wtorek, 11 kwietnia 2023

Potęga czasu | 5

Jaskinia pełna przerażonych twarzy, wypełniona posucha po niespodziewanym trzęsieniu ziemi zapadła w totalną ciszę. Wszelkie przedmioty walały się po podłodze niektóre z nich na pewno nie będą zdatne do użytku, jednak nikomu teraz nie było w głowie oceniać strat po kataklizmie, który zapewne nawiedził całe Lapus Grande. Mieszkańcy wioski zapewne po ostatnich wydarzeniach oskarżą o to wiedźmę i prawdopodobnie ich nastawienie stanie się jeszcze bardziej złowrogie. Niebawem wszędzie mogą się kręcić ludzie poszukujący uciekinierki, wszystkie okolice staną się mniej bezpieczne. Nawet zwierzyna stanie się bardziej płochliwa i podejrzliwa w każdym najdrobniejszym ruchu, kto wie jak długo to potrwa. Na ten moment jednak oczy każdego z znajdujących się w jaskini skierowane był w leżącego na ziemi mężczyznę, jedynie Rames siedział skulony w rogu jaskini nieopodal Aerin. Widocznie tak wiele wrażeń było dla niego zbyt przytłaczające i w końcu dotarło do niego że nie koniecznie znalazł się w raju, a na pewno nie znalazł się w nim w odpowiednim momencie. Nikt nie miał jednak w tej chwili czasu na to by się nim zająć, wszak nie przejawiał zbyt mocnego lęku popadł po prostu w milczeniu skulony.

 -W dolinie...- Yalc nie zdążył nawet dobrze zbudować zdania, a Alfa już mu przerwała. -Kwiatek albo książka mnie nie zabije... - Cicho zaśmiał się pod nosem. -Wszyscy są zaniepokojeni, a niektórzy domagają się żebyś powiedziała co z Betą. - Wyjaśnił z mniejszą wesołością.

Jessika palcem wskazującym podróżowała po starych stronicach księgi. Słowa wierciły dziurę w jej głowie, a ona sama starała się nadać wszystkiemu sens. Przecież to wszystko żadnego sensu nie miało, aby człowiek ten mógł przeżyć taki ogrom czasu. Ktoś musiał mu pomóc, ale kto miałby na tyle mocy, aby ofiarować albo i przywrócić istotę ludzką do życia? Stronice opisywały wojny ludzi z ludźmi, w które magiczny świat wolał nie ingerować. Żadnej wzmianki nie było tam na temat... Elfy. Ich historia długi czas przeplatała się z losami ludzi. Być może znalazłby się długouchy mag, który wiedziałby coś na ten temat. To była jedyna wskazówka, na jaką natrafiła. Co prawda relacje elfów z resztą wyspy nie były aktualnie zażyłe, lecz, o ile dziwna powstać mówiła prawdę, tak problem będzie dotyczył się wszystkich. Głos Yalca przefrunął przez jej myśli jak postać drugoplanowa. Niczym tło do jej rozmyślań.

Zauważył że uwaga Alfy była skupiona na czymś innym więc zwyczajnie odpuścił. Nagle dotarło do niego po co tutaj przyszedł. Momentalnie obrócił się w stronę Ramesa który ewidentnie był tym obcym którego wyczuł z doliny i po którego tu przybiegł. Zaczął powoli iść w stronę chłopaka niczym w stronę ofiary która miałaby skończyć jako pożywienie dla Yalca.

- Kim ty jesteś? Co tutaj robisz? 

Zbliżał się powoli jednak nieubłaganie w stronę chłopaka. Jedynym powodem dlaczego jeszcze nie zaatakował był fakt że inni jeszcze nie poderżnęli mu gardła.

 - Co takiego..? - Wydukała po dłuższej chwili niepewnie, orientując się, że Yalca już przy niej nie ma. 

Głupie pytanie, na które i tak nie oczekiwała odpowiedzi. Wiedziała, że prędzej czy później wyda się tajemnica i będzie zmuszona stanąć przed swoją watahą, aby przyznać się do zniknięcia przyjaciółki... Wybrać nową betę i w ten sposób załagodzić sytuację.

 - Eheheeh. - Rozbrzmiał coraz łapczywszy oddech przybysza.

 Lecz w tym momencie mieli inne zmartwienia na głowie. A ten, który mógłby pomóc i wyjaśnić z czym do nich tak właściwie przyszedł, zaczął wydawać z siebie okropny jazgot i serię bluźnierstw. Przynajmniej żyje... Ale mógłby okazać więcej wdzięczności, pomyślała. Co byłoby nam z reliktu, gdybyśmy nie mieli pojęcia, do czego przydałby się nam.

Oczy nieprzytomnego mężczyzny otworzyły się. Zaczęły pomału mrugać by na powrót odzyskać pełnię wzroku. Najdziwniejszym zjawiskiem  okazał się jego wygląd, który gwałtownie zaczął przemieniać się z niezrozumiałego nikomu stanu w normalny ludzki. Skóra zaczęła jędrnieć, a wyraz twarzy  przybrał naturalny wygląd. Podróżujący między wymiarami przypominał teraz normalnego mężczyznę posiadającego na oko dwadzieścia kilka wiosen.

Nie rozumiem przecież umarłem oddałem życie dla reliktu mrocznego władcy czasu, jak wróciłem do życia. Relikt niemożliwe Ci głupcy poświęcili boski relikt dla mojego nędznego życia. Mina Eldura przybrała złowrogi grymas pełen gniewu i rozgoryczenia.

- Nie wierze stado zidiociałych baranów, psie syny, chędożone wydry, wywłoki najgorsze, nędznicy, rozpustnice wszelakie! - Łzy gniewu spłynęły na opuchniętych bólem i goryczą policzkach. Ręce podróżnika opadły w totalnym nieładzie. - Jak, dlaczego! - Zaczął mamrotać w totalnej bezradności. -Nie mogliście zniszczyć reliktu istniała szansa, że ktoś by pojednał się z jego mroczna mocą.

Eldur złapał się za głowę. Tysiąclecia cierpienia, Eleonor, dlaczego. Zaczął rwać sobie głowę i popadł w szaleńczy desperacki krzyk rozpaczy, który oplótł całą Wilczę Wzgórze. 

- Szansa na to była bardzo niska, poza tym na każdy z reliktów nałożone jest zaklęcie odradzanie się, że tak to ujmę. Nawet jak zniszczysz jakiś artefakt on i tak w odpowiednim momencie przy właściwej osobie się pojawi. - Wyjaśniła pokrótce Hybryda i zamknęła oczy w lekkim grymasie bólu spowodowanym rozpaczliwym krzykiem mężczyzny. 

Dziewczynie było szkoda mężczyzny, ale tylko on mógł udzielić im informacji, z jakim zagrożeniem się mierzyli. Widać było, że nawet ona jest tym wszystkim zaniepokojona i obawia się o życie innych. Nie mogła ona jednak pozwolić, na to by inni umarli. Nagle przypomniała sobie o osobie imieniem Darren, obrazy z przeszłości zaczęły do niej powracać. 

Nie było sposobu mężczyzna popadł w taką rozpacz, że dopiero ucichł, kiedy zasnął ze zmęczenia. Nie ustanie łkał w milczeniu dopóki nie pogrążył go sen. 

- Tylko nie to, osoba o imieniu Darren w okresie zwanym J64 wywołała największą rzeź na kontynencie. Po tym przepadli bez śladu, możliwym jest to, że skryła się w którymś z wymiarów, a teraz chce powrócić i zrealizować swój dawny cel. - Rzekła Nethermore z lekkim przerażaniem w głosie. Wiedziała, że jeżeli tym razem się go nie pokona, nikt z istot nadprzyrodzonych nie będzie istnieć. W tamtym okresie otarła się o śmierć, gdyby nie Sylvie. Wtedy jednak jego ludzie byli słabi, ale teraz zapewne stali się silniejsi. - Alfo, jeśli mogę Ci doradzić, to w miarę możliwości powinniśmy wznieść barierę ochronną, która ukryje ten teren przed ludźmi Darrena. Człowiek ten jest bardzo niebezpieczny i zdolny do wszystkiego. Nie zawaha się nawet umrzeć, byleby tylko zrealizować swój cel. - Powiedziała dziewczyna i pogrążyła się w myślach, aby obmyślić strategie walki z tym jakże niebezpiecznym człowiekiem w oczekiwaniu na odpowiedź.

Chociaż wspomnienie o Lili sprawiło ponownie ból w jej sercu, nie mogła pozwolić się mu opanować. Aerin widząc napięcie w ciele alfy, sam zmrużył ślepia, spoglądając na poprzedniego właściciela zegarka. Mimo to, badał jego aurę, upewniając się w jakim stanie jest ożywieniec. W końcu alfa podniosła się z ziemi, nie mogąc znieść całej sytuacji, rozmowy, która toczyła się za jej plecami oraz poczucia bezradności, niewiedzy. Zatrzasnęła z hukiem księgę, z której wzbiły się tumany kurzu, skupiając na sobie całą uwagę. 

 - Jesteśmy tylko skromną watahą wilków z północnych wzgórz. Nie mamy potężnych magów, ani też nie zbudujemy muru obronnego z dnia na dzień... - Wyrzuciła z siebie na początek, wzrok kierując wprost na hybrydę, która wymagała od nich w tym momencie praktycznie niemożliwego. - Za to mamy za niedługo świt, smoki zmęczone po wskrzeszaniu nieznanego nam mościa oraz wilki, które nie zmrużyły oka od zeszłego poranka, jak i też dwa wilki, które zaginęły. - Wymieniała dalej, wyraźnie gestykulując przy tym oraz krążąc w te i z powrotem po jaskini. - Nie możemy też zapomnieć o wystraszonej zabawce wampira i nieprzytomnym z zepsutym zegarkiem. 

 Biła od niej irytacja, którą podsycało zmęczenie fizyczne, jak i psychiczne w związku z zaistniałą sytuacją. Ślepia wilkołaka przybrały wręcz złoto-pomarańczową barwę, jakby krew na biegła do jej tęczówek. Paznokcie alfy wydłużyły się ledwo zauważalnie, wbijając się delikatnie w oprawę książki. Musiała wziąć głęboki wdech oraz przymknąć oczy, a kiedy ponownie podniosła powieki, na powrót spokojna, błękitna toń biła z jej oczu.

 - Siłą Darrena są słowa oraz  przemoc, a wysługuje się pomocą ludzi, których z sobą zjednał. - Rzekła z spokojem. Przetarła ponownie książkę i położyła ją na stoliku. - .. Zgaduję, że uda się do wioski. Tam znajdzie wielu pobratymców.. - Odwróciła wzrok zamyślona. Chociażby dawni członkowie organizacji SCAR. Była przekonana, że wielu z nich wciąż żyje gdzieś w wiosce. Oni chętnie zemścili by się na watasze. - .. Bezwzględnie na to, gdzie pierwsze uderzy - nie zrobimy nic ledwo słaniając się na nogach. - Skierowała wzrok na Yalca, który rozmawiał z Ramesem. - Oraz nie możemy wzbudzać paniki. Lili szuka reliktów - to moje oficjalne słowa w tej sprawie. - Dopowiedziała. Musiała przyznać, że przynajmniej w tym cała ta sytuacja wyszła na plus. Mogła dalej kryć nieobecność bety i znaleźć wygodne dla siebie wytłumaczenie, przynajmniej na razie.

Yalc jeszcze przez długi czas napawał się strachem który udało mu się wywołać w głębi młodzieńca. Żywił niechęć do ludzi a sprawianie im krzywdy emocjonalnej czy fizycznej dawało mu dziwną satysfakcję. Było to jak narkotyk. Yalc "brał" go regularnie przy każdej okazji. W głębi jego analityczna część umysłu kazała mu zaprzestać jednak ten nadal ciągnął teatrzyk zbliżając się nieubłaganie do Ramesa. 

- Obawiam się że mamusia nie pomoże ci teraz. - Cichy i ponury ton zwiększał napięcie pomiędzy dwójką. Yalc znalazł się już przy chłopaku. Byłby w stanie wgryźć się w jego szyje w mniej niż sekundę. Zaczął warczeć na Ramesa żeby go jeszcze bardziej przerazić aż w końcu przestał odwrócił się i podszedł ponownie do Alfy po drodzę zwracając się jeszcze do Ramesa. - Jedynym powodem dlaczego pozwoliłem ci żyć jest to że inni członkowie watahy nie zabili cię wcześniej. - Yalc jeszcze nigdy się tak nie zachowywał. Nikt nigdy nie widział go tak agresywnego w stosunku do kogokolwiek. Zwykle trzymał się z boku i głównie obserwował. Jest w końcu zwiadowcą. Jednak ciężko to ocenić. Wyczuł obcego na terenie watahy. Każdy zareagowałby podobnie. Przynajmniej taką miał nadzieję. 

Nagle powietrze jakby się zmieniło, a znajomy wam powiew energii dochodzący całkiem niedawno z przed wzgórza z niepozornej szczupłej sylwetki już wtedy emanującej nieprzeciętną wśród elfów aurą, dosłownie zapukała do waszych drzwi. Lecz od teraz nie przypominała delikatnego czułego dotyku, a coraz bardziej nasilające przenikliwe, mrożące niczym lód pragnienie śmierci. Dosłownie setki kilometrów dalej Ithiliel niepewnym krokiem idąc w stronę wilczego wzgórza, pełna niepewności i rozterki kroczyła w stronę watahy. Nieświadoma tego co ma właściwie nadejść stawiała kolejne kroki, nawet nie zauważyła kiedy drobne płatki śniegu zaczęły układać się na jej torbie powoli rozprzestrzeniając się po jej całej powierzchni by ostatecznie odczuć powiew zimna, który stał się tak dotkliwy, że przeszywał ją na wskroś.  Próbując oderwać od siebie desperacko torbę nie była w stanie skruszyć lodu, który stopniowo narastał i pożerał jej ciało by ostatecznie zmrozić ją niemal w żywy posąg. Chłód powoli wbijał się coraz głębię w jej ciało by w końcu dotrzeć do jej serca przeżywając je na wskroś. Dopiero teraz zrozumiałą czym tak naprawdę jest artefakt to czyste zło, które pragnie pożreć jej życie, lecz było już za późno jego potęga mocno zakorzeniła się w jej sercu  i nie zamierzała odejść. Wokół niej powstała potężna zamieć, która zaczęła pożerać okolice swoim chłodnym oddechem spowijając wszystko śniegiem. Lód wbił się mocno w jej włosy tworząc ponownie broszkę która niemal zespoliła się na stałe z jej głową, wbijając się głęboko w czaszkę przemykając między włosami. W końcu odzyskała czucie w rękach odtąd chłód przestał być obecny.

Eldur głośno łkając w tle nie zwracał uwagi na nic w koło pogrążył się głęboko w myślach. Przed jego twarzą przewija setki lat, które spędził zawieszony w przestrzeni mrocznej otchłani czasu, w której się znalazł. Setki lat spędzone w ciszy jedynie z własnymi myślami by że nie osiągnąć tym nic, nie powstrzyma Darena. Jego poświęcenie poszło na marne . By nagle odczuć potężną chłodną energię która przeszyła jego wnętrze dogłębnie. Powstrzymał swoje łkanie by swym pustym wzrokiem przeszyć siedzącego opartego o ścianę Ramesa. 

  -TO SIĘ ZACZYNA KTOŚ SIĘ WYDOSTAŁ. - Wykrzyczał głośno w przestrzeń jaskini.

Czas i stan jego umysłu nie pozwolił mu trzeźwo myśleć wszak nikt z jego rywali nie posiadał tego typu mocy  jednak teraz pochłonięty swoją bezradnością i cierpieniem miliardem pytań które zadawał sobie przez ten cały czas, nie był świadom już niczego.

-Jesteście zgubieni głupcy. Spojrzał w stronę zebranych pustym wzrokiem powtarzając -Jesteście zgubieni głupcy. Nagle sytuacja sprzed chwili nasiliła się lecz tym razem potężna energia pojawiła się w okolicach dżungli była doskonale znana Nethermore ten płomienny żar czuła dosłownie tuż przed chwilą. - Zaczyna się Grand jest pierwszy gdybym miał zegar hehehe a teraz jesteśmy zgubieni. hehehe Rozdarł się szaleńczy śmiech nieznajomego.

Jessika nie była pewna czy Yalc usłyszał cokolwiek z tego, co opuściło jej usta w przypływie emocji, kiedy zajęty był zastraszaniem Ramesa. Czasem zastanawiała się, czy ktokolwiek słucha tego, co ma do powiedzenia. Doprawdy niekiedy bycie głową większej zbieraniny społeczności nie należało do najłatwiejszych, zwłaszcza chcąc dobro zapewnić każdemu. Jej uszczypliwy zapał, jak i wiele negatywnych emocji, które też wynikały z braku snu, jednak ostudziła aura, która momentalnie na całej długości jej rąk wywołała gęsią skórkę. Przy pierwszym, silniejszym powiewie, stojąc niemal skuliła się dygocząc na nagłą wychłodzenie otoczenia. Alfa nienawidziła zimna oraz była na nie bardzo wrażliwa, dlatego też zaraz jej blade lica zdawały się czerwienieć na zmianę temperatury. Okropieństwo, kto mógłby roztaczać te lodowatą aurę z niemal samego rana w środku lata? Czy naprawdę wszelkie kłopoty muszą się zawsze nawarstwiać? Musieli być gotowi na to, że wróg mógł znaleźć do nich drogę. Jakby tego było mało Eldur zdawał się praktycznie tracić rozum na samą myśl, że Darren jest tuż pod Wilczym Wzgórzem. To on przyszedł do nich z informacjami jak ziarna piasku po burzy, niby dzierżył relikt, ale w rzeczywistości ewidentnie to jednak zegar trzymał go przy życiu i wykorzystywał. Nie wierzyła w to, aby hybryda miała tak dobrze wyostrzony zmysł węchu, aby wiedzieć, kto zbliża się do nich z silną zdolnością lodu, ale mogło to zmienić nastawienie podróżnika w czasie.

Mimo to końcu strumień lodowatej wody rozprysnął się na twarzy postaci w płaszczu, kiedy alfa nie mogła już tego znieść. Miał wiele szczęścia, że pod wpływem temperatury nie zdążył zmienić się w lód. 

 - Oh, przymknij się. - Zawarczała, nawet nie kryjąc swojej irytacji. - Ta histeria również nie uratuje ani ciebie, ani świata. W taki sposób nie pomożesz nikomu, kogo kochasz. - Wyjaśniła. Żółte ślepia, z których sypały się iskry ognia (częściowo też, dlatego że chciała rozgrzać swoje ciało), zmierzyły się gniewnie z spojrzeniem dawnego posiadacza zegarka. Nie była to jednak czysta złość, bardziej zawód i chęć postawienia go do pionu, gdyż nie tego się spodziewała po osobie, która przeżyła tyle stuleci wraz z wyniszczającym go artefaktem.

 - Bardziej bym powiedziała, że Ithiliel zdobyła jeden z wielu artefaktów zdolnych pokonać Darena. - Odpowiedziała Hybryda spokojnym i opanowanym głosem dziewczyna. Nie była ona tak naprawdę pewna, czy ta fala zimna wypływała od elfki, czy też od przeciwnika. By uspokoić w jakimś stopniu mężczyznę, musiała tak odpowiedzieć, nawet jeżeli okazałoby się to kłamstwem. - Nawet jeżeli miałbyś zegarek, nic byś nie zdziałał, będąc martwym.  - Rzekła Nethermore słysząc kolejne obawy nieznajomego. Wiedziała, że Darenn swe pierwsze kroki skieruje w stronę wioski lub w stronę watahy. W takim wypadku musiała spowolnić jego pobratymców i tego człowieka zastawiając na nich proste pułapki.  - Rozumiem, że jesteście zmęczeni. W takim razie powstrzymam pochód Darena tak długo, jak to możliwe, zastawiając na niego pułapki W tym czasie dam wam czas do odzyskania sił lub też udania się w bardziej bezpieczne miejsce. - Zwróciła się do alfy. 

Choć miała przeczucie, że nie za wiele to da, chciała dać czas na ucieczkę całej watahy. Nawet jeżeli miałaby ostatni raz komuś pomagać. Chęć pomocy wilkom była silniejsza nad jej strachem przed tamtym nieobliczalnym człowiekiem. Wychodząc z jaskini zwróciła się jeszcze do Ramesa z propozycją pomocy.  Po wypowiedzeniu prośby wyszła z jaskini i razem ze swoim smokiem skierowała się w stronę głównych terenów watahy. Wyciągnęła ze swojej torby długą, cienką i przeźroczystą linkę, bloczki mocujące oraz zatrute sztylety. Podeszła do drzewa i zbiła bloczki, do których przywiązała linkę. To samo uczyniła również na drugim drzewie, z tym że na nim wykonała również mechanizm, który uwolni zatrute ostrza.

Oczy młodzieńca zaczęły błądzić po wszystkich zbłąkane niczym źrebak bez swej kochającej matki. Puste od grozy w sercu wpatrzyło się wprost w twarz krzyczącego nieznajomego ślepiami pustymi niemal pozbawionymi duszy. Walcząc w środku z pytaniami bez odpowiedzi męcząc swą  głowę. To co ujrzał nie było bez skazy wszak bez urazy, pierwszy raz jest trudny. Rames nieświadom bowiem swych poczynań stanął u progu świata, którym się zachwycał lecz poznawszy jego mroczne strony, jego blaskiem zauroczony został przebudzony. Wizje bywają mroczne lecz pierwsza najbardziej urodziwa  bywa straszliwa dla obdarzonego. Nie świadom swych zdolności wciąż powtarzał zobaczone w nim obrazy. Przebudzony przez głos niewieści z progu jaskini. Ocucony z amoku, nie mówią nic w milczeniu sięgnął ręką ku swej sakwie. Gwałtownie  wyciągnął węgiel malutki i bez opamiętania zaczął kreślić linie za linią niczym szaleniec zamaszystymi ruchami obdarzał zebranych swoimi malunkami. Pierwszym z nich był obraz jego rodzinnych stron twarz ojca przerażona trzymająca w rękach wnętrzności swej małżonki, mimowolnie łzami zalany kreślił czym prędzej. Szepcząc w ciszy - "Mamo, mamo…. ". Dzieło swe kontynuując przepaść ogromną malując, pełną krzewów  róży, która oplatała swe ofiary. Kończąc namalował uśmiechniętą twarz kobiety o kruczo czarnym spojrzeniu, skrywającym się za rudymi warkoczami, splątanymi na długości ramienia. W sukni o jaskrawo niebieskiej barwie poszarpanej u dołu dokładnie tworząc kształt płatków różanych, krwią splamioną. Oblizując kącik ust z zachwytem wpatrując się w obraz przeraźliwy. Pławiąc się jego rozkoszą, otaczając się martwymi ciałami splątanymi różami. Jedna z nich prawdziwie piękna otulająca dłoń oprawczyni wbijała się głęboko w jej przedramię,  kończyła się w dłoni kwiatem urodziwym. Obróciwszy głowę w stronę swej wybranki, nie hamując łez zdołał jeno powiedzieć trzy słowa -"Ratuj ją kochana.", po czym niczym jak z amoku przebudzony oczy blasku na obrawszy jakby przyszłości nie zaznawszy cofnął się w czasie. W tym samym ciele na nowo stał się  Ramesem szczęśliwym.

 -Nie zostawię Cię samą wszak cóż byłby ze mnie za mężczyzna. Powiedział pewnie i uniósł się jakby prowadzony w amoku nic nie  pamiętając w tyle swoje malunki zostawiając. Pozostawiając resztę z nietypowym dziełem. Wpatrywał się w dzieła swej wybranki specjalnie ludzkie znaki kreśląc tak, aby ofiary w pułapkę ponieść.

Alfa nie zatrzymywała hybrydy. W tym momencie, starała się działać logicznie, ale dużo bardziej na korzyść dla jej rodziny. Gdy w końcu Yalc podszedł do niej, zapytał ją próbując do niej dotrzeć. 

-Co. Się. Dzieje Jess? - Widział że jest zanurzona myślami w innych problemach ale Yalc domagał się odpowiedzi na masę pytań które narodziły się w jego głowie gdy zobaczył co się dzieje w jaskini i liczył na to że w końcu je otrzyma.

- Mam ci wiele do wyjaśnienia przyjacielu, ale mamy mało na to czasu. - Zwróciła się do Yalca. Ciało powoli jej drżało samo w sobie. Nawet ona nie miała pewności czy to zimno, czy emocje. Była wycieńczona, a najwięcej wyrażały same jej oczy, jak prawdziwe zwierciadło jej duszy, odbicie lęków, poczucia bezsilności. Mimo to, nie zamierzała odpuścić, bo kochała tą wyspę, jak i najbliższych jej sercu mieszkańców. - Musimy działać. - Powiedziała z stanowczością, którą udało się jej wykrzesać, spoglądając również na mężczyznę, aby miał świadomość, że jest tego częścią nieważne co. Czy doda to jemu jakiejś motywacji, nie miała pojęcia, lecz mówiła dalej do volfa. - Aerin pomoże ci przenieść tego mężczyznę do doliny. Zbierzcie się w jednym miejscu. Najlepiej niedaleko wejścia. Ja pójdę sprawdzić kim jest nasz gość... - Na moment jej głos się zawiesił, kiedy zagryzła wargę. - Jeżeli.. Postaram się wrócić i zabrać was do swojego domu tymczasowo, gdzie omówimy co robić. Jeżeli coś mi się stanie, poproście mojego brata, aby otworzył portal, a ten histeryk mam nadzieję, wszystko wam wytłumaczy. - Powiedziała, szukając jeszcze potwierdzenia oraz pytań w oczach zebranych.

Po słowach Jessiki mężczyzna mimowolnie odwrócił wzrok, wlepiając swoje oczy w stronę zagubionej alfy. Źrenice jego oczu stopniowo zaczęły się powiększać, ślepia zmęczone aktem desperacji ilością przelanych łez wpatrzyły się w twarz przywracającej go do porządku kobiety. Grymas złości malujący się na jego twarzy przemienił się w oblicze zdziwienia i niedowierzania. W geście oniemienia przetarł dłonią oczy. 

- Eleonor… ALe jak.? 

Przecież to niemożliwe sam widziałem jak oddała ostatnie tchnienie w obronie swojej rodziny, przecież na łożu śmierci prosił bym poświęciłem swoje nędzne życie dla twoich pobratymców. Tysiąclecia spędzone w odosobnieniu, by niczym zmora zobaczyć najcudowniejsza twarz, o której chciałbym zapomnieć od wieków zamieniając swe serce w głaz tak, aby nie dławić swej głowy żalem, smutkiem a nawet nieskończoną rozpaczą. 

Zaciętość zaczęła mieszać się z zadowoleniem w oczach i posturze alfy. Złość malująca się u człowieka nie umknęła przecież jej uwadze, nawet nie starał się skryć emocji. Jednak nie zauważyła względnie żadnego sprzeciwu, co do aktualnego planu działania, a to się liczyło najbardziej dla niej, dlatego też wolnym krokiem skierowała się do wyjścia. Chociaż nie dawała po sobie wprost tego poznać to bała się tego, z czym będzie musiała mierzyć się, być może sama. Odwróci uwagę zagrożenia? Być może nie podoła? Nerwowość można było zauważyć choćby w geście delikatnego pocierania kciuka oraz palca wskazującego o nadgarstek drugiej ręki. 

- Kim ty jesteś?  Czemu przybrałaś oblicze, o którym chciałbym zapomnieć? Czy naprawdę poświęcenie dla waszego świata nic nie znaczy skoro czytasz w moich myślach. Czemu czynisz takie bezeceństwa.

Zatrzymała się tuż przed ścianą bluszczu, który przepuszczał nikłe promienie porannego światła do wnętrza jaskini. Bez cienia emocji wysłuchiwała słów, jakie potrzebował wyrzucić w jej stronę zmoknięty mężczyzna. Dla niej był to kolejny bełkot, majaki kogoś, kto nie potrafi zostawić przeszłości za sobą. Dopiero po chwili obróciła się delikatnie, aby zwrócić głowę w jego kierunku.  

 - Bezceństwa? - Zdziwiła się, mrużąc ślepia. - O czym ty do mnie mówisz? Nie masz reliktu, a nadal się kruszysz.. - Może to nie on był problemem? Może sam się ograniczasz?. Nie dokończyła myśli, ponieważ jej rozmówca zdawał się ją ignorować, skupiony na własnym przekazie.

Mężczyzna powolnym ruchem zaczął podnosić swoje ciało z posadzki, na której wcześniej spoczywał. Po czym pomału zaczął się zbliżać w stronę, Jessiki. Jego twarz posmutniała gwałtownie a oczy poczęły szklić się kroplami łez, które z trudem powstrzymywał idąc przed siebie.

 - Pytasz kim jestem - nikim. Pytanie, które trzeba zadać brzmi inaczej. Lecz zanim na nie odpowiem powiedz czemu przedstawiasz mi te oblicze, Czy nie mało wycierpiałem dla was nieludzi potocznie zwanych przez głupców potworami.  Zanim powiedział następne zdanie upadł na prawe kolano, opierając się ręką o pobliski przewrócony regał. Uniósł głowę by ponownie spojrzeć w twarz nieznanej mu kobiety. -To ich zwiadowca Elgron był pierwszy którego pojmałem. Strzeżcie się jego ognistego gniewu. wydukał wpatrzony w przywódczynie watahy. By w końcu ulec olbrzymiemu zmęczeniu, które towarzyszyło mu od dawien dawna. Ostatecznie jego oczy pogrążyły się w ciemności.

Cóż, słuchała, choć odnosiła wrażenie, że nie jest to na miejscu oraz tracą sekundy, będące na wagę złota. Zdawać by się mogło, że w tamtym momencie otaczający ich chłód bił od postawy i oczu samej alfy, chociaż to tylko złudnie odzwierciedlało dystans, jaki starała się zbudować, aby nikogo nie zawieść. Do momentu aż upadł  stała w bezruchu. A później?

 - Niech Maks go przebada przy okazji... Na miarę swoich sił. - Rzuciła zanim zniknęła na roślinną kotarą, nie bacząc na to, jak odbiorą ją Aerin oraz Yalc. Po wyjściu alfy, smok zatrzepotał skrzydłami, wskazując na swój grzbiet, który w tej postaci mógł przyjąć choćby część ciężaru nieprzytomnego ciała.

***

- Szanowna pani znalazłam jeden z wielu artefaktów i to ja byłam osobą, która spowodowała do Was dotarcie mroźnej temperatury. - Rzekła Ithiliel i lekko dygnęła przed alfą w celu okazania jej szacunku.

W pierwszym odruchu, widząc postać biegnącą w jej kierunku, płomienie rozbłysnęły w jej dłoniach. Szybko zdała sobie jednak sprawę, że było to niepotrzebne. Chociaż odrobinę się uspokoiła, to nie ona zgasiła ogień, lecz chłód bijący od artefaktu.

- Jesteś sama? Nie spotkałaś nikogo w pobliżu? - To były pierwsze pytania, jakie padły w jej ust. Bezpieczeństwo, obowiązki, nie mogła zejść z gardy, której nabrała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz