piątek, 13 sierpnia 2021

Karty przeszłości

 Powitajcie cieplutko nową pomoc blogową - Sparky'ego! 
Możecie również podsyłać mu swoje kp.

*Jessika - obecnie*

Dzień był cudowny. Niemalże tak idealny jak pierwszego dnia, kiedy powróciłam wraz z przyjaciółkami do utęsknionych terenów watahy. Atmosfera była aż nazbyt pogodna jak na to z czym samotnie musiałam się mierzyć. Wypuściłam powietrze przez nozdrza, tak że postronny przechodzień mógłby pomyśleć, że jestem zirytowanym czy może rozwścieczonym wilkiem, zupełnie niechętnym to integracji. Prawda jest taka, że byłam zmęczona (chociaż ta druga część teorii wcale nie byłaby niesłuszna). Nie fizycznie. Dziura w moim sercu rozrastała się z każdym kolejnym dniem, gdzie nie pojawiał się nawet najmniejszy ślad po obecności Lili. Wiedziałam, że minęło wystarczająco dużo czasu, aby natrafienie na jakikolwiek trop mogło zdawać się niemożliwością. Mimo to nie mogłam odpuścić w poszukiwań. Ostatni raz widziałam betę jeszcze w czasie chłodniejszych, lecz już wiosennych dni. Słońce spomiędzy liści przypiekało mi futro, co świadczyło o już dawno przemijającej porze nowych liści. Przysiadłam na większym kamieniu, który znajdował się na skraju lasu przy północno-zachodniej części wioski. Dokładniej nieopodal, bo zaraz u podnóża, charakterystycznego domku na wzgórzu. Wzrok miałam zwrócony w kierunku Canis Lupus. Kiedyś obserwowanie zachowań ludzi sprawiało mi drobną satysfakcję i w wolnych chwilach chętnie oddawałam się temu zajęciu. Miło było obserwować rozwijającą się wioskę i dowiadywać się czegoś nowego. Poza tym... Mogłam w ten sposób powspominać swoje początki, kiedy to przywędrowałam do tej części wyspy i bardzo chciałam odszukać wśród ludzi swego rodzaju "watahę". Oczywiście szybko przekonałam się, że nie jest to dla mnie. W tamtym momencie miałam nadzieję na chwilę wytchnienia oraz trzymałam się nadziei, że inny teren pozwoli mi na świeższe przemyślenie sytuacji. Nikt w stadzie nie wiedział, że właściwie nie mam pojęcia, gdzie jest Lili..
- Co cię tak gryzie, Jess?
Za moimi plecami rozległ się ciepły głos zatroskanego basiora. Odwróciłam się gwałtownie, ale kiedy oczom ukazała mi się znajoma postać, odmalował się cień ulgi na moim pysku. Nie było to do mnie podobne, żeby od tak w wilczej formie tracić czujność w pobliżu ludzkiego siedliska. Musiałam mocno zatracić się w przemyśleniach i wyłączyłam się na otoczenie. Miałam dużo szczęścia, że podszedł mnie Yalc, a nie łucznik z wioski.  Nawet nie starałam się wymusić z siebie uśmiechu. Koniec z grą aktorską, właśnie i tak zostałam nakryta. Nie wątpiłam, że to nie pierwszy raz, kiedy przywódca zwiadu obserwował mnie i moje humorki gdzieś z ukrycia. Mogłam udawać przed całym stadem, które zdecydowanie potrzebowało silnej łapy w tych czasach, ale nie czułam takiej potrzeby przy zaufanym wilku. Przez moment próbowałam dobrać odpowiednie słowa, błądząc wzrokiem po okolicy.
- Nadal nie znalazłam nic co, wskazywałoby na obecność Lili.. - Wyplułam z siebie w końcu gorzką prawdę.
Po moich słowach volf zamyślił się.
- Cóż, nie rozumiem do końca tej straty, ale widzę że cię martwi. Jeśli chcesz to mogę cię wysłuchać. - Zaproponował. - I na przyszłość bądź bardziej ostrożna. Nawet się nie starałem. - Dodał.
Zignorowałam uwagę co do swojego braku ostrożności.
- Znałeś naszą betę! Ona od tak nie znika, wiesz o tym! - Z mojego gardła wydobył się "jazgot" przesycony wyrzutem do Yalca.
Został przerwany wraz z delikatnym trzepnięciem czubka ogona o kamień. Co ja robię? - w mojej głowie zrodziło się pytanie. Długo tłamsiłam swój niepokój wraz z bolesną prawdą przed innymi, ale nie miałam zamiaru wyładowywać swoich emocji w taki sposób. Przecież wiedziałam, że Yalc nie spędzał z Lili tyle czasu co ja czy Liz, choć był obecnie jednym z wilków, które są najdłużej w sadzie. Może to właśnie z tego powodu podświadomie liczyłam na więcej zrozumienia i podzielenia swojego rozdarcia...
- Przepraszam.. - Odczekałam chwilę po opanowaniu swojego potoku słów, który mógł zakończyć się niezbyt przyjemnie dla obu stron. - Lili była dla mnie więcej niż prawą łapą i najzwyczajniej.. Nie rozumiem tego, co się stało. Jej smoków też nie widziałam.
Nie wyglądało, aby mój wyrzut szczególnie wzruszył Yalca. Spokojnie wysłuchał co miałam do powiedzenia.
 - Czyli zniknęła bez śladu. - Powtórzył fakt płynący z mojego wyznania. -  Kto wie, może podróżuje po wymiarach jak ja kiedyś uciekając jako szczeniak z watahy. - Tutaj dodał ciszej - Może nawet tej.
Szturchnął łapaczem snów na swojej szyi. Dostrzegłam kątem oka ten gest i zawiesiłam na moment wzrok na łapaczu snów. Był dosyć typowy. Koło owinięte czarną nicią która przechodziła na przeciwległe punkty tworząc średnice. Na dole zwisały trzy sznurki z czego na jednym z nich było pióro i nie należało one do Aki (kruka Yalca).
- Jedyna pamiątka po tamtych czasach.
- Gdyby miała chęć podróżowania między światami powiedziałaby mi o tym. Nie zostawiłaby mnie na lodzie na tyle miesięcy.. - Westchnęłam. Czyż to nie oczywiste? Przez długi czas byłyśmy niemal nierozłącznymi wręcz siostrami. Zawsze stojące w swojej obronie. - Nie mogę wiecznie ukrywać przed resztą, że wszystko jest w porządku. Stado potrzebuje bety.. - Mruknęłam ciszej, ale nie na tyle, żeby basior miał problem z dosłyszeniem tego.
Nie umiałam sobie wyobrazić, że miałabym szukać kogoś na miejsce długoletniej towarzyski. To niemalże, jakbym uznała, że Lili jest martwa. Czy czegoś takiego bym nie odczuła bardziej? Jakby jedna mój połówka obumarła?
- Cóż, nie jestem najlepszy w pocieszaniu, ale nie można się załamywać. Może to okazja na zmiany. Poza tym jeśli ktoś znika to nie bez powodu. Może naprawdę musiała gdzieś pójść bez słowa... - W pewnym momencie ściszył swój głos niemal do szeptu. - Albo uciekła.
Nigdy wcześniej nie zwróciłam uwagi na tą ozdobę na szyi wilka. Na moment dało się zauważyć błysk zaciekawienia na moim pysku, lecz przygasł, gdy skupienie skierowałam na powrót na jego słowach.
- Zmiany? - Zapytałam, podnosząc na niego wzrok. Widać było w nim rozterki, które przechodziłam wewnątrz. - Mam bardzo złe przeczucia, dlatego chciałabym mimo wszystko ją odszukać.. Kto wie czy ktoś jej nie pomógł w ucieczce? Jej brata właściwie też nie widziałam... - Mruknęłam ciszej ostatnie zdanie po chwili namysłu.
- ... Chociaż w to ostatnie to raczej bym wątpił. - Przyznał, choć nie jestem w stanie stwierdzić czy nie po to bym nie popadła w głębszą rozpacz. - Pewnie to coś bardzo ważnego i za jakiś czas wróci. - Jego głos był kojący i pełen troski. - Ale do tego czasu potrzebujemy nowej bety. Bez niej ta wataha jest skazana na śmierć.
- Muszę nad tym pomyśleć. - Odpowiedziałam krótko.
Chciałam naprawdę całą sobą pokazać, że naprawdę zrobię, co należy dla watahy, chociaż po postawie jaką przyjęłam wyczuć można było niepewność. Wiedziałam, że potrzebuję zastępcy. Kogoś, kto mógłby dać mi oparcie w stadzie i pomógł utrzymywać ład. Co najważniejsze.. Dobrze zdawałam sobie sprawę z własnej słabości fizycznej, a zagrożenie nie pośle mi gołębia z uprzedzeniem, że nadejdzie.
- To ważna decyzja dla watahy... i dla mnie. Póki jej nie podejmę będę musiała robić dobrą minę do złej gry.
Mówiąc to uniosłam wyżej łeb, przywołując swoją zwykłą postawę przywódcy i wyszczerzyłam kły w uśmiechu, który teraz miał być bardziej na pokaz do zademonstrowania, że w dalszym ciągu zamierzam łgać na zwłokę, że beta wróci i z nią wszystko dobrze. Yalc skinął łbem na znak zrozumienia.
- Musisz być silna Jess. Wierzę że dasz radę. A prędzej czy później ktoś kto może być betą albo beta się znajdzie. - Odpowiedział.
Poprawiłam łapą swoje bujne loki, które opadły mi bardziej na pysk i wróciłam do swojego "naturalnego" stanu rzeczy. Zdecydowanie czułam się lepiej, kiedy nie musiałam udawać, że wszystko jest w porządku i kryć się z prawdą.
- Dziękuję. Liczę, że utrzymasz ten "mały" sekret.. na razie.. - Spojrzałam Yalcowi w oczy z wdzięcznością. Przy słowie "mały" delikatnie machnęłam łapką sugerując pseudo "cudzysłów".
- Nie wiem o czym ty mówisz - Powiedział z wyczuwalnym sarkazmem, ale dla pewności puścił oczko w moim kierunku. - A więc jakie mamy plany?
- Tak trzymaj. 
Wewnętrznie odetchnęłam z ulgą. Obdarzenie zaufaniem w tej sprawie kogokolwiek z watahy było ryzykowne, ale przyniosło mi to swego rodzaju oparcie. Wstałam i przechodząc obok niego, poklepałam go delikatnie końcem ogona po grzbiecie, a kącik moich warg lekko drgnął. Zatrzymałam się niecałą długość  wilczego pyska dalej od niego, czyli tyle co nic.
- Właściwie.. Zastanawiałam się czy dzieje się coś ciekawego w okolicy, ale czy jest sens zapuszczać się do wioski? - Zapytałam bardziej samą siebie.
Poklepanie ogonem wywołało u wilka uśmiech.
- Cóż, jeśli szukasz guza to z pewnością możesz się zapuścić do wioski. Raczej nie jesteśmy tam mile widziani. - Zauważył.
- Cóż. Jestem pewna, że rolnik z łopatą już zdążył o tobie zapomnieć. - Pokusiłam się o wspomnienie sytuacji z momentu, kiedy to się spotkaliśmy. Na jego pysku pojawił się grymas, który szybko z niego znikł. W normalnych okolicznościach pewnie sama myśl o tym wzbudziłaby u mnie większy śmiech, ale nie umiałam odpędzić od siebie na dłużej obaw o przyjaciółkę. - Nie zapominaj, że ja nie muszę tam wkraczać jako wilk..
Obróciłam łeb za siebie, lustrując wzrokiem ścieżkę prowadzącą do na wzniesienie. Raczej niewielu ludzi kręciło się w tej części wioski obecnie, dziwnym trafem. 
- Jak coś to zniknę, to nie będzie wyzwanie. - Stwierdził - Prowadź. - Dodał zachęcająco.
- Najwyżej wyjdę na dziwaczną wiedźmę, rozmawiającą z wilkami. - Stwierdziłam na swój sposób żartobliwie.
Kiedy już przybrałam swoją ludzką postać, znajdowałam się na tyle blisko basiora, że delikatnie zahaczyłam dłonią o łapacz snów, podnosząc się i obracając w kierunku wioski.  
- Wybacz. - Zrobiłam krok na bok, głupio czując się. Nie często miałam problemy z koordynacją w czasie całkowitej przemiany. - Pewnie musi mieć dla ciebie spore znaczenie.
- Jak każda pamiątka. Coś jak książki w twojej jaskini - Powiedział i spokojnym krokiem ruszył w kierunku wioski starając się wyglądać na zwierzaka blondwłosej panienki. - Oni nas nie rozumieją prawda?
- Jesteś volfem, prawda? Zatem potrafisz nadawać na zrozumiałych dla ludzi falach. - Odpowiedziałam, licząc, że Yalc sam połączy lepiej kropki.
Powoli przeszłam przez wyższe, trawiaste zarośla, którymi najpewniej długi czas nikt się nie zajmował. Kiedy znalazłam się bliżej ścieżki, podwinęłam nieco tunikę, pozbywając się nasion chwastu, który się o nią zaczepił. Kulka po kulce.
- Chciałbyś mi nieco opowiedzieć o tej pamiątce?
- Tak - Odparł. 
Zaczął iść przez zarośla zaraz po mnie. Nie zadawał więcej pytań w sprawie, więc najpewniej jak chciałam tak sam doszedł do odpowiednich faktów. /Dedukcja wzrasta do 100./
- Dostałem to od Frost. - Zaczął swoją opowieść, a mnie już zaświeciły się oczy z chęcią wypytywania dalej, lecz Yalc raczej nie zwrócił na to uwagi, podążając za mną. - Może znasz jak nie to ci o niej opowiem. Jak byłem szczeniakiem zostałem porzucony i odnaleziony przez nią. Ona wyszkoliła mnie na zwiadowcę i uświadomiła mnie ona o mocy którą posiadam. Zrozumiałem że moim przeznaczeniem jest bycie niewykrywalnym informatorem i wsparciem dla innych. Mniejsza z tym. - Machnął łapą. - Miałem koszmary każdej nocy więc mi go dała.
Skierowałam się w stronę wzgórza. Większa część przemawiała za tym, żeby ominąć ten budynek szerokim łukiem, ale cząstka nostalgii pokierowała moje nogi w górę, kiedy słuchałam opowieści Yalca. Zwolniłam kroku. Dobrze usłyszałam? Czy to był tylko wytwór mojej spragnionej tego wyobraźni?
- Frost? Dobrze usłyszałam? - Postanowiłam się upewnić.
- Tak. Czyli to z tej watahy uciekłem... - Zaśmiał się - Troszkę to śmieszne.
Wciąż ciężko było mi uwierzyć, ale historia zdecydowanie się zgadzała, a po łapaczu snów widać było, że jest wieloletnim towarzyszem przygód swojego właściciela, chociaż jak najbardziej nie dało się również ukryć, że Yalc dba o niego. Volf podążył za moim wzrokiem z zaciekawieniem.
- Zupełnie nie czuć od ciebie tamtego szczeniaka. - Stwierdziłam, zbliżając się wolnym krokiem do drzwi, jakby miały one odgrodzić mnie od obecnej rozmowy. - Gdzie ona teraz jest? Czemu się rozdzieliliście?
- Znalazłem portal i z ciekawości wskoczyłem do innego wymiaru, i tak błądziłem pewien czas. Ciężko powiedzieć jak długo czas w innych wymiarach płynie dziwnie. 
Rozejrzał się wokół. Kamień spadł mi z serca. Formowałam już w głowie czarne scenariusze, w których to towarzyszce z przed wielu laty mogłaby stać się krzywda. Frost bywała zbzikowaną waderą, ale była rzetelna w tym, co robi. Dowodem też poniekąd był Yalc stojący przy mnie cały i zdrów.
- Więc to tak.. - Nie kryłam mimo to drobnego zawodu z tego, że tak czy tak nie mamy pojęcia, gdzie ona teraz jest. - Mam nadzieję, że ona też odnajdzie kiedyś drogę do domu..
Zbliżyłam się do jednego z okien na parterze. Szyby były brudne i zakurzone oraz pełne pajęczyn.
- Co do tego szczeniaczka to można powiedzieć że dorosłem. - Jego głos zaczął robić się niepewny. - Chyba.
Uśmiechnęłam się delikatnie słuchając go.
 - Nie powierzyłabym tak ważnej roli, gdybym uważała cię za szczenię.
Po tych słowach na pysku Yalca pojawił się ponownie uśmiech.
- Dzięki - Na chwilę zamilkł śledząc wzrokiem moje ruchy. - Co to za miejsce? - Powtórzył pytanie.
Dom sprawiał wrażenie opuszczonego, ale i tak miałam wątpliwości czy nie będziemy czyimś nieproszonym gościem, jeżeli przekroczymy próg.
- Ah.. To.. - Odsunęłam się od okna, śledząc wzorkiem po pozostałych elementach budynku. - Można powiedzieć, że mój dawny dom. - Odpowiedziałam nieszczególnie dumna z tego.
- Czemu tutaj nie mieszkasz w takim razie? - Drążył dalej.
Pytasz, jakbyś nie znał ludzi - to była pierwsza odpowiedź, która pojawiła mi się w głowie.
- To akurat długa historia.. - Zaczęłam z wolna.
Dotknęłam klamki ostrożnie, jakby miałam się nią sparzyć albo zarazić jakimś trądem. W końcu zdecydowałam się otworzyć drzwi. Odczekałam kilka sekund, lecz kiedy nikogo nie usłyszała i nikt nie rzucił się w naszym kierunku z oskarżeniami o włamanie, przekroczyłam próg domu gestem zapraszając Yalca za sobą.
- ... Powiedzmy, wielu ludzi sprawiło, że nie czułam się tutaj jak w domu. Za to wilki pokazały mi, gdzie powinnam przynależeć. - Dokończyłam swoją wypowiedź.
Wszedł powolnym krokiem, rozglądając się wokół i podziwiając stary dom.
- Tak, ludzie to zdecydowanie nie najlepszy gatunek.
Na wstępie, na przeciw drzwi, witały nas schody, prowadzące na kolejne piętro. Nie były wybitnie szerokie, ale w pewnym momencie, niemal u ich szczytu, rozdzielały się na dwie, przeciwległe strony. Tam znajdowała się dawna sypialnia oraz pokój gościnny. Zamknęłam za nim drzwi, po czym skierowałam się na prawo od schodów do zagraconego pomieszczenia, które miało być połączeniem kuchni i jadalni, w której dawniej z przyjemnością liczyłam, że będę mogła witać gości. Jakież to były głupie nadzieje. Wilkokrwista wśród ludzi. Nic nadzwyczajnego. Szafki na przyprawy i zioła w rogach pokoju. Kilka beczek z alkoholem, choć sama nie poiłam się często trunkami. Po środku stół, na którym widać było ślady mąki, jakby jeszcze jakiś czas temu ktoś próbował coś upichcić.
- Cóż.. Nie każdy jest najgorszy, ale ciężko się nie zgodzić. Choć jedną z osób, która mi tu dopiekła również miał w sobie krew wilka. - Skrzywiłam się nieco.
Powędrował za mną oglądając uważnie pomieszczenia. Jego czułym zmysłom z pewnością nie umknął zapach pieczywa, który roznosił się po pomieszczeniu.
- Krew wilka? Kto to był? 
- Na imię miał Leon. Można rzec, że był moją pierwszą i nieudaną miłością. - Miałam zamiar przejechać palcem po blacie, ale się wstrzymałam. Dłoń zatrzymała się dosłownie milimetry nad mąką, w której niemądrze byłoby się babrać. Może jakiś równie strudzony wędrowiec jak niegdyś ja sama postanowił skorzystać z osamotnionej chatki. - Nigdy nie pomyślałabym, że znajdę lycana, który wyparł się swojej rasy. Jakiś czas też wzajemnie nie wiedzieliśmy dla siebie nawzajem czym jesteśmy tak naprawdę.
Przez chwilę analizował to co usłyszał w milczeniu.
- Co właściwie się stało?
Westchnęłam. Cóż, skoro odkopujemy dziś przeszłość..
- Kiedy odkryłam przed nim swoje karty zaczęliśmy się więcej kłócić. Później był zazdrosny o własnego brata, który w przeciwieństwie do niego nie wypierał się tego kim jest z natury i stąd nasz wspólny język... Żeby w końcu zacząć znikać. Bardziej i bardziej. Zostawiając mnie samą na pastwę niezrównoważonych oblechów czy ludzi wołający za mną "woolfblood". - Z każdym wymienieniem kolejnej rzeczy zaczęłam energiczniej kręcić się w miejscu, wzburzona wspomnieniem. A na myśl o mężczyznach, którzy nachalnie dobijali się mi do domu, paznokcie ledwo zauważalnie się zaczynały naostrzać, przypominając drobne pazury. W samym moim głośnie dało się wyczuć, że nienawidziłam całym sercem tego jak zostałam potraktowana. Zatrzymałam się pod oknem, spoglądając na ramkę na półce pod nim, w której znajdował się drobny rysunek. Westchnęłam opanowując nerwy. - Najwyraźniej wolał samicę, która nie ma ciągot do znikania w leśnej dziczy. - Wzruszyłam ramionami, jakbym wcześniej w ogóle się nie podirytowała i miała nadzieję, że Yalc nie wypomni mi mocno opuszczenia opanowanej gardy godnej alfy. - Wiesz.. Dziwnie tak w końcu po latach wyrzucić komuś na nowo cząstki swojej przeszłości.
Patrzył uważnie na waderę gdy ta opowiadała mu o swoim byłym. Widział że widocznie nacisnął w słaby punkt wadery bo nie widział jej nigdy tak wyprowadzonej z równowagi.
- Cóż jest to dziwne, ale chyba ważne. Mam na myśli że nie można wiecznie ukrywać swojej historii bo przyszłe pokolenia o tobie zapomną - Sprostował swoją wypowiedź.
Obróciłam się i plecami oparłam o półkę. Ręce trzymałam za sobą, stukając w spód półki.
- Tak.. Nigdy nie wiadomo, kiedy śmierć postanowi wziąć nas w sobie objęcia. - Na moment zamilkłam. Pewnie nie jeden wilk z watahy dobrze zdawał sobie sprawę jak łatwo w jednej chwili można stracić ukochaną osobę. - Ale historii nie trzeba przekazywać tylko słownie. - Dodałam.
Yalc przez chwilę myślał nad tym co usłyszał. Nie pospieszałam go z odpowiedzią. Właściwie nawet jej nie wymagałam, rozumiejąc, że niektóre, zwłaszcza zgryźliwe, tematy lepiej odstawić na bok. Kiedy basior tkwił w zadumie nad moimi słowami, skupiłam na moment się na ponownym rozejrzeniu się po pomieszczeniu. Opuszczony budynek, a jednak posiadający swoje życie. Miałam pewne podejrzenia co do czyjejś obecności, ale nie dzieliłam się nimi jeszcze. Delikatnie pociągnęłam nosem, ale nie wyczuła zapachu żadnej żywej istoty. Jeżeli ktoś tu myszkował to najprawdopodobniej długą chwilę przed naszym wejściem.
- Tak, ale opowieści są jednym z najciekawszych przekazów... Moim zdaniem. - Dodał po chwili. - A co do śmierci to kilka razy prawie umarłem. Szczególnie pamiętam moment w pewnym wymiarze całym z wody kiedy prawie się utopiłem.
- Ciekawym, ale za to łatwo coś przekręcić podając je dalej. Choć mają i tak pewnie więcej sensu niż historyczne pieśni. - Zauważyłam, kiedy skończył mówić z wzrokiem utkwionym na marniejących ścianach budynku. Stopniowo wróciłam spojrzeniem w jego kierunku z zainteresowaniem. - To znaczy, że rzeczywiście wyrosłeś na silnego samca. Gdzie jeszcze łapy cię poniosły zanim wróciłeś tutaj?
Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Raczej do silnych się nie zaliczam. Byle jaki członek watahy, nie licząc szczeniaków, miałby ze mną szansę. - Powiedział to i sprawiał wrażenie, jakby nie lubił jak ktoś określa go silnym. - Zresztą nieważne. Wymiarów jest nieskończenie wiele jak pewnie wiesz i byłem może w plus minus czterdziestu. Straszny kawał czasu minął... - Powiedział to z wyrzutem do samego siebie. - Powinienem być wtedy z watahą, ale zachciało mi się przygód.
Przewróciłam oczami, krzyżując swoje ręce na klatce piersiowej.
- Przetrwałeś w tylu wymiarach i nie widzę, żebyś przyprowadził z sobą towarzysza. Byłeś raczej skazany na siebie, prawda? - Odpowiedź postarałam się bardziej wyczytać z jego pyska, po czym kontynuowałam swoją wypowiedź. - I uważasz, że to nic? Siła nie jest tylko fizyczna.. - Mówiąc to delikatnie stuknęłam palcem w swoją skroń. Po czym nieco bardziej posmętniałam, kiedy napłynęły do mnie wspomnienia licznych rozstań tamtej nocy, kiedy to Frost również uciekła, zabierając z sobą szczenię. - Własne doświadczenia też są ważne, dzięki temu wróciłeś do stada z wiedzą, którą możesz się dzielić. Z resztą.. Nic wielkiego nie straciłeś, tak myślę. - Dodałam po chwili. - Z resztą byłeś młody. Nawet nie pamiętałeś skąd pochodzisz.
- Jest w tym trochę racji - Przyznał i zamilkł dając za wygraną.
Krótka odpowiedź wybiła mnie nieco z rytmu. Wiedziałam, że mam do czynienia z nie często wygadanym rozmówcą, lecz i tak moją pierwszą myślą było czy powiedziałam coś nie tak? Później zwróciłam uwagę bardziej na jego zachowanie. Przechadzał się po pomieszczeniu i sprawdzał jego zakamarki. Mimo, że dom był opuszczony to był zniszczony tylko w minimalnym stopniu.
- Wszystko.. w porządku? - Postanowiłam zapytać, zbliżając do Yalca. Przyglądając się jego poczynaniom zwróciłam też uwagę na nieład na półkach. Słoiczki z wszelkimi przyprawami akurat obrastały kurzem. - Myślisz, że ktoś może tu przebywać? - Postanowiłam zapytać, wyciągając swoją niepewność na głos.
Volf się zdziwił.
- Tak, wszystko w porządku. - Drugie pytanie lekko go wyprowadziło z równowagi, ale alfa nie mogła tego po nim wyczytać. - Przypomnij sobie kim jestem i jakie są moje obowiązki i raczej odpowiesz sobie samej.
- Zatem w porządku. Ufam ci, chociaż ostrożności nigdy zbyt wiele, tak? Miałam takie wrażenie.. - Urwałam swoją wypowiedź, okrążając niewielki stolik, przy którym zwykłam jadać posiłki. Był w całkiem zadbanym stanie, mogłabym zrobić mu nawet "test białej rękawiczki". - ... Albo zwyczajnie wspomnienia w mojej głowie żyją własnym życiem. - Zwróciłam się do Yalca. - Wybacz, że cię tu przyciągnęłam. To pewnie samolubne z mojej strony. 
Nie kryłam się z tym, że było mi głupio, że dałam się powieść nostalgii, kiedy beta właśnie zaginęła. Do tego, gdyby coś się wydarzyło nie przydzieliłam dowodzenia czy opieki nad stadem żadnemu konkretnemu wilkowi. Pogrążona w swoim smutku w ogóle o tym nie pomyślałam. Przekrzywił łeb.
- Jakoś mi to niezbyt przeszkadza - Nagle jakby go olśniło. Chwilę po tym niedaleko dwójki na stoliku wylądował kruk. - Mam towarzysza z tamtych czasów.
Cieszyłam się, że Yalc nie oceniał mnie pod tym względem. Musiałam przyznać, że nie zwróciłam uwagi, którędy mógł przedostać się tutaj ptak, będąc odrobinę zagłębiona w myślach na temat watahy.
- Mam nadzieję, że nikt nie wpadł z niechcianą wizytą. - Mruknęłam ni to do Yalca, ni w pełni do siebie samej. W charakterystyczny sposób podpierając kciuk lub bardziej paznokieć o wargę, wpatrując się w posadzkę. Kątem oka spojrzałam na stolik, kiedy usłyszała lądowanie ptasich łap. - Cześć mały, jak tu wpadłeś?
- Poznaj aki. Moje wsparcie z powietrza i towarzyszkę trudnych czasów. - Starał się jak najkrócej wyjaśnić kim ten czarno-niebieski ptak jest. 
- Miło mi panią poznać. - Zwróciłam się do kruka, którego ubarwienia nie sposób zapomnieć i zdecydowanie nie raz przelatywała gdzieś w pobliżu Yalca, lecz nigdy nie wiązałam jakoś faktów. W odpowiedzi otrzymałam krótkie i dźwięczne "kra". - Zwierzęta to wspaniali towarzysze. A Aki wygląda majestatycznie, jakby wymknęła się z wymiaru mroku lub cienia. - Zauważyłam i skierowałam się w stronę schodów, aby nie tracić czasu. Tam pojawiały się kolejne mączne ślady. - Gdzie rzeczywiście się poznaliście?
- Znalazłem ją ze złamanym skrzydłem w wymiarze cienia i postanowiłem bronić ją dopóki nie wyleczy się naturalnie. W sumie to nie za wiele robiłem poza próbą komunikacji. Jak później dowiedziałem się od jakiegoś lwa te kruki mają możliwość przywiązać się do dowolnej istoty i obdarzyć je mocą zrozumienia ich mowy. Cóż Aki rozumie każdego ale tylko ja ją. To jej dar i klątwa. Swoją drogą ten lew też był podróżnikiem jak ja ale on miał inne pobudki i był bardzo mądry. Wiele nauczyłem się dzięki niemu.
Stąpałam coraz wyżej po schodach, podążając za śladami oraz słuchając opowieści Yalca. Pomagało mi to nieco odciągnąć myśli od bólu, choćby i częściowo.
- Miło z twojej strony. Mogła być łatwym kąskiem dla innego drapieżnika. I powiedziałeś.. lwa? - Zainteresowałam się, gdyż spędziła swego czasu bardzo dużo czasu w stadzie Liontaria, lecz nie słyszałam nigdy lwach, które podróżowałby między wymiarami.
- Nie za dużo mówił o sobie nawet zakazał mi pytać się o informacje na jego temat. Dziwak straszny.
Kruk wskoczył na grzbiet Yalca i ruszyli za mną.
- Jeżeli był magicznym lwem to nie dziwne, że chciał trzymać swoje sekrety. - Stwierdziłam. - Ciekawe, gdzie go łapy poniosły.. Podobnie jak wszystkie lwy dawniej zamieszkujące nasze Wzgórze..
Kto wie czy ktoś z dawnych, kocich przyjaciół trzyma się nadal przy życiu. Minął ogrom czasu od kiedy widziałam ostatnie, odchodzące lwy, które przeżywały ciężki czasy bez swojego przywódcy, a lwy przecież nie są długowieczne. Pospieszyłam kroku. Widząc mój pośpiech, volf zrobił to samo. Nie widziałam więcej śladów, natomiast poczułam delikatny powiew wiatru. Idąc za tym tropem trafiłam do pomniejszego pokoju sypialnianego, gdzie okno prowadzące na tyłu budynku ktoś pozostawił otwarte.
- Aki coś dla ciebie. - Odezwał się, kiedy zauważył okno.
Kruk momentalnie odleciał i wyleciał przez nie.
- Zobaczymy czy ktoś tutaj był niedawno.
Sam zaczął węszyć za jakimś tropem...

~***~




środa, 11 sierpnia 2021

Niedysponowana alfa | Part 2

~***~

Chwilę spoglądając jeszcze na nią wstała i wybiegła za Lili

ledwo wstaje i wychodzi przed jaskinie trzymając się za znamię

*Jessika*

Pędziłam przed siebie na złamanie karku. Nagle wskoczyłam prosto na betę, nie zwracając kompletnie uwagi na otoczenie. Tylko ona była w tym momencie istotna.
- Wybacz! - Wydusiłam z siebie po biegu.
- Wa! - Pisnęła w trackie zderzenia. - Biegasz w takim stanie? Mam cię przywiązać, byś odpoczywała? - Objęła mnie, okrywając swoim płaszczem. - Wracając, gdzie poszedłeś? Mogę się tym zająć. - Kiwnęła na ranę.
- Za tobą pobiegnę nawet przywiązana. - Starałam się utrzymać powagę mówiąc to, ale kącik moich ust nieco wędrował w górę.
Miałam już wtulić się w płaszcz Lili, kiedy usłyszałam i dostrzegłam znajomą postać. Obnażyłam w jego stronę kły w ludzkiej formie, marszcząc nos. Nie zamierzałam ukrywać złości na wilkołaka, nawet jeśli dostrzegałam, że jest ranny. Nawet bardzo. Lili patrzyła na mnie zaskoczona.
- Czy nie głupotą było pojawiać się tu w tym stanie? - Zapytałam kąśliwie.
-Ja? - Wstał podpierając się o drzewo. - Przez całe życie podejmuje lekkomyślne i głupie decyzje, dzięki za troskę. - Wyprostował się. - Musze iść - Rzekł, spoglądając na Lili i pokuśtykał nieco do przodu.
- W tym stanie? Nie żartuj. - Beta złapała go za rękę. - Kto to i czego chce? Myślisz, że z tą nogą coś zrobisz? Ręka wcale nie pomoże.
- Powiem tak, Wielki Zły Wilk szukał zaczepki, znalazł ją, Odrobinę przesadził, a teraz... Cóż, jest w dalszej drodze. - Odparł.
"Wielkiego Złego Wilka" nie powinno tutaj w ogóle być, pomyślałam niezadowolona. Z mojego gardła wydał się nieprzyjemny warkot. 
- Jasne.. Będzie miał jeszcze okazję spróbować dobić Eden.. 
Mierzyłam wilkołaka nieprzyjemnym wzrokiem. Zazwyczaj starałam się nie być zawistna, ale coś mocno mnie skłaniało do nienawiści do niego.
- Musisz ewidentnie przestać z tym Wielkim Złym Wilkiem... Czekaj co zrobić Eden..? - Patrzyła zaskoczona na mnie, to na niego. - Potem. - Odparła w końcu. - Weź go nie dobij, a ja pozbędę się intruza.
Machnęła ręką i zaczęła schodzić z wzgórza.
- Tak... Bawcie się dobrze - Rzekł w moim kierunku, przeliczając swoje strzały.
- Świetnie bawiłabym się próbując poprawić trochę twoją urodę.. - Ton mojego głosu był dalej niezbyt przyjazny, a na mojej dłoni, paznokcie zmieniły się wilcze pazury. Nie ruszyłam się jednak z miejsca. - Kuszące.. Choć niesprawiedliwe..
- Kobiety. - Przewrócił oczami.
Wilkołak zaczął kierować się w stronę najwyższego punktu wzgórza. Nie zamierzałam pozwolić tej wywłoce szwendać się po naszych terenach. Przyłożyłam dłoń do ziemi , a nagle przed nim wyrósł lodowy murek, mniej więcej jego wzrostu, dość szeroki, blokujący dalszą drogę na szczyt.
- Nie ruszaj się. Wciąż jesteś tu tylko intruzem. - Syknęłam.
- Jesteś jeszcze bardziej upierdliwa ze swoimi mocami, wiesz? - Rzekł, wyjmując łuk. 
Stanął za najbliższym drzewem, obserwując sytuację, jednocześnie nakładając strzałę na cięciwę.
- Ah, dziękuję. Miło czasem usłyszeć komplement. - Odparłam, starając się brzmieć na spokojną i opanowaną.
Uśmiechnęłam się przy tym, wyszczerzając w ten sposób znowu kły, bardziej w złośliwości. Równocześnie mierzyłam go wzrokiem. Wiedziałam, że na dół zeszła Lili, a on stamtąd może mieć na nią dobry widok razem ze swoim łukiem. Powoli wytwarzałam w swojej łapie sztylet z lodu, łącząc go z swoją mroczną esencją. Jedynie nie mogłam podjąć decyzji - cisnąć nim w lecącą strzałę czy w dłoń napastnika. Ten po chwili jednak odpuścił. Oparł się o drzewo, kładąc łuk obok siebie, kątem oka obserwując sytuację. Napił się trunku z piersiówki, spoglądając na mnie.
- Cóż za odwrócenie ról, cóż za zrządzenie losu. - Stwierdził.
Nieco rozluźniłam uchwyt na gotowym sztylecie, gdy zobaczyłam jak odkłada broń. Wciąż jednak trzymałam go na wszelki wypadek.
- Los jest.. Strasznie nieprzewidywalny.. - Westchnęłam. - Znacznie bardziej wolałabym być teraz tam z nią. Ale nie ufam ci.
- Może lepiej do niej idź. - Rzekł.
Wyglądał, jakby już za wszelką cenę walczył z sennością.
- Miałabym zostawić cię samego na naszym terenie? Dobre. Lili na pewno świetnie sobie radzi. - Odparłam pewnie, nie ukrywając zaufania do wadery. 
Długo nie wracała, ale wyczułabym tak bliskie niebezpieczeństwo. Zaczęłam się przyglądać jego ranom. Jeszcze krwawił. Wilkołak zaniósł się kaszlem, co odrobinę go wybudziło.
- Cóż, w takim razie cieszę się że będziesz czuwać nade mną podczas snu... Kto wie czy nie ostatecznego. - Uśmiechnął się zamykając oczy.
Przewróciłam oczami i podniosłam się. Gwizdnęłam w stronę jaskiń. Aerin powinien być w stanie zareagować na jej wezwanie.
- Nie potrzebuję nie potrzebnej krwi na tym wzgórzu. I tak widziało już wiele śmierci.. - Drugie zdanie dodałam bardziej szeptem, nie licząc nawet, że to usłyszy.
- Jestem, jakie kłopotliwe z nich stworzenia, eh.. - Lili zbliżyła się i spojrzała na Fina. - Z niego też..
Podeszła, żeby opatrzyć jego rany, ale uprzedził ją czarno-czerwony smok, który po chwili się wyłonił. Widząc rannego zrozumiał powód, dla którego musiał zostać wezwany. Podeszłam do nich bliżej.
- Powiedziałabym, że jest gorszy niż kłopotliwy.
Nie czułam się dumna z tego, że muszę mu pomóc. Nie myślałam nawet o doprowadzenia go do pełnego uzdrowienia. Po prostu miał się ruszać i uciekać stąd w podskokach. Lili pogłaskała smoka po łebku, jednak nie odpuściła mu i szybko zatamowała krwawienie. 
- Choć tyle trzeba, Aeriś. Zabierz go do mnie, proszę. - Odwróciła się w moją stronę. - Skoro już masz więcej sił widocznie mamy do pogadania.
- Najwyraźniej.. 
Aerin powiększył swoje rozmiary, a następnie spojrzał na mnie, jakby szukając potwierdzenia. Ja z kolei skinęłam głową, nie widząc obecnie lepszej opcji. Nie wpuściłabym go do mnie. Jest zbyt ryzykowny. Wtedy smok, jakby odzwierciedlając moje emocje, chwycił poszkodowanego w szczęki i pognał z nim w kierunku doliny.
- Kto kręcił się tym razem na naszym terenie? - Zapytałam pierwsza, podążając za smokiem.
Przyjaciółka podążyła za mną.
- Nie znam ich. Lisica i zmiennokształtny. Ona szukała leku dla chorej elfki, a on chciał zabić Fina, tak mi się wydaje. Dałam lekarstwa, a on zniknął w innym wymiarze, o dziwo nie przeze mnie. - Opowiedziała w skrócie.
- Nie dziwię się, że ktoś chciał go zabić. Pewnie mu się należało.. - Mój głos lekko drgnął, jakby  w śmiechu, ale nie do końca
- Nie wiem, porozmawiam z nim, gdy się obudzi. Czemu Ty chcesz go zabić? - Odbiła piłeczkę.
Nieco zwolniłam kroku, jakby zastanawiając się od czego zacząć. Poniekąd sama zadając sobie to pytanie. Luno, dlaczego pałasz do niego tak silną nienawiścią? Postanowiłam zacząć od początku.
- Spotkałam go przy umierającej dziewczynie, która rzekomo "spadła z drzewa". Bez powodu chciał zabić mnie, Duke'a, Yalca i Eden, kiedy ją uleczyłam. Wtargnął na nasz teren bez choćby krzty szacunku do czyjegoś terenu. - Skrzywiłam się lekko. Nie, żebym nie rozumiała, że nie każdy lycan chce żyć w stadzie, lecz oburzało mnie to zachowanie, jakby wszystko należało do niego. Cała wyspa. - Po prostu mu nie ufam. I wolałabym, żeby trzymał jak najdalej.
- Zaatakował? Hm.. W sumie to mnie nie dziwi.. - Odpowiedziała, przekraczając próg jaskini.
- Gdyby nie dwumetrowy lis, może moje ciało użyźniałoby teraz roślinność Roota.. - Odparłam, pozwalając Lili iść przodem, nie kryjąc urazy.
Beta zatrzymała się w progu i spojrzała na mnie, jakby chcąc jeszcze raz się upewnić, że nic mi nie jest.
- Niech spróbuje Cię znowu tknąć..
Spojrzałam na Lili, nagle mając pustkę w głowie i nie wiedząc, co odpowiedzieć. Przystanęłam w miejscu, a tuż przede mną skoczył Aerin, który przeleciał nad Finem i ponownie chwycił go za fraki. Sytuacja już kompletnie oderwała mnie od dialogu, betę chyba również.
- Dzieciaki. - Zaśmiała się, kiedy do Aerina dołączył Alios.
- Ha, zabawne... Naprawdę. - Odezwał się intruz.
Mężczyzna sięgnął po sztylet, by po chwili przeciąć część kaptura, którą trzymał smok. Gdy wylądował na ziemi, zmienił się wilka. Zawarczał na smoka, jednocześnie cofając się do momentu w którym to natrafił na ścianę jaskini. Alios radośnie wskoczył na niego, po czym urósł przygniatając go swoim ciężarem do ziemi. Jego właścicielka podeszła pogłaskać swojego go po pysku.
- Dziękuję. - Usiadła na ziemi. - Nieładnie jest odbierać smokom zabawki, zaraz zobaczymy jak tam twoje rany.
Aerin prychnął w stronę Fina, a z jego nozdrzy i pyska wydobyło się kłębowisko dymu. Ewidentnie nie chciał kończyć zabawy, o ile najchętniej nie pochłonąłby go żywcem. Skrzyżowałam ręce na piersi i przyglądałam się sytuacji z boku w milczeniu. Nie spuszczałam wzroku z wilkołaka, któremu tak nie ufałam. Po chwili Aerin zaczął robić to samo, będąc w gotowości do ataku, gdyby było to konieczne. Wilk próbował się podnieść, bezskutecznie jednak. Mimo to nie miał zamiaru się tak łatwo poddać. Warczał to na smoka, to na Lili, tym samym nie dopuszczając jej do siebie.
- Jak słodko się denerwuje. - Skwitowała beta.
Podstawiła mu przy pysku zioła, które rozpoznałabym z daleka. Miały naprawdę silne właściwości nasenne.
- Nie chcesz po dobroci to nie.
Wstała otrzepując się. Wilkołak jeszcze chwilę się szamotał, ale naprawdę krótką chwilę, bo zaraz jego pysk bezwładnie opadł na ziemię. Alios przytrzymywał wilka jedną łapą, a Lili zaczęła "badać" poszkodowanego. Gdy oględziny się zakończyły, zaczęła wyjmować wszystkie potrzebne jej zioła i nałożyła na zranione łapy. Obwiązała tą krwawiącą kawałkiem czystego materiału, po czym spojrzała w moim kierunku.
- Co chcesz z nim zrobić? - Zapytała.
Przypatrywałam mu się z nie ukrywaną niechęcią .
- Waham się nad zostawieniem go poza terenem watahy a przetrzymaniem dla tego, kto go szukał. - Odparłam zgodnie z tym, co podpowiadały mi uczucia.
Mówiąc to przywołałam do siebie Aerina, który kurcząc się, wskoczył na moje barki. Czując znajomy ciężar łuskowatego ciałka, nieco poczułam się lżej. Podrapałam go po podbródku, a smok nie ukrywał zadowolenia. Beta chwilę przyglądała się, jak Alios robi sobie z Fina nową przytulankę, po czym odezwała się.
- Miałam z nim jeszcze pogadać, wcześniej nie chwalił się atakiem na wyczerpaną alfę, a miał okazję.
Miał okazję? Nie dopytywałam. Zignorowałam ten fakt, chociaż wewnętrznie nie dawał mi spokoju.
- Taaak.. Bardzo lubię bajki na dobre zakończenie dnia.. - Odpowiedziała bardziej z sarkazmem.
Wręcz nie mogłam się doczekać aż usłyszę jego wersję. Tak. Więcej sarkazmu. Powoli zaczęłam oplatać jego dłonie czymś na wzór grubej warstwy nitkowatych "kajdan" z mroku, zaciskając je dość mocno. Skoro nasza beta chciała z nim porozmawiać, nie pozostało mi nic innego, jak jej to umożliwić.
- Bajeczka zawsze fajna. - Położyła mi dłoń na ramieniu i lekko się uśmiechnęła. - Gadałam z nim wcześniej i nic mi nie było, ciekawe co teraz zrobi.
Westchnęłam, nie mogąc pozbyć się nieprzyjemnych odczuć związanych z wilkołakiem. Kończąc obwiązywać mu łapy, spróbowałam się bardziej rozluźnić. Mimo wszystko nie podobało mi się to, że Lili mogła znajdować się sam na sam z tą kreaturą, ale starałam się nie pokazywać po sobie tego. Opanowanie przede wszystkim. Dobry przywódca musi zważać na emocje, tak?
- W razie czego Aerin chętnie się z nim dalej pobawi.. - Lekko wykrzywiłam usta w uśmiechu, a smok trącił dłoń Lili. - Masz tu gdzieś łańcuchy? - Zapytałam po chwili.
Zaśmiała się rozbawiona.
- Mam coś, chcesz go podwójnie uziemić?
Wyciągnęła rękę i łańcuch podleciał do jej dłoni.
- Pomyślałam, że będzie ciekawiej prezentował się jako ozdoba wisząca.. - Mówiąc to przejęłam łańcuch.
Zaczęłam rozglądać się po jaskini, myśląc jak najlepiej go przymocować.
- Hm, tylko szyje mu oszczędź. Jak chcesz wilka przymocować? Jak go powiesisz za łapy to tylko pogorszysz jego stan, nie po to użyłam ziół.
Przyglądała się śpiącej postaci.
- Czy twoim zdaniem mam go przywiązać za ogon czy może obwiązać mu tyłek łańcuchem? -Zapytałam półżartem, przypatrując mu się, jakby poważnie rozważając taką opcję.
Nie powiem, że nie było to kuszące. Wisząc na ogonie cierpiałby bardziej niż elfka. Wtedy czarna kupa sierści zaczęła się trochę poruszać.
- Najlepiej... - Odezwał się, wciąż walcząc z sennością. - To się odpierdol.
Spojrzał wrogo w moim kierunku z wyraźną chęcią mordu.
- Będziesz niegrzeczny, to dostaniesz pas lub obrożę. - Wadera mruknęła.
- Z przyjemnością, ale wypierdolę cię poza granice w najbliższym czasie.. - Powstrzymałam się od agresji w swoim głosie.
Zrobiłam krok z łańcuchem w jego stronę.
- A spróbuj tylko! - Warknął.
Futro agresywnego wilka, stopniowo zaczęło pokrywać się ogniem. Jeśli myślał, że tak łatwo mnie wystraszy.. Wzbudziło to tylko we mnie kolejną dawkę wrogości w jego stronę. Już raz jaskinia bety skończyła źle przez irytującego szczeniaka. Przełożyłam łańcuch do jednej dłoni, drugą wyciągając przed siebie, gdzie w gotowości trzymała już drobiny wody.
- Jakoś nie przerażają mnie twoje płomyczki.
- Uważaj sobie.. - Beta warknęła w jego stronę.
Podeszła na spokojnie i kucnęła przed nim nie spuszczając z niego wzroku. Nie bała się mocy, którą sama posiadała.
- Zapominasz się gdzie jesteś, Fin.
Zignorował słowa Lili, tak jakby jej tam nie było. Natomiast wciąż wrogo i wyzywająco spoglądał na mnie.
- To dobrze, że się nie boisz, teraz masz szansę to udowodnić.
Akurat w tym momencie do jaskini wszedł Yalc, którego spokój szybko się ulotnił, gdy tylko spostrzegł rozpalonego jeńca i dwie wadery nad nim.
- O matko i córko czy zawsze jak wyjdę chcecie się pozabijać?
- Jeszcze się nie zabijamy, próbujemy pokazać komuś, żeby przestał się panoszyć powiedziała Yalcowi, drugą część zdania wypowiadając z większą agresywnością i puściła strumień wody prosto w jego pysk. Ten nie odpowiedział, jego oczy zaświeciły zielonym światłem, a ogień zaczął rozprzestrzeniać się na całą jaskinię.
- Dość! - Przyjaciółka wrzasnęła już realnie martwiąc się o zawartość jaskini.
Zadziałałam natychmiast. Zmoczyłam wodą podłoże jaskini na tyle, aby ogień nie mógł się rozprzestrzeniać dalej, przynajmniej do czasu aż nie wyparuje oraz aby nie zalać niczego ważnego, co należało do Lili. Ta z kolei uderzyła Fina dla oprzytomnienia w pysk.
- Zaraz będzie musiał ostygnąć w bryle lodu.. - Syknęłam, obserwując sytuację w jaskini, aby nie doszło do poważniejszych zniszczeń. Po chwili czarny wilczur zaczął się śmiać
- Brawo, zalałaś jej dom, dobra robota. 
Wraz z jego słowami ogień zniknął tak szybko jak się pojawił.
- Iluzja, wiesz co to? - Zapytał, a ja czułam jak sobie ze mnie wręcz szydzi.
Uśmiechnął się. Pomimo jego wyjątkowo słabej pozycji humor nadzwyczaj mu dopisywał.
- To co teraz? Przykujesz mnie i co? Będziesz czerpała z tego satysfakcję? - Dodał po chwili.
- Nie zalałam, nawilżyłam.. Wydaję mi się, że lepiej być ostrożnym. -  Prychnęłam, zbierając resztki wody do swojej dłoni i bawiąc się nią między palcami. - Zalać mogę twój głupi uśmiech..
Odgryzłam mu się jak szczeniak, ale nerwy miałam już mocno naciągnięte. Lili westchnęła podirytowana. Nabawiła się przez jego głupią zabawę sporo stresu. Z resztą nie ona jedna. Wiedziałam jak ważnym miejscem jest dla niej ta jaskinia oraz ile znaczą dla niej poniektóre przedmioty. Nie pozwolę, aby utraciła kolejny dom przez ognistą przybłędę. Odeszła na drugi koniec jaskini, żeby nalać sobie coś do picia, a ja kątem oka odprowadziłam ją wrokiem. Z całej siły pragnęłam podejść do niej i objąć. Zamiast tego wróciłam wzrokiem do "więźnia", ledwo zauważalnie obnażając kły. Po tym jak zmienił się w człowieka, oparł się o ścianę jaskini. Rozejrzał się zawieszając chwilowo wzrok na Yalcu, z którego to obecności raczej nie zdawał sobie dotąd sprawy.  Następnie rozpoczął walkę ze swoim zniszczonym płaszczem, by po chwili dobyć z niego piersiówkę.
- Przynajmniej jest tu ciepło. - Rzekł, a następnie wziął łyk trunku.
Zignorowałam jego słowa. W tym czasie wróciła się do nas beta i oparła o ścianę przy wyjściu. Dostrzegłam zaciekawione spojrzenie, które kierowała na chłopaka, jednak odezwała się do mnie.
- Chcesz go ostatecznie zakuć, czy zostawiasz?
W odpowiedzi mroczne nici dopasowały się do zmienionego kształtu Fina, oplatając mocno jego nogi. Z trudem powstrzymywałam się, żeby nie wywlec go przed wejście. Wystawiłam dłoń z łańcuchem w stronę Lili, lecz mój wzrok tkwił w lycanie.
- Po prostu przykuj go do tej ściany. - Mówiąc to miała na myśli ścianę, przy której siedział. - Ale jak mnie rozdrażni bardziej, to nie obiecuję, że w końcu nie poleci do sufitu.
Po tych słowach wyszłam z jaskini, starając się nie pokazywać emocji, które targały mną wewnętrznie. Strach o stado, przed stratą, nienawiść czy też zazdrość..

*Lili*

Położył się na ziemi, mokry i zmęczony sięgnął po zawinięta kartkę w swej kieszeni. Rozłożył ją przyglądając się rysunkowi, na widok owego obrazka uśmiechnął się. Po chwili zgiął kartkę ponownie, pozostawiając ją w swojej okaleczonej dłoni, którą Lili najwidoczniej pominęła podczas opatrywania jego ran. Zamknął oczy, chodź nie zamierzał jeszcze zasypiać... Zamiast tego przysłuchiwał się temu co działo się wokół.
19 lutego 2020

Nie podobało mu się to jak traktują Fina ale dobrze wiedział że sobie na to zasłużył. Dalej siedział na wilgotnej podłodze

Rozejrzała się po jaskini, czegoś jej brakowało. Po dłuższej chwili namysłu zrozumiała czego. Gdzie jest ta elfka..?

Wstał obolały, spanie na twardej podłodze nie należało do najwygodniejszych sposobów wypoczywania. Chciało mu się pić, jednak jego torba z manierką była za daleko, a picie alkohol nie było najlepszym rozwiązaniem. Mimo to, nie zamierzał prosić kogokolwiek o pomoc, zamiast tego rozglądał się za wszystkim co mogło mu pomóc podczas planowanej ucieczki. Łańcuchy dało się zerwać samą siłą, wystarczyło poczekać na odpowiedni moment. Jednak mroczne nici były znacznie większym problemem... używając siły do ich rozerwania Fin pokiereszował by sobie nadgarstki, co zresztą zrobił, ukrył jednak ten fakt przed wzrokiem innych, zakrywając ręce fragmentem swego płaszcza. Gdyby był w pełni sił uciekł by z łatwością, co pewnie nie obyło by się bez ofiar... jednak teraz było to nieosiągalne. Zamiast tego postanowił posłużyć się swym sprytem... - Na twoim miejscu poszedł bym jej poszukać, świat i beze mnie jest niebezpiecznym miejscem- spojrzał na Lili, pustym acz zimnym spojrzeniem

Jessika się tym zajmie Odwróciła się w jego stronę. Chciała skorzystać z okazji, że przyjaciółka wyszła i przegadać z nim co miała. Zdziwiła się trochę widząc jego spojrzenie. O co Ci chodzi?

-No nie wiem, pomyślmy... Hmm... A no tak, skułaś mnie łańcuchami. Może o to właśnie mi chodzi!- rzekł gniewnie, ciągnąc gwałtownie za łańcuch

Przewróciła oczami i podeszła bliżej. Ciekawe czemu, może po tym, jak chciałeś zabić kilka osób na wyspie, rzucałeś się i dostałam taki rozkaz Rzuciła w obronie.

-Po pierwsze, nie ja zacząłem. Po drugie, nie prosiłem o pomoc. Po trzecie, cieszę się bardzo, że rozkaz tej Bląd Framugi ma dla ciebie największe znaczenie- odparł bezpardonowo, opierając głowę o ścianę

A kto? Prychnęła. Cieszę się, że wolałeś się wykrwawić, bardzo mi miło! Poza tym - Twoim zdaniem mam sprzeciwić się alfie i wieloletniej przyjaciółce, bo z Tobą rozmawiam? Lubię Cię, ale to tu nie ma nic do rzeczy

-Od mi pomoc, przykucie mnie do ściany jest bardzo pomocne, a jeśli chcesz wiedzieć kto zaczął tą cholerną walkę, spytaj swojej właścicielki- powiedział szyderczo

Przypomnę Ci, że w jej pierwotnej wersji miałeś wisieć za ręce u sufitu Warknęła. Właścicielki? Hah, cudownie.

-Co za różnica... I tak długo tu nie zabawię, możesz być tego pewna...- mimo iż miał spętane nogi udało mu się wstać. -Wracaj do Pani... -Spojrzał jej w oczy -No już...- warknął gniewnie, jednak w jego głosie dało się wyczuć jeden smutny ton.

Westchnęła i spuściła wzrok. Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale odpuściła. Spojrzała mu w oczy z wyraźnym smutkiem, nie wiedząc do końca czego w nich szuka. Wyciągnęła z koszyka kilka kocy, rzuciła mu pod nogi i w ciszy przeszła się na swoje legowisko czytać.

Fin patrzył jeszcze przez chwilę w stronę Lili, kopiąc koce z pogardą, jakby odrzucając jej litość. Po chwili wrócił pod ścianę zmieniając się w wilka.

Spojrzała na koce niepewnie. Dojrzale, strzelaj fochy dalej. Zignoruj wszystko, bo tak Przykryła się spoglądając w jego stronę.

-Walcze o siebie w każdy możliwy sposób, nie dam się złamać. - odparł, odwracając pysk w stronę ściany

Proszę Cię bardzo, walcz, jakbyś jeszcze miał teraz z kim

-Jeśli naprawdę nie mam, to mnie uwolnij- Po tych słowach złapał łańcuch w pysk, starając się bezskutecznie wyrwać go ze ściany.

Ha, mam Cię uwolnić, byś uciekł i próbował nas później powybijać, bo masz na nas focha? Zęby sobie popsujesz, głupi

Spokojniej Aen Seidhe Spojrzał na wszystkich Zapomniałem że nie każdy zna język starożytnych... Chwila ciszy Powiedz dlaczego walczysz przecież nie chcemy cię skrzywdzić... A przynajmniej ja Jego głos brzmiał łagodnie podszedł do Fina Nie musisz nas odtrącać. Nie sądzisz że wystarczająco rzeczy chce nas wyrżnąć? Czemu dokładasz sobie i nam kolejnych? Czemu nie możemy żyć w zgodzie?

-Tak, wy może i nie chcecie mnie skrzywdzić, ale Alfa chce- pokazał mroczne więzy na łapach, a sierść wokół nich była zlepiona krwią od ciągłej szamotaniny -Walcze dla zasady, nigdy się nie poddaje rozumiesz, nigdy... Obiecałem to sobie i słowa dotrzymam.- odwrócił się od niego spoglądając w ścianę -Jestem zły, tak już jest... Ale mam zasady, gdybym ich nie miał... Cóż, wasza wspaniała Alfa dawno gryzła by piach.- dodał

A czy zawarcie porozumienia oznacza poddanie się? Otóż nie. A będziesz miał z tego więcej korzyści niż gdybyś prowadził z nami konflikt. Mógłbyś wtedy spokojnie poruszać się po naszych terenach każdy traktowałby cię jak swojego i w razie czego użyczył trochę zapasów Podsunął mu pyskiem koc Nie bądź uparty i zachowaj się mądrze

Alfa jest zła, ale raczej nic nie zrobi Westchnęła i wstała. Dotknęła jego łap. Nie szamocz się tak, nic Ci to nie da.. Chyba, że chcesz mi dodać roboty przy leczeniu.. Uśmiechnęła się do niego lekko, ale szybko spuściła wzrok. W sumie gdybyś do nas dołączył miałbyś łatwiej w życiu.. Tylko wątpię, by się zgodziła..

- Jestem samotnym Złym Wilkiem, tak zawsze było... Przetrwanie przychodzi łatwiej kiedy potrafisz zabić bez cienia litości... Takie jest życie... Nie oczekujcie więc ode mnie, że nagle się zmienię... to się nie stanie. Zawsze będę dla was zagrożeniem... zawsze.- jego oczy rozbłysły jasnym płomieniem, który po chwili zniknął.

Pokiwiał głową na nie Uparty jesteś jak osioł... W grupie łatwiej przetrwać jeśli każdy pomaga sobie nawzajem i nie oczekuje że zmienisz się z dnia na dzień ale oczekuje że przejżysz na oczy. Nie każę ci wstąpić do watahy tylko zawrzeć porozumienie. Dalej będziesz wtedy samotnym wilkiem ale będziesz miał deskę ratunku w postaci nas

Hm, przynajmniej nie ma z Tobą nudy Dotknęła bransoletki od Lenav. Rozbłysło zielone światełko, a jego rany na łapach zniknęły. Zakręciło jej się w głowie, więc udając, że jest okei usiadła obok. Do niczego i tak Cię nie zmuszę, ale jakieś porozumienie nie jest gupie

Położył swój ogon na kolanach dziewczyny -Egh... To i tak nic nie zmieni- powiedział posępnie, spoglądając na torbę -Macie może wody?- spytał wbrew sobie, spojrzał kątem oka na Lili oczekując jej reakcji

Podniosła się powoli i przeszła kawałek, po swój kubeczek z wodą. Usiadła z powrotem na swoim miejscu wyciągając łapkę z naczyniem w jego stronę. Czemu miałoby nie zmienić?

Zmienił się w człowieka, po czym sięgnął po wodę -Dzieki...- wypił zawartość kubka, zamykając oczy, jakby delektując się każdą kroplą drogocennej wody. -Czemu? Przeżyłem istne piekło w innych wymiarach, przez co teraz jestem drapieżnikiem, z tą różnicą że polującym głównie dla zabawy. Z tym się nie da walczyć... Serio, próbowałem- odparł spoglądając na Yalca -Czasu nie cofniesz, mnie też nie zmienisz- dodał oddając kubek Lili.

Zamyśliła się chwilę patrząc na kubek. Dotąd też chyba nikt nie próbował, no nie..?

Spojrzał na niego łagodnie Rozumiem mnie też życie nie oszczędzało aczkolwiek widzę że możesz się zmienić a przynajmniej trochę tylko czy tego chcesz?

Przewrócił oczami z dezaprobatą, nie podobał mu się ten pomysł, jednak po chwili zaczął spoglądać w zielone oczy Lili... -Dobre, niech wam będzie, wy cholerni optymiści... Uznajmy że chcę ,, się zmienić", ale i tak wszyscy wiemy że to niemożliwe- rzekł opierając się o ścianę
-Wygraliście, co teraz?- dodał

Spojrzała na niego z uśmiechem, lekko nie dowierzając. Hm, teraz trzeba przekonać alfę..

Uśmiechnął się Widzisz? To nie takie trudne

-Nie przeciągaj struny- wyją swój dziennik, jednak... -Egh... Cholerny świat- zdał sobie sprawę iż związane ręce skutecznie uniemożliwiają mu pisanie, a co dopiero rysowanie.

Zajrzała mu przez ramię z zaciekawieniem. Co tam maaasz?

-Dziennik, zapisuję moje przemyślenia... Głównie opisy miejsc, które odwiedziłem- odparł, odkładając dziennik obok siebie. -Nic nadzwyczajnego, chyba go od kogoś dostałem...- zaczął się zastanawiać od kogo, jednak wspomnienia znikały gdzieś za gęstą mgłą. Wydawał się być nieobecny, po chwili jednak doszedł do siebie.

Mogę zobacyyć? Spojrzała mu w oczy proszoąco.

-Chyba tak, chociaż nie wiem co tam znajdziesz...- podał jej dziennik -Zrobiłem straszne rzeczy... proszę, nie oceniaj mnie zbyt surowo- dodał

Wzruszyła ramionami przejmując dziennik. Zaczęła powoli przeglądać jego strony. W każdym wymiarze robimy to, co musimy. Nie jestem święta..
/ najgorzej : (

-Palenie wiosek chyba nie należy do tego co musimy zrobić- stwierdził obserwując jej reakcję

Wybicie większości nielubianego gatunku z nudów też nie.. Stwierdziła skupiona na czytaniu. Zamykanie ludzi w miejscach bez możliwości powrotu..

-Mam nadzieję że ten los nie spotka i mnie- pociągnął za łańcuch. -Chyba że to właśnie o mnie chodzi- uśmiechnął się delikatnie

Zachichotała. Hm, zastanowię się nad tym

-Nie da się tego zdjąć?- spojrzał na mroczne więzy -Nie jest to mój typ biżuterii, jeśli wiesz co mam na myśli, za bardzo wżyna się w skórę.-

Zerknęła na niego z lekkim uśmiechem. I gdzie wtedy moja pewność, że nie uciekniesz, hm? Wróciła wzrokiem do książki. Nie ja je założyłam, nie ja je ściągnę, nie mam nawet jak

-Latwo mnie znałeść, dym. Pamiętasz?- odparł po czym zaczął się zastanawiać... -Wiesz że Jess mnie nie uwolni, prawda?-
-Prawdopodobnie odda mnie temu narwanemu, zmiennokształtnemu- dodał

Skrzywiła się. Nie oddam.. Y Cię jakiemuś szaleńcowi. Niech tu wejdzie to nie będę tak życzliwa Mruknęła pod nosem, bardziej do siebie.

-Zobaczymy, jednak mam co do tego złe przeczucia, ale cóż... nie zmienia to faktu, że trochę tu u ciebie jeszcze zabawię

Westchnęła zamykając przejrzany dziennik. Jess dawno się tak nie denerwowała na kogoś. Skrzywdziłeś kogoś? Zaatakowałeś? Zniszczyłeś coś..? Oparła się o ścianę obok niego.

-W sumie to tak... z cztery osoby, w tym Jess- odparł spokojnie -Ale jak mówiłem, nie ja zaatakowałem jako pierwszy, chociaż sam dążyłem do walki... To dość trudne do wyjaśnienia-

Mhm.. Sami zaatokowali..? Niby czemu? Lekko zadrżała nie wiedząc czy z zimna, czy czegoś innego. Okryła się peleryną. Na ziemi znów pojawił się płomyk, mając rozgrzać wnętrze jaskini.

Zmienił się w wilka, by następnie położyć się na kolanach dziewczyny -Potrafię sprowokować do ataku, samemu rzadko kiedy rozpoczynam walkę... A to że mnie ponosi podczas jej trwania to już inna sprawa- wytłumaczył się, spoglądając na płomyk

Pogłaskała go nieśmiało. Hm.. Rozumiem.. Eh.. Mimo wszystko będzie ciężko...

Jej dotyk działał na niego uspokajająco, nawet bardziej niż zioła nasenne... -Przepraszam... Za... wcześniej, wiem że jesteś zobowiązana do wykonywania poleceń Alfy... Rozumiem to... po prostu... Ehh... To nie ważne. Po prostu przepraszam.- jeszcze bardziej wtulił się w dziewczynę

Po prostu co..? Uśmiechnęła się.

-Jestem zazdrosny okay... Jeśli można tak to w ogóle nazwać-

Zazdrosny o nią? Zachichotała i ziewnęła.

-No, Gdybym to ja ci powiedział ,,zakuj ją w kajdany" to zapewne byś tego nie zrobiła. Więc mam o co być zazdrosny- zaśmiał się

Hah.. Przepraszam.. Wtuliła się w jego futro i zamknęła oczy, robiąc sobie miękką podusie. Mus to mus..

-Nic się nie stało- ziewnął w charakterystyczny dla wilka sposób -Dobranoc- po chwili zasnął, wtulony w dziewczynę


*Jessika*

Pierwszy raz od długiego czasu moje własne emocje były dla mnie zupełnie nie zrozumiałe. Wszystko w mojej głowie przeplatało się niczym nici włóczki.. splątane.. z kilku różnych kłębków. Gdyby ktoś poprosiłby mnie o rozrysowanie moich myśli i odczuć to pewnie właśnie tak bym je przedstawiła.  Czy znów wychodził ze mnie głodny i jadowity demon? Mogłam odrobinę dać się ponieść sile negatywnych emocji, zwłaszcza kiedy w grę wchodziła troska o Lili... Lili. Wbiłam pazury w dłonie, zaciskając pięści, uświadamiając sobie, że tak czy tak zostawiłam ją samą Finem. Co prawda był skuty, lecz potwór to nadal potwór. W zamyśleniu nogi zaprowadziły mnie prosto do jeziora Koura-Roto, gdzie chylące się ku zachodowi słońce pięknie nadawało barw lodowej tafli. Nim postawiłam kolejny krok usłyszałam głośne skrzeczenie. Obróciłem się w stronę odgłosu, który wydał Aerin. W gonitwie myśli nie zwróciłam nawet uwagi, że zmartwiony smok podążył za mną. Teraz siedział przy kobiecym ciele, które leżało zanurzone w śniegu. Coś w tym wymierniałym ciele było znajomego.
- Eden..? - Wydobył się z mojego głosu cichy szept, kiedy moje nogi posuwały się w  jej kierunku.
Rysy twarzy, choć o wiele zbyt blade, pozostawały ostre. Gęste włosy straciły swój blask oraz nieco oklapły zmoczone śniegiem, lecz ich miedziana barwa również była charakterystyczna. Ale kiedy dostrzegłam wśród plątaniny włosów spiczaste uszy, wiedziałam, że pomyłka była znikoma. Uklękłam obok ciała elfki. Musiałam zachować zimną krew, jeżeli chciałam jej pomóc. Nachyliłam się nad nią, przystawiając dłoń do jej ust i nosa. Nie poczułam na skórze charakterystycznego powiewu powietrza. Złapałam Eden za nadgarstek i przyłożyłam dwa palce po jego wewnętrznej stronie, licząc, że wyczuję chociaż odrobinę pulsu. Również nic z tego. Nie żyła.
- Kto mógł ją tak urządzić.. - Westchnęłam. Następnie zwróciłam się do smoka. - Nic tu po mnie, ale ty możesz skoczyć z nią do Lili. Nie zostawię jej na pastwę wygłodniałej zwierzyny.. - Wypowiadając te słowa podniosłam się, delikatnie skubiąc zębami swój pazur. - Musisz ostrzec resztę.
"A ja zbadam teren", pomyślałam, ale nie wypowiedziałam już tego na głos. Lecz, żeby móc podejść do sprawy z czystym umysłem potrzebowałam opanować nerwy. Tylko jedno miejsce potrafiło mi dać największy, upragniony spokój poza oparciem Lili - wymiar mroku.
- Liczę na ciebie, Aerin. - Powiedziałam, przechodząc przez portal.
Będąc po drugiej stronie czekał na mnie cały komitet powitalny. Nim zdążyłam oceniać sytuację znalazłam się w potrzasku. Jedyną droga powrotna zamknęła się za mną, ledwo tylko stawiłam stopę na poszarzałej ziemi, a dwóch cienistych strażników było w gotowości, aby mnie pojmać...

/Smok ostatecznie nie powrócił z Eden na teren watahy. Wskoczył również do portalu nim ten się zamknął i trafił do wymiaru mroku./