do brata bliźniaka Jessiki, który u boku demona spędził długie lata swojego życia, praktycznie od szczeniaka. Jednak wilki w stadzie zdążyły się już do tego przyzwyczaić i zaakceptować byłego członka watahy na powrót, gdyż przynajmniej sprawiał wrażenie sumiennie wywiązującego się z obowiązków. Tym razem jednak demoniczną część przytłaczała inna woń. Jego futro, a w aktualnym momencie ubranie, przesycone było aromatem krwi innej, żywej istoty, którą sklasyfikować by można do gatunku pół ludzi, pół zwierzęcych. Sam lycantrop, należący do nadziemnej części zwiadu Watahy Królewskiej Krwi, sprawiał wrażenie, jakby nie był w pełni tego świadom. Czy coś wydarzyło się w trakcie jego wieczornej zmiany, o czym nie miał okazji, a może i nie chciał informować alfę? Celowo kogoś zaatakował, być może nawet zabił, a może był to wypadek? Drugą wonią bijącą od Luke'a był mocny aromat jaśminu, który odrobinę maskował zapach krwi dla mniej czułych nosów. Aktualnie znajdował się w pół śnie, w ludzkiej postaci. Niby zdawał się wypoczywać przed swoją kolejną, harmonogramową zmianą, a jednak leżąc skrytym w tej części lasu miał na oku cały czas fragment granicy od strony wzgórza. Trochę, jakby jego praca nigdy nie miała końca.
Yalc wspiął się po najbliższym drzewie, żeby rozejrzeć się po okolicy. Nie musiał długo szukać żeby zobaczyć członka watahy który prawdopodobnie spał. . Mocna woń krwi tłumiona przez... Jaśmin? Mocno niepokoiło to basiora.  Coś się musiało stać inaczej nie byłoby czuć od niego krwi jednak wilkołak nic nie mówił alfie. W końcu po chwili postanowił że zrobi Luke'owi małą spowiedź.
 - Luke! - Zawołał by wilkołak się zbudził i zaraz po tym zeskoczył na ziemię.
Jego sen, choć regenerujący, był bardzo płytki. Również z pewnej odległości poczuł zapach towarzysza z watahy, lecz nie było to dla niego niczym alarmującym do momentu, kiedy zawołał go po imieniu. Najpierw otworzył jedno oko, rozglądając się za źródłem głosu. Kiedy zobaczył, że Yalc zdecydowanie zbliża się do niego, poprawił swoją pozycję siedzącą, wygodniej podpierając się o drzewo. Jedno kolano miał zgięte i na nim opierał rękę w oczekiwaniu. Skłonił się delikatnym skinieniem głowy, gdy Yalc był już obok niego. W zamierzeniu miał być to miły gest, biorąc pod uwagę ważną rolę nadaną mu przez alfę, choć w gestach Luke'a najpewniej wyglądał bardziej teatralnie i komicznie.
- Słucham cię. Coś się wydarzyło czy przyszedłeś na małą pogawędkę? - Postanowił, że sam zada pytanie nim uprzedzi go Yalc.
Wyprostował się patrząc jak wilkołak się skłania. Prześledził ciało członka watahy wzrokiem. Nie zauważył nic wartego uwagi więc odpuścił szukanie odpowiedzi bez zadawania pytań. Rzeczywiście w tamtym momencie, na pierwszy rzut oka, próżno było szukać poszlak z zewnątrz na ciele Luke'a. Nie oznaczało to jednak, że takowych nie było w ogóle. Chociaż jest z niego basior zaprawiony w w licznych bojach, najczęściej bezsensownych starciach, o czym świadczyć mogą stare już blizny na dłoniach, nie jest nieposkromiony i kolekcjonuje wiele ran. Z swoich doświadczeń, przeważnie potrafi zlekceważyć przeciwnika, jak i rany, które mu zostają zadawane, o ile nie są szczególnie poważne; chyba, że zbyt nakarmi swojego demona krwią. Jednak świeże zadrapania skryte były pod jego ubiorem na brzuchu i plecach.
- Wiesz, że raczej nie przyszedłbym gdyby nic się nie wydarzyło.- Odpowiedział spokojnym tonem.
Gdy wypowiedział te słowa Aki znikąd wylądowała na grzbiecie Yalca. Ten powoli odwrócił głowę w stronę kruka posłał towarzyszce delikatny uśmiech po czym znów skierował wzrok w stronę Luke'a równie powolnie.
- Oczywiście, nie bez powodu alfa wybrała twój nos na głowę całego zwiadu. - Zwrócił się w odpowiedzi na słowa Yalca. Założył ręce za głowę, pozwalając sobie na rozluźnienie się. Wykonując ten ruch, przymknął jednocześnie chwilowo oczy, a na jego twarzy pojawił się uśmieszek, ciężki to rozszyfrowania i dla kogoś nieznającego mężczyzny mógł wyglądać nawet na kpiący, kiedy miał zamiar wypowiedzieć następujące słowa; "Ale nawet najlepsi się mylą. Mam tutaj oko na wszystko". Otworzył jedno oko, żeby móc obserwować posturę ciała i reakcję volfa, pozwalając części słów już wypłynąć. Przerwał jednak w połowie. Pojawienie się kruka i nagła gadatliwość z strony Yalca wybiła mężczyznę z rytmu. Zdawało się, jakby kruk sam w sobie mu o czymś przypominał, dawne dzieje, które pogrzebał gdzieś w swojej pamięci. Wizja szybko zniknęła, kiedy skupił się na słowach swojego rozmówcy. Pomysł był sam w sobie na tyle innowacyjny, że nie ukrywał aprobaty z swojej strony, ale czy to znaczy, że wykonalny? Dotknął się jedną dłonią w miejscu, gdzie w wilczym ciele wyrastały by mu skrzydła. Sam już w końcu został wilkiem na posyłki, a każda kolejna pożarta dusza napędzała go do obowiązków. 
-Wiesz co... Jednak troszkę pogawędzimy bo to fascynujące. Ona jest w stanie znikąd tak się pojawić. Widzisz jej rasa znalazła sposób na podróżowanie pomiędzy wymiarami tak żeby móc się teleportować w konkretne miejsce. Dlatego ona przylatuje na każde zawołanie w kilka sekund niezależnie od wszystkiego. Gdybyśmy odkryli jak to robić to bylibyśmy nienamierzani i skuteczni za każdym razem w wykonywaniu naszych obowiązków albo obronie innych. + Szybkie westchnięcie ze strony volfa na chwilę przerwało monolog. -Dobra koniec pogawędki. Czuję krew tłumioną dość przez inny zapach wiesz coś o tym? - Na razie nie wyciągał pochopnych wniosków zobaczył jak mu odpowie wilkołak.
 - Ciekawa wizja druhu, ale najpewniej mało prawdopodobna. - Odparł. - Ten kruk jest niewielki, a jego kości są bardzo lekkie. Wyobraź sobie, ile jedno śmignięcie kosztowałaby wilka? - Postanowił zostawić kolejne pole do namysłu dla towarzysza. - Nie sądzę, że byłoby to tak efektywne, jak w jej wypadku. - Mówiąc to, kiwnął głową w kierunku kruka. Zaraz później zmrużył oczy, rozważając pytanie, które zadał mu Głównodowodzący. - Czy krew u zwiadowcy jest czymś dziwnym? - Obrócił się profilem do rozmówcy i postukał palcem w brodę, jakby samemu się nad tym zastanawiając. Z tym ruchem sam skupił swój węch na własnym ubiorze. Oczy mu się rozszerzyły, kiedy rzeczywiście uświadomił sobie, że nosi zapach jakiegoś pół zwierzęcia, dając podejrzane sygnały co do swoich intencji. - Miałem ewidentnie ciężką noc z jednym intruzem, który niezbyt chciał zobaczyć się z alfą - Dodał. Tyle przynajmniej pamiętam, dopowiedział już w myślach.
- Niestety, ale póki co niewiele wiem na ten temat. Jedna z rzeczy którą udało mi się ustalić to to że istnieje wymiar o którym jeszcze nie wiemy. Nazwałem go roboczo "droga ekspresowa". Wiem bardzo pomysłowe. - Uśmiechnął się delikatnie. - Może ktoś z tych członków watahy którzy pisali księgi wiedział coś o nim? No ale do ksiąg nie zaglądałem. - Widział księgi w domu alfy. Może powinien do nich zajrzeć? Nie odpowiadał na pytania wilkołaka bo uznał je za pytania retoryczne. - Może nieefektywne może efektywne. Nie mam pojęcia. - Czekał spokojnie, gdy Luke zmrużył oczy wpatrując się raz na niego a raz na otoczenie. - Krew którą czuć z daleka to raczej powód do obaw... -Odparł.  -Szczególnie jeśli coś innego próbuje tłumić ten zapach. - Zauważył że wilkołak zaczął coś wąchać ale udawał że umknęło to mu. -Jakim intruzem? Powiedz mi coś o nim więcej. - Widocznie zaniepokoił się tą sytuacją. Najpierw ludzie porywający kogoś z watahy teraz intruz... Zapowiadają się niespokojne czasy.
- Wymiarów jest mnóstwo, tych otwartych, jak i zamkniętych dla intruzów, pewnie jeszcze o nie jednym się dowiemy z czasem. - Rozpoczął swoją wypowiedź, spoglądając w górę na poranne słońce, przebijające się między liśćmi. Letnie promienie ledwo docierały do nich, przebijając się przez gąszcz drzew. Mimo to pozostawiały przyjemne wrażenie, pomimo złowieszczych intencji i sąd wobec Wilczej Wiedźmy, które niedługo miały odbyć się w Canis Lupus. - Nie mniej, to dobrze, że masz cel w życiu. Trzeba wytyczać nowe ścieżki. - Mówiąc to, skierował swoje spojrzenie na Yalca. Na jego pysku ciężko było uświadczyć szczery uśmiech odkąd pierwszy raz opuścił watahę i stracił kontakt z stadem Dnia i Nocy. Ale nie biła z jego oczu kompletna obojętność wobec dumy i marzeń rozmówcy. - W kwestii lektur pewnie najlepiej się kierować do osoby, która jest z tym stadem od samego początku.

Postanowił zakończyć tym sposobem aktualny temat. Nie musiał nawet wypowiadać żadnego imienia, każdy kto choć trochę zagłębiał się w relacje i interesował jego członkami ten znał choć minimalnie drogę, jaką musiała przebyć alfa, wierna do samego końca towarzyszka Roxanny, jeszcze zanim grupa kompletnie obcych sobie wilków nazwała się watahą. Wracając do tematu krwi, ciało wilkołaka znów się spięło, próbując przypomnieć sobie wydarzenia minionej nocy.
 - Nie wyglądał na groźnego.. Był bardziej naprawdę głupi, ignorował prawo terytorialne i korzystał z dóbr łowieckich.. - Rozpoczął krótki opis. - Rudy zmiennokształtny z gatunku lisów. Wygadał, jakby był przywiązany do życia jak ludzie, mało tego, jak burżuj z okrętu. - Kontynuował swoją opowieść. - Po długiej dyskusji poszedłem z nim szukać alfy, z którą mógłby dyskutować o schronieniu lub pomocy, ale nie zastaliśmy jej, bety ani ciebie - Wymieniając "betę" jego ślepia na chwilę się zważyły, sugerując, że on podejrzewa to, że nie mówią im czegoś z alfą od pewnego czasu odnośnie jej nieobecności wśród stada. - Z czasem chciał się panoszyć dalej.. To naprawdę była długa.. noc.. - Kończąc skrótową opowiastkę jego spojrzenie było skupione na ziemi. Brzmiał pewnie, choć nie mógł przytoczyć dokładnych szczegółów. Musiał intensywnie myśleć, żeby wydobyć strzępki z swojej pamięci. Nie pamiętał samej walki, ale sam obudził się rano z rudym futrem między pazurami.
Yalc przytaknął na słowa wilkołaka. Doskonale o tym wiedział przez jego podróże gdy dawniej odłączył się od watahy. Wtedy zresztą poznał swojego kruka: Aki. Towarzyszyła mu od bardzo dawna i oboje zdążyli przywiązać się do siebie nawzajem
- Nie nazwałbym tego celem w życiu, a bardziej zagadką do rozwiązania. -Znowu przytaknął Luke'owi. Zanotował sobie w pamięci żeby spytać o to alfę i przypomniał sobie o swoim zadaniu które przerwał żeby zbadać sytuację. - Ok rozumiem. Powiedz o tym alfie i... Uważaj na siebie. - Powiedział, bo czas się kurczył, a dni Wilczej Wiedźmy mogły być już policzone. Z każdą chwilą stojąc tu narażał ją na śmierć.- A tymczasem do następnego. - Kończąc szybko rozmowę wskoczył zgrabnie niczym kot na drzewo i popędził skacząc z jednego na drugie w stronę wioski.
Luke nie miał nawet czasu zapytać, dokąd się spieszył tak bardzo volf, ponieważ ten zniknął w koronie drzew. Słyszał tylko po odgłosach drapanego przez pazury drewna i ocierających się o siebie liściach, jak szybko oddalał się w kierunku ludzkich siedlisk. Pozostawił mu po sobie jedynie ślad w postaci drobnego, skrętnego nasiona, które strząsnął z drzewa wraz z swoim skokiem. Z wyciągniętą dłonią obserwował jak powoli znajduje się coraz niżej. Nigdzie mu się nie spieszyło. Nikt nigdy nie gonił go z przekazem informacji. Z resztą był pewien, że przepędził intruza, który i tak nie robił za większe zagrożenie.
- Oczywiście. Zawsze uważam. - Mruknął w odpowiedzi do samego siebie.
Dlatego musiał też dobrze zastanowić się, co powinien zrobić. Alfa zapewne chciałaby wycisnąć z niego wszelkie możliwe informacje na temat lisa, do ostatniej kropli. Natomiast on sam wciąż niewiele pamiętał z ubiegłej nocy. A po co ja się przyznawać do zaników pamięci i swoich własnych problemów? Zapomniał już jakie życie w stadzie jest frustrujące. Zasady i podporządkowywanie się innym, żadnych informacji zachowanych dla siebie... Udręka, pomimo wielu dogodności.
- W każdym razie, nie wszyscy jak widać są ostrożni.. - Zakręcił między palcami nasionkiem, mając na myśli zwiadowcę pędzącego na złamanie karku.
Nie wyglądało to na zwykły, rutynowy obchód. W zaciekawieniu ślepia błysnęły mu odcieniami czerwieni, a wewnętrzny demon szczerzył kły w oczekiwaniu na rozwój zdarzeń. Udać się do alfy od razu, a może jeszcze zobaczyć co dzieje się w wiosce?



Wilcza Wiedźma | Part 2


Kiedy obcy zapach rozniósł się od wyjścia z tunelu, jedna z wader zagoniła swoje szczeniaki do jaskini. Lecz te i tak wystawiały łby zaciekawione przybyciem kogoś nowego. Głównie Nikita, jej brat chował się za nią, podpytując, co się dzieje na polanie. Liz z znajdowała się obok zejścia do jaskini Maksa. Znajdowała się w ludzkiej postaci z powodu raczej osłabienia niż swojego kaprysu. Mimo to opierając się o kamień, wyraźnie wykłócała o coś z czarno-pomarańczowym, skrzydlatym basiorem.
- Wiesz, samoocena jest istotnym elementem.... Tak samo jak ważny jest umiar. - Alfa odpowiedziała, podążając za Finem. Później sama zamilkła, nie ufając sobie, że nie zarzuci go kolejną uszczypliwością.
- Może tak, może nie. Sama się przekonasz, tak czy inaczej mam dla ciebie przyjacielską radę. - Spojrzał w stronę ciekawskich szczeniaków, jakby kierując swe słowa bardziej do nich, niż do Alfy. - Nigdy nie lekceważ oponenta.
Powiodła za jego spojrzeniem. Wkrótce później szara wadera zabrała w głąb wejścia. Bądź co bądź niedługo się ściemni. Dzisiejsza wyprawa zajęła im cały dzień. Przyjęła jego cenną radę do siebie, ale nie zdążyła nawet podziękować, gdyż pod koniec tych słów, Yalc znowu źle się poczuł i upadł, no może nie całkowicie gdyż Fin odrobinę go przytrzymał, co i tak było wbrew jego naturze. Prawdopodobnie powodem było wycieńczenie albo stres, albo wszystko naraz. Nie był w stanie się podnieść tak, jakby coś go uziemiło. Również chciała doskoczyć do Yalca, lecz była z tyłu i Fin ją uprzedził.
- A teraz weźmiesz swojego lokaja? Czy mam tak z nim stać? - Starał się przekuć swoją złośliwość w żart, choć nie wychodziło mu to zbyt dobrze.
 - Yalc, jak się czujesz? - Zapytała i pomogła z przytrzymaniem go. Czuła jak ciało basiora jest bezwładne w tym momencie i ciężko by sam doszedł do jej jaskini. - Rozumiem, że Yalc jest świetnym basiorem i możesz go tak obejmować do rana, ale proponowałabym znalezienie miejsca na odpoczynek. - Wypowiadając te słowa wskazała na Jaskinię Frost.  Była wolna, chociaż nieco chłodna, ale ciężko byłoby przeprawiać Yalca w tym stanie przez tunele na Wilcze Wzgórze. Basiorowi wydawało się że ktoś do niego mówi jednak nie był w stanie zrozumieć co znaczyły te słowa. Wiedział jedynie że zaraz może mu się pogorszyć. Wymamrotał coś ale nie było to dla reszty zrozumiałe. Widział tyle co nic wszystko było rozmazane. Stracił też kontrole nad własnym ciałem. Nie był w stanie się choć odrobinę podnieść. Czuł jedynie że ktoś go trzyma i że nie rąbnął na ziemię
- Nie dzięki, ostatnią rzeczą którą teraz zrobię to wejdę z tobą do jakiejś jaskini. Bo, o ile wiesz, nie mam z tym przyjemnych wspomnień. Weź go ze sobą, a ja nie wiem... Znajdę sobie tu jakieś zajęcie. - Rzekł, najchętniej zostawiłby tą dwójkę z ich problemami. No, ale jak już wcześniej ustalił nie do końca mógł sobie na to pozwolić.
- Ewentualnie tu zaczekam... Albo się rozejrzę. - Dodał.
Słuchając bełkotu Yalca, alfa zdawała się odkrywać emocje, którymi były troska i zmartwienie o zdrowie jednego z bliższych jej wilków. Przygasło to, kiedy na powrót odezwała się do Fina.
 - Świetnie. - Skwitowała.
Nie uśmiechało jej się ani trochę zostawianie obcej osoby bez nadzoru, ale nie miała siły przy tym wszczynać o to awantury. Musiała jak najszybciej zabrać półprzytomnego volfa do schronienia, żeby sprawdzić jego stan.
 - W takim razie poproszę cię, żebyś tu grzecznie zaczekał aż wrócę. - Spróbowała przejąć od niego volfa, chociaż wiedziała, że pod względem siły fizycznej zajmuje niskie miejsce w rankingu stada, a bezwładny basior był jeszcze cięższy. Dlatego w między czasie zwróciła się w stronę Maksa o pomoc. Maks zbliżył się do nich wyraźnie zadowolony z faktu, że nie musi już towarzyszyć Liz. Zrobił z jej kostką już i tak co tylko był w stanie. Widać jeszcze było zmęczenie na jego pysku po rozmowie. Najwyraźniej złośliwości i przepychanki słowne były umiejętnością przekazywaną wśród rodziny alf, chociaż nie łączyły ich żadne geny. Maks posłał przelotne spojrzenie Finowi, gdyż alfa od razu poinformowała go o sytuacji. Tak więc nie miał za bardzo możliwości na żadne głupie żarciki.
-,,Zaczekaj tu grzecznie aż wrócę", pfffff. Cholerna księżniczka. - Mruknął pod nosem, pozostając przed wejściem do jaskini. 
 - Robię jedynie to, co muszę. - Mruknęła cicho w odpowiedzi, nie licząc nawet, że chłopak ją usłyszy i przeszła wraz z Maksem, który pomagał jej nieść Yalca do środka jaskini.
Cóż, nie miał nic szczególnego do roboty oprócz czekania, tak więc chcąc czy nie chcąc ziścił jej prośbę. W międzyczasie zajął się jednak rozmyślaniem... A z uwagi na to że długo nie ingerował w sprawy watahy i okolic miał o czym. Zaczynając od Bety... Gdzie ona jest? Co się stało? Co się teraz stanie? Na te pytanie nie mógł teraz uzyskać odpowiedzi. No nic, pozostało czekać i mieć nadzieję że trawa którą obecnie przypalał nie stanie się większym pożarem. Bo jak to się mówi ,,bez ryzyka nie ma zabawy".  Lecz spokój Fina nie trwał długo, gdyż w jego stronę zaczęła kuśtykać białowłosa dziewczyna, której nuda zaczęła doskwierać po odejściu basiora. Można by rzecz, że być może tym skazał się samodzielnie na gorsze tortury niż obecność samej alfy. Teoretycznie nie chciał zwrócić na nią szczególnej uwagi, w praktyce jednak ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem.
- Mogę wiedzieć czego chcesz? - Zaczął, próbując zaangażować się jakoś w rozmowę.
Za pewne irytująca, ale lepsze to niż samotne rozmyślania, do których z resztą był już przyzwyczajony. A kto wie, może dowie się czegoś ciekawego.
Skrzyżowała dłonie na sposób, jak często przedrzeźniała alfę, kiedy ta ją upominała o coś. Przy tym geście o mało się nie przewróciła, przechylając się na skręconą kostkę. Skrzywiła się trochę z bólu, ale udała, że nic się nie wydarzyło i dumnie wyprostowała się.
- Mogę wiedzieć kim jesteś? - Powtórzyła jego sposób wypowiedzi.
- Fin. - Odpowiedział najbardziej lakonicznie, jak tylko się dało, w następstwie odbijając piłeczkę. - Jeszcze raz spytam. Czego chcesz? I czy naprawdę jest to tak istotne, żeby przeciążać swoją nogę? - Spytał, przyglądając się jej dumnej, acz udawanej postawie.
Młoda alda oparła się dłonią o ścianę lodowej jaskini, dzięki czemu mogła dać chwilę wytchnienia kostce.
- Właściwie.. nie. - Przyznała. - Niby mam się oszczędzać, ale matka zabrała mi jedyną rozrywkę pod łapą. - Mówiąc to spojrzała na wejście do jaskini Frost, jakby była oburzona. - Co się.. - Nagle jej szare komórki przeszły w tryb intensywniejszego przyswajania faktów. - Oh.. Jesteś może kochankiem mojej ciotki?
Ledwo wstrzymał się przed parsknięciem na jej słowa.
- Czy ty masz w ogóle dziewczyno pojęcie jak mało mi to mówi??? Dla mnie jesteś kolejną randomową osobą, który prędzej czy później trafi pod nóż. - Stwierdził wyraźnie ją lekceważąc, a tym samym wracając do bardziej pasjonującego przypalania roślinności. - Jeśli chcesz pogadać mów jaśniej.
Zdawało się, jakby młoda w ogóle nie przejęła się tym, że ktoś mógłby jej zagrozić nożem.
- Oh, no weź. Lili coś musiała wspomnieć o wspaniałym bachorze, przez którego ta wataha omal nie umarła.. 
W tym momencie zaczęła sobie w głowie wyliczać ile to razy sprowadziła jakieś nieszczęście na betę czy alfę. Widać to było jedynie po tym, że przebierała palcami, żeby się nie pogubić. W pewnym momencie przerwała, kiedy woń dymu zrobiła się dla niej zbyt gryząca.
- ... Ty wiesz, że ci się coś pod tyłkiem pali, nie? - Wypaliła wprost.
- Tak. - Odparł krótko, a mały płomyczek zamienił się w płomienny okrąg oddzielający go od dziewczyny. - Nie, nie wspominała. Zwykle uciekała na mój widok, raz nawet poślizgnęła się na wzgórzu. No i całkiem nieźle strzelała z łuku... ale o irytującym bachorze jakoś nie raczyła wspomnieć. - Zaczął wymieniać z uśmiechem na twarzy, a gdy skończył oparł się o płonący pień, jednocześnie przymykając oczy z uwagi na to że ogień zupełnie mu nie wadził. - Chcesz czegoś jeszcze? Czy może dalej będzie mnie prowokować i się przy okazji poparzysz? - Rzucił lekko podirytowany, acz ciągle spokojny.
- Uwielbiam ryzyko. - Stwierdziła bez cienia zawahania w głosie, tylko odrobinę odsuwając się w tył, żeby ogień nie zaczepił o jej ubrania. - Ty chyba również, co? - Spojrzała nad jego głowę, gdzie pojawiła się drobna chmurka, z której zaczął poruszyć śnieg prosto na niego. - Ochłoń trochę, twojej gorącej wadery tu nie ma. - Zażartowała. Uśmiech, kiedy opowiadał o becie nie umknął jej uwadze. Nie bez powodu poza niszczeniem rzecz jasna, wataha kojarzyła ją jako upierdliwą "shipperkę".
Gdy tylko śnieg opadł z miejsca się roztopił, pozostawiając chłopaka z mokrymi włosami i przygaszonym spojrzeniem. Płomienie również nie pozostały obojętne, gdyż znacznie spadł ich zasięg a także temperatura.
- Nie mam pojęcia jak ty to robisz... jednocześnie jesteś wkurzająca, a z drugiej strony niewinna i urocza. Aż prawie nie mam ochoty skręcić ci karku... Eghem... Prawie. - Dodał żartobliwym tonem który również mu się udzielił. - Apropos gorącej wadery, nie wiesz gdzie ona jest? - Spytał nie ukrywając już żywego zainteresowania jej odpowiedzią.
- Ooo. Jesteś naprawdę kochany. - Przybrała cukrowy głosik. - Dawno nie słyszałam tak miłego komplementu! Aż prawie nie mam ochoty zrobić z ciebie lodowej rzeźby.. ekhem.. - Uśmiechnęła się niewinnie i już później powróciła do normy z barwą swojego głosu. Powiodła wzrokiem w ciemność polany. - A któż ją wie. Najwidoczniej ma swoje sprawy. - Wzruszyła ramionami, ale w jej oczach mógł dostrzec smutek. Mała chmurka, którą stworzyła Liz zaczęła mocniej poruszyć i odrobinę poszarzała, wizualizując jej samopoczucia. Ona również chciałaby móc znowu rzucić się na waderę. - Wygląda na to, że Daiki w coś ją wciągnął. A przynajmniej i on zniknął tego samego dnia. - Ugryzła się w język... dosłownie, przez co wydobył się z jej ust ledwo słyszalny skowyt. Czy Jessika będzie zła, że zdradza takie informacje?
- Co wy macie z tymi lodowymi rzeźbami? Już chyba trzeci albo czwarty raz to słyszę, a co zabawne już trzeci albo czwarty raz wiem, że nic nie możecie mi zrobić. Najwyżej oblać wodą i przy okazji narazić się na zwęglenie. -Cciężko było nie wyczuć zmęczenia i irytacji w jego głosie, a mimo to czuł się pewnie w tym co mówił. Tym nie mniej wolał skupić się na dalszej, przepełnionej smutkiem wypowiedzi. - Daiki?- Powtórzył za nią zrywając się tym samym z miejsca. - Gdzie go znajdę?- Spytał bezpośrednio podchodząc do dziewczyny.
Wraz z jego nagłą reakcją, zastanawiała się czy aby na pewno nie lepiej było przemilczeć tego faktu.. albo w ogóle zostać na swoim miejscu i odpoczywać jak nakazał jej medyk. Cofnęła się w tył o krok.
- Em.. - Zawahała, a jej ton głosu nagle zrobił się o kilka decybeli cichszy. - Nie wiem.. To zawsze była tajemnicza postać. - Po chwili obserwacji wyrazu twarzy mężczyzny dodała. - Jak to wilki władające cieniem.. No wiesz, nieuchwytne? - Uśmiechnęła się niewinnie, mając nadzieję, że Fin da jej spokój, kątem oka zerkając w stronę wejścia do jaskini, gdzie zajmowali się Yalciem.
- Co się stało? Czyżbyś się przestraszyła? - Spytał z żywą satysfakcją w głosie, jak drapieżnik wyczuwając bijącą od niej niepewność, a także zakłopotanie. I jak drapieżnik stale dotrzymywał jej niepewnego korku. - Pozwól że coś ci powiem...
W tym momencie położył dłoń na jej ramieniu, a ciepło zaczęło rozchodzić się po jej całym ciele. Nie było to jednak nieprzyjemny, parzący dotyk. Raczej coś co nie pozostawi po sobie żadnego śladu.
- ... Jeden, jesteś bardzo odważna, ale lekkomyślna. Dwa, naprawdę powinnaś uważać do kogo podchodzisz, szczególnie jeżeli ten ktoś dla zabicia czasu bawi się ogniem. Mimo wszystko dzięki za... pogawędkę. - Uśmiechnął się odrobinę przerażająco. Odrobinę, gdyż wolał powstrzymać się od jakichkolwiek gwałtownych ruchów, które mógłby sprowadzić mu na głowę cała watahę, nie ważne w jakim teraz jest stanie. Jego wyraz twarzy stał się spokojniejszy, gdy tylko w zabierał dłoń z ramienia dziewczyny. - Trzy... Idź się położyć, nie możesz przecież przeciążyć tej kostki. Bo wiesz... Lepiej, żebyś była w pełni sił przy naszym następnym spotkaniu .- Była to swego rodzaju groźba... A może rodzaj troski? Ciężko powiedzieć, gdyż do tej pory Fin nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji. Nigdy też nie dotrzymywał obietnic...
Wstrzymała się od wpadnięcia do pozostałych. Kiedy zwrócił uwagę na jej strach, postanowiła spojrzeć mu prosto w oczy, pomimo niepokojącej aury, jaką zaczął rozsiewać.
 - Czy to źle, że staram się utrzymać dystans pomiędzy podejrzaną pochodnią, którą sprowadziła nam matka na teren watahy? - Zabrzmiała bardziej stanowczo, choć nie pozbyła się w pełni niepewności z swojego głosu.
Bała się obcego na swoim terenie? Bardziej tego, że zdradza swego rodzaju poufne informacje, choć.. być może jego trochę też. Utrzymywanie kontaktu wzrokowego nie było najłatwiejsze. Cofnęła się jeszcze rok w tyłu i skrzywiła na jego dotyk. Postanowiła jednak, że wysłucha go w ciszy.
- Nie ma sprawy, cieszę się, że mogłam znaleźć sobie tak urocze towarzystwo. - Odpowiedziała, kiedy skończył. - Oraz dziękuję za troskę. Mam też coś dla ciebie.. Sam mógłbyś zacząć uważać na to gdzie wojujesz swoimi płomieniami. - Poradziła mu na koniec.
Chciała się obrócić obrazując teren watahy, lecz jedynie wykonała tylko drobny ruch ręką zważywszy na kostkę, po czym zaczęła kuśtykać w stronę jaskini, w której mogłaby odpocząć. Powrót do żmudnego czekania... Dla kogoś takiego jak on czekanie było czymś naturalnym. Czymś za czym podąża jakaś szansa. Czy to na znalezienie jedzenie, czy to na odrobinę rozrywki. 

Tylko... Na co teraz czekał? Na powrót upierdliwej Alfy? Po co? Dla durnej obietnicy złożonej kobiecie, której pewnie już nie zobaczy? Co się z nią stało?

Wtem w oddali dojrzał kształt przypominający jelenia przechadzającego się na skraju doliny. Szansa na jego upolowanie była nikła... Za duży dystans, za mało roślinności by się ukryć. Jednakże perspektywa spędzenia kolejnej sekundy na wykonywaniu czyjegoś polecenia popchnęła go do dalszych działań.
- A pieprzyć to.
Wstał z popielonego pnia, chwycił łuk w dłoń i ruszył śladem zwierzyny. A to że Alfa nie będzie zadowolona z jego zniknięcia? Cóż, to nawet lepiej. W końcu może być już tylko ciekawiej.


~ *** ~

Yalc poczuł chłód. Całkiem nostalgiczny chłód. Czy był on właśnie w tej jaskini? Może. Kolory się zgadzały. Może rzeczywiście był w tej jaskini. Jaskini jego mentorki nauczycielki i... mamy? Cóż co jak co ale Frost wychowała Yalca..


Jessika pozostawiła Yalca z towarzystwem medyka, który co jakiś czas starał się podbudować jego siły. Z resztą i tak planowała wrócić za niedługo, nawet, jeżeli zamarzała w tamtej jaskini na kość to chciała dotrzymać volfowi towarzystwa, choć sobie spał. Musiała tylko upewnić, że pewien piroman pozostał na swoim miejscu. Kiedy tylko przekraczała próg jaskini doszedł ją zapach spalenizny.
- Kto by się tego spodziewał.. - Mruknęła pod nosem, kiedy jedynym co świadczyło o nie tak dawnej obecności wilkołaka był nadpalony pień. - A liczyłam na spokojną noc. 
O ile spokojną nocą można było nazwać dalsze martwienie się już nie tylko powrotem Lili, ale też i jej bliźniaka. Złapanie tropu nie było wybitnie trudne, udała się za zapachem dymu, który przesiąknął nieco ubrania Fina. 

~ *** ~

Samo ocknięcie się na skraju polany zajęło jej dłuższą chwilę. Przejechała dłonią po podłożu, zgarniając między palce drobne źdźbła trawy, część z nich wyrywając wraz z pociągnięciem, choć nie starała się użyć siły. Powoli otworzyła swoje ślepia i skierowała spojrzenie na dłoń, zaciśniętą w pięść, przyglądając się wystającym z niej, zielonym skrawkom. Następnie dopiero rozejrzała się dookoła. Znajdowała się w ludzkiej postaci, kawałek od swojej jaskini, dokładniej gdzieś na skraju doliny. Do tego bez żadnego wsparcia, ochrony.. Rzadko spotykana sytuacja, ale jaka niezwykle komfortowa. Samotność czasem jej służyła, lecz tym razem po chwili pojawiło się ukłucie w sercu. No tak, Lili wciąż nie wróciła, a ona wciąż nie myślała szukać nowej bety dla stada. Pozwoliła sobie na chwilę słabości, podsuwając kolana pod klatkę piersiową oraz uwalniając strużkę łez, kiedy nikt nie był w stanie jej zobaczyć. Leżąc w ten sposób w końcu jej myśli wróciły na tor tego, co działo się poprzedniego dnia. Miała szukać Fina. Błąkał się bez jej zezwolenia po terenie... No, właściwie z częściowym jej zezwoleniem, jakby się tak nad tym rozdrabniać. Szła jego śladem do później nocy, kiedy zapach rozpłynął się w powietrzu. Westchnęła. Czy właśnie przepaściła ostatnią szansę, żeby odnaleźć zagubioną przyjaciółkę? Przekręciła się na plecy. Musiała dłonią zasłonić nieco oczy, żeby słoneczne światło nie raziło ją tak bardzo. Musiała być bardzo wykończona po tych poszukiwaniach i spać mocnym snem, skoro słońce jest tak wysoko, a wszechobecny gorąc dalej o sobie znak. "Wioska", "Stellius" - dwa obrazy szybko pojawiły się jej przed oczami, co sprawiło, że momentalnie przekręciła się na brzuch i zerwała z podłoża.
Już po kilku sekundach swojego biegu przybrała wygodniejszą i dużo bardziej znajomą jej formę. Będąc w swojej czworonożnej postaci, zaczęła szybciej przebierać łapami, pędząc w kierunku jaskini, w której zostawiła Yalca pod opieką medyka. Co prawda nie w pełni kompetentnego, ale zawsze posiadającego lepsze zdolności niż ona sama mogła zapewnić poszkodowanemu. Mimo iż jej cel był jasny na ten moment, wciąż miała głowę w chmurach, skupiając się na setkach innych spraw, jak.. co takiego mógł wykombinować tamten podejrzany lycan? Czemu beta wciąż się nie pojawiała na terenach watahy? Co jeśli.. stado może znowu się posypać? Wilk za wilkiem i znów zostanie sama, przemknęło jej przez myśl. Była to niezwykle przygnębiająca wizja. Utracić znowu wszystko co kocha, co nadaje jej życiu sens, czemu chce się w pełni oddawać. W swoim zamyśleniu nie zauważyła, że zmierza w kierunku volfa, którego szukała i wcale nie znajduje się on już tam, gdzie spodziewała się go zastać. Choć ona nie była w pełni świadomości tego, co ją otacza, tak stukot rozmaitych kości wpiętych w jej ogon, dość charakterystyczny acz chaotyczny wraz z jej biegiem, z pewnością roznosił się z znacznej odległości dla pozostałych wilków w pobliżu.
Sylwetkę Yalca dostrzegła, dlatego że coś rozproszyło jej rozmyślania na moment. Chwilę po fakcie ciężko jej było powiedzieć, co takiego przerwało jej gonitwę myśli. Jakby coś na moment błysnęło. Ni to płomień, ni inna iskra świetlna. Równie dobrze wyobraźnia mogła płatać jej figle. Być może ujrzała to, co chciała, bardziej podświadomie. Nie mogła ukryć, że pomoc ognistego wilkołaka z pewnością była nieoceniona w tej sytuacji. Jednak nim dostrzegła postać brązowawego wilka było już dość późno na wszelką reakcję. Nie zdobyła się nawet na wydobycie z siebie głosu, żeby go przestrzec. Zaparła się jedynie z całej siły łapami, aby nie wrzucić się na niego z całą siłą rozpędu. Doprowadziło do tego, żeby wywróciła się, dość komicznie i niezdarnie z resztą, tuż pod jego łapami. Kolejny nie za częsty widok. Spojrzał na Alfę i zaczął się śmiać. To był dosyć zabawny widok no i także niespotykany. Jednak po chwili przestał się śmiać z zaistniałej sytuacji i pomógł wstać alfie.
- Nic ci nie jest? - Spojrzał na nią badając ją wzrokiem.
Pozbierała się z ziemi równie szybko jak na niej skończyła. Nie widać było po jej posturze czy mimice, żeby znacznie ubodło to jej dumę przywódcy, wręcz zdawać by się mogło, że dla niej upadek nie miał w ogóle miejsca. Przystąpiła od razu do oglądania kompana z góry na dół, okrążyła go przy tym dookoła.
- A ty trzymasz się dobrze? Nic cię nie boli? Żadnego osłabienia? - Wyrzuciła serię pytań, robiąc kółko wokół volfa, ignorując jego pytanie, tym samym dając do świadomości, że nią nie musi się przejmować. - Co powiedział medyk? - Dorzuciła, kiedy stanęła przed nim, już mając utrzymać kontakt wzrokowy w czasie rozmowy, lecz w zastanowieniu nad swoim ostatnim pytaniem spojrzała lekko w bok, kiedy dotarło do niej, że jest ono dość głupie. Znała dobrze swojego niekompetentnego uzdrowiciela i domyśliła się, że najpewniej ten sam w najlepsze, ale również zużył ogrom sił, więc tym razem miał do tego wytłumaczenie.
Patrzył na Alfę gdy tylko ta zaczęła zalewać go pytaniami na temat jego obecnego stanu. Czyżby upadek lekko... Zabolał? Dumę alfy? Prawdopodobnie. Może dlatego próbuje odciągnąć jego myśli od niej? A może zwyczajnie chce żeby się nią nie przejmował? Może jedno i drugie? W każdym razie odpowiedział na pytania alfy.
 - Mi nic nie jest a lekarz... - Spojrzał w stronę jaskini przypominając sobie że go tam zostawił - Cóż... Nie zdążył. Byłem zbyt szybki - Lekko uśmiechnął się.
- Ah.. - Wydobyła z siebie odgłos ulgi. Nie zaskoczyło jej szczególnie potwierdzenie tego, iż Maks był zajęty snem, gdyż z góry zakładała taki scenariusz, choć nie brała pod uwagi zwinności, z jaką mógł się wymknąć Yalc. - Trzeba by zajrzeć do jeszcze jednej łamagi. - Zauważyła, kątem oka szukając wejścia do groty chorych.  Przyjęła wersję iż zwiadowca trzyma się dobrze, choć biorąc go na krótki spacer sama mogła jeszcze przyjrzeć się w jakim jest stanie.
- Dobrze dobrze. - Przytaknął alfie. Wiedział do jakiej łamagi teraz idą i zaczął się mentalnie przygotowywać na to spotkanie - Czy coś działo się gdy mnie nie było?
Wymownie obróciła łeb w kierunku groty, gdzie spoczywała młoda alfa, dając tym sposobem znak, aby udał się w tamtym kierunku przodem. Nie miała zamiaru, żeby ten poczuł się jak więzień, na którego musi mieć ciągle oko, lecz jej mimika na chwilę obecną była bardziej chłodno analityczna i nie sprawiała wrażenia, jakby chciała dodać komukolwiek otuchy teraz. Jednak jej intencja była czysto empatyczna. Będąc z tyłu mogła wystarczająco zwrócić uwagę na sposób poruszania się basiora. Więc dopiero, kiedy ten zrobił kilka kroków w obranym przez nią kierunku, ona sama również z wolna zaczęła się przemieszczać. Yalc mógł czuć na sobie badawcze spojrzenie alfy przez długi czas. Mogłoby się zdawać, że jej opiekuńczość analizuje czy każdy mięsień, ba!  Nawet wszystkie ścięgna są w odpowiedniej sprawności, a najmniejsze skrzywienie budziłoby jej czujność. Nic takiego, co powinno ją martwić jednak nie miało miejsce. Przez noc zwiadowca zregenerował swoje siły i najwyraźniej wrócił do pełni sprawności. Wkrótce uświadomiła to sobie. Wraz z tym widocznie zeszło z niej pewne napięcie. Nawet, jeżeli z początku nie było po niej widać, że czymś się mocno przejmowała, tak teraz zmiana w samym sposobie jej chodu była wyczuwalna. Trochę, jakby zrzuciła z grzbietu swego rodzaju balast. Ale była to tylko cząstka z wszystkiego, co przyprawiało ją aktualnie o zaniepokojenie.
 - Z ważniejszych rzeczy.. - Ponownie musiała skupić swoje myśli na wczorajszych wydarzeniach. W dalszym ciągu nie pamiętała, w jaki sposób zasnęła na krańcu doliny, ale najwyraźniej musiała być zmęczona pogonią i poszukiwaniami. To chyba była jedna rzecz, na tyle istotna, żeby zaprzątać głowę zwiadowcy w obecnej sytuacji. - Zgubiłam pewnego piromana, który obiecał nam pomóc.. - Rozpoczęła od podania informacji, mając świadomość, że będzie musiała rozwinąć opowieść. Ale zbliżali się właśnie do groty chorych, więc zaczynanie dyskusji teraz nie miało sensu.
Yalc faktycznie nie czuł się źle. Wręcz czuł się bardzo dobrze i na siłach żeby działać. Gdy alfa kazała mu prowadzić w stronę jaskini domyślił się że chce sprawdzić jak się czuje i czy mu nic nie dolega. Spokojnym więc krokiem wykonał polecenie poprowadzenia i starał się jak najlepiej pokazać że nic mu nie jest. Alfa według Yalca była wręcz zbyt troskliwa i czasem mogła sobie odpuścić jednak z drugiej strony miało to sporo plusów. Najgorszym jednak podczas tej wędrówki było uczucie które nie dawało zwiadowcy spokoju. Uczucie wzroku Jess na sobie. Było to dla volfa dosyć niekomfortowe i w pewnym momencie miał ochotę się odwrócić i zwrócić uwagę obserwatorce jednak z drugiej strony może lepiej nie zwracać jej uwagi dać zrobić swoje i uspokoić ją. Jak pomyślał tak postanowił i zrobił. W pewnym momencie alfa wreszcie odpowiedziała mu i momentalnie wzbudziła jego ciekawość? Piromana? O kogo może chodzić? Był taki jeden ale Yalc wolał nie zgadywać na ślepo i poczekać aż będą mogli kontynuować rozmowę po wizycie u łamagi. Malujące się zaintrygowanie na pysku zwiadowcy, nie umknęło jej uwadze, choć ta zdawała się być już koncentrowana na wielu innych problemach. - Do omówienia jest wiele kwestii i obawiam się, że nie uporamy się z wszystkim sami. - Dorzuciła, dając nie do końca oczywisty sygnał, że zamierza przyjąć pomoc od zazwyczaj przynoszącej kłopoty młodej alfy. "Jeśli jest w stanie...", pomyślała, mając przed oczami kuśtykającego, białego wilka, ale nie chciała mówić tego na głos. W tym chociaż starała się być dobrej myśli. Nieopodal groty chorych dostrzegła jednego z wilków, należących do zwiadu. Alfa sprawiała wrażenie, jakby miała do niego podbiec. Komeda czy bardziej niema prośba, żeby skrzydlaty wilk zaczekał na chwilę mignęła na jej pysku. Szybko jednak zrezygnowała i skierowała się do środka. Nie ma potrzeby wszczynać alarmu Na terenie watahy panuje spokój. Nikt nikogo najpewniej nie okradł. Nikt nie zginął. Fin po prostu się ulotnił wraz z swoim smrodem spalenizny oraz garstką informacji, którą mógł posiadać.

"Nie uporamy się z wszystkim sami" czyli jak wywnioskował Yalc znowu będą prosić różne istoty o pomoc i pewnie wizerunek potężnej watahy znowu zostanie poddany próbie... Albo i nie. To tylko spekulacje chociaż ostatnimi czasy wataha nie ma najlepszych dni z drugiej strony jednak nie można też narzekać.
- Może zobaczę jak wygląda sytuacja w wiosce? - Zaproponował wiedząc że i tak będzie musiał zrobić co do niego należy więc po co to przedłużać?
Zatrzymała się w połowie kroku, obdarzając Yalca z początku zaskoczonym i z lekka zaniepokojonym spojrzeniem. Z czasem to spojrzenie przygasło, kiedy zaczęła uważaj rozważać propozycję, którą zarzucił.
- W wiosce twierdzą, że przetrzymują Wilczą Wiedźmę.. Myślisz, że samotna wyprawa to dobry pomysł? 
Postanowiła zmusić zwiadowcę do ponownego przemyślenia ich ogólnej sytuacji, żeby sam zastanowił się nad ewentualnym za i przeciw. W mniemaniu alfy jakiekolwiek kręcenie się w pojedynkę było ryzykowane. Powinny zebrać odpowiednia ekipę ratunkową. Ale mało kto narażał by swoje życie dla wilkołaka nienależącego do stada. Do tego wilkołaka, z którego winy alfa trafiła w niewolę do wymiaru cienia.
Wiedział że alfa na start nie przyjmie jego propozycji ale miał już przygotowaną odpowiedź na jej reakcje.
- Pójdę tylko na zwiady. Nie złapią mnie przecież dobrze wiesz. A tak to przynajmniej będziemy wiedzieli na czym stoimy.
Wstrzymała jego spojrzenie. Miała świadomość, że Yalc, ufający bardzo swoim umiejętnościom oraz chcący wypełniać rzetelnie swoje obowiązki, będzie w tym nieustępliwy.
- Wiem, że nie jesteś tak samo lekkomyślny jak mój brat, ale w życiu nie pomyślałabym również, że da pochwycić się ludziom.. - Wyszeptała, poraz kolejny odsłaniając oblicze, świadczące o tym, że chociaż bliźniak wyrządził jej wiele krzywd i zadał setki ran w przeszłości to nadal martwi się o jego los. Wręcz całą swoją, w tym momencie sprawiają wrażenie kruchej, posturą chciała błagać świat o jego żywot. - Mógłbyś wziąć chociaż kogoś z zwiadu, z kim krylibyście się wzajemnie. Luke chociażby jest silny, ale.. Niech będzie to ktoś komu ufasz wystarczająco. - Dodała.
Nie zamierzała odwracać spojrzenia do momentu doczekania się odpowiedzi zwrotniej. Chciała, żeby wszyscy byli bezpieczni i wyszli cali z danej sytuacji. Czy niemalże jej aktualnie prawa łapa, będzie dalej się z nią sprzeczać?
- Życie bywa przewrotne. Najważniejsze to wziąć wnioski z błędów. Nie dam się złapać dobrze o tym wiesz - Yalc był uczony jak być wręcz "niewidzialnym" więc nie mówił tego aby zgrywać kozaka. Na słowa "kogoś ze zwiadu" Aki (kruk Yalca) wylądowała na jego głowie. -Wezmę Aki. Nie narażajmy nikogo więcej. - Miał nadzieję że ten ruch sprawi że Jess odpuści.
Widząc kurka, o ładnie odbijającym się z czerni na ciemny granat upierzeniu, wiedziała, że nie ma sensu wykłócać się dalej. Logicznym było, że Aki będzie najmniej wyróżniającym się osobnikiem i w razie jakiegokolwiek potknięcia równie szybko powiadomi ją o tym. Jedynym minusem było to, że Jess nie mogła rozumieć kruczej mowy, ale przymknęła już na to oko. Westchnęła.
- Jak uważasz. Sprawdź tylko co się teraz dzieje. Spotkamy się u podnóża Wzgórza. - Rzekła i nie dając mu wiele czasu na reakcję, dała susa do groty chorych. Stąpała jednak na tyle delikatnie, żeby nie wybudzić nikogo, kto mógłby tam odpoczywać.
- Podnóża wzgórza. Dobrze. Jakby przyleciała sama Aki to znaczy że mi coś się stało. - Powiedział to na moment przed SUSem Jess. Chwilkę później odszedł w kierunku wioski obmyślając w głowie plan i potencjalne scenariusze.




Wilcza Wiedźma | Part 1

Wychyliłam się odrobinę za okno. Najpierw patrząc za odlatującym krukiem, następnie samej wyglądając za innymi wskazówkami czyjejś obecności. Nie dostrzegając jednak niczego nadzwyczajnego na zewnątrz, wróciłam do środka, pozostawiając lepsze rozeznanie Aki.
- Ktoś być musiał kiedyś, ale to akurat nic nadzwyczajnego.
Podeszłam do jednoosobowego łóżka. Podniosłam jedną z poduszek, od której można było wyczuć delikatną woń żywej istoty. Zdecydowanie należała ona do licantropa, ale i również pozostawiała wrażenie pewnej demonicznej energii, jakby jeszcze ktoś spał w tym łóżku zeszłej nocy. Zarówno Yalc jak i Aki, która momentalnie wróciła na grzbiet basiora stwierdzili, że to człowiek, a ślady są stare. Nie spierałam się z nimi, choć zapach z pościeli wiercił mi dziurę w pamięci oraz sercu.
- Cóż ciekawie dowiedzieć się o kimś czegoś nowego. - Yalc postanowił rozwiać milczenie i zakończyć sprawę bywalca byłego domu alfy.
- Cóż.. Kolejna przybłędna bez swojego miejsca? - Machnęłam dłonią, pokazując, że to nic takiego. Ten budynek chyba mógł przyciągać już tylko takie osoby.
- Nawet miło by było, gdyby ten dom znalazł sobie nowego właściciela i przestał żyć swoją przeszłością z wilkokrwistymi. - Powiedziałam, odkładając poduszkę na miejsce. - Miło również poznać bliżej historię wilka, któremu powierza się wręcz dowództwo nad całym zwiadem w stadzie.
- Nie moja wina że tylko mi przydzielono taką rolę. Ale w sumie mi to odpowiada. Mogę działać jak tylko chcę. - Po chwili ciszy dodał: - Byle skutecznie.
- Racja. Sama jestem sobie winna, że znalazłam do tego zadania najlepszy zespół. - Wypowiadając te słowa powiodłam wzrokiem również na Aki. Domyślałam się, że dzięki niej Yalc może być w stanie lepiej ocenić sytuację na terenie. - Sama jestem winna nudy i bezpieczeństwa. - Dodałam, chcąc pokazać, że wypełnia swoje zadanie jak należy.
- Hej nie krytykuje twojego zarządzania, nawet zaznaczyłem że mi to odpowiada. - Wytłumaczył spokojnie i skierował się w stronę wyjścia. - Raczej nic tu więcej po nas.
Zaśmiałam się bezgłośnie, praktycznie po sobie tego nie pokazując.
- Cieszę się. Nie wiem, co inaczej bym poczęła. Miałabym przydzielić do tego naszą energiczną młodą alfę?
Podążyłam za nim w stronę wyjścia, zastanawiając się czy podłapie to poczucie humoru. Liz często pokazywała na ile nieogarniętą i niezdarną wilczycą potrafi być. Do tego złośliwą, dlatego pozwalałam sobie na wiele uszczypliwości w jej stronę, ale wszystkie przepełnione były pełnią sympatii do młodej wilczycy, z którą łączyła mnie bardzo odległa przeszłość. Dlatego też, mimo to pozwoliłam jej również zająć swoje miejsce w zwiadzie. Nie mogę odebrać jej tego, że skutecznie odstrasza obcych, a jej niekiedy nieakceptowalne i niekonwencjonalne sposoby radzenia sobie w trudnych sytuacjach bywały skuteczne i pomocne.
- Nie warto oceniać innych z góry. Kto wie może nawet sprawdziłaby się lepiej przy odrobinie praktyki. - Powiedział starając się jakoś mądrze obejść żarcik.
- Znam ją już zbyt długo.. - Zaczęłam, przepuszczając Yalca w wyjściu i zamykając drzwi za nimi. - Każdy kwestionujący jej rację skończyłby w jej specjalności, zwanej.. uwaga.. - Chrząknęłam cicho. - ... Mieszanką.
- Zawsze jest pewna opcja - Wyszedł z pomieszczenia i zszedł po schodach. - Jest wymiar cały w lodzie gdzie panują bardzo niskie temperatury. Słyszałem o nim podczas swojej podróży. Wystarczyłoby wysłać ją tam na dzień i nauczyłaby się pokory - Zachichotał. - Chociaż nigdy w życiu bym nikomu tego nie życzył. 
Zaśmiałam się cicho również.
- Bałabym zostawić się ten biedny wymiar pod jej "opieką".  - Zaczęłam schodzić za ścieżką w dół wzgórza. Postanowiłam skierować w stronę głębi wioski, ciekawa czy wypatrzę gdzieś jakąś znajomą sylwetkę jeszcze przed powrotem na terytorium watahy. - Ale kiedy następnym razem wytnie komuś jakiś numer to rozważę tę opcję. - Ton głosu niekoniecznie mógł zdradzać, że rzeczywiście nie brałam tego poważnie... Na pewno nie całkiem.
Yalc zamilkł, natomiast Aki poszybowała w górę. Sama pozwoliłam sobie zagłębić się w swoje myśli, które poszybowały w kierunku obowiązków, troski o swoim towarzyszy. Kiedy minęliśmy kilka domów, postanowiłam przerwać milczenie, gdyż otworzyłam pewną furtkę wspomnień, która nasunęła mi nowy trop, coś, czego jeszcze nie sprawdzałam po zniknięciu Lili.
- Pamiętasz może pewnego lycana.. - Postanowiłam bardziej pytaniem retorycznym zacząć wypowiedź. Nie oczekiwałam od zwiadowcy odpowiedzi i on dobrze zdawał sobie z tego sprawę, czekając na dalsze słowa.
Nie przejmowałam się szczególnie mijanymi mieszkańcami. Nie dotarliśmy jeszcze do największego tłoku, a ludzie mieszkający w tej części wioski raczej z natury byli brani za dziwadła. Wtedy też dostrzegłam wyróżniające się jasne włosy.. Nie dane mi było teraz poprowadzić tej rozmowy. Puściłam się biegiem w tamtym kierunku, zanim sylwetka zniknęłaby mi z oczu, zmuszając swojego rozmówce do podążenia za sobą, jeśli chciał wiedzieć, co chodziło mi po głowie.
Zwolniłam, kiedy byłam wystarczająco blisko i miałam pewność, że dziewczyna również mnie rozpoznała z tej odległości. Spokojnym krokiem, zbliżyłam się do młodej alfy, wymownie krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Nie spodziewałam się zastać tutaj ciebie. - Odezwałam się, widząc zagubienie  wymalowane na twarzy dziewczyny. - Znowu obskubujesz ludzi z wiader na mieszankę?
Przez ułamek sekundy patrzyła się na mnie, jakby zobaczyła ducha, ale gdy pierwszy szok już minął, stwierdziła że nie będzie gorsza i również skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- A nawet jeśli bym to robiła, to w czym problem?
Po chwili Yalc dobiegł do nas i stając obok, przyglądał się Liz w milczeniu. Uniosłam lekko jedną brew, widząc, że Liz jest w swoim zadziornym nastroju.
- Ah, wiesz. Zawsze możemy zostawić cię samą sobie i twoim priorytetom. - Odpowiedziałam i patrzyłam wyczekująco na młodą alfę. - Tylko błagam zacznij zwracać w końcu te wiadra albo pamiętaj, żeby brać z sobą puste, bo później walają mi się po jaskini. - Dodałam po chwili ani trochę nie kłamiąc. Naprawdę miałam dość coraz to nowszych pojemników, zostających niedaleko głównego wejścia.
Skierowała powoli wzrok na basiora stojącego obok.
- Mógłbyś przestać mi się tak przyglądać? To trochę przerażające. - Starała się zabrzmieć na tyle miło, by basior nie poczuł się urażony.
Na życzenie skierował wzrok w niebo śledząc kruka nad nimi.
- Wybacz.
Liz zamyśliła się przez chwilę (zastanawiając się czy kradniecie wiader na coś jej się teraz przyda. Skoro alfa powiedziała, że wiadra walają się po jaskini, to chyba nie musi tam zabierać kolejnych XD).
- Hm, chyba jednak wolałabym pójść z wami, gdziekolwiek teraz idziecie.
- Przyzwyczajaj się. Może poproszę go, żeby zaczął cię pilnować to nauczysz się nie gubić swoich terenów. - Odezwałam się pół żartobliwie, pół zgryźliwie, ponieważ uwielbiałam od czasu do czasu dopiec młodej alfie. Przyjęłam do wiadomości, że mamy kolejną osobę do wycieczkowego składu i odwróciłam wzrok w kierunku Yalca, do którego wcześniej miała pytanie o Fina, a moja wina wręcz zrzedła, czując, że powinnam odstawić żarty na bok. - Wszystko w porządku? - Powiodłam za jego spojrzeniem, które nagle przybrało zaniepokojony wyraz.
- Pilnować? Powodzenia życzę w takim razie. - Fuknęła i po tym, jak zorientowała się, że oboje mamy wzrok skupiony na niebie, również zerknęła w tamtym kierunku.
Kruk w końcu wylądował i coś powiedział do Yalca.
- Duży tłum jakieś dwie minuty stąd. Nie wydają się pokojowo nastawieni. - Oznajmił.
Kruk odleciał ponowie zaraz po tłumaczeniu Yalca. Odruchowo mój wzrok skierował się na Liz. 
- Zdążyłaś już narobić sobie nowych wrogów? - Zwróciłam się do niej.
- Że co? Dlaczego tak myślisz? Przecież ja tylko szukałam wzgórza i ewentualnie ciebie. - Złapała moje spojrzenie, mrużąc oczy.
- Podejrzewam że to raczej na widok "wilczej wiedźmy". - Odezwał się spokojnie. - Nieistotne kto to wywołał ważne że musimy się zmywać stąd. - Odruchowo machnął łbem w kierunku wzgórza.
Ignorując urażone spojrzenie Liz, złapałam ją pod ramię i pociągnęłam w kierunku, z którego wcześniej oboje przybyli z tym, że obrałam drogę bardziej na skróty, pomiędzy domy, których podwórka szybciej wyprowadzą nas w las i miałam tylko nadzieję, że nikt nie zagrodzi nam tamtędy drogi.
- Zwyczajnie wiem jak pech uwielbia do ciebie lgnąć. - Sprostowałam już w biegu.
- Uspokój się, skąd wiesz, że akurat nam chcą coś zrobić? Może to była inna "wilcza wiedźma". - Zrobiła cudzysłów w powietrzu, przedrzeźniając przy okazji basiora.
Wyglądała trochę, jakby miała wypluć płuca, a ledwo co ruszyliśmy z miejsca.
- Ah. No tak. Postanowili urządzić komitet powitalny dla wilkokrwistej w wiosce. - Pokusiłam się o sarkazm.
Las był już coraz bliżej i najprawdopodobniej będzie naszą bezpieczną przystanią. Gdzieś z jednego z podwórek na nasz widok zaczął ujadać pies, który ewidentnie również nie przepadał za obcymi psowatymi. Liz skrzywiła się na dźwięk szczekania psa, który ją lekko drażnił, ale najwyraźniej nie miała już nic więcej do dodania lub sięgnęła po rozum do głowy i oszczędzała siły, dlatego milczała.
- Mały zdrajca. - Mruknęłam pod nosem.
Przyspieszyłam, żeby wyminąć psa. Miałam nadzieję, że nie zdradzi zbytnio naszej pozycji. Ścieżka już powoli dobiegała końca. Jeszcze kilka susów i znajdziemy się w leśnym gąszczu. Coraz, coraz bliżej.. Lecz  wtedy tuż zza rogu wyłoniła się dwójka mężczyzn, którzy postanowili zagrodzić naszą drogę do domu. Jeden z nich podstawił mi kosę pod gardło, natomiast drugi, który wyszedł zza budynku obok po stronie Liz, zagroził młodej alfie widłami. W ostatniej chwili udało jej się zatrzymać, żeby się na nie nie nabić. Yalc, który podążał za nami z tyłu, postanowił wybrnąć z sytuacji szybko. Liz zaczynała się denerwować, jednak nie chcąc po sobie tego pokazywać, zaczęła patrzeć wprost w oczy mężczyzny. Widziałam już po niej, że chciała się awanturować, ale Yalc jej przerwał.
- Hej, ładny macie sprzęt. Raczej ich nie szukacie. To ja jestem wiedźmą czy jak wy to tam mówicie. To tylko marionetki pod moją kontrolą i jeśli nie chcecie skończyć jak one to zostawcie mnie w spokoju albo mnie zabijcie. 
Yalc obrał taktykę na grę psychologiczną. Byłam pod wrażeniem szybkiego ruchu z jego strony, choć nie miałam zamiaru zrzucać całego pościgu na niego.
- Wiedźmą..? - Wymknęło się Liz z ust i od razu ugryzła się w język, z nadzieją, że mężczyźni nie usłyszeli jej przyciszonego głosu.
Spojrzeli w pierwszej chwili zdezorientowani słowami Yalca. Nie spodziewali się, że wilk do nich przemówi.
- Wiedźmą mówisz? - Jeden z nich posłał nieprzyjemne spojrzenie Liz.
Sprawiał wrażenie, jakby nic nie mogło umknąć jego uwadze.
- Jeżeli rzeczywiście jedno z was jest tą tajemniczą wiedźmą z lasu to nie możemy nikogo puścić. - Mężczyzna trzymający kosę splunął pod nasze nogi i przystawił broń bardziej pod moją krtań.
Dotknęłam palcem skierowanego w moją stronę ostrza, lekko odsuwając je na bok, uśmiechając się niewinnie. Wiedziałam, że nie możemy wszcząć wielkiej wojny, bo już więcej żadne z nas nie pojawi się w pokoju w tej wiosce. Mężczyzna tym bardziej natarczywie podsuwał mi kosę pod gardło. Delikatnie spróbowałam poruszyć palcami, żeby zebrać trochę wody z otoczenia za plecami ludzi, lecz powstrzymał mnie ostry głos oraz równie ostra kosa dociśnięta do gardła.
- Radzę ci ani drgnij.
Bała się w tym momencie nawet przełknąć ślinę, jakby miało to być kolejną prowokacją. Tłum ludzi za ich plecami mógł być coraz bliżej. Czas mocno ich gonił. Liz po swoim wybryku na moment wolała siedzieć cicho, lecz również nie przestawała myśleć nad wyjściem z sytuacji. Widać było, że czuła się nieco głupio z powodu poprzedniego wymsknięcia i na własną łapę zależało jej na tym, aby poprawić sytuację.
- W takim razie plan B. - Mruknął pod nosem określając że mają około minuty i trzydzieści sekund (ze względu na to że kawałek odbiegli) na ucieczkę. Kilka sekund po jego mruknięciu Aki zajęła się odwróceniem uwagi atakując wieśniaków - Teraz albo nigdy! - Krzyknął i zajął pozycję do biegu.


»»———— ✿ Zmiana narracji ✿————««
/ *Jestem leniwa ;-;* /


Kiedy ostrze odsunęło się od niej, pozwoliła sobie na głębszy oddech zanim puściła się biegiem. Najpierw chciała mieć pewność czy inni będą bezpieczni, chociaż wiedziała, że Aki nie będzie w nieskończoność unikać narzędzi, którymi mężczyźni próbowali ją odgonić. Młoda alfa stała o sekundę  za długo w miejscu, będąc równym szoku co ludzie. Chciała zadać pytanie o kruka, który wyłonił się dla niej, jakby znikąd, żeby im pomóc, ale alfa odezwała się pierwsza.
 - Liz.. - Szepnęła tuż obok niej, gestem pokazując jej, żeby ruszyła przodem.
I tak też białowłosa dziewczyna uczyniła. Popędziła w przerwę między budynkiem, a mężczyznami usiłującymi złapać Aki. Lecz Liz nie była w swojej najlepszej formie. Jej pech postanowił również dać o sobie znać. Potknęła się o dziurę w ścieżce, która nie była w najlepszym stanie i upadła prosto w kamienie. Yalc podczas swojego biegu (ruszył jak upewnił się że wadery uciekają) zauważył że Liz się potknęła, więc od razu ruszył interweniować i starał się ją wyciągnąć i postawić na nogi.
Jessika również doskoczyła do przyjaciółki i miała ją złapać pod ramię, żeby pomóc jej wstać. Żadna z nich nie traciła w tym momencie czasu na zbędne słowa. Liz nieudolnie powoli stawała na nogi, podpierając się drugą ręką o Yalca. Mężczyźni w tym czasie niemo się podzielili, jeden z nich próbował pozbyć się Aki, natomiast drugi zarejestrował również upadek Liz i postanowił, że dźgnie ją w nogę, żeby mieć pewność, że ta nie ucieknie, myśląc, że nikt nie widzi jego poczynań. Chociaż dziewczyna samym swoim upadkiem mocno sobie zaszkodziła, najprawdopodobniej skręciła sobie kostkę. Alfa kątem oka widząc już niebezpieczny ruch wolała nie ryzykować, że mimo wszystko jedna z nich oberwie. Wyciągnęła dwa sztylety, kucając obok Liz, którymi sparowała atak. Yalc w końcu postawił na nogi Liz i pomógł jej biec dalej. Aki próbowała przeszkadzać również drugiemu nie dając mu tak po prostu uciec jednak spowodowało to że drugi wieśniak zbliżył się do nich. Póki co jednak radziła sobie nieźle. A co do ataku: został sparowany a ostrze musnęło jedynie Jess. Syknęła cicho, czując gęstą ciecz zbierającą się na jej policzku. Na szczęście dwójka zdążyła kawałek się oddalić. Yalc miał w głowie dosyć ryzykowny plan, ale mógł on się potencjalnie udać. Wystarczyłoby tylko "dostarczyć" Liz do odpowiedniego miejsca w lesie a tam dzięki systemowi podziemnych tuneli dostanie się do Doliny Jaskiń, a stamtąd już prosta droga do domu. W zasadzie można to nazwać terenem watahy.
Alfa odprowadziła wzrokiem towarzyszy, jakby to miało sprawić, że Liz się wykuruje i zaczną biec szybciej oraz błagając, żeby udało im się oddalić wystarczająco daleko. Kiedy jej skupienie na walce osłabło, została kopnięta w nadgarstek przez co upuściła jedną z broni. Jednak widły nie wbiły się w nią, zamiast tego o mało nie dostała ich trzonem, kiedy wieśniak znów spróbował odgonić Aki, żeby nie dostać z dziobu. W ostatniej chwili się uchyliła, przylegając do ziemi.
- Przeklęty ptak. - Powarkiwał. - Co jeszcze na nas naślesz przeklęta wiedźmo?
Postarała się o drobny śmiech, podnosząc z podłoża.
- Prawdziwa wiedźma właśnie wam zwiała i będziecie mieć ogromny problem. - Starała się brzmieć jak najbardziej przekonująco. 
- Nie obchodzi nas czy jesteś wiedźmą czy jej pomocnicą.. - Zaczął, chociaż widziała w jego oczach zasianą niepewność oraz niepokój. Zamachnął się, żeby ją kopnąć, ale ruchy miał spowolnienie, gdyż Aki nadleciała nad jego głowę, dzięki temu mogła uskoczyć w bok. Chwilę później usłyszała krzyk bólu. W głowie kłębiło jej się mnóstwo pytań, które tylko zabrały by ich cenny czas. Postanowiła, że podniesie się z miejsca. Póki reszta bezpiecznie oddalała się od wioski, wszystko było w najlepszym porządku.

Liz, prócz kilku zadrapań na rękach oraz siniaków w miejscach, gdzie bardziej obiła się na kamieniach, jej kostka zdawała się bardziej puchnąć, a każdy kolejny krok wywoływał większe skrzywienie dziewczyny. Nie chciała spowalniać swojej eskorty, ale czuła się coraz gorzej. Poza bólem fizycznym, wypalał ją również ból spowodowany poczuciem winy. Czy to znowu z jej winy coś złego się stało? Czy gdyby nie plątała się po wiosce, przyjaciele nie tkwiliby w tej sytuacji? Może powinna uważać, gdzie trenuje. Chociaż korzystanie z telekinezy i ukrywanie się z tym wychodziło jej przecież coraz lepiej.
 - Przepraszam.. - Szepnęła.
Kosztowało ją to sporo wysiłku, więc zamiast zadawać kolejne pytanie, obejrzała się za siebie. Wtedy też się zatrzymała, gdyż przed oczami malował się jej widok długoletniej przyjaciółki, osaczonej przez ludzi.
- Nie.. - Złapała oddech. - Yalc! Musimy po nią wrócić! 
Basior posłusznie odwrócił się za spojrzeniem młodej alfy, żeby ocenić sytuację i wiedział że są w głębokiej dupie.
- Liz biegnij do lasu. - Polecił, chociaż brzmiało to dużo bardziej jak stanowczy rozkaza. -  Jak najdalej. Znajdę cię. - Zapewnił z spokojem, chociaż po głowie krążyły już mu myśli jak wyciągnąć wszystkich z tego piekła.
W biegu wpadł na jeden pomysł. Gdy podbiegł już wystarczająco ugryzł jednego z wieśniaków w kostkę totalnie go spowalniając.
- Zacze.. kaj.. - Nie zdążyła się dobrze namyślić, a Yalc był już w połowie drogi. Uciekać? Ani nie myślała o ratowaniu jedynie swojej skóry. Pokuśtykała z powrotem na skraj lasu, gdzie się skryła w liściach. Chciała być pewna, że oboje wyjdą z tego żywi. Była ranna, ale niewidoczna dla ich oczu wciąż posiadała trochę siły na moc. Do jej uszu dotarł donośny krzyk jednego z mężczyzn, a następnie nawoływanie "Mamy ją! To Wiedźma! Jest tutaj!", przerywane na kolejne grymasy bólu.

No nic to na tyle po nich tutaj, pomyślał Yalc. Złapał pyskiem dłoń Jess. Był przy tym niezwykle delikatny, aby jego kły nie mogły jej zranić, i pociągnął za sobą w stronę lasu. Jeśli zostaliby tutaj chwile dłużej zginęliby a na niespodziewany ratunek nie ma co liczyć. Jessice na moment zdawało się jej, że najbliższy cień jednego z najbliższych iglastych krzewów zafalował. Nie wypowiedziała się na ten fakt i pozwoliła pociągnąć do przodu, a już po chwili puściła się biegiem do gęstwiny drzew. Mężczyzna z kosą chciał jeszcze zamachnąć się w ich stronę, lecz uderzył całkiem w przeciwną stronę twierdząc, że uciekają tam.
Po drodze dostał jeszcze kopniaka na do widzenia przez co nie mógł na chwilę złapać oddechu jednak wystarczyło kilka sekund i Yalcowi udało się złapać oddech. Cały ten czas nie zwalniał a Aki odleciała od zagrożenia
Chwilę po tym dwóch wieśniaków zaczęło się przepychać, jakby każdy z nich widział co innego, co do tego, gdzie powinni się udać z pogonią. Gdy znaleźli się w bezpiecznym schronieniu pośród drzew, alfa zwolniła.
 - Dasz radę iść? Nie dostałeś zbyt mocno? -  Wystrzeliła pierwszą falę pytań.
Następnie okręciła się w kółko, rozglądając.
- Gdzie zostawiłeś Liz?
Yalc bez słowa po prostu upadł na ziemię wypluwając resztki krwi wieśniaka i przez jakiś czas leżąc w milczeniu. Dopiero po kilkunastu sekundach, doprowadzając alfę do szczytu zmartwienia, odpowiedział.
- Nic mi nie jest. Liz pobiegła w las powiedziałem, że ją znajdę, ale wyczułem jej zapach zaraz przy początku. Co oznacza, że ukryła się gdzieś wstecz naszej ucieczki. Chodźmy. 
Ledwo wstał, ale gdy już mu się to udało zaczął iść w kierunku w którym wadera mogła się zaszyć.


Liz: Kucając wycofała się w tył. Na jej twarzy malował się grymas zniesmaczenia na widok ludzkiej przepychanki. A alfa oraz beta narzekały na jej wojny z mieszanką błotną. Nie patrząc za siebie ani pod nogi, stanęła stopą na czymś co wydało donośniejszy chrzęst, a następnie trzask.


Patrzyła dość sceptycznie na basiora, spoglądając jak zmierza w kierunku skąd dobiegał zapach Liz. W głowie już zastanawiała się czego będzie potrzebować, aby pomóc mu zregenerować siły. Westchnęła, choć powinna się cieszyć, że nie doszło do poważniejszych ofiar.
- Jak zwykle, nieustępliwa w swoich decyzjach. - Stwierdziła podążając za nim. Następnie przybrała wilczą formę, doskakując do niego, aby w razie czego dać mu oparcie swoim ciałem. Zastrzygła uszami. - Też to słyszałeś?
Jego uszy uniosły się ku górze. Jeśli to była Liz to wiedział mniej więcej już gdzie się ona znajduje. Niepewnym i chwiejnym krokiem poszedł w kierunku dźwięku. Jessika ostrożnie stąpała u boku Yalca, spoglądając jak trzyma się. Wolała upewnić się, że to na pewno ich przyjaciółka czy też nie kolejny potencjalny wróg. Nie powinni ryzykować niepotrzebnego starcia. W pewnym momencie wystawiła jedną łapę przed drogę basiora.
- Może lepiej będzie, jeżeli zaczekasz? - Zaproponowała półgłosem. Widziała, że przydałby mu się chociaż chwilowy odpoczynek. Wtem między liście pofrunęła ostrzegawcza strzała i wbiła się w pień nad jej głową. - Albo się schowaj.. - Dodała i obejrzała się w miejsce, skąd ktoś posłał strzał. Tłum gromadził się i żądał wydania wiedźmy.
- Dobrze - Opuścił głowę i natychmiastowo po odgłosie strzały ją podniósł - Z chęcią - Znalazł jakieś krzaki w których ukrył się i zwyczajnie padł na ziemię.
Kiwnęła głową z wdzięcznością, po czym poleciała w górę i skryła się pośród gałęzi drzew. Tam na powrót przybrała ludzką postać, aby lepiej móc się utrzymać. Miała stamtąd nieco lepszy widok na wzburzony tłum, choć nie była i tak dostrzec w stanie zbyt wiele, ale trzymała się w gotowości, żeby w razie czego obronić rannych towarzyszy. Spojrzała ponad głowę. Niebo było delikatnie zaróżowione na horyzoncie, lecz do zmroku było niebezpiecznie daleko. Gdyby udało im się przesiedzieć w ciszy być może byliby bezpieczni. Wątpliwe było to by któryś, nawet najmężniejszy, zapuścił się głęboko w las po zmroku. Budził on zbyt duży niepokój i to nie tylko za sprawą "wilczej wiedźmy". Okręciła kilka kropel wieczornej rosy wokół palców, żeby przerodzić je w wyjątkowo ostre, lodowe sople i czekała w gotowości na niebezpieczeństwo. Tłum odrobinę się przerzedził, niektórzy zaczęli przeczesywać najbliższe zarośla. Modliła się w duchu do każdego bóstwa, aby nie dotarli do Liz czy Yalca. Wtem rozległ się ściszony pisk. Liz zaczęła się szamotać i wypadła z swojej kryjówki. Wszystko z powodu sporych rozmiarów chrabąszcza, który rozgościł się na liściu przed jej twarzą.
- Tam coś słyszałem! - Krzyknął ktoś, a kilkoro osób poszło sprawdzić kto się tam krył. Spanikowana Liz próbowała przemknąć dalej na czworaka, ale skręcona kostka nie pozwalała jej na zbyt wiele.
- Tsst. - Syknęła pod nosem. - Że też Liz chociaż raz nie może przestać zachowywać się jak szczeniak z ADHD..
Lodowe ostrza pofrunęły w przód. Ludzie musieli zatrzymać się, aby nie nadziać się na nie. Następnie chcieli dotrzeć do tego kto to zrobił. To musiało kupić trochę czasu na ewakuację Liz, lecz nie na długo. Alfa postanowiła rzucić się na przeciw tłumowi, lecz z cienia wyłoniły się męskie dłonie, które przytrzymały ją przed skokiem. "Uciekaj, zajmę się tym", usłyszała cichy szept tuż obok, następnie dłonie zniknęły, a cień prześliznął się po drzewie w dół.
Yalc nie marnował czasu gdy tylko wadera odwróciła od niego wzrok przekradł się bliżej Liz. Wiedział że to kwestia czasu zanim coś pójdzie nie tak i warto od razu interweniować zanim będzie za późno. Powoli podszedł do Liz tak żeby jej nie przestraszyć.
- Chodź ze mną - Szepnął i zaczął prowadzić Liz przez las. Powoli i do przodu.
Zaczął prowadzić Liz przez las który zna praktycznie na pamięć. Nie było proste bo oboje mieli trudności z poruszaniem się ale jakoś dawali radę. Za niedługo powinni być w bezpiecznym miejscu. Jedyne co teraz martwiło Yalca to to jak Jess się stamtąd wydostanie. Nie ruszyła się z drzewa. Oparła się jedynie o pień zaciekawiona rozwojem wydarzeń. Musiała być pewna, że ich wybawca również ujdzie cało z sytuacji. Po chwili oczom ludzi ukazał się potężnej budowy wilkor, który przemówił do nich równie silnym, kobiecym głosem.
- Mnie szukacie, śmiertelnicy? - Dla dodania grozy osaczyła ich ciemność. Oczywiście wszystko to było iluzją, która miała jej pomóc się wydostać z potrzasku. Zawahała się, ale zaskoczyła z drzewa, przyjmując wilczą postać. Poradzi sobie. Musi. Roztaczał silną aurę i pewność siebie... Zbyt wielką. Pech chciał, że jedna postać pozostała nie objęta iluzją i dostrzegła prawdziwego wilka, który krył się za przedstawieniem, z którego nawet nie zdawał sobie sprawy. Srebrna strzała dosięgnęła celu, a iluzja nagle prysnęła przez co Jessika obejrzała się za siebie. Ciarki rozeszły się z ogona na całą długość jej grzbietu. Przebierała łapami w miejscu nie będąc do końca pewną, co powinna zrobić. Miała dwa wyczerpane i poturbowane po walce wilki, do których musiała wrócić, żeby dopilnować ich kuracji.

 - Co się stało? - Yalc zapytał momentalnie jak dobiegł.
Wadera była cał,  ale nie wyglądała jakby była spokojną, wręcz przeciwnie. Jej ogon był cały nastroszony.

 - Mają.. Stelliusa.. - Wydusiła z siebie.
Nawet nie obejrzała się za głosem. Jedynie ucho ledwo jej drgnęło, rejestrując czyjąś obecność. Raczej większość osób z watahy czy też z poza niej, znających chociaż trochę alfę, wiedziało, że niemal całe swoje życie pałała do niego nienawiścią i toczyła liczne starcia z przelewem krwi. Mimo wszystko gdzieś łączyła ich rodzinna nić, a on właśnie po raz drugi już wstawił się za nią, czego nie umiała pojąć. Zrobiła krok naprzód, jakby miała się władować znów w ludzki wir.
- To zbyt ryzykowne. Odbijemy go jak stracą czujność. Pewnie przez jakiś czas będą go więzić, a potem pewnie spróbują zabić. - Powiedział patrząc w stronę krzyków wieśniaków.
Wiedziała, że Yalc próbuje być teraz głosem rozsądku, który nacierał na ścianę oporu z strony jej emocji.
- Skąd możesz mieć pewność, że jeszcze dzisiaj nie skończy tragicznie w oczyszczającym ogniu albo.. - Mówiła dość szybko, a jej ogon podrygiwał niespokojnie w rytm jej głosu, powodując obijanie się kostek i czaszek w niego wpiętych o siebie. Przerwała swoją wypowiedź, kiedy to do jej uszu dotarł nowy głos. Chociaż wprawdzie nie do końca nowy, bardziej dawno nie słyszany.
- No proszę proszę, jak to rolę szybko się odwróciły. - Ciepły głos, którego raczej teraz nie chcieli usłyszeć, dobiegał ze strony wioski, a już po chwili dało się dotrzeć jego budzącego grozę właściciela. Fin. - Alfa i jej przybłędy uciekają od wieśniaków z widłami. Zaprawdę urocze widowisko. - Rzucił odsłaniając cienki kaptur zasłaniający jego wyraźnie uradowany wyraz twarzy, który przygasł jednak gdy pośród ,,watahy" nie dostrzegł Bety... Nie dawał tego jednak po sobie poznać, skupiając się na ruchach Alfy.
 - Jedyną przybłędą, którą tutaj widzę jest pewna zakapturzona postać przed moim pyskiem. - Odwarknęła w odpowiedzi, lecz nie patrzyła w jego kierunku. Jej wzrok uciekał za jego plecy, gdzie tłum oddalał się wraz z pseudo "pomocnikiem wiedźmy". Wyczerpany Stellius na ich rękach przybrał swoją ludzką postać.
- Powiedziała pewnie, nie będąc nawet na swoim terenie. To jak nisko upadłaś jest aż zdumiewające ,,wilcza wiedźmo". Swoją drogą naprawdę zastanawia mnie w jakiś sposób zdobyłaś to miano... - Usiadł na pobliskim kamieniu, nie kryjąc przed nikim swojej obecności. Ba, był z niej nawet dumny, a zwrócenie uwagi ludzi zabierających Stelliusa obecnie był mu bardzo na rękę. Widział w tym pewną sprawiedliwość, jednak jego sumienie stało odrobinę po przeciwnej stronie. -... Chociaż biorąc pod uwagę z jaką łatwością przychodzi ci porywanie i przetrzymywanie ludzi nie jestem zdziwiony. Heh, a podobno to ja jestem ten zły. - Przez cały czas skupiał się na Alfie, nie próbując nawet nawiązać kontaktu wzrokowego z Yalcem. W końcu to w jego obecności obiecał że będzie ,,lepszy", a nie wychodziło mu to na razie zbyt dobrze.
- Miło mi to słyszeć. Mam nadzieję, że zostawiłeś również najwyższą ocenę dla noclegu oraz obsługi.
Obnażyła kły, wyszczerzając się w jakże sztucznym uśmiechu, chociaż bardziej za sprawą innych spraw, które zaprzątały jej głowę. W normalnych okolicznościach pewnie czerpałaby większą satysfakcję z przepychanki słownej i zależałoby jej bardziej na dogryzaniu mu.
 - Nikt nigdy nie nazwał mnie także chodzącym usposobieniem dobra. - Zauważyła, spojrzeniem prześlizgując się na niego. - "Wielki Zły Wilku". - Dodała na koniec, naśladując jego użycie "przydomku" nadanego dawniej.
Starała wyczytać się jak najwięcej z jego postawy oraz mimiki, stojąc w "bezpiecznej" odległości. Wtedy to Yalc minął ich i ruszył za tłumem, uznając że nie ma czasu na uszczypliwy teatrzyk, gdzie obie strony nawzajem się poniżają dla zwiększenia własnego ego
.- Hej! Czy to na pewno dobry pomysł w twoim stanie? - Krzyknęła za nim, uważając, żeby nie podnieść głosu na tyle, żeby ktoś z wioski ją usłyszał i pobiegła za nim.
- W jego stanie na pewno nie, z twoim psychicznym również nie, no ale nie będę was zatrzymywać, ehh
Wilkołak podniósł się, gdyż zmusiła go do tego sytuacja. W końcu chciał się dowiedzieć paru rzeczy, które uleciały jego percepcji od ich ostatniego spotkania.
- "Obsługa" powiadasz. Dobrze wiedzieć jak traktujesz swoich przyjaciół. - Zaczął obracać szyderstwa przeciw niej samej, tak jakby był do tego stworzony. -Ty, Yalc słyszałeś to? Jak to jest być zniżonym do pozycji bezwartościowego podwładnego? I to dla kogoś takiego jak ona miałem się zmieniać? Poważnie? - Wskazał na Alfę szyderczo, by po chwili pociągnąć myśl dalej. - Ciebie przyjacielu jeszcze zrozumiem, ale jestem cholernie ciekaw jak Lili z tobą wytrzymuje, apropos... Gdzie ona jest? - Wpytał Alfy z jawnym zniecierpliwieniem w oczach. Cały czas jednak trzymał swe emocje na wodzy, w końcu z każdą chwilą robiło się coraz niebezpieczniej.
Po przebyciu paru metrów przybrała ludzką postać. Tak na wszelki wypadek, jakby ktoś miał czaić się w pobliżu. Z resztą czuła w ten sposób większy komfort rozmowy, chociaż będąc dość wysoką jak na płeć żeńską i tak nie dorównywała wzrostem mężczyźnie. - Zanotuj to sobie w tym swoim dzienniczku, bo to pierwszy raz, kiedy się z tobą zgodzę. To zbyt duże ryzyko. - "Pewnie również ostatni", pomyślała. Wysłuchując go dalej, podparła dłoń o podbródek, delikatnie zaciskając zęby na szpiczastym paznokciu. - Czy tak obyty lycan jak ty nie słyszał nigdy o ironii? Co? - Zapytała kiedy skończył i zatrzymała się, żeby na jego spojrzeć, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Jakbyś zdążył już zapomnieć sama zaciągnęłam cię do wspaniałych włości Lili i skułam w łańcuchy z swojej mocy. Zatem tak, poniżyłam tutaj też sama siebie. - Powstrzymała się od agresywnego zawarczenia na Fina. Wszelkie oznaki jej podirytowania zniknęły zastąpione tęsknotą za wspomnianą przyjaciółką, lecz tego nie chciała dać po sobie poznać. Nie miała zamiaru teraz wdawać się w nim potyczkę słowną w tym temacie. Najpierw musiała odzyskać brata. - Czemuż cię to tak interesuje, co? - Postanowiła odpowiedzieć pytaniem, ruszając na powrót w kierunku Yalca. Po chwili śledzenia tłumu Yalc zrezygnował z ryzyka, bo usłyszał co musiał. Jutro wieczorem "wiedźma" ląduje na stercie ognia. Zatrzymał się i wrócił do miejsca gdzie była dwójka przy okazji zahaczając o goniącą go alfę.
 - Mamy czas do jutra wieczorem - Powiedział cały zdyszany
 - To niewiele czasu.. Musimy pomyśleć na spokojnie, co dalej. - Obróciła się i głową wskazała na las w kierunku, gdzie dotrzeć można było na ich tereny.
Jej docinki tylko nakręcały go do dalszej przepychanki. Jednakże wolał w końcu skupić się na informacjach po które z resztą przyszedł.
- Ciekawość głównie, dawno jej nie widziałem w okolicy. A że była tu jedyną osobą która nie chciała na mój widok poderżnąć mi gardła, cóż... uznałem że się przywitam.
W gruncie rzeczy Fin powiedział prawdę. No dobra, półprawdy. Nie zmienia to jednak faktu że dało się przez to wychwycić drobną zmianę w jego zachowaniu. Można by nawet powiedzieć że maska Groźnego Wilka nieco opadła.
- Sami nie dacie sobie rady, a ta wasza pożal się Boże wataha nawet w pełni sił może sobie nie poradzić, a o tak przychylnej sytuacji możecie zapomnieć. A jeżeli nie macie przy sobie Bety... - Zamyślił się odbiegając od nich wzrokiem. Była to idealna okazja aby się ich wszystkich pozbyć i zająć te ziemie... Mógł to zrobić nawet tu i teraz. Mógłby...gdyby nie ta cholerna obietnica  ,,-Będę lepszy", ,,zmienię się" na cholerę mi to było - pomyślał wracając do Alfy z delikatniejszym, acz ciągle czepliwym tonem. - Najwyraźniej przydałaby się wam pomoc. No chyba że i taką propozycję nasza szanowna księżniczka zlekceważy. - Uśmiechnął się delikatnie z nadzieją że ta odrzuci jego pomoc, a on sam będzie mógł z czystym sumieniem oglądać całe widowisko.
Yalc przez chwilę stał w milczeniu i nadrabiał zaległości w rozmowie. 
- Po pierwsze to bardzo śmieszne że - Tutaj mocna ironia - musisz się zniżać do naszego poziomu panie "jaki to ja jestem potężny i wspaniały" - Tutaj westchnął - A po drugie dogryzaniem sobie nic nie zdziałamy. Nie wiem jak wy, ale ja idę do Liz, bo pewnie gdzieś uciekła. - Poszedł w kierunku wejścia do Doliny Jaskiń.
- Oh. Bo ty w ogóle nie chciałeś zatopić kłów w mojej krtani.. - Alfa przewróciła oczami i zwolniła kroku, chcąc iść odrobinę z tyłu, żeby cały czas mieć oko na ruchach mężczyzny. Wciąż uważała, że może mieć coś za uszami, jeżeli chodzi o zniknięcie bliskiej jej wadery. Dlatego też z całych sił utrzymywała maskę spokoju, kiedy przyglądała się, jak uważała, niezwykle udanej grze aktorskiej. Chwilę podąża za nimi w milczeniu, trawiąc propozycję, którą dostali. Nie ufała mu ani trochę, lecz, jeśli rzeczywiście wie coś o Lili i wyśmienicie się z tym kryje to warto by przyjrzeć się temu lepiej. A każda para łap zawsze była na wagę złota. Yalc miał rację. Nie zrobimy nic, jeżeli nasze skupienie pozostawimy na wynalezieniu jak najlepsze dogryzki.
- Zgoda. Dam ci szansę się wykazać. - Powiedziała krótko i pokazała mu tunel, który już i tak odkrył przed nim Yalc. - Panie przodem? - Rzuciła prześmiewczo. - To znaczy.. Ten lepszy wilkokrwisty. - Omal nie parsknęła śmiechem, wypowiadając to, jednak jej opanowana postawa na to nie wskazywała.. prawie.
Czyli nici ze spokojnego oglądania całego widowiska. Trzeba było wziąć w nim udział... No nic, czasem tak bywa. Tak czy inaczej chłopak przyłączył się do tej dwójki przysłuchując się ich docinkom, tym razem jednak skupił się na jednej z nich aby postawić sprawę jasno.

 -,, Potężny i wspaniały" ,, ten lepszy wilkokrwisty". Powiem tak, módlcie się abyście się nigdy nie musieli przekonywać, dlaczego mam tak wysokie mniemanie o sobie. - Rzucił tylko, a płomyki delikatnej złości pojawiły się w jego oczach, aby sekundę później zniknąć tak szybko jak się pojawiły, ukazując tym samym ich prawdziwą barwę.
- No ale nic to, zobaczymy jak to się skończy. - Dodał by po tych słowach zamilknąć na dłuższy czas na rzecz rozmyślań.,