piątek, 9 września 2022

Wilcza Wiedźma | Part 2


Kiedy obcy zapach rozniósł się od wyjścia z tunelu, jedna z wader zagoniła swoje szczeniaki do jaskini. Lecz te i tak wystawiały łby zaciekawione przybyciem kogoś nowego. Głównie Nikita, jej brat chował się za nią, podpytując, co się dzieje na polanie. Liz z znajdowała się obok zejścia do jaskini Maksa. Znajdowała się w ludzkiej postaci z powodu raczej osłabienia niż swojego kaprysu. Mimo to opierając się o kamień, wyraźnie wykłócała o coś z czarno-pomarańczowym, skrzydlatym basiorem.
- Wiesz, samoocena jest istotnym elementem.... Tak samo jak ważny jest umiar. - Alfa odpowiedziała, podążając za Finem. Później sama zamilkła, nie ufając sobie, że nie zarzuci go kolejną uszczypliwością.
- Może tak, może nie. Sama się przekonasz, tak czy inaczej mam dla ciebie przyjacielską radę. - Spojrzał w stronę ciekawskich szczeniaków, jakby kierując swe słowa bardziej do nich, niż do Alfy. - Nigdy nie lekceważ oponenta.
Powiodła za jego spojrzeniem. Wkrótce później szara wadera zabrała w głąb wejścia. Bądź co bądź niedługo się ściemni. Dzisiejsza wyprawa zajęła im cały dzień. Przyjęła jego cenną radę do siebie, ale nie zdążyła nawet podziękować, gdyż pod koniec tych słów, Yalc znowu źle się poczuł i upadł, no może nie całkowicie gdyż Fin odrobinę go przytrzymał, co i tak było wbrew jego naturze. Prawdopodobnie powodem było wycieńczenie albo stres, albo wszystko naraz. Nie był w stanie się podnieść tak, jakby coś go uziemiło. Również chciała doskoczyć do Yalca, lecz była z tyłu i Fin ją uprzedził.
- A teraz weźmiesz swojego lokaja? Czy mam tak z nim stać? - Starał się przekuć swoją złośliwość w żart, choć nie wychodziło mu to zbyt dobrze.
 - Yalc, jak się czujesz? - Zapytała i pomogła z przytrzymaniem go. Czuła jak ciało basiora jest bezwładne w tym momencie i ciężko by sam doszedł do jej jaskini. - Rozumiem, że Yalc jest świetnym basiorem i możesz go tak obejmować do rana, ale proponowałabym znalezienie miejsca na odpoczynek. - Wypowiadając te słowa wskazała na Jaskinię Frost.  Była wolna, chociaż nieco chłodna, ale ciężko byłoby przeprawiać Yalca w tym stanie przez tunele na Wilcze Wzgórze. Basiorowi wydawało się że ktoś do niego mówi jednak nie był w stanie zrozumieć co znaczyły te słowa. Wiedział jedynie że zaraz może mu się pogorszyć. Wymamrotał coś ale nie było to dla reszty zrozumiałe. Widział tyle co nic wszystko było rozmazane. Stracił też kontrole nad własnym ciałem. Nie był w stanie się choć odrobinę podnieść. Czuł jedynie że ktoś go trzyma i że nie rąbnął na ziemię
- Nie dzięki, ostatnią rzeczą którą teraz zrobię to wejdę z tobą do jakiejś jaskini. Bo, o ile wiesz, nie mam z tym przyjemnych wspomnień. Weź go ze sobą, a ja nie wiem... Znajdę sobie tu jakieś zajęcie. - Rzekł, najchętniej zostawiłby tą dwójkę z ich problemami. No, ale jak już wcześniej ustalił nie do końca mógł sobie na to pozwolić.
- Ewentualnie tu zaczekam... Albo się rozejrzę. - Dodał.
Słuchając bełkotu Yalca, alfa zdawała się odkrywać emocje, którymi były troska i zmartwienie o zdrowie jednego z bliższych jej wilków. Przygasło to, kiedy na powrót odezwała się do Fina.
 - Świetnie. - Skwitowała.
Nie uśmiechało jej się ani trochę zostawianie obcej osoby bez nadzoru, ale nie miała siły przy tym wszczynać o to awantury. Musiała jak najszybciej zabrać półprzytomnego volfa do schronienia, żeby sprawdzić jego stan.
 - W takim razie poproszę cię, żebyś tu grzecznie zaczekał aż wrócę. - Spróbowała przejąć od niego volfa, chociaż wiedziała, że pod względem siły fizycznej zajmuje niskie miejsce w rankingu stada, a bezwładny basior był jeszcze cięższy. Dlatego w między czasie zwróciła się w stronę Maksa o pomoc. Maks zbliżył się do nich wyraźnie zadowolony z faktu, że nie musi już towarzyszyć Liz. Zrobił z jej kostką już i tak co tylko był w stanie. Widać jeszcze było zmęczenie na jego pysku po rozmowie. Najwyraźniej złośliwości i przepychanki słowne były umiejętnością przekazywaną wśród rodziny alf, chociaż nie łączyły ich żadne geny. Maks posłał przelotne spojrzenie Finowi, gdyż alfa od razu poinformowała go o sytuacji. Tak więc nie miał za bardzo możliwości na żadne głupie żarciki.
-,,Zaczekaj tu grzecznie aż wrócę", pfffff. Cholerna księżniczka. - Mruknął pod nosem, pozostając przed wejściem do jaskini. 
 - Robię jedynie to, co muszę. - Mruknęła cicho w odpowiedzi, nie licząc nawet, że chłopak ją usłyszy i przeszła wraz z Maksem, który pomagał jej nieść Yalca do środka jaskini.
Cóż, nie miał nic szczególnego do roboty oprócz czekania, tak więc chcąc czy nie chcąc ziścił jej prośbę. W międzyczasie zajął się jednak rozmyślaniem... A z uwagi na to że długo nie ingerował w sprawy watahy i okolic miał o czym. Zaczynając od Bety... Gdzie ona jest? Co się stało? Co się teraz stanie? Na te pytanie nie mógł teraz uzyskać odpowiedzi. No nic, pozostało czekać i mieć nadzieję że trawa którą obecnie przypalał nie stanie się większym pożarem. Bo jak to się mówi ,,bez ryzyka nie ma zabawy".  Lecz spokój Fina nie trwał długo, gdyż w jego stronę zaczęła kuśtykać białowłosa dziewczyna, której nuda zaczęła doskwierać po odejściu basiora. Można by rzecz, że być może tym skazał się samodzielnie na gorsze tortury niż obecność samej alfy. Teoretycznie nie chciał zwrócić na nią szczególnej uwagi, w praktyce jednak ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem.
- Mogę wiedzieć czego chcesz? - Zaczął, próbując zaangażować się jakoś w rozmowę.
Za pewne irytująca, ale lepsze to niż samotne rozmyślania, do których z resztą był już przyzwyczajony. A kto wie, może dowie się czegoś ciekawego.
Skrzyżowała dłonie na sposób, jak często przedrzeźniała alfę, kiedy ta ją upominała o coś. Przy tym geście o mało się nie przewróciła, przechylając się na skręconą kostkę. Skrzywiła się trochę z bólu, ale udała, że nic się nie wydarzyło i dumnie wyprostowała się.
- Mogę wiedzieć kim jesteś? - Powtórzyła jego sposób wypowiedzi.
- Fin. - Odpowiedział najbardziej lakonicznie, jak tylko się dało, w następstwie odbijając piłeczkę. - Jeszcze raz spytam. Czego chcesz? I czy naprawdę jest to tak istotne, żeby przeciążać swoją nogę? - Spytał, przyglądając się jej dumnej, acz udawanej postawie.
Młoda alda oparła się dłonią o ścianę lodowej jaskini, dzięki czemu mogła dać chwilę wytchnienia kostce.
- Właściwie.. nie. - Przyznała. - Niby mam się oszczędzać, ale matka zabrała mi jedyną rozrywkę pod łapą. - Mówiąc to spojrzała na wejście do jaskini Frost, jakby była oburzona. - Co się.. - Nagle jej szare komórki przeszły w tryb intensywniejszego przyswajania faktów. - Oh.. Jesteś może kochankiem mojej ciotki?
Ledwo wstrzymał się przed parsknięciem na jej słowa.
- Czy ty masz w ogóle dziewczyno pojęcie jak mało mi to mówi??? Dla mnie jesteś kolejną randomową osobą, który prędzej czy później trafi pod nóż. - Stwierdził wyraźnie ją lekceważąc, a tym samym wracając do bardziej pasjonującego przypalania roślinności. - Jeśli chcesz pogadać mów jaśniej.
Zdawało się, jakby młoda w ogóle nie przejęła się tym, że ktoś mógłby jej zagrozić nożem.
- Oh, no weź. Lili coś musiała wspomnieć o wspaniałym bachorze, przez którego ta wataha omal nie umarła.. 
W tym momencie zaczęła sobie w głowie wyliczać ile to razy sprowadziła jakieś nieszczęście na betę czy alfę. Widać to było jedynie po tym, że przebierała palcami, żeby się nie pogubić. W pewnym momencie przerwała, kiedy woń dymu zrobiła się dla niej zbyt gryząca.
- ... Ty wiesz, że ci się coś pod tyłkiem pali, nie? - Wypaliła wprost.
- Tak. - Odparł krótko, a mały płomyczek zamienił się w płomienny okrąg oddzielający go od dziewczyny. - Nie, nie wspominała. Zwykle uciekała na mój widok, raz nawet poślizgnęła się na wzgórzu. No i całkiem nieźle strzelała z łuku... ale o irytującym bachorze jakoś nie raczyła wspomnieć. - Zaczął wymieniać z uśmiechem na twarzy, a gdy skończył oparł się o płonący pień, jednocześnie przymykając oczy z uwagi na to że ogień zupełnie mu nie wadził. - Chcesz czegoś jeszcze? Czy może dalej będzie mnie prowokować i się przy okazji poparzysz? - Rzucił lekko podirytowany, acz ciągle spokojny.
- Uwielbiam ryzyko. - Stwierdziła bez cienia zawahania w głosie, tylko odrobinę odsuwając się w tył, żeby ogień nie zaczepił o jej ubrania. - Ty chyba również, co? - Spojrzała nad jego głowę, gdzie pojawiła się drobna chmurka, z której zaczął poruszyć śnieg prosto na niego. - Ochłoń trochę, twojej gorącej wadery tu nie ma. - Zażartowała. Uśmiech, kiedy opowiadał o becie nie umknął jej uwadze. Nie bez powodu poza niszczeniem rzecz jasna, wataha kojarzyła ją jako upierdliwą "shipperkę".
Gdy tylko śnieg opadł z miejsca się roztopił, pozostawiając chłopaka z mokrymi włosami i przygaszonym spojrzeniem. Płomienie również nie pozostały obojętne, gdyż znacznie spadł ich zasięg a także temperatura.
- Nie mam pojęcia jak ty to robisz... jednocześnie jesteś wkurzająca, a z drugiej strony niewinna i urocza. Aż prawie nie mam ochoty skręcić ci karku... Eghem... Prawie. - Dodał żartobliwym tonem który również mu się udzielił. - Apropos gorącej wadery, nie wiesz gdzie ona jest? - Spytał nie ukrywając już żywego zainteresowania jej odpowiedzią.
- Ooo. Jesteś naprawdę kochany. - Przybrała cukrowy głosik. - Dawno nie słyszałam tak miłego komplementu! Aż prawie nie mam ochoty zrobić z ciebie lodowej rzeźby.. ekhem.. - Uśmiechnęła się niewinnie i już później powróciła do normy z barwą swojego głosu. Powiodła wzrokiem w ciemność polany. - A któż ją wie. Najwidoczniej ma swoje sprawy. - Wzruszyła ramionami, ale w jej oczach mógł dostrzec smutek. Mała chmurka, którą stworzyła Liz zaczęła mocniej poruszyć i odrobinę poszarzała, wizualizując jej samopoczucia. Ona również chciałaby móc znowu rzucić się na waderę. - Wygląda na to, że Daiki w coś ją wciągnął. A przynajmniej i on zniknął tego samego dnia. - Ugryzła się w język... dosłownie, przez co wydobył się z jej ust ledwo słyszalny skowyt. Czy Jessika będzie zła, że zdradza takie informacje?
- Co wy macie z tymi lodowymi rzeźbami? Już chyba trzeci albo czwarty raz to słyszę, a co zabawne już trzeci albo czwarty raz wiem, że nic nie możecie mi zrobić. Najwyżej oblać wodą i przy okazji narazić się na zwęglenie. -Cciężko było nie wyczuć zmęczenia i irytacji w jego głosie, a mimo to czuł się pewnie w tym co mówił. Tym nie mniej wolał skupić się na dalszej, przepełnionej smutkiem wypowiedzi. - Daiki?- Powtórzył za nią zrywając się tym samym z miejsca. - Gdzie go znajdę?- Spytał bezpośrednio podchodząc do dziewczyny.
Wraz z jego nagłą reakcją, zastanawiała się czy aby na pewno nie lepiej było przemilczeć tego faktu.. albo w ogóle zostać na swoim miejscu i odpoczywać jak nakazał jej medyk. Cofnęła się w tył o krok.
- Em.. - Zawahała, a jej ton głosu nagle zrobił się o kilka decybeli cichszy. - Nie wiem.. To zawsze była tajemnicza postać. - Po chwili obserwacji wyrazu twarzy mężczyzny dodała. - Jak to wilki władające cieniem.. No wiesz, nieuchwytne? - Uśmiechnęła się niewinnie, mając nadzieję, że Fin da jej spokój, kątem oka zerkając w stronę wejścia do jaskini, gdzie zajmowali się Yalciem.
- Co się stało? Czyżbyś się przestraszyła? - Spytał z żywą satysfakcją w głosie, jak drapieżnik wyczuwając bijącą od niej niepewność, a także zakłopotanie. I jak drapieżnik stale dotrzymywał jej niepewnego korku. - Pozwól że coś ci powiem...
W tym momencie położył dłoń na jej ramieniu, a ciepło zaczęło rozchodzić się po jej całym ciele. Nie było to jednak nieprzyjemny, parzący dotyk. Raczej coś co nie pozostawi po sobie żadnego śladu.
- ... Jeden, jesteś bardzo odważna, ale lekkomyślna. Dwa, naprawdę powinnaś uważać do kogo podchodzisz, szczególnie jeżeli ten ktoś dla zabicia czasu bawi się ogniem. Mimo wszystko dzięki za... pogawędkę. - Uśmiechnął się odrobinę przerażająco. Odrobinę, gdyż wolał powstrzymać się od jakichkolwiek gwałtownych ruchów, które mógłby sprowadzić mu na głowę cała watahę, nie ważne w jakim teraz jest stanie. Jego wyraz twarzy stał się spokojniejszy, gdy tylko w zabierał dłoń z ramienia dziewczyny. - Trzy... Idź się położyć, nie możesz przecież przeciążyć tej kostki. Bo wiesz... Lepiej, żebyś była w pełni sił przy naszym następnym spotkaniu .- Była to swego rodzaju groźba... A może rodzaj troski? Ciężko powiedzieć, gdyż do tej pory Fin nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji. Nigdy też nie dotrzymywał obietnic...
Wstrzymała się od wpadnięcia do pozostałych. Kiedy zwrócił uwagę na jej strach, postanowiła spojrzeć mu prosto w oczy, pomimo niepokojącej aury, jaką zaczął rozsiewać.
 - Czy to źle, że staram się utrzymać dystans pomiędzy podejrzaną pochodnią, którą sprowadziła nam matka na teren watahy? - Zabrzmiała bardziej stanowczo, choć nie pozbyła się w pełni niepewności z swojego głosu.
Bała się obcego na swoim terenie? Bardziej tego, że zdradza swego rodzaju poufne informacje, choć.. być może jego trochę też. Utrzymywanie kontaktu wzrokowego nie było najłatwiejsze. Cofnęła się jeszcze rok w tyłu i skrzywiła na jego dotyk. Postanowiła jednak, że wysłucha go w ciszy.
- Nie ma sprawy, cieszę się, że mogłam znaleźć sobie tak urocze towarzystwo. - Odpowiedziała, kiedy skończył. - Oraz dziękuję za troskę. Mam też coś dla ciebie.. Sam mógłbyś zacząć uważać na to gdzie wojujesz swoimi płomieniami. - Poradziła mu na koniec.
Chciała się obrócić obrazując teren watahy, lecz jedynie wykonała tylko drobny ruch ręką zważywszy na kostkę, po czym zaczęła kuśtykać w stronę jaskini, w której mogłaby odpocząć. Powrót do żmudnego czekania... Dla kogoś takiego jak on czekanie było czymś naturalnym. Czymś za czym podąża jakaś szansa. Czy to na znalezienie jedzenie, czy to na odrobinę rozrywki. 

Tylko... Na co teraz czekał? Na powrót upierdliwej Alfy? Po co? Dla durnej obietnicy złożonej kobiecie, której pewnie już nie zobaczy? Co się z nią stało?

Wtem w oddali dojrzał kształt przypominający jelenia przechadzającego się na skraju doliny. Szansa na jego upolowanie była nikła... Za duży dystans, za mało roślinności by się ukryć. Jednakże perspektywa spędzenia kolejnej sekundy na wykonywaniu czyjegoś polecenia popchnęła go do dalszych działań.
- A pieprzyć to.
Wstał z popielonego pnia, chwycił łuk w dłoń i ruszył śladem zwierzyny. A to że Alfa nie będzie zadowolona z jego zniknięcia? Cóż, to nawet lepiej. W końcu może być już tylko ciekawiej.


~ *** ~

Yalc poczuł chłód. Całkiem nostalgiczny chłód. Czy był on właśnie w tej jaskini? Może. Kolory się zgadzały. Może rzeczywiście był w tej jaskini. Jaskini jego mentorki nauczycielki i... mamy? Cóż co jak co ale Frost wychowała Yalca..


Jessika pozostawiła Yalca z towarzystwem medyka, który co jakiś czas starał się podbudować jego siły. Z resztą i tak planowała wrócić za niedługo, nawet, jeżeli zamarzała w tamtej jaskini na kość to chciała dotrzymać volfowi towarzystwa, choć sobie spał. Musiała tylko upewnić, że pewien piroman pozostał na swoim miejscu. Kiedy tylko przekraczała próg jaskini doszedł ją zapach spalenizny.
- Kto by się tego spodziewał.. - Mruknęła pod nosem, kiedy jedynym co świadczyło o nie tak dawnej obecności wilkołaka był nadpalony pień. - A liczyłam na spokojną noc. 
O ile spokojną nocą można było nazwać dalsze martwienie się już nie tylko powrotem Lili, ale też i jej bliźniaka. Złapanie tropu nie było wybitnie trudne, udała się za zapachem dymu, który przesiąknął nieco ubrania Fina. 

~ *** ~

Samo ocknięcie się na skraju polany zajęło jej dłuższą chwilę. Przejechała dłonią po podłożu, zgarniając między palce drobne źdźbła trawy, część z nich wyrywając wraz z pociągnięciem, choć nie starała się użyć siły. Powoli otworzyła swoje ślepia i skierowała spojrzenie na dłoń, zaciśniętą w pięść, przyglądając się wystającym z niej, zielonym skrawkom. Następnie dopiero rozejrzała się dookoła. Znajdowała się w ludzkiej postaci, kawałek od swojej jaskini, dokładniej gdzieś na skraju doliny. Do tego bez żadnego wsparcia, ochrony.. Rzadko spotykana sytuacja, ale jaka niezwykle komfortowa. Samotność czasem jej służyła, lecz tym razem po chwili pojawiło się ukłucie w sercu. No tak, Lili wciąż nie wróciła, a ona wciąż nie myślała szukać nowej bety dla stada. Pozwoliła sobie na chwilę słabości, podsuwając kolana pod klatkę piersiową oraz uwalniając strużkę łez, kiedy nikt nie był w stanie jej zobaczyć. Leżąc w ten sposób w końcu jej myśli wróciły na tor tego, co działo się poprzedniego dnia. Miała szukać Fina. Błąkał się bez jej zezwolenia po terenie... No, właściwie z częściowym jej zezwoleniem, jakby się tak nad tym rozdrabniać. Szła jego śladem do później nocy, kiedy zapach rozpłynął się w powietrzu. Westchnęła. Czy właśnie przepaściła ostatnią szansę, żeby odnaleźć zagubioną przyjaciółkę? Przekręciła się na plecy. Musiała dłonią zasłonić nieco oczy, żeby słoneczne światło nie raziło ją tak bardzo. Musiała być bardzo wykończona po tych poszukiwaniach i spać mocnym snem, skoro słońce jest tak wysoko, a wszechobecny gorąc dalej o sobie znak. "Wioska", "Stellius" - dwa obrazy szybko pojawiły się jej przed oczami, co sprawiło, że momentalnie przekręciła się na brzuch i zerwała z podłoża.
Już po kilku sekundach swojego biegu przybrała wygodniejszą i dużo bardziej znajomą jej formę. Będąc w swojej czworonożnej postaci, zaczęła szybciej przebierać łapami, pędząc w kierunku jaskini, w której zostawiła Yalca pod opieką medyka. Co prawda nie w pełni kompetentnego, ale zawsze posiadającego lepsze zdolności niż ona sama mogła zapewnić poszkodowanemu. Mimo iż jej cel był jasny na ten moment, wciąż miała głowę w chmurach, skupiając się na setkach innych spraw, jak.. co takiego mógł wykombinować tamten podejrzany lycan? Czemu beta wciąż się nie pojawiała na terenach watahy? Co jeśli.. stado może znowu się posypać? Wilk za wilkiem i znów zostanie sama, przemknęło jej przez myśl. Była to niezwykle przygnębiająca wizja. Utracić znowu wszystko co kocha, co nadaje jej życiu sens, czemu chce się w pełni oddawać. W swoim zamyśleniu nie zauważyła, że zmierza w kierunku volfa, którego szukała i wcale nie znajduje się on już tam, gdzie spodziewała się go zastać. Choć ona nie była w pełni świadomości tego, co ją otacza, tak stukot rozmaitych kości wpiętych w jej ogon, dość charakterystyczny acz chaotyczny wraz z jej biegiem, z pewnością roznosił się z znacznej odległości dla pozostałych wilków w pobliżu.
Sylwetkę Yalca dostrzegła, dlatego że coś rozproszyło jej rozmyślania na moment. Chwilę po fakcie ciężko jej było powiedzieć, co takiego przerwało jej gonitwę myśli. Jakby coś na moment błysnęło. Ni to płomień, ni inna iskra świetlna. Równie dobrze wyobraźnia mogła płatać jej figle. Być może ujrzała to, co chciała, bardziej podświadomie. Nie mogła ukryć, że pomoc ognistego wilkołaka z pewnością była nieoceniona w tej sytuacji. Jednak nim dostrzegła postać brązowawego wilka było już dość późno na wszelką reakcję. Nie zdobyła się nawet na wydobycie z siebie głosu, żeby go przestrzec. Zaparła się jedynie z całej siły łapami, aby nie wrzucić się na niego z całą siłą rozpędu. Doprowadziło do tego, żeby wywróciła się, dość komicznie i niezdarnie z resztą, tuż pod jego łapami. Kolejny nie za częsty widok. Spojrzał na Alfę i zaczął się śmiać. To był dosyć zabawny widok no i także niespotykany. Jednak po chwili przestał się śmiać z zaistniałej sytuacji i pomógł wstać alfie.
- Nic ci nie jest? - Spojrzał na nią badając ją wzrokiem.
Pozbierała się z ziemi równie szybko jak na niej skończyła. Nie widać było po jej posturze czy mimice, żeby znacznie ubodło to jej dumę przywódcy, wręcz zdawać by się mogło, że dla niej upadek nie miał w ogóle miejsca. Przystąpiła od razu do oglądania kompana z góry na dół, okrążyła go przy tym dookoła.
- A ty trzymasz się dobrze? Nic cię nie boli? Żadnego osłabienia? - Wyrzuciła serię pytań, robiąc kółko wokół volfa, ignorując jego pytanie, tym samym dając do świadomości, że nią nie musi się przejmować. - Co powiedział medyk? - Dorzuciła, kiedy stanęła przed nim, już mając utrzymać kontakt wzrokowy w czasie rozmowy, lecz w zastanowieniu nad swoim ostatnim pytaniem spojrzała lekko w bok, kiedy dotarło do niej, że jest ono dość głupie. Znała dobrze swojego niekompetentnego uzdrowiciela i domyśliła się, że najpewniej ten sam w najlepsze, ale również zużył ogrom sił, więc tym razem miał do tego wytłumaczenie.
Patrzył na Alfę gdy tylko ta zaczęła zalewać go pytaniami na temat jego obecnego stanu. Czyżby upadek lekko... Zabolał? Dumę alfy? Prawdopodobnie. Może dlatego próbuje odciągnąć jego myśli od niej? A może zwyczajnie chce żeby się nią nie przejmował? Może jedno i drugie? W każdym razie odpowiedział na pytania alfy.
 - Mi nic nie jest a lekarz... - Spojrzał w stronę jaskini przypominając sobie że go tam zostawił - Cóż... Nie zdążył. Byłem zbyt szybki - Lekko uśmiechnął się.
- Ah.. - Wydobyła z siebie odgłos ulgi. Nie zaskoczyło jej szczególnie potwierdzenie tego, iż Maks był zajęty snem, gdyż z góry zakładała taki scenariusz, choć nie brała pod uwagi zwinności, z jaką mógł się wymknąć Yalc. - Trzeba by zajrzeć do jeszcze jednej łamagi. - Zauważyła, kątem oka szukając wejścia do groty chorych.  Przyjęła wersję iż zwiadowca trzyma się dobrze, choć biorąc go na krótki spacer sama mogła jeszcze przyjrzeć się w jakim jest stanie.
- Dobrze dobrze. - Przytaknął alfie. Wiedział do jakiej łamagi teraz idą i zaczął się mentalnie przygotowywać na to spotkanie - Czy coś działo się gdy mnie nie było?
Wymownie obróciła łeb w kierunku groty, gdzie spoczywała młoda alfa, dając tym sposobem znak, aby udał się w tamtym kierunku przodem. Nie miała zamiaru, żeby ten poczuł się jak więzień, na którego musi mieć ciągle oko, lecz jej mimika na chwilę obecną była bardziej chłodno analityczna i nie sprawiała wrażenia, jakby chciała dodać komukolwiek otuchy teraz. Jednak jej intencja była czysto empatyczna. Będąc z tyłu mogła wystarczająco zwrócić uwagę na sposób poruszania się basiora. Więc dopiero, kiedy ten zrobił kilka kroków w obranym przez nią kierunku, ona sama również z wolna zaczęła się przemieszczać. Yalc mógł czuć na sobie badawcze spojrzenie alfy przez długi czas. Mogłoby się zdawać, że jej opiekuńczość analizuje czy każdy mięsień, ba!  Nawet wszystkie ścięgna są w odpowiedniej sprawności, a najmniejsze skrzywienie budziłoby jej czujność. Nic takiego, co powinno ją martwić jednak nie miało miejsce. Przez noc zwiadowca zregenerował swoje siły i najwyraźniej wrócił do pełni sprawności. Wkrótce uświadomiła to sobie. Wraz z tym widocznie zeszło z niej pewne napięcie. Nawet, jeżeli z początku nie było po niej widać, że czymś się mocno przejmowała, tak teraz zmiana w samym sposobie jej chodu była wyczuwalna. Trochę, jakby zrzuciła z grzbietu swego rodzaju balast. Ale była to tylko cząstka z wszystkiego, co przyprawiało ją aktualnie o zaniepokojenie.
 - Z ważniejszych rzeczy.. - Ponownie musiała skupić swoje myśli na wczorajszych wydarzeniach. W dalszym ciągu nie pamiętała, w jaki sposób zasnęła na krańcu doliny, ale najwyraźniej musiała być zmęczona pogonią i poszukiwaniami. To chyba była jedna rzecz, na tyle istotna, żeby zaprzątać głowę zwiadowcy w obecnej sytuacji. - Zgubiłam pewnego piromana, który obiecał nam pomóc.. - Rozpoczęła od podania informacji, mając świadomość, że będzie musiała rozwinąć opowieść. Ale zbliżali się właśnie do groty chorych, więc zaczynanie dyskusji teraz nie miało sensu.
Yalc faktycznie nie czuł się źle. Wręcz czuł się bardzo dobrze i na siłach żeby działać. Gdy alfa kazała mu prowadzić w stronę jaskini domyślił się że chce sprawdzić jak się czuje i czy mu nic nie dolega. Spokojnym więc krokiem wykonał polecenie poprowadzenia i starał się jak najlepiej pokazać że nic mu nie jest. Alfa według Yalca była wręcz zbyt troskliwa i czasem mogła sobie odpuścić jednak z drugiej strony miało to sporo plusów. Najgorszym jednak podczas tej wędrówki było uczucie które nie dawało zwiadowcy spokoju. Uczucie wzroku Jess na sobie. Było to dla volfa dosyć niekomfortowe i w pewnym momencie miał ochotę się odwrócić i zwrócić uwagę obserwatorce jednak z drugiej strony może lepiej nie zwracać jej uwagi dać zrobić swoje i uspokoić ją. Jak pomyślał tak postanowił i zrobił. W pewnym momencie alfa wreszcie odpowiedziała mu i momentalnie wzbudziła jego ciekawość? Piromana? O kogo może chodzić? Był taki jeden ale Yalc wolał nie zgadywać na ślepo i poczekać aż będą mogli kontynuować rozmowę po wizycie u łamagi. Malujące się zaintrygowanie na pysku zwiadowcy, nie umknęło jej uwadze, choć ta zdawała się być już koncentrowana na wielu innych problemach. - Do omówienia jest wiele kwestii i obawiam się, że nie uporamy się z wszystkim sami. - Dorzuciła, dając nie do końca oczywisty sygnał, że zamierza przyjąć pomoc od zazwyczaj przynoszącej kłopoty młodej alfy. "Jeśli jest w stanie...", pomyślała, mając przed oczami kuśtykającego, białego wilka, ale nie chciała mówić tego na głos. W tym chociaż starała się być dobrej myśli. Nieopodal groty chorych dostrzegła jednego z wilków, należących do zwiadu. Alfa sprawiała wrażenie, jakby miała do niego podbiec. Komeda czy bardziej niema prośba, żeby skrzydlaty wilk zaczekał na chwilę mignęła na jej pysku. Szybko jednak zrezygnowała i skierowała się do środka. Nie ma potrzeby wszczynać alarmu Na terenie watahy panuje spokój. Nikt nikogo najpewniej nie okradł. Nikt nie zginął. Fin po prostu się ulotnił wraz z swoim smrodem spalenizny oraz garstką informacji, którą mógł posiadać.

"Nie uporamy się z wszystkim sami" czyli jak wywnioskował Yalc znowu będą prosić różne istoty o pomoc i pewnie wizerunek potężnej watahy znowu zostanie poddany próbie... Albo i nie. To tylko spekulacje chociaż ostatnimi czasy wataha nie ma najlepszych dni z drugiej strony jednak nie można też narzekać.
- Może zobaczę jak wygląda sytuacja w wiosce? - Zaproponował wiedząc że i tak będzie musiał zrobić co do niego należy więc po co to przedłużać?
Zatrzymała się w połowie kroku, obdarzając Yalca z początku zaskoczonym i z lekka zaniepokojonym spojrzeniem. Z czasem to spojrzenie przygasło, kiedy zaczęła uważaj rozważać propozycję, którą zarzucił.
- W wiosce twierdzą, że przetrzymują Wilczą Wiedźmę.. Myślisz, że samotna wyprawa to dobry pomysł? 
Postanowiła zmusić zwiadowcę do ponownego przemyślenia ich ogólnej sytuacji, żeby sam zastanowił się nad ewentualnym za i przeciw. W mniemaniu alfy jakiekolwiek kręcenie się w pojedynkę było ryzykowane. Powinny zebrać odpowiednia ekipę ratunkową. Ale mało kto narażał by swoje życie dla wilkołaka nienależącego do stada. Do tego wilkołaka, z którego winy alfa trafiła w niewolę do wymiaru cienia.
Wiedział że alfa na start nie przyjmie jego propozycji ale miał już przygotowaną odpowiedź na jej reakcje.
- Pójdę tylko na zwiady. Nie złapią mnie przecież dobrze wiesz. A tak to przynajmniej będziemy wiedzieli na czym stoimy.
Wstrzymała jego spojrzenie. Miała świadomość, że Yalc, ufający bardzo swoim umiejętnościom oraz chcący wypełniać rzetelnie swoje obowiązki, będzie w tym nieustępliwy.
- Wiem, że nie jesteś tak samo lekkomyślny jak mój brat, ale w życiu nie pomyślałabym również, że da pochwycić się ludziom.. - Wyszeptała, poraz kolejny odsłaniając oblicze, świadczące o tym, że chociaż bliźniak wyrządził jej wiele krzywd i zadał setki ran w przeszłości to nadal martwi się o jego los. Wręcz całą swoją, w tym momencie sprawiają wrażenie kruchej, posturą chciała błagać świat o jego żywot. - Mógłbyś wziąć chociaż kogoś z zwiadu, z kim krylibyście się wzajemnie. Luke chociażby jest silny, ale.. Niech będzie to ktoś komu ufasz wystarczająco. - Dodała.
Nie zamierzała odwracać spojrzenia do momentu doczekania się odpowiedzi zwrotniej. Chciała, żeby wszyscy byli bezpieczni i wyszli cali z danej sytuacji. Czy niemalże jej aktualnie prawa łapa, będzie dalej się z nią sprzeczać?
- Życie bywa przewrotne. Najważniejsze to wziąć wnioski z błędów. Nie dam się złapać dobrze o tym wiesz - Yalc był uczony jak być wręcz "niewidzialnym" więc nie mówił tego aby zgrywać kozaka. Na słowa "kogoś ze zwiadu" Aki (kruk Yalca) wylądowała na jego głowie. -Wezmę Aki. Nie narażajmy nikogo więcej. - Miał nadzieję że ten ruch sprawi że Jess odpuści.
Widząc kurka, o ładnie odbijającym się z czerni na ciemny granat upierzeniu, wiedziała, że nie ma sensu wykłócać się dalej. Logicznym było, że Aki będzie najmniej wyróżniającym się osobnikiem i w razie jakiegokolwiek potknięcia równie szybko powiadomi ją o tym. Jedynym minusem było to, że Jess nie mogła rozumieć kruczej mowy, ale przymknęła już na to oko. Westchnęła.
- Jak uważasz. Sprawdź tylko co się teraz dzieje. Spotkamy się u podnóża Wzgórza. - Rzekła i nie dając mu wiele czasu na reakcję, dała susa do groty chorych. Stąpała jednak na tyle delikatnie, żeby nie wybudzić nikogo, kto mógłby tam odpoczywać.
- Podnóża wzgórza. Dobrze. Jakby przyleciała sama Aki to znaczy że mi coś się stało. - Powiedział to na moment przed SUSem Jess. Chwilkę później odszedł w kierunku wioski obmyślając w głowie plan i potencjalne scenariusze.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz