Yep. Dalsze zaległości.
Ocknęłam się na moment przed świtem. Ostry wiatr przeczesał moje futro, a ja automatycznie spróbowałam się bardziej skulić, chcąc chronić się przed chłodem, lecz odnosiłam wrażenie, jakby moje kończyny przestawały należeć do mnie lub jak gdyby ktoś podmienił mi je na sztywne, lodowe rzeźby. Powoli przykurczyłam tylne łapy, choć poruszanie nimi przychodziło mi z trudem, a śnieg pode mną głośno zaskrzypiał.
- Gdzie ja jestem..? - Cicho wymamrotałam.
Powoli wysunęłam przednią łapę w przód i nieco odgarnęłam oszronioną kępę wysokiej trawy, a na pysk spadło mi więcej śniegu. Normalnie strzepałabym go ze swojego pyska od razu, lecz nawet go nie poczułam. Nie wiedziałam ile czasu spędziłam na mrozie, ale śnieg nie robił już na mnie wrażenia. Powędrowała wzrokiem w kierunku tafli wody, na której lód pojawiał się miejscami. Wtedy zaświtało mi, że musiałam znajdować na skraju plaży za Wzgórzem Watahy. Zamiast skupiać się dalej na wczorajszych wydarzeniach, poczułam lekkie ukłucie nostalgii, kiedy obserwowałam wolne falowanie morza. Nienawidziłam wody, choć panowanie nad nią było jedną z umiejętności, jaką odziedziczyłam po rodzicach. Lecz obserwowanie morskiej tafli kojarzyło mi się z dawną, bardzo bliską przyjaciółką, która również była założycielką watahy oraz dzięki której znalazła swoje miejsce na stałe.
Wylegiwałam się tak jeszcze chwilę z łezką kręcącą się w oku, po czym spróbowałam się podnieść. Nie było to wcale takie łatwe, jak się wydawało. Gdy z trudem stanęłam o własnych, odrętwiałych łapach, dopiero poczułam jak obolałe jest moje ciało. Mroźny wiatr ponownie przeszył moje futro. Zima to cholernie okropna i niewdzięczna pora roku. Spróbowałam chociaż trochę podnieść temperaturę swojego ciała, aby lepiej się poczuć. Słabo jednak mi to wychodziło. Do takiej sztuczki, najlepiej jak targają mną silniejsze emocje.
Gdy miałam wrażenie, że nieco bardziej oprzytomniałam i udało się mi rozruszać przemarznięte kończyny, w zasięgu wzroku śmignęło mi coś biało-niebieskiego, jakby ogon. Wydawał się bardzo znany, wręcz czułam nagły przypływ nadziei, której dawno się wyzbyłam. Zaintrygowana postanowiłam za tym podążyć. Z początku były to niezdarne ruchy, a z czasem nieco żwawiej przebierałam łapami do celu. Biegłam wzdłuż brzegu plaży i czułam, że jedno z moich większych marzeń może w końcu się ziścić. To przecież Rox! To musiała być ona!
Zatrzymałam się za jedną z śnieżnych zasp, rozglądając się za swoim celem. Wtem dostrzegłam uśmiechniętą waderę, która zaraz zniknęła za drzewami.
- Rox..? - Zapytałam dość donośnie, choć niepewnie.
Zrobiła kilka susów w stronę miejsca, gdzie straciłam ją z oczu. Weszłam między leśne krzewy, które o tej porze były pozbawione liści. Jedyne co osłaniało mnie przed wzrokiem kogokolwiek z plaży był biały puch na pędach, lecz moje czarne futro raczej dobrze wyróżniało się na połyskującym w słońcu śniegu. Po chwili dostrzegłam znowu swoją zgubę. Roxanna pomachała mi i znów zniknęła w gęstwinie drzew. Nie rozumiałam zachowania dawnej przyjaciółki. Było dziwne, ale znów ruszyłam do przodu, ogonem strząsając trochę śniegu z krzewu za sobą. Wewnętrznie ekscytowałam się, bo po ponad siedmiu latach miałyśmy sobie mnóstwo do opowiedzenia. Miałam już się na nią rzucić, lecz niebieska wadera rozmyła się tuż przed moimi łapami, a ja uderzyła z impetem w głaz. Przez chwilę docierał do mnie jeszcze tupot wilczych łap, a przemarznięty organizm dawał o sobie ponownie znaki i nie byłam w stanie w żaden sposób okazać reakcji. Przemęczona zmieniłam formę z wilczej na ludzką, a następnie wszystko odeszło w ciemność..
*Lili*
~ *** ~
~ *** ~
*Jessika*Gwałtownie się obudziłam z krzykiem, podnosząc się do siadu. Zaskoczony smok, który musiał leżeć na mnie przez ten cały czas, zgrabienie wylądował na ziemi, nieco machając ogonem jakby z ulgą, że jego pani w końcu oprzytomniała, a zarazem z zmartwieniem, widząc przerażenie w moich oczach. Przed oczami migały mi jeszcze obrazy śmierci najbliższych. Niewiele miałam jednak czasu na przywoływanie sennych zmor, bo po chwili, znienacka, rzuciła się na nią przyjaciółka.
- Żyjesz! - Krzyknęła.
Wciąż byłam trochę nieobecna, ale objęłam ją lekko.
- Cześć.. - Odezwałam się zachrypniętym nieco głosem, po chwili.
- Znalazłam zwierzynę, ale to zaraz. - Powiedziała, podając mi usmażoną ośmiornicę. Okryła mnie kocem i rozpaliła ogrzewający płomyk obok. Po chwili podeszła do elfki, której wcześniej nie zauważyłam. - Jesteś na coś uczulona, chorujesz?
Medyk w swoim żywiole, pomyślałam.
- Moi rodzice... - Mówiła od rzeczy, bez kontaktu z rzeczywistością
Sama otuliłam się bardziej kocem. Ugryzłam kawałek ośmiornicy i spojrzałam na dziewczynę. Wraz z jej rozpoznaniem, zaczęły do mnie napływać wspomnienia z poprzedniego dnia wraz z momentem z przed upadku. Średnio zwracałam uwagę na słowa elfki, która mówiła coś o swojej, złej matce chrzestnej.
- O, w końcu się obudziłaś. - Usłyszałam Yalca, który wszedł do jaskini.
Kończąc pochłaniać ośmiornice, wstałam powoli. Zakręciło mi się w głowie, więc musiałam nieco wspomóc się ścianą.
- Najwyższa pora.. - Odparłam.
- Najwyższa pora.. - Odparłam.
Zerknęłam na Yalca, nieco się przeciągając, aby rozruszać mięśnie. Następnie zaskoczona przyglądałam się Eden. Zapamiętałam ją, jako niemowę. Szybko jednak wróciłam do działania. Zrobiłam kilka kroków w stronę wyjścia, chcąc dostać się do swojej jaskini. Potrzebowałam świec oraz artefaktów mamy, aby odzyskać utracone siły. Nagle jednak się zamyśliłam znowu i nieświadomie zatrzymałam. Wciąż zastanawiała mnie wizja Roxi. Nie byłam pewna czy to były tylko halucynacje wzięte z jednych z większych pragnień, jakie posiadam.
- Gdzie idziesz? - Beta zmierzyła mnie wzrokiem. - Siadaj, zaraz do ciebie wrócę.
- Potrzebuję czegoś.. - Mówiłam powoli, wciąż mało oprzytomniała, opierając się o ścianę.
Przed oczami, w wyobraźni, wciąż stała roześmiana wadera, jak żywa.
Czarnowłosa dziewczyna, nie bardzo chciała zostawić mnie samą sobie. Objęła mnie i zaczęła prowadzić z powrotem na moje miejsce.
- Czego? Podam Ci.
Chciałam wyśliznąć się z jej objęć, ale nie lubiłam martwić wadery. Znając ją szmat czasu, dobrze wiedziałam jaką wagę przywiązuje do swoich obowiązków oraz bliskich.
- Muszę odzyskać jeszcze trochę energii, ale poza tym nic mi nie jest.. Powinnaś chyba zająć się elfką. - Odpowiedziałam, podnosząc na nią wzrok.
- Co ci się stało? - Poczułam na sobie wzrok elfki.
- Em.. - Z początku nie wiedziałam jak zabrać się za to pytanie. Czułam się trochę głupio z powodu tej sytuacji, jakbym popełniła błąd nie godny alfy. - Chyba.. Mam takie wrażenie, jakbym goniła ducha, a ostatnie co pamiętam to skała przed moim pyskiem..
- Wszystko w porządku z twoim pyskiem? - Dopytała.
- Ducha? - Lili słysząc pytanie jeszcze raz przyjrzała się, czy nie mam nic złamane.
Uznałam to za urocze.
- Czuję się tylko jeszcze trochę poobijana. Pewnie będę mieć siniaki.. - Mówiąc to lekko, mimowolnie, dotknęłam swojej twarzy. Widząc, że raczej nie mam szans na wydostanie się, wróciłam na swoje "legowisko" i usadowiłam się w siadzie skrzyżnym. - Chyba.. Czułam, jakby Roxanna chciała mnie gdzieś zaprowadzić..
Objęłam się lekko na wspomnienie przyjaciółki, Eden zbliżyła się do nas na czworaka.
Mogę pomóc? - Mówi nieśmiało.
Lili usiadła obok.
- Roxanna..? Jak długo nie jadłaś..?
Pokręciłam lekko głową na Eden.
- Czuję się dobrze, mogło być gorzej.. A siniaki same zejdą. Powinnam być ostrożna i mam nauczkę. - Odparłam, zwracając się następnie do Lili. - Ostatnie co miałam w pysku to zapasy Duke'a. - Zaśmiała się nerwowo, po chwili zdając sobie sprawę, że nie powinna być z tego powodu tak zmęczona, więc dodając wyjaśnienie.- Dużo mocy musiałam zużyć w dżungli..
- Jak to w dżungli? Na co? - Dopytywała zaciekawiona beta.
Duke, którego wślizgnięcia się do środka nawet nie zarejestrowałam, wyciągnął w moją stronę nieznany mi owoc. Nie mogłam się oprzeć i nieśmiało wyciągnęłam ręce w jego stronę.
- Naprawdę mogę..?
- Naprawdę mogę..?
Po żylastych mackach, potrzebowałam czegoś słodkiego i pożywnego.
- Tak, mam tego więcej.
- Dziękuję! - Uradowana porwałam go od razu z jego łapek.
Rozkoszowałam się soczystym owocem. Nagle lekko podskoczyłam, widząc dłoń bety, która pstryknęła palcami przed moimi oczami. Przełknęłam i wytarłam sok, spływający mi w okolicach kącika ust. Od razu zrozumiałam, o co jej chodzi.
- Głównie na uzdrawianiu.. Dużo by opowiadać..
Eden nagle podniosła się z miejsca.
- To ty mnie ozdrowiłaś?
W odpowiedzi kiwnęłam głową.
- W takim razie się muszę odwdzięczyć... może mi się uda.
Położyła na mojej dłoni swoją wychudzoną.
- Możesz poczuć lekkie pieczenie, ale się nie wyrywaj. - Spojrzała na moją przyjaciółkę. - Mogłabyś ją lekko przytrzymać?
Czułam się kompletnie zmieszana i po raz kolejny nie ogarniałam się dokładnie w otaczającej mnie rzeczywistości.
- Wiesz, że nie musisz.. Kilka zadrapań nie zagraża mojemu życiu.. - Praktycznie niewidocznie skrzywiłam się czując pieczenie.
Elfka, jakby nie zwracała uwagi na moje protesty. Zamknęła oczy, a jej dłonie zaczęły świecić tak samo, jak jej łzy poprzednim razem. Zaskoczona spojrzałam na nią, czując nagły przypływ sił. Energia wręcz zaszumiała w moich uszach. Chcąc stosować rytuał z świecami, osiągnięcie pełni zajęło by mi długi czas medytacji, zapewne. Gdy wszystkie odczucia się wyciszyły, dostrzegłam, że zniknęła gdzieś beta. W pierwszym odruchu chciałam pobiec za nią, ale zauważyłam, że elfka ledwo trzyma się na nogach. Szybko uklęknęłam przy niej, chwytając za sobą koc, który podłożyłam za nią.
- Dziękuję.. Potrzebujesz czegoś?
- Biegnij.. .za... nią... - Mówiła cicho.
Tak czy tak sięgnęłam drewniany kubełek, który napełniła zimną wodą i podałam jej go. Następnie na moment się zawahałam. Walczyłam z odpowiedzialnością, a uczuciami. Walka, której dawno nie musiałam toczyć. Zawsze wybierałam to, co słuszne. Teraz nagle złapały mnie wątpliwości. A co, jeśli Lili się na mnie obraziła? Może nie słyszałam, co do mnie mówi? Może coś się stało..?
- Jest.. Em.. Może się prześpij trochę.. - Zaproponowałam.
Kiwnęła głową, biorąc kubełek.
- Biegnij już...
Chwilę spoglądając jeszcze na nią wstałam i wybiegłam za Lili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz