piątek, 18 listopada 2016

Zgubiona w lesie, nowa jaskinia

~ Naszej becie się nie chce najwyraźniej pisać, a ja mam już dość czekania... Kontynuując ostatni wpis:
Gdy Lili weszła do jaskini, zobaczyła że wszystko jest wywalone do góry nogami, znaczy wiele rzeczy zinknęło lub zostało zniszczonych. Wszędzie walały się strony książek, potłuczone, rozlane mikstury itd. Domyślaliśmy się, że sprawcą prawdopodobnie był Rooter. Wadera natychmiast stamtąd wybiegła, a nasza trójka chciała ją pocieszyć. Naszły ją jakieś przygnębiające wspomnienia, sprzed wielu lat. Po chwili zniknęła mi z oczu, za nią poszedł Hyoko. Natomiast ja i Liz chciałyśmy zrobić dobry uczynek i posprzątałyśmy jej jaskinię... ~

*Jessika*

Podniosłam worek z wszystkimi śmieciami, jakie znalazły się w jaskini Lili, a raczej tym co z niej zostało, a później wrzuciłam na grzbiet Liz. Pomysł z tym, żeby podrzucić to wszystko Rooter'owi był genialny, mimo że raczej nie powinnyśmy się tam zapuszczać. Jednak dla Liz nie ma czegoś takiego, jak "Nie można", " Zakazane", "Nie powinnyśmy", " To niebezpieczne", dlatego nie było dyskusji. Poparłam ją, teraz nie ma odwrotu. Wilczyca uśmiechnęła się do mnie złośliwie, s później zostawiła mi te śmieci, które ja oczywiście jej odrzuciłam i pobiegłam w stronę lasu, który miał nas zaprowadzić do dżungli. Gdy zgubiłam Liz, zaczęłam poruszać się jak najciszej, blisko ziemi. Niektóre krzewy na szczęście nadal posiadały swoje liście, więc łatwiej było mi się skryć. Tego nie można było powiedzieć, o ponurych, bezlistnych drzewach. Po chwili ją usłyszałam: "Sama sobie nieś ten cholerny worek!". Przewróciłam tylko oczami, po czym wyskoczyłam za nią zza krzewów, powarkując z rozbawieniem. Ona tylko się odwróciła i pokazała mi worek, patrząc na mnie wilkiem.
- Tam masz worek - Powiedziała
- A czyj to był pomysł? - Odwzajemniłam spojrzenie - Poza tym... Tylko nie panikuj... Ale chyba zahaczyłaś o jakąś pajęczynę
Zaraz po wypowiedzeniu tego zadani ugryzłam się w język, a później podałam jej lustro z lodu. Myślałam, że wszystkie owado podobne istoty już dawno wyzdychały, a raczej zapadły w zimowy sen. Mogłam jej nie mówić, bo zaczęła strasznie krzyczeć, więc szybko zatkałam uszy. Ten wrzask było słychać chyba na pół lasu, jak nie dalej... Całe ciche skradanie się na teren wroga, mógł trafić szlak. Ciągle krzyczała, żebym "to" z niej zdjęła, ale mnie na myśl o tym, że będę musiała dotknąć te stworzenie przeszedł dreszcz. 
- ZDEJMIJ TO ZE MNIE! - Wycedziła
- Dobra, dobra, ale przestań się wydzierać! - Podeszłam do niej, a w łapie trzymałam naprawdę małą kulkę ognia - Gdyby tak przypalić mu odwłok?
Liz odruchowo ode mnie odskoczyła, sprzeciwiając się.
- Nie to nie... - Odsunęłam się, odwracając w stronę worka
Ale przecież ona dalej krzyczała i nie przestała by, dopóki pająk by nie zniknął. Westchnęłam i podeszłam do najbliższego krzewu. Urwałam z niego jedną gałązkę , uśmiechając się przy tym i wróciłam do wilczycy, która w dalszym ciągu marudziła. Uderzyłam ją w głowę, prawie zabijąc pająka, który tylko spadł. Następnie, żeby więcej nas nie nękał, zamroziłam go, a następnie rozdeptałam. Ruszyłyśmy dalej w drogę, ale po paru krokach musiałam zapytać Liz.
- Pamiętasz w ogóle, którędy to?
Poprawiłam worek na moim grzbiecie, który zaczął mnie uwierać. 
- Tak, tam - Poszła przed siebie pokazując mi drogę
Kiwnęłam tylko głową, wiedząc że i tak tego nie widzi i poszłam za nią. Po chwili jednak wpadłam jedno z drzew, które jakby nagle wyrosło przede mną, ponieważ nie widziałam, żeby wcześniej tam stało. Przewróciłam się, a worek wylądował gdzieś obok, przy okazji ochlapując mnie resztkami mikstur, znajdującymi się w środku. Przyglądałam się drzewo, zastanawiając się, czy ono stało tam przez cały czas, czy może to ja mam problemy ze wzrokiem. Zaczęłam się masować po łbie, gdy obok mnie położyła się Liz.
- Teraz ty prowadzisz - Oznajmiła
Zaczęła boleć mnie głowa. Rozejrzałam się dookoła, wszystko wydawało się wirować.
- Ja...? - Zawahałam się - No... Nwm
Jednak po chwili namysłu podniosłam się i poszłam do przodu, chwiejnym krokiem. Nie czułam się najlepiej, ale też nie chciałam zawieść przyjaciółki. Napaliła się na tę demolkę i szczerze, ja również miałam wielką ochotę utopić Rooter'a w śmieciach. Liz podeszła do mnie.
- Wszystko ok? 
Zatrzymałam się, o mało przy tym nie przewracając.
- Tak, tak jasne - Uśmiechnęłam się
Spojrzałam przed siebie, a na moich oczach kilka drzew się przemieściło. Kilkakrotnie zamrugałam oczami, żeby upewnić się, że nie mam zwidów.
- Czy my na pewno poszłyśmy dobrą drogą? - Chciałam się upewnić
Nie zwracałam zbyt dużej uwagi na drogę, dałam prowadzić Liz. 
- Nie wiem... - Rozejrzała się zdezorientowana
Tego właśnie się obawiałam. Usiadłam, czując że ból głowy się nasila. 
- Właśnie widzę, jak nic ci nie jest. Wracamy
Zamknęłam oczy.
- Zaraz mi przejdzie... powinno... - Cicho jęknęłam
Czułam, że mój ogon jest zimny, jak sopel lodu. To nigdy nie wróżyło nic dobrego. Jednak tym razem, go zignorowałam, biorąc za oznakę jakieś choroby. Po długich przemyśleniach doszłam do wniosku, że nie mam sensu, żebym w takim stanie pokazywała się w dżungli, a widząc, że moja przyjaciółka długo milczy, co jest do niej niepodobne wstałam.
- Niech ci będzie - Powiedziałam 
Zaczęłam się kierować w stronę miejsca, z którego tak mi się wydawało przyszłyśmy. Myśląc, że Liz poszła za mną, nie zatrzymywałam się...


*Narrator - Lili* 

Lili siedziała na polanie, wśród kwiatów, bawiąc się jednym, który rósł przed nią. Niedaleko niej był również Hyoko, który położył ciężką łapę na jej głowie. 
- Nie mieliśmy iść do Jess i Liz? - Zapytał
- Nie, miałam uciekać - Odpowiedziała sarkastycznie 
Uciekła spod jego łapy. Wilk dopadał do niej i znów położył łapę na jej łbie, ale tym razem przyciskając nieco w dół.
- Dlaczego miałabyś? I przede wszystkim... kto powiedział, że Ci pozwolę? - Wymruczał pochylając się nieco nad nią
- A kto powiedział, że zabronisz? - Powiedziała z uśmiechem
Zniżyła się trochę, żeby zdjąć jego łapę z łba. 
- Ja - Dobrowolnie zsunął w niej łapę, po czym trącił ją pyskiem w bok, popychając lekko naprzód - Wystarczy Ci romansowania. Wracamy.
- Pff, od razu romansowanie. Miła rozmowa - Zaśmiała się i poszła w bok, w zupełnie innym kierunku niż on od niej oczekiwał
 - Rozmowa, hm? - Wymruczał
Podążył za nią wzrokiem, nie próbując zatrzymać. Po chwili ruszył za nią powoli, spokojnie wypowiadając kolejne słowa, z ironicznym uśmiechem na pysku: "A po każdej z Twoich ''miłych rozmów'', prowadzisz biedne, niewinne wilki do swojego łóżka?"
- Co? Ja?! - Była zaskoczona jego słowami. Podeszła do niego i lekko go popchnęła z poważną miną - Nie! 
Poszła dalej. 
 - Och, czyżby? - Zaśmiał się cicho, gardłowo - Twoje zaprzeczenia tylko bardziej mnie w tym upewniają - Dodał pewnym siebie tonem, nadal drocząc się z wilczycą - To kiedy ostatnio kogoś uwiodłaś, Mała?
Wodził za nią wzrokiem z uśmiechem, stojąc w miejscu. Ale wadera nie chciała o tym mówić, a przypominając sobie wszystko, tylko straciła humor. Wskoczyła na najbliższe drzewo, a Hyoko usiadł pod nim, zachęcając ją do zejścia.
- Ech... kobiety, takie niedomyślne - Wymruczał pod nosem, kręcąc łbem - Złaź stamtąd.
Lili jednak nie zamierzała się ruszyć, a gdy usłyszała, że wilczur chce ją ściągnąć na dół siłą, wspięła się tylko wyżej i wytworzyła wokół siebie, pole anty magiczne.
- Hm - Mruknął, odchodząc od drzewa na kilka kroków - W porządku. Trwaj tam więc ile chcesz. Bez mojej kojącej obecności - Wymruczał na tyle głośno, aby usłyszała, po czym ruszył beznamiętnie przed siebie, nie dbając o to czy za nią podąży, czy też nie...
Lili zaśmiała się, jednak myślała czy za nim iść. Zeskoczyła powoli z drzewa i ruszyła w stronę wodospadu. Będzie chciał, to ją znajdzie. Ona musi poszukać jakiejś odpowiedniej miejscówki do przejęcia w okolicy. Takiej, której już nikt nie znajdzie, a raczej nie powinien. Po pewnym czasie trafiła do wodospadu i wskoczyła po kolei na pojedyncze skały chcąc wspiąć się na szczyt. Jednak nie zauważa, że jeden kamień jest śliski i staczając się po kamieniach wpadła do wody. Po jakimś czasie wypłynęła
- No super... - Mruknęła pod nosem
Wyszła mokra z wody i strzepała krople z futra. Zauważyła coś dziwnego i przechodząc obok spadającej wody weszła do jaskini pod wodospadem.
- Wow...
Widziała, że jest tu mnóstwo miejsca, a dalszy korytarz prowadzi pod ziemię. Coś w sam raz dla niej, jednak komuś mogłoby się zachcieć węszyć pod wodospadem... Podeszła do miejsca, gdzie korytarz szedł w dół. Zeszła lekko i za pomocą zaklęcia sprawiła, że nad nią pojawiło się coś w stylu wejścia. Założyła blokadę i poszła dalej zobaczyć ile będzie mieć miejsca. Schodząc w dół za nią pojawiło się coś w stylu schodów, a ściany po bokach wyrównały się, w środku pojawiły się kamienie, które w magiczny sposób zaczęły się świecić. Musiała jakoś zacząć kreować swoją przyszłą jaskinię.
Pod ziemią był ogromny obszar i kilka innych korytarzy. Miejsce było zadbane i widać, że kiedyś było używane. Wspaniale, wykorzysta się to. Machnęła łapą a cały kurz się uniósł i zniknął. Kolejne ruchy ukreowały pomieszczenie główne w następujący sposób: Na suficie był ogromny żyrandol stworzony z białych świecących kamieni, a ściany z fioletowych (te nie świeciły tylko odbijały blask). Po obu stronach były puste regały, które już tylko czekały na wznowienie ksiąg. Naprzeciw wejścia głównego były szklane szafy na eliksiry. Z lewej strony od wejścia był kominek z zielonym płomieniem, a na środku sofy przy których był koszyczek z kocykami. Przeszła spokojnie do niewielkiego pomieszczenia z prawej strony, tworząc korytarz który łączył pomieszczenia zielonym. Było niewielkie w porównaniu do poprzedniego, więc z tego miejsca postanowiła zrobić kuchnio- spiżarnię. Zawróciła i poszła w drugą stronę ponownie tworząc zielony korytarzyk. To pomieszczenie było nieco większe. Tu może być miejsce dla zwierząt. Alios, Kostie i jeszcze młody Gryf, znajdą tu miejsce dla siebie, i będą przy okazji pilnować czegoś, co można ukryć dalej. Poszła więc do następnego pomieszczenia, które wydało się być idealnym na jej sypialnię. Tylko jej posłanie, kilka książek i lamp chowających dalsze przejście. Ponownie założyła na przejściu coś w stylu "hasła" i ruszyła dalej. Do miejsca, gdzie schowa wszystkie ważniejsze rzeczy.
- Cudnie - Skomentowała
Nagle usłyszała cichą rozmowę. Przeszła do kolejnego pomieszczenia, gdzie zrobiła mini salę treningową, połączoną z pokojem dla zwierzaczków i ukrytym pokojem, gdzie znalazła właz na suficie. Rozłożyła skrzydła i podleciała do włazu otwierając go tuż przed Liz, która tak się wystraszyła, że zemdlała, więc wadera wzięła ją do środka korytarza, zamykając właz, a sama wyszła na powierzchnię, szukając drugiego głosu...

*Jessika*

Poruszałam się niepewnie, chwiejnym krokiem. Jednak nie przeszkadzało mi to i brnęłam przed siebie, wśród opadłych liści i uschniętych drzew. Żeby nie myśleć o bólu, przyglądałam się opadającym liściom. Po chwili jednak, bez konkretnego powodu, łapy zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa, a moje mięśnie wręcz mnie paliły. Znajdowałam się w miejscu, gdzie było pełno sporych kamieni, więc usiadłam na jednym z nich i zamknęłam oczy, odpoczywając. Gdy je ponownie otworzyłam, drzewa wydawały się stać w innym miejscu. Pokręciłam głową. Musiałam nawdychać się oparów z mikstur... Jednak bałam się, bo mój ogon, wciąż był jednym, wielkim soplem. Nagle coś na mnie wskoczyło, a ja straciłam równowagę i wylądowałam brzuchem do ziemi.
- No heeey - Usłyszałam znajomy głos
- Lili to ty? - Upewniłam się, mimo że poznałam ją po głosie
- Nie święty Mikołaj! Przyszedł wręczyć ci rózgę i trochę węgla na święta! - Zaśmiała się
...

*Narrator - Hyoko*

Wtem gdzieś nieopodal rozległ się nieco głośniejszy szelest, wyróżniający się spośród wszelkich innych, otaczających go odgłosów natury. Hyoko poruszył mimowolnie uchem, nasłuchując z wciąż zamkniętymi oczyma. Dopiero gdy szelest powtórzył się, tym razem nieco bliżej, uniósł łeb, spoglądając w tym kierunku.  Wśród ściółki ujrzał drobne, rude stworzenie, które przyglądało się ciekawsko wilczurowi, niepewnie acz wyjątkowo odważnie zbliżając się coraz bardziej. Wiewiórka. Wilczur mruknął pod nosem, znów kładąc łeb i ignorując przybysza. Wiewiórka zbliżyła się jeszcze bardziej, po czym nieśmiało skubnęła ucho wilczura, natychmiast uciekając kilka susów dalej. Ten jednak jedynie poruszył uchem. Wtem Hyoko poczuł jak drobne łapki, uzbrojone w niegroźne pazurki zatapiają się w gęstej sierści na jego karku, a drobne stworzenie wdrapuje się na niego.* Hej! *Warknął i wciąż leżąc otrzepał się, usiłując zgonić ją z własnego ciała. Wiewiórka jednak najwyraźniej nie miała zamiaru się ruszać. Wilczur szybko podniósł się z ziemi i ponownie otrzepał, tym razem mając większe pole do manewru. Intruz najwyraźniej postanowił odpuścić, gdyż zeskoczył z karku Hyoko przed niego i spojrzał na wilka. Po chwili podbiegł do niego, po czym natychmiast zawrócił i znów stanął kilka metrów dalej, przyglądając się. Zupełnie jakby zachęcała go do zabawy, czy raczej podążenia za nią.Wilk przyglądał się stworzeniu przez chwilę, po czym zrobił kilka kroków w jego stronę. to wyraźnie uradowało wiewiórkę, która natychmiast dała kilka susów dalej, prowadząc towarzysza. Wilczur coraz pewniej podążał za wiewiórką, choć zdawało się to być zupełną głupotą. W końcu gdzie takowa mogłaby go zaprowadzić? Jednak dziwnym było to, że nie uciekała przed potencjalnym zabójcą na drzewa, byle tylko ratować własne życie. Wtem drobna, ruda towarzyszka, jakby nagle odzyskała zmysły, stanęła w miejscu, po czym ile sił w krótkich łapkach uciekła na pobliskie drzewo w panice. Wilczur podążył za nią wzrokiem, jednak ta szybko zniknęła z jego pola widzenia.
- No cóż... - Wymruczał cicho pod nosem, gdy nagle usłyszał dwa znajome już głosy. 
Podążył za nimi, wiedząc już kogo spotka, jeszcze nim dotarł na miejsce. Po chwili stanął naprzeciwko Jess i Lili.
- No witam. Cóż za niespodziewane spotkanie. - Wymruczał, spoglądając na dwie wilczyce leżące dwuosobową kupą na ziemi

*Jessika*

Od krzyku Lili, tylko bardziej rozbolała mnie głowa... Znowu... Więc poprosiłam ją, żeby była ciszej, po czym zwinęłam się w kłębek i powiedziałam im, co jest grane. Mówiąc to wszystko, czułam się jak wariatka. Przecież drzewa są głęboko zakorzenione, jak mogłyby by się przemieszczać? Naprawdę, zbyt długo nosiłam ten worek na grzbiecie, a do tego za mocno oberwałam w głowę. Lili pomogła mi wstać, a ja się jeszcze o nią oparłam, żeby się nie przewrócić. Zaprowadziła nas do jakiegoś włazu. Niepewnie zajrzałam do środka, ale jednak postawiłam łapę, która po raz kolejny postanowiła odmówić mi posłuszeństwa. Straciłam równowagę i zjechałam w dół. Zatrzymałam się dopiero wtedy, gdy wpadłam w jakąś półkę na końcu pomieszczenia. Skrzywiłam się tylko z bólu, ale już nie wydałam z siebie żadnych dźwięków. Lili pomogła mi ponownie i już po chwili leżałam na sofie, w głównym pomieszczeniu jej nowej jaskini.
- Ech... Mamy problem... Trzeba trochę iść, żeby akurat ten rodzaj zioła uzyskać... - Poszła w stronę włazu - Jednak my tu mamy drogę na skróty...
- Tunelami? Skąd będziesz wiedziała, którym iść - Zdziwiłam się i podniosłam lekko łeb, żeby na nią spojrzeć
- To zioło ma specyficzny zapach, czuć je z pewnej odległości. Rozwidlenie tuneli jest przy włazie, a zdobycie zioła potrzebuje trochę wysiłku, jednak mam nadzieję, że przez ten czas Hyoko się tobą zajmie - Uśmiechnęła się do mnie stając w progu
Przewróciłam oczami.
- Zawsze może pomóc tobie...
- Nie jestem najlepszą opiekunką... - Ostrzegł, jeszcze zanim Lili opuściła pomieszczenie, spoglądając na nią z góry
Westchnął pomrukując pod nosem, a ja próbowałam znaleźć wygodną pozycję na sofie. Po chwili przycupnął przy wylocie korytarzu, którym podążyła Lili.
- Nie myśl, że zostałem ze względu na Ciebie - Wymruczał beznamiętnie
- Wcale tak nie myślę... - Mruknęłam pod nosem, machając łapą, która zwisała mi z sofy - Po co miałbyś, chcieć być moją niańką...?
- Gdybym chciał, może bym wiedział. - Rzucił, biorąc głębszy oddech
- Taa... - Podciągnęłam łapę do góry i położyłam łeb na obu. Szukałam jakiegoś tematu na szybko, bo nie przepadałam za siedzeniem w ciszy - Lili się nieźle urządziła, ciekawe miejsce...

*** 

Po pewnym czasie Lili wbiegła do pomieszczenia, rzucając zioła na stół. Ja leżałam skulona, cała się trzęsąc, nie reagując na nic wokół mnie. Otworzyłam oczy, które z niewiadomych przyczyn poczerniały, a później spojrzałam na Lili. Podała mi kilka ziół do zjedzenia, a z resztę poszła przygotować. Niepewnie wzięłam je do pyska i zaczęłam przeżuwać, krzywiąc się przy tym. Gdy w końcu udało mi się je przełknąć, wróciła Lili z wilgotną szmatką, którą dała mi na łeb...

- The end! Wiem, że mary wpis, ale brak weny na pisanie doskwiera... ;-; -



~ Alfa Jessu

piątek, 11 listopada 2016

Wyczerpujący dzień w dżungli

*Jessika*

Siedziałam pod jaskinią Lili, w miejscu gdzie wczoraj wylałam brudną wodę. Miska i szmatka wciąż leżały obok mnie, bo jestem zbyt leniwa, żeby przejść się do środka. A może zwyczajnie nie miałam ochoty rozmawiać z więźniem? Możliwe nawet, że jedno i drugie, więc tak sobie siedziałam w miejscu. Lili nie dawno gdzieś wyszła, ale nie raczyła mi powiedzieć gdzieś, chodź mnie za bardzo nawet wtedy to nie interesowało. Zamoczyłam szmatkę po raz kolejny i przetarłam nią pyszczek. Krew w dalszym ciągu nie schodziła, co mnie odrobinę niepokoiło. Magiczna krew? Pff. Po kolejnych kilku próbach, zaczęłam ją zdrapywać, lecz tym sposobem, zrobiłam sobie kolejną ranę w okolicach nosa. Nie widziałam się, ale czułam świeża, spływającą krew. Oparłam się wzdychając z rezygnacją o ścianę jaskini. Nagle usłyszałam donośny śpiew, tuż przy moim uchu. Podskoczyłam przestraszona, bo myślałam, że byłam sama. Jak się okazało nie, dosiadła się do mnie Liz, która zaczęła śpiewać kolędę. Przerwałam jej i zapytałam, czy może nie zna sposobu na "to", znaczy krew wypływająca z oczu, która już lekko zasychała na futrze. Niestety niewiele mi pomogła. Mimo to doceniłam jej chęci. Po chwili jednak usłyszałam, że ktoś znowu śpiewa. Tym razem nie była to Liz. Nastawiłam uszu, cichy głos dobiegał z wnętrza jaskini. Udało mi się wychwycić: " Nie miej dla k*rew litości, tylko powybijaj wrogów w pień...". Wstałam i udałam się w kierunku wejścia, Liz zrobiła to samo. Już przekraczając próg wiedziałam, że kto inny może tak wyć, jak nie więzień. Dlatego kulturalnie poprosiłam go, żeby się zamknął. Usiadłam na kocu, na środku pomieszczenia, a Lizu niedaleko mnie. Spojrzałam na wilka, zobaczyłam że on również mi się przygląda.
- Wygodnie ci? - Zapytałam śmiejąc się pod nosem
To było oczywiste, że nie. W końcu był skuty łańcuchami. 
- Nie.
- Cieszy mnie to - Uśmiechnęłam się złośliwie 
Ponownie odwróciłam się do Liz, której zaczynało się już nudzić. Więzień zaproponował, że da nam coś w zamian za to, że go wypuścimy. Rozważałyśmy tę propozycję kilkakrotnie, ale nie przychodziło nam do głowy, co możemy od niego chcieć. Żeby znikł i nigdy nie wracał? Nie... Przecież i tak by nie posłuchał, wróciłby w końcu. Pod żadnym względem się to nie opłacało. Gdy Liz usłyszała, że może powiedzieć nam w końcu kim jest, sięgnęła po pilnik z półki i rozkuła łańcuchy. Chciał, żebyśmy wyszli z nim przed jaskinię. Zagrodziłam my wyjście, stając w nim.
- Nigdzie z tobą nie idziemy - Syknęłam - Gadaj ładnie tu teraz...
Nie ze mną były takie numery. Miałam przeczucie, że nam zwieje. On również nie do końca nam ufał. Miał w tym wiele racji, bo z chęcią uwięziłabym go drugi raz. Chodź jednak, miałam zamiar tym razem dotrzymać słowa... Tym razem... Wysłuchałyśmy więc, co nam ma do powiedzenia. Trochę byłam przygotowana na kolejne kłamstwa, których tak nienawidzę, a sama nie raz to robię.
Czego się dowiedziałyśmy? To był ten wyrzutek! Rooter... Wilk, którego oddałyśmy Jaguarowi z myślą, że nie posiada żadnych mocy. Pomyliłam się... Nie po raz pierwszy z resztą. Obiecał nam zemstę, a później natarł na mnie. Puściłam go wolno, jak obiecałam, a on pobiegł ile sił w łapach w głąb lasu. Przewróciłam oczami słysząc jeszcze jego coraz cichsze krzyki "Wolny!". 

- Dobra, jeden z głowy - Oznajmiła Liz - Idziemy do Lili?
- Na razie... - Prychnęłam - Pierwsze chce się pozbyć tego - Wskazałam na swój łeb - Z mojego pyska...
- Właśnie dlatego.. - Pociągnęła mnie za łapę
Obie biegłyśmy w stronę plaży, gdzie miałyśmy nadzieję zastać naszą przyjaciółkę...

*Lili*

Ostatnie kilka dni było męczące, a wczorajsza sytuacja prawie mnie złamała... Odkąd go namalowałam miewam koszmary z nim... Nim i jego czynami... Jednak nasze życie nie jest wysłane różami, a nawet jeśli, to zawsze znajdą się jakieś kolce charakterystyczne dla tych kwiatów. Nie mogąc spać wstałam jeszcze przed świtem. Jako człowiek uporządkowałam lekko jaskinię. Tsa jasne, kto w to uwierzy? przecież zawsze jak ktoś wchodzi jest burdel. No a jednak! Jessika i Liz zaczęły powoli  się budzić, gdy do jaskini wdarł się nikły promyk słoneczny. Jedyny włamywacz, którego lubię. Cicho wzięłam szkicownik oraz jakieś pióro z atramentem i na palcach wybiegłam z jaskini. Pędziłam w stronę plaży, gdzie zdjęłam buty i chodząc po nagrzewającym się piasku szukałam dogodnego miejsca, by zacząć szkicować. W końcu usiadłam pod starym drzewem i zerkając tylko od czasu do czasu na krajobraz rysowałam. Wtedy nie wiedziałam, że ktoś mnie obserwuje... Prawie kończyłam, jednak przyleciał Alios i szturchnął mnie przez co obrazek przecinała jedna linia.
Lili: ALIOS!
Smok zrobił kółko w powietrzu śmiejąc się po smoczemu. Delikatnie odrzuciłam to co miałam w ręce i wstałam łapiąc Aliosa. Zaczęłam go przytulać, ale chyba nie spodobała mu się ta opcja, bo się wyrywał... Gdy mu się to udało, zmieniłam się w wilka i ułożyłam na granicy piasku z wodą morza. Delikatnie uniosłam łapę i dotknęłam  nią tafli wody powodując tworzenie się na niej zmarszczeń. Wtedy usłyszałam za sobą czyjś oddech. Niezdarnie wstałam prawie wpadając do wody, jednak udawałam, że to nie miało  miejsca.
Lili: Kim  jesteś?
?: Dzień dobry- kompletnie zignorował moje pytanie, co wywołało u mnie lekkie zmieszanie. Chciałam na wszelki wypadek się ubezpieczyć i sprowadzić sztylety cienia, jednak nie udało mi się to. Co jest grane? Wilk spojrzał na mnie i zaczął wokół mnie krążyć.
Lili: Em... Dzień dobry? -nagle się zatrzymał przed moim pyszczkiem. Widziałam w jego oczach ciekawość zmieszaną z obrzydzeniem. Mimo to uśmiechnął się niewinnie.
?: Kim jesteś? Gdzie jest Alfa?- dwa pytania, które sprawiły, że mnie zamurowało. Zrobił krok do przodu sprawiając, że musiałam się cofnąć.
Lili: Jestem Lili, Beta tutejszej watahy. Zadałam pytanie- Zrobiłam to samo co on przed chwilą, jednak chyba mu się to nie spodobało... Zauważyłam, że Aliosa skrzydła przycisnęły się do tułowia i zaczął w dziwny sposób lecieć za wilkiem, który ponownie mnie lustrował wzrokiem chodząc wokół. Wkurzył mnie porządnie. Chciałam, żeby go wypuścił, ale on upierał się przy jednym i tym samym.


*Jessika*

Dotarłyśmy na plażę, gdzie wpadłyśmy na Lili. Oczywiście nasza Lizu od razu przeszła do rzeczy, ale fioletowa wilczyca była trochę zajęta czymś innym... Przed nią stał biały wilk, z czarną maską na pysku. Nie widziałam go nigdy. No proszę, ile jeszcze nie znam wilków z tej wyspy? Wilczur zerknął na nas, oceniając zagrożenie, a ja poczułam gęsią skórkę na grzbiecie.
- Ogarniasz, o co chodzi? - Liz szepnęła do mnie

Pokręciłam głową i przyglądałam się nieznajomemu. 
- Hm, no ładnie rozmnożyły się - Burknął niezadowolony okrążając nas
Czułam się jak ofiara, osaczona przez drapieżnika. Przez cały czas podążałam wzrokiem za wilkiem, który uważnie się nam przyglądał. Blisko siebie trzymał smoka, którego ciągnął za sobą. Rozpoznałam go dopiero po chwili. był to Alios.

- Któraś z was powie mi, kto tu jest alfą? - Zapytał, trzymając uwięzionego smoka blisko swojego łba
- Alfy nie ma - Odpowiedziała Liz - To znaczy, dzisiaj jej nie ma
- A do czego ci ta informacja...? - Postanowiłam odpowiedzieć pytaniem na pytanie
Liz odwróciła się do mnie i nadepnęła mi na łapę. Warknęłam na nią niezadowolona, a ona odezwała się do mnie telepatycznie: "Jak coś alfy nie ma". Ale ja dobrze o tym wiedziałam, domyśliłam się po pierwszym zadaniu, jakie wypowiedziała. 
- Jestem ciekawskim stworzeniem - Oznajmił wilk, posyłając mi uśmiech
Teraz stał przodem do całej naszej trójki. Już nie darzyłam go sympatią, a nawet mogłabym pomyśleć, że to Rooter, bo jedyny wilk, którego znam, potrafiący zmieniać swój wygląd. Poza Anią oczywiście, która robi to, ale pod wpływem emocji. Jednak wykluczyłam to, przez jego sposób mówienie, charakter inny niż u naszego, byłego więźnia. 
- Możesz go wypuścić? - Lili lekko zawarczała
Jednak wyczułam zmartwienie w głosie wadery. Wcale mnie to nie dziwiło, obie byłyśmy bardzo przywiązane do naszych towarzyszy. No... i nie chciałyśmy, mieć kłopoty u Lenav, która mimo wszystko pozwoliła nam zachować smoki. Biały wilk przeniósł smoka, tuż przed swój pysk.
- Jeśli ładnie poprosisz, słodka - Zawarczał, ale z jego gardła wydobył się śmiech
Zabawne... Odwróciłam wzrok od wilka. Lili nie odzywała się od dłuższego czasu. Musiała najwidoczniej pozbierać trochę myśli lub ochłonąć. Ja sama byłam wściekła na wilka i gdyby nie to, że w zasadzie nic o nim nie wiem, pewnie bym się na niego rzuciła.
- Proszę... - Odezwała się ściszonym głosem
- Puść go!!! - Zawarczała Liz, która już najwyraźniej nie mogła na to patrzeć
- Oho. Nie podoba mi się to podejście - Wlepił w nią wzrok - Miało być ładnie, czyż nie?
Jednak i ja już nie wytrzymałam. Nagle poderwałam się na równe łapy.
- Kim jesteś? Czego chcesz? - Wyrzuciłam
Liz zawarczała na niego bardziej.
- PROSZĘ! Czy teraz jaśnie panu pasuje? - Prychnęła z niezadowoleniem
- Kim jestem? Hyoko, do Waszych usług. - Skłonił się z ironicznym uśmiechem - Co tutaj robię? Hm. To zachowam dla siebie.
Podczas ukłonu puścił smoka wolno, a ten wrócił na grzbiet Lili. Podziękowałyśmy mu, lekko się krzywiąc. Ta, bardzo miły osobnik... Liz spojrzała na niego wilkiem, a on uformował siłą woli z pasku dłoń i ją pogłaskał. 
- Wyglądasz na kogo... - Zaczął, lecz nagle odwrócił się za siebie
Dłoń z piasku rozsypała się, a wilk postawił uszy nasłuchując. Spojrzałam ponad jego ramię. Przez moment nawet wydawało mi się, że krzewy się poruszają. Może się mi przywidziało, ale jednak byłam pewna tego, że coś słyszę. Z resztą nie byłam jedyna. Uważnie przyglądałam się krzakom. Zmrużyłam oczy, próbując dostrzec, choćby minimalny ruch. 

- A więc to tak? - Lili wstała i nadepnęła mu na ogon - To za zabranie mi smoka!
Podeszłam do krzaków, a w tym samym czasie Lili w jednym momencie poleciała w bok, jakby uderzona i wylądowała w piasku. Zignorowałam to, co dalej tam się działo, słyszałam tylko, że zaczyna się kłócić z Hyoko. Lekko wychyliłam jeden z krzewów i zaczęłam węszyć. Słysząc, jak nadal ma zamiar się z nim wykłócać odezwałam się. 
- Lili daj spokój - Mówiłam nie odwracając się - Lepiej mi tu pomóż...
Nie chciała tak łatwo odpuszczać, ale jednak postanowiła, że mi pomoże. Ja wciąż węsząc weszłam w głąb zarośli. Oboje zaraz znaleźli się obok mnie.
- Cóż odnalazłaś? - Zapytał Hyoko
- Czuje wilka... Tak mi się wydaję... - Zawahałam się - Woń jest zbyt słaba
Po chwili wśród nas znalazła się również Liz. Do Lili przyleciał Alios, który jakby wyczuł sytuację i powiększył się. Przewróciłam oczami i odmówiłam lotu. Smok zbyt rzucał się w oczy, ale Lili była uparta i wdrapała się na jego łeb, oznajmując, że zostaje. Cóż to był jej wybór, przecież jej nie zmuszę do marszu, którego nawet nie byłam pewna sensu. Przyjrzałam się jej uważnie, a mój wzrok zatrzymał się na łapie, więc musiałam zapytać się jej telepatycznie.
*Wszystko okey?*
*Wytrzymam, pilnuj Hyoko*
Już nie odzywając się, zwyczajniej kiwnęłam głową w jej stronę. Biały wilk natomiast już chwilę temu mnie wyprzedził. Jednak po chwili się zatrzymał, zwracając do nas:
- Raz dwa, ruchy.
Liz weszła na smoka i usiadła obok Lili. Zostałam sama, jak to powiedział Hyoko, jeśli chcemy znaleźć tego wilka, który nas śledził, musimy się pospieszyć. Ostatni raz na nie spojrzałam, a kącik moich ust, lekko uniósł się do góry. Odwróciłam się i poszłam za białym wilkiem. Cały czas przyglądałam się z uwagą każdej roślinie, starając się nie stracić z oczu Hyoko, który najwyraźniej był na tropie. Gwałtownie podniósł głowę. 
- Zdaje się... - Rozejrzał się, czujnie pociągając nosem - ...rozpłynął?
- Rozpłynął? - Powtórzyłam zdziwiona
- Mnie pytasz? - Warknął w moją stronę - Tak się składa, że jestem przejezdny.
- Nie musisz na mnie warczeć - Odwdzięczyłam się mu tym samym
- Nie muszę - Na jego pysku pojawił się cyniczny uśmiech
- To tego nie rób - Odwróciłam się i zaczęłam przyglądać drzewu - Teraz i ja żałuję, że nie ma tutaj Kai'a - Mruknęłam pod nosem
- Zrobię co zechcę. - Wymruczał, podążając wzrokiem za moim spojrzeniem - Oho. 
Ruszył w stronę północy, widząc połamane gałęzie, a ja zaraz za nim. Cały czas parł do przodu, a ja musiałam uważać, żeby przypadkiem nie dostać od niego gałęzią. Nawiązał się temat tego, całego więźnia. Powiedziałam mu wszystko, czego sama byłam pewna. Po chwili byłam zmuszona przeczołgać się pod jedną z gałęzi, a raczej dość sporego korzenia. Udało mi się to zrobić w miarę sprawnie i szybko dorównałam kroku wilczurowi. Gdy odpowiedziałam na jedno z jego pytań zatrzymał się. 
- Trop się znowu urywa - Warknął niezadowolony i zaczął się rozglądać - Czym włada ten wasz więzień? - Zbliżył się do mnie
- O ile ma coś z Jaguara, to naturą - Odpowiedziałam
- To nie wyjaśnia dlaczego podąża tak pokrętną ścieżką... - Wymruczał, zerkając na coś za mną
Odwróciłam się i zobaczyła Liz, która leżała na ziemi. Najwyraźniej śledziła nas przez cały czas... albo jego większość. W grupie zawsze raźniej, szczególnie że zmierzamy w prosto w łapy wroga. 
Nagle usłyszałam głos w głowie.
- Jessika zachód - Powtórzyłam nagle głośno - Znaczy, Lili powiedziała na zachód - Poprawiłam się
Liz spojrzała na mnie, jakby pytając, czy idziemy dalej. Kiwnęłam głową. Hyoko również skinął łeb i ruszył we wskazanym kierunku. Dalej podążał w ciszy. Tym razem poruszał się szybciej, prowadząc nas. Już nie niewielkiej chwili, dostrzegłam że las się kończy. Chyba byłyśmy już prawie u celu. Liz wybiegła z niego pierwsza, ja wyszłam za białym wilkiem. Zatrzymał się nagle po środku szarego pola, a my razem z nim. Oznajmiłam mu, że Lili chciała, aby użył mocy, ale sama nie wiedziałam do czego. Liz wykłócała się z Hyoko w sprawie używania mocy, a ja zaczęłam uważnie przyglądać się ścianie drzew, znaczy dżungli. 
- Jeśli jest jak Jaguar to ja się nie pcham na jego tereny - Oznajmiłam
- Słusznie - Wymruczał - Dlaczego właściwie go ścigacie?
- Bo... Nie lubię być śledzona
- Więc pilnuj swojego terenu. - Warknął z dezaprobatą - Ty tutaj rządzisz, prawda?
Spojrzałam na niego nagle. Dobry jesteś... - pomyślałam, ale nie myśl, że powiem prawdę. Liz oczywiście mi pomogła i zaprzeczyła.
- Skąd ta pewność? - Zapytałam
- Mogę się założyć, że masz wysoką rangę - Wymruczał, odwracając się przodem - To widać - Posłał mi uśmiech - Mam dla was propozycję.
Znowu w swojej głowie usłyszałam Lili: "Jess skłam! Mów, że kłamałam w ostateczności i że to ja, nie wiadomo o co mu chodzi... Poza tym niech ruszy tyłek i użyje tej mocy!". 
Zignorowałam Lili i przyjrzałam się wilkowi. Jego słowa mogłam uznać jako komplement, sama o sobie nigdy bym czegoś takiego nie powiedziała.
- Która ma najwięcej za uszami, jeśli chodzi o tego więźnia? - Zagaił, okrążając mnie 
Po długim analizowaniu wszystkiego razem z Liz, doszłyśmy do wniosku, że chyba jednak ja. Tym razem nastąpiła wymiana zdań, w związku z tym, która zostaje, a która wybiera się w dzicz. Po chwili znalazła nas Lili, która poruszała się z gracją, dzięki czemu zauważyłam, że z jej łapą już wszystko jest w porządku. Tak jak było wcześniej ustalone. Patrzyłam jeszcze przez chwilę za nimi, nie do końca przekonana co do Hyoko.





*Lili*



Oho, kłócą się. Ech, spokojnie podeszłam do nich i warknęłam widząc Hyoko. Nie wiedziałam zbytnio o co chodzi pomimo tego, że wcześniej użyłam zaklęcia by widzieć i słyszeć co oni robią i mówią. Jednak potem zniosłam zaklęcie, gdy leczyłam łapę, więc no ten.. 
H: Lili ze mną pójdzie- przewrócił oczami i ruszył w stronę dżungli. 
Co mi pozostało innego jak ruszenie za nim? Przynajmniej nie będę się nudzić... Nie lubię tego. Słyszałam jeszcze jak Jessika i Liz coś mamroczą za mną. Hyoko czekał na skraju dżungli. Weszłam pierwsza i zaczęłam ostrożnie się rozglądać wyłapując najmniejsze szczegóły. To teren wroga. Z przyzwyczajenia jestem raczej ostrożna ostatnio... To miejsce jest okrutnie dziwne... Najbliżej ścieżki, którą szliśmy, drzewa miały zielone liście i były zadbane, reszta w oddali już straciła swój ozdobny ciężar i powoli szykowała się na zimę. Ten fakt przypomniał mi o tym, że Rooter ma moc panowania nad roślinnością, co źle nam wróży. W pewnym momencie złapały mnie liany i z zawrotną prędkością ciągnęły w głąb dżungli do klatki, która z każdą  chwilą stawała się coraz ciaśniejsza...
Myśl Lili myśl! Początkowo pomyślałam nad podpaleniem klatki, ale zdałam sobie sprawę, że najlepiej bym na tym nie wyszła... W końcu przypomniała mi się kochana moc cienia, którą dzielimy z bratem. Szybko zmieniłam się w cień, bo kawałek klatki zsunął się na moją szyję, więc wolałam już z niej wyjść. Zaczęłam biec spowrotem pod postacią cienia, żeby znowu mnie jakieś zielsko nie złapało. Zatrzymałam się niedaleko Hyoko, który gadał z tym bachorem. W pewnym momencie akcja się rozwinęła, bo wilk przycisnął młodego do ziemi i zaczął o mnie wypytywać. No nie powiem, nawet słodko. Ech, trzeba by się tu zmienić, żeby trochę rozluźnić sytuację. Zmieniłam postać i stanęłam kilka kroków przed nim. 
L: Tu jestem.
R: O! Uwolniła się jak widać. Teraz możesz mnie wypuścić!
Przewróciłam tylko oczami i dalej obserwowałam zdarzenie. Hyoko schylił się nad Rootem i zazął coś mamrotać. W pewnym momencie młody zrzucił go z siebie i uciekł. No ma krzepę nie powiem...
L: Jesteś głupi jeśli myślisz, że ci uwierzę...
H: Co?
L: Po co miałbyś nam pomagać? Po co ci tyle wiadomości o nas? 
Ruszyłam przed siebie lekko zła, a on po chwili się dołączył.  

*Jessika*

Po chwili Liz znudziło się bezczynne czekanie. 
- Idę tam i koniec! 
Wstała i weszła w głąb dżungli. Zaraz po tym, po moim ogonie przeszedł chłodny dreszcz. Był coraz zimniejszy, nienawidzę tego. To oznaczało kłopoty. Im więcej będzie nas w tym lesie, tym gorzej... Ale Liz jak zwykle mnie nie posłuchała. Nie pozostało mi nic innego, jak iść i szybko ją znaleźć, zanim wpakuje się w kłopoty. Powoli podeszłam do granicy dżungli, przypominając sobie ostatnie przeżycia w niej. Nie jestem tchórzem! Posłałam Jaguara na śmierć, z nim też w końcu skończę - powtarzałam sobie w myślach. Czułam, że tego pożałuję. Weszłam w głąb zarośli, rozglądając się z przyjaciółkami. Idąc już chwilę, zauważyłam dołek, do którego o mało nie wpadłam. Jednak nie wyminęłam go, a zatrzymałam się nad nim. Spojrzałam w dół. Było tam ciemno i niewiele widziałam. Znając moją kochaną córkę, miałam już swoje przeczucia.
- Liz?
W odpowiedzi usłyszałam jakiś pomruk.
- Wpadłaś tam? - Upewniłam się
- Nie wskoczyłam dla zabawy - Odkrzyknęła sarkastycznie
- Haha - Zaśmiałam się ironicznie - Pytam, bo nie byłam pewna czy tam jesteś
- Nie, to tylko mój duch 
- Ah, dobrze wiedzieć, normalne ulżyło mi - Zaśmiałam się
- Dzięki za troskę - Jej śmiech rozniósł się echem w górę
Zeskoczyłam w dół, ale pod koniec rozłożyłam skrzydła i wylądowałam przed nią. Pokazała mi jaskinię, która znajdowała się na dnie tego dołu. Ani trochę nie kusiło mnie, żeby ją zwiedzać, wręcz nalegałam Liz na powrót. Tylko, że Liz to Liz. Udała, że nic nie słyszała i weszła do środka. Westchnęłam. Nie mając zbyt dużego wyboru weszłam za nią. Nagle wilczyca, jakby coś zauważyła i cofnęła się, wpadający przy tym na mnie. Odrzuciło mnie do tył, przy czym potknęłam się o gałąź i przewróciłam. Podniosłam się i spojrzałam w głąb jaskini. Niczego tam nie widziałam, mimo że Liz twierdziła, że stał tam dziadek Lili.
Później usłyszałam, że coś uderza o ziemię. Odwróciłam się nagle i zobaczyłam Rooter'a, który zrobił w wejściu kraty z korzeni. Miałyśmy się stać jego towarem do targu. Pięknie, super... jak zwykle. Całą jaskinię powoli zaczynały pokrywać korzenie. Tupnęłam łapą, z której wydobyło się kilka spirali ognia.

- Puść nas! - Zawarczałam
Zdziwiłam się, że korzenie jeszcze nie płoną. Jaskinia była zbyt wilgotna...
- Puszczę - Oznajmił - Obiecuję, że długo tu nie spędzicie, zapytam tylko Lili o swojego dila. Na pewno was wykupi
Prychnęłam. Jasne wypuści, chyba jak wcześniej nas zabije... Obie nie chciałyśmy dłużej tam tkwić. Nie dość, że morko to jeszcze nudno i musiałyśmy siedzieć w jego towarzystwie. Słysząc go warczałam tylko coraz głośniej. Gdy w końcu oznajmił, że może wypuścić Liz, ale ja zostaję. Ona zaczęła się z nim kłócić, więc zwyczajnie sobie wyszedł. 
- Wracaj! Zgoda ! - Krzyczałam - Wypuść Liz!
Ale on mnie nie słuchał, a raczej udawał, że nie słyszy. Warknęłam pod nosem niezadowolona...

*Lili*
Stanęłam jak wryta, gdy na polanie nikogo nie zobaczyłam. Może wróciły do domu? Nie.. To nie w ich stylu. Zawróciłam, ale powstrzymał mnie Hyoko.
H: Idę sam, ty masz tu na mnie zaczekać.
L: Ja nikogo nie zostawiam!
Warknął pod nosem i mnie przepuścił. Znowu to straszne miejsce...Liście skrzypiały pod naszymi łapami, a w oddali słyszałam jakieś ptaki.W pewnym momencie wilczur zaczął węszyć. Po chwili złapał trop i zaczął biec. Zatrzymał się przed jakąś jaskinią, gdzie o mało na niego nie wpadłam...  
(Przypomniał mi się ten screen z CM: "Maks, od tyłu to nie po bożemu." Czy jakoś tak, ktoś może wie czemu akurat ten? XDD)
H: Zaczekaj tu...
Mruknęłam niezadowolona i zmieniłam się w cień, by zaczekać u progu jaskini. Zaczęła się paplanina... Boże jak się nudziłam... W pewnym momencie wparowałam do jaskini, a Hyoko wypuścił po kryjomu Jessikę i Liz. No niestety te musiały się odezwać czym spłoszyły Roota, który najpierw wolał się pośmiać.
R: Haha, ty je uwolniłeś, a one cie jeszcze wkopały!
Potem zwiał, a wilk poleciał za nim. Ja podbiegłam do Jessiki i Liz, z którymi czekałam na powrót Hyoko. Po pewnym czasie wróćił z dziwną miną i mruczał coś pod nosem, ale to już mnie nie interesowało. Wyszliśmy z jaskini i nagle coś złapało Jess...



*Jessika*

Nagle coś oplotło mi się wokół łapy. Była to pnącza, nie zdążyłam nawet zareagować, bo ona pociągnęła mnie za sobą, z dala od moich przyjaciółek. Stało się to tak szybko, że nawet nie zauważyłam, gdzie zostaję porywana, a po chwili leżałam już sobie pod grubą warstwą błota i korzeni. 
- To chyba jakiś żart! - Warknęłam
A potem zaczęłam wyć, na tyle głośno, na ile pozwoliły mi moje płuca, z nadzieją że ktoś mnie usłyszy. Skończył się to tak, że korzenie ścisnęły mnie mocnej, ale ja się nie poddałam. Wyłam tylko trochę ciszej i słabej. Jednak po chwili zabrakło mi sił i przestałam. W pobliżu siebie usłyszałam, że ktoś inny również wyje. Czyli chcesz złapać nas wszystkie tak? Po moim trupie! - pomyślałam z złością. Zaczęłam się wiercić, ale nic za bardzo mi to nie dało. Zbyt mocno trzymały mnie korzenie, ale i tak nie poddałam się. Zamiast poruszać całym ciałem, skupiłam się na jednej z łap. Udało mi się lekko nią poruszyć, więc wydobyłam z niej trochę ognia, który powoli podgrzewał błoto, a później palił korzenie, które nie były już wilgotne. Na nowo zaczęłam się wiercić, a suche błoto popękało i udało mi się wyczołgać z plątaniny korzeni. Otrzepałam się z ziemi i zawyłam po raz kolejny, ale na krótko. Efekt był taki, jaki chciałam, osoba, która wyła wcześniej, zrobiła to ponownie. Podeszłam za jej głosem i znalazłam się przed kolejną kupą splątanych korzeni,
- Liz ty też? - Wcale się aż tak nie zdziwiłam
- Poszłam ciebie szukać - Odpowiedziała
Zrobiłam to samo, co z swoimi korzeniami i pomogłam jej wyjść. Gdy skończyłam, a Liz wstała, usłyszałam za sobą głos znajomej wadery.
- Co jest? - Podeszła do nas przerażona Lili
Musiałyśmy jej tłumaczyć, że ten cały idiota Rooter się pode mnie podszywał. Cały czas mówiłam, że chce już stąd iść, jednak nie można było tak zostawić, niczego nie świadomego Hyoko. Oparłam się o jedno z drzew. Pierwszy raz nie miałam pojęcia co robić, one również. Więc nadszedł dzień głupich pomysł, zawyłyśmy we trzy z nadzieją, że nas usłyszy, a później podpaliłyśmy las i oddaliłyśmy się, żeby nie spłonąć...

*Lili*
L: Skoro mamy wieczór głupich pomysłów, to moja kolei. 
Wstałam i zaczęłam wracać się drogą, którą przyszłam. Zaczęło się ściemniać...  Znalazłyśmy to"rozwidlenie" na którym rozdzieliliśmy się z Hyoko. Rozejrzałam się uważnie i znalazłam ślad jaki zostawił Hyoko biegnąc za fałszywą Jess. Szłyśmy długo, a dziewczyny marudziły, a to że bolą je łapy, albo kiedy dojdziemy itp. itd. W końcu znalazłyśmy go. Wszyscy byli zmęczeni, więc przywołałam smoka i położyłam się na ziemi czekając. Pojawił się po jakimś czasie. Wspięłam się jako pierwsza i weszłam na najlepsze miejsce, czyli jego pyszczek. Ostatni wspiął się Hyoko, a gdy to zrobił Alios wzniósł się w powietrze. Lecieliśmy tak chwilę dając odpocząć naszym biednym zmęczonym łapom. Dotykałam chmur zachwycona jak zwykle lotem. Jednak Liz wolała leżeć pod ciepłym kocykiem w jaskini, więc musieliśmy przyspieszyć by nie marudziła zbyt długo. W końcu smok wysadził nas niedaleko mojej jaskini i zmienił się w Aliosa do kieszonki, jak to mówiły dziewczyny. Na szczęście było to tylko kilkanaście metrów od jaskini, więc nie zmęczyliśmy się bardziej niż byliśmy... 
Wskoczyłam do jaskini pierwsza. Podeszłam do lodówki jako człowiek i wzięłam chłodny sok. W sam raz na zakończenie takiego dnia. Dziewczyny usiadły sobie na środku pokoju jako ludki, a Hyoko położył się w kącie. Westchnęłam cicho i podałam dziewczynom koce. Pokazałam jakiś Hyoko, ale nie chciał, więc rzuciłam mu jakiś na pyszczek by miał. Szybko go strzepał, ale położył na nim głowę. Odłożyłam szklankę i położyłam się jako wilk na legowisku. Nie mam zamiaru spać. Nie chcę kolejnych koszmarów. Reszta też jakoś nie chciała zasnąć. Po jakimś czasie wstałam i zaczęłam chodzić niespokojnie po jaskini. Przypomniał mi się dziadek... 
J: Co jest?
L: Nic...
J: Właśnie widzę...
L: Cieszę się...
Ech nie można siedzieć tak bezczynnie cały czas... W pewnym momencie zawołał mnie Hyoko.
L: Po co?
H: No chodź. 
Podeszłam do niego. Wstał i położył pyszczek na moim grzbiecie sugerując, żebym się położyła. Zrobiłam co chciał i położyłam pyszczek na łapach. Rozłożył się obok mnie. Po jakimś czsie lekko mnie wywrócił na bok i położył łeb na mnie. 
J: Lili zawsze ci mówiłam, że dobra z ciebie poduszka!- zaśmiała się.
H: Prawda, jest nawet wygodna. 
Zaśmiałam się cicho. Później kolejna chwila ciszy.  
H: Po co zmieniacie się w ludzi?
Pytanie było nieco zaskakujące, ale wszystkie na raz zaczęłyśmy mu tłumaczyć, że zmiana w człowieka pozwala zrobić coś, co trudno dokonać pod postacią wilka. 
H: Bez sensu.
J: A jednak.
L: Czemu masz tak jakby jakiś uraz do ludzi?- spytałam w końcu. Zauważyłam to dużo wcześniej, jednak dopiero teraz nadarzyła mi się dobra okazja, by o to spytać. 
H: Doświadczenie.
Ta krótka odpowiedź nie była szałowa i nie satysfakcjonowała mnie, ale lepszy rydz niż nic.
L: Rozumiem...
H: Ty? Ciekawe.
L: A żebyś wiedział!- wstałam i poszłam położyć się w kącie z drugiej strony. 
Byłam na niego zła. Skąd może widzieć co ja wiem o ludziach?! Przypomniało mi się wydarzenie sprzed dołączenia do watahy... Ech. Kolejne minuty ciszy. Już miałam iść na siłownię, gdy usłyszałam coś o polowaniu. Dziewczynom spodobał się ten pomysł. Poszłam z nimi. Zastanawiałam się chwilę, czy zakładać zaklęcia ochronne na szybkiego, ale uznałam, że to strata czasu i potem tylko ich stracę z oczu. Poszłam przodem szukając czegoś. Wszyscy chcieliśmy zjeść porządną kolację, więc najlepsza byłaby duża zwierzyna. Z nudów odbijałam się od drzew. Po chwili usłyszałam stado jeleni. Wskoczyłam na drzewo i powoli szykowałam się do ataku. W sumie to czekałam tylko, aż reszta ustawi się na jakichś pozycjach. W pewnym momencie oderwał się od nas Hyoko i zaatakował pierwszego z brzegu jelenia płosząc tym samym resztę stada. Szybko zeskoczyłam i zablokowałam im drogę ucieczki. Szybko zlustrowałam stado i wybrałam jeden dorodny okaz. Skoczyłam w jego stronę i dorwałam się mu do szyi. Chwilę podduszałam wierzgającą zwierzynę, a gdy jeleń umarł oderwałam się patrząc na uciekające stado. Słyszałam skrawek rozmowy Jess i Liz. Ta druga mówiła, że nie jest w stanie zabijać, co było lekko dziwne. Kto by się tego spodziewał po naszej Liz? Hyoko zabrał martwą zdobycz a ja oblizując zęby podeszłąm do dziewczyn. Wilk skorzystał z naszego ustawienia i położył na naszych grzbietach jednego jelenia a sam poszedł przodem. 
 Chwilę coś tam marudziłyśmy, gdy zobaczyłam stojącego nad jaskinią Hyoko zostawiłam dziewczyny z jeleniem i podbiegłam do niego...

~ Jessu i Lili





 


sobota, 5 listopada 2016

Wilkołak - Hyoko

 (Autor: LordMarlon - LINK!)

Imię: Hyoko
Ksywki: ''Ten w masce'', bądź ''ON''
Wiek: 22 lata ludzkie
Płeć: Samiec
Gatunek: Wilkołak, jednak niemalże nigdy nie pojawia się w ludzkiej wersji. Dlaczego? Któż to wie.
Ranga: Delta
Stanowisko: Łowca, zazwyczaj wykańczający zwierzynę.
Opis: Hyoko to dość szorstki, nieprzyjemny osobnik. Jeśli ktoś wydaje mu się niepotrzebny, najzwyczajniej w świecie zignoruje jego obecność lub potraktuje wyjątkowo chłodno. Dopiero gdy dane stworzenie zaimponuje mu, bądź wyda się wyjątkowo intrygujące, być może poświęci mu nieco więcej uwagi. Nie oznacza to jednak, że potrafi okazać komukolwiek czysto przyjazne zachowanie. Często gdy już zwraca na kogoś uwagę, to czysto ze względów rozrywkowych, aby nieco uprzykrzyć danemu niewinnemu stworzeniu życie. Uważa się za lepszego od innych, zaś swoją rasę stawia ponad ludzką. Oczy wilczura zarówno w zwierzęcej jak i w ludzkiej wersji mają intensywnie złoty odcień. Nieodłącznym elementem jego wizerunku jest maska, bez której niemalże niemożliwym jest jego ujrzenie.
Moc: Poruszanie obiektów siłą woli, blokowanie cudzych mocy.
Rodzina: Hyoko pamięta własną rodzinę i watahę, jednak nie lubi dzielić się tymi wspomnieniami.
Historia: Gdy wilczur był młody, żył jak każdy wilk w watasze, wraz ze swą rodziną. Był synem pary Beta, jednak odrzucał rodziców, mimo ich starań. Nie posiadał rodzeństwa, gdyż jako jedyny z całego miotu utrzymał się przy życiu. Zdawać by się mogło, że pochłonął istnienia innych, aby samemu przetrwać, choć to bzdura. Mimo młodego wielu aspirował na pozycję wojownika, a raczej dowódcy wilczej armii. Ten plan jednak nigdy nie wszedł w życie. Dzięki jego silnej psychice, umiejętności radzenia sobie w każdej sytuacji, oraz potencjale stał się młodym kandydatem na zastępcę dotychczasowego Alfy, choć on sam nigdy się o to nie ubiegał. Z czasem jednak zaczął z całego swego (braku) serca nienawidzić dowódcy watahy, Yamoriego. Nie potrafił znieść bycia mu podwładnym, chciał sam zarządzać własnym losem. Kiedy dorósł, wreszcie osiągając pełnoletność, wyzwał go na pojedynek, doprowadzając do pierwszego i ostatniego starcia. Tamtego razu pokonał Alfę, pozostawiając go ledwie żywego, na zwilżonej wieczorną rosą glebie. Jednak wataha nie uznała zwycięstwa Hyoko, uznając go za oszusta, gotowego zrobić wszystko, aby zdobyć władzę. Nawet rodzice, choć z ciężkim sercem, odwrócili się od niego. Wilczur, okryty złą sławą odszedł, aby szukać swego szczęścia gdzieś indziej, porzucając swą rodzinną watahę na dobre.
Partner: Brak
Kontakt: 
GG: 53901721

Człowiek:


  (Autor: Sakura Aiko)

poniedziałek, 31 października 2016

Pierwsze zmiany - nowe zło

Nowy blog... Nowe zasady... Bronie oraz nowoczesna technologia znikają... Można powiedzieć, że wataha zaczyna od nowa, ale nie do końca. Zapraszam do czytania historii z wczoraj:

*Lili*
Jako pierwsza zaczęłam coś robić, a co może robić Lili? Rysować or malować jak kto woli. No to poszłam do kuchni i wycisnęłam sok z owoców tworząc pyszne farbki. Wróciłam do pokoju z sztalugą i na stoliku obok położyłam miseczki z farbkami z soków. Jessika z nudów pilnie obserwowała każdy mój krok, próbując zgadywać, co będę malować. Nagle poczułam ból  i usłyszałam niewyraźne szepty w głowie, jednak je zignorowałam. No tak dziewczyno słyszysz w głowie szepty i je ignorujesz oto order głupoty!
Dzień nie zapowiadał się fascynująco, więc z dziwną miną chwyciłam pędzel do łapy.
Czułam się dziwnie, jakby film mi się urwał a w środku czułam tylko smutek przewijany z nienawiścią. Uniosłam wzrok i odskoczyłam w tył widząc co namalowałam z cichym warknięciem. Moim oczom ukazał się błękitny krąg w krwi, a w środku czarny wilk z białą plamą na oku, czerwonych świecących oczach, otwartą szczęką i zębach czerwonych od krwi. To było straszne. Udając,  że nic się nie dzieje wzięłam miski do kuchni i wylałam resztki soków. Następnie oparłam się o blat, a włosy zakryły mi oczy.
,, Dość, tylko nie to..."-powtarzałam w myślach, gdy usłyszałam jak ktoś wybiega z jaskini, jednak uniosłam wzrok dopiero gdy usłyszałam głos Jessiki.
Jessika: Wszystko ok?
Pokiwałam głową i usiadłam na miejscu. nic nie było ok. Dodałam po chwili:
Lili: Musimy coś zrobić?
Jessika: Co?- nie wiedziała o co mi chodzi.
Lili: Kroi się coś złego.
Zaczęła myśleć nad tym co powiedziałam. Rozmawiałyśmy o tym, gdy usłyszałyśmy hałas w pokoju obok. Wadera również go usłyszała i nastawiła uszy.
 Jessika: Alios jest w jaskini?
Lili: Dziwne, lata od rana...
Wsłuchałam się dokładniej. Nagle uniosłam łapę i zaczęłam nią ruszać. Z perspektywy Jessiki mogło to wyglądać dziwnie, jednak nie to miałam teraz na głowie. Po chwili ukazał się nam wilk. Zaczął się tłumaczyć co tu robi, jednak mnie to nie interesowała i przykułam go magicznymi łańcuchami do ściany, które blokowały używanie magii. Wtedy pokazał swoje prawdziwe oblicze. Chwile wydawało nam się, że go znamy, jednak szybko odrzuciłyśmy gdzieś daleko te niedorzeczne domysły.

*Jessika*
Czy ja go znam? Czy Lili również go kojarzy? To było bezsensu. Nie mogłyśmy go znać, bo niby skąd... Więzień Lili, bo zapowiadało się, że długo sobie u niej posiedzi, powoli działał mi na nerwy. Myślałam, że posiadanie takiego więźnia będzie ciekawsze, a tym czasem jego ciągłe tłumaczenie było nudne. Ponoć kopał sobie jakieś tunele i wpadł do nas. Aha, już to widzę. Z resztą co mnie to, mógł sobie nawet mówić prawdę, ale to nie moja jaskinia, a Lili. Co się z tym wiąże? Niech robi z nim co chce... Po chwili, aż mimowolnie wróciłam myślami do biednego Ash'a, brata Kai'a, który z mojego rozkazu nadal umiera w męczarniach w wymiarze mroku. Nie było mi go szkoda ani wtedy, ani też teraz. Zasłużył sobie na to... Myślenie o czymś innym, pozwoliło mi się oderwać od rzeczywistości i paplania tego całego... Jak mu tam było? Nawet już nie pamiętam, może się nie przedstawiał. W każdym razie do środka wpadła Liz, która była czymś bardzo zaniepokojona, dlatego zostawiłam Lili z jej nowym "kolegą" i pobiegłam za nią. Po długim biegu znalazłam się na drugim końcu lasu, w pobliżu jaskini Mey. Zwoniłam, gdy zobaczyłam co znajduje się na ziemi, pod jednym z drzew. Był to ten sam krąg, który namalowała Lili. Liz stanęła na jego drugim końcu, a ja ne mogłam oderwać od niego oczu. Potworne... Czułam, jak oko wilka przeszywa mnie na wylot. Najdziwniejsze, że ja skądś kojarzyłam ten obraz, tylko nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Nagle usłyszałam w swojej głowie śmiech mojego dziadka - Abudabihaha. Wiedziałam, że nie mógł być prawdziwy. Przecież wylądował znowu w skrzyni. Po raz kolejny. Nie miał prawa się wydostać. To była moja wyobraźnia, a mimo to przeszedł mnie dreszcz. Przejechałam pazurem po konturach kręgu. Poczułam mrowienie, z początku tylko z okolic pazurów, a później stopniowo po całej długości łapy...

*Lili*
Wilk dalej się tłumaczył, a mnie to denerwowało, więc odebrałam mu głos. Jessika już dawno wyszła, dlatego postanowiłam poszukać przyjaciółek. Gdy je znalazłam na drugim końcu wyspy zobaczyłam, że Sky wyryła w ziemi ten sam obraz, jaki ja namalowałam w jaskini. Odsunęłam się niespokojnie w tył. Gdy zobaczyłam, że oczy wilcza zaczęły się świecić weszłam do kręgu, a dziewczyny z niego wyszły. Sky zmieniła się nagle w człowieka i nie mogła wrócić do wilczej postaci, a Jessika słyszała w głowie dziwne głosy i zaczęła się jej lać krew z rany, którą rozdrapała oraz z oczu, dlatego się skuliła. Obie cały czas krzyczały, nie mogąc zrozumieć co się dzieje. Moje oczy stały się lekko czerwonawe. Oczy wilka przestały się świecić, a Jessika nie słyszała już głosów. Jednak Sky dalej nie mogła zmienić się w wilka. Podbiegłam do morza i przejrzałam się w tafli wody. Dopiero teraz odkryłam zmianę moich oczu. Nieco wolniej podeszła do wody Jess, żeby przemyć krew z oczu, która wylewała się na nowo. Oczywiście powiedziałam im, że to wszystko wina mojego dziadka, który przyjaźnił się z Sabriną. Opanował wiele mocy, ale każda z nich była mroczna... Jessika poprosiła mnie o powrót do jaskini, gdzie będziemy mogły wszystko przemyśleć na spokojnie. Tak zrobiłyśmy, wróciłyśmy zmęczone do mojej jaskini i położyłyśmy na obszernym legowisku przykryte kocami. Dałam wilczycy bandaż, o który poprosiła, a później oddałam Rooterowi na chwilę jego głos by nam wyjaśnił na spokojnie wszystko, lecz gdy usłyszałam jak kłamie najpierw niby kopał tunele, a później okazało się, że zdobywa pożywienie dla matki, to znów mu go odebrałam i poszłam spać.

~  Liliś <3

niedziela, 30 października 2016

Zasady

Jeśli dołączasz do naszej watahy, musisz przestrzegać następujących zasad...

  1. Nie można stosować ataków których nie da się uniknąć w żadnym przypadku (w żadnym przypadku czyli nie ważne czy jesteś tyłem czy przodem czy w ziemi, nigdy)
  2. Trzeba reagować, nie można być mocno zranionym i nic z tego sobie nie robić
  3. Nie można ciągle robić uników
  4. Nie można się regenerować w sposób całkowity i natychmiastowy, można co jedynie częściowo zapobiec skutku bycia zranionym, ale całkowite wyleczenie potrzebuje czasu, czyli następuje dopiero po bitwie
  5. Postacie mogą zostać wskrzeszone ale tylko po zakończeniu bitwy, gdy już wygrani osiągnęli co chcą w danej bitwie
  6. Nie można przejąć czegoś, co oponenci pilnują, gdy nie grają (np terenu, przedmiotów, jeńca)
  7. Nie można robić nielogicznych ruchów (np bieganie ze związanymi nogami)
  8. Nie można być nieśmiertelnym
  9. Nie można wykonywać ataków lub ruchów które są wbrew temu co napisane w formularzu danego wilka – Znaczy nie można tworzyć sobie nowych mocy na poczekaniu
  10. Nie można zabić kogoś jednym ruchem – jest to może zawarte gdzieś powyżej, ale piszę żeby nie było
  11. Na start wilk ma max. 2-3 moce
  12. Maximum, ile można mieć mocy to – 5
  13. Jak dołączacie do watahy to proszę nie róbcie z siebie jakiś bogów, a potem są pretensje…
I ostatnie co jest bardziej prośbą… WCHODŹCIE NA BLOGA!
Poźniej nie wiem, co zrobić z jakimś wilkiem, z którym nie mam kontaktu ani ja, ani nikt inny....
Zasady zrobiłam ja i Quruo.
~ Alfa Jess