wtorek, 1 sierpnia 2023

Niemożliwa rzeczywistość

 >>──────────────────────────────────────────────────────<<

゚゚・:✯.。..。.:✯゚:✯:✼✿    Club Marian powrócił?   ✿✼:✯゚:.。..。.:✯・゚゚ 

>>──────────────────────────────────────────────────────<<

Siemka.
Przychodzę jedynie, aby dać "lekki smaczek" już nie tylko pozostawiający wszystkich w nostalgii i smutku. Co prawda dawne czasy nie wrócą, ale kto wie czy nie jest to dobry początek nowej ery?

Dobra wiadomość: Udało się odpalić serwer gry. 

Oczywiście jest jeden haczyk i to będzie ta gorsza informacja, tzn. trzeba pobrać plik gry, co wiąże się z tym, że zbyt wiele nowych twarzy nie spotkacie. ALE, gdyby liczba graczy była wystarczająca to istnieje szansa na próbuję hostingu.

Zapraszam na peja: [LINK!]
Również na discorda: [LINK!]

W podanych miejscach znajdziecie więcej potrzebnych informacji! 
Mam nadzieje, że do usłyszenia nasze, wilcze i blogowe świry <3


Screeny dla niedowiarków :v










wtorek, 11 kwietnia 2023

Potęga czasu | 5

Jaskinia pełna przerażonych twarzy, wypełniona posucha po niespodziewanym trzęsieniu ziemi zapadła w totalną ciszę. Wszelkie przedmioty walały się po podłodze niektóre z nich na pewno nie będą zdatne do użytku, jednak nikomu teraz nie było w głowie oceniać strat po kataklizmie, który zapewne nawiedził całe Lapus Grande. Mieszkańcy wioski zapewne po ostatnich wydarzeniach oskarżą o to wiedźmę i prawdopodobnie ich nastawienie stanie się jeszcze bardziej złowrogie. Niebawem wszędzie mogą się kręcić ludzie poszukujący uciekinierki, wszystkie okolice staną się mniej bezpieczne. Nawet zwierzyna stanie się bardziej płochliwa i podejrzliwa w każdym najdrobniejszym ruchu, kto wie jak długo to potrwa. Na ten moment jednak oczy każdego z znajdujących się w jaskini skierowane był w leżącego na ziemi mężczyznę, jedynie Rames siedział skulony w rogu jaskini nieopodal Aerin. Widocznie tak wiele wrażeń było dla niego zbyt przytłaczające i w końcu dotarło do niego że nie koniecznie znalazł się w raju, a na pewno nie znalazł się w nim w odpowiednim momencie. Nikt nie miał jednak w tej chwili czasu na to by się nim zająć, wszak nie przejawiał zbyt mocnego lęku popadł po prostu w milczeniu skulony.

 -W dolinie...- Yalc nie zdążył nawet dobrze zbudować zdania, a Alfa już mu przerwała. -Kwiatek albo książka mnie nie zabije... - Cicho zaśmiał się pod nosem. -Wszyscy są zaniepokojeni, a niektórzy domagają się żebyś powiedziała co z Betą. - Wyjaśnił z mniejszą wesołością.

Jessika palcem wskazującym podróżowała po starych stronicach księgi. Słowa wierciły dziurę w jej głowie, a ona sama starała się nadać wszystkiemu sens. Przecież to wszystko żadnego sensu nie miało, aby człowiek ten mógł przeżyć taki ogrom czasu. Ktoś musiał mu pomóc, ale kto miałby na tyle mocy, aby ofiarować albo i przywrócić istotę ludzką do życia? Stronice opisywały wojny ludzi z ludźmi, w które magiczny świat wolał nie ingerować. Żadnej wzmianki nie było tam na temat... Elfy. Ich historia długi czas przeplatała się z losami ludzi. Być może znalazłby się długouchy mag, który wiedziałby coś na ten temat. To była jedyna wskazówka, na jaką natrafiła. Co prawda relacje elfów z resztą wyspy nie były aktualnie zażyłe, lecz, o ile dziwna powstać mówiła prawdę, tak problem będzie dotyczył się wszystkich. Głos Yalca przefrunął przez jej myśli jak postać drugoplanowa. Niczym tło do jej rozmyślań.

Zauważył że uwaga Alfy była skupiona na czymś innym więc zwyczajnie odpuścił. Nagle dotarło do niego po co tutaj przyszedł. Momentalnie obrócił się w stronę Ramesa który ewidentnie był tym obcym którego wyczuł z doliny i po którego tu przybiegł. Zaczął powoli iść w stronę chłopaka niczym w stronę ofiary która miałaby skończyć jako pożywienie dla Yalca.

- Kim ty jesteś? Co tutaj robisz? 

Zbliżał się powoli jednak nieubłaganie w stronę chłopaka. Jedynym powodem dlaczego jeszcze nie zaatakował był fakt że inni jeszcze nie poderżnęli mu gardła.

 - Co takiego..? - Wydukała po dłuższej chwili niepewnie, orientując się, że Yalca już przy niej nie ma. 

Głupie pytanie, na które i tak nie oczekiwała odpowiedzi. Wiedziała, że prędzej czy później wyda się tajemnica i będzie zmuszona stanąć przed swoją watahą, aby przyznać się do zniknięcia przyjaciółki... Wybrać nową betę i w ten sposób załagodzić sytuację.

 - Eheheeh. - Rozbrzmiał coraz łapczywszy oddech przybysza.

 Lecz w tym momencie mieli inne zmartwienia na głowie. A ten, który mógłby pomóc i wyjaśnić z czym do nich tak właściwie przyszedł, zaczął wydawać z siebie okropny jazgot i serię bluźnierstw. Przynajmniej żyje... Ale mógłby okazać więcej wdzięczności, pomyślała. Co byłoby nam z reliktu, gdybyśmy nie mieli pojęcia, do czego przydałby się nam.

Oczy nieprzytomnego mężczyzny otworzyły się. Zaczęły pomału mrugać by na powrót odzyskać pełnię wzroku. Najdziwniejszym zjawiskiem  okazał się jego wygląd, który gwałtownie zaczął przemieniać się z niezrozumiałego nikomu stanu w normalny ludzki. Skóra zaczęła jędrnieć, a wyraz twarzy  przybrał naturalny wygląd. Podróżujący między wymiarami przypominał teraz normalnego mężczyznę posiadającego na oko dwadzieścia kilka wiosen.

Nie rozumiem przecież umarłem oddałem życie dla reliktu mrocznego władcy czasu, jak wróciłem do życia. Relikt niemożliwe Ci głupcy poświęcili boski relikt dla mojego nędznego życia. Mina Eldura przybrała złowrogi grymas pełen gniewu i rozgoryczenia.

- Nie wierze stado zidiociałych baranów, psie syny, chędożone wydry, wywłoki najgorsze, nędznicy, rozpustnice wszelakie! - Łzy gniewu spłynęły na opuchniętych bólem i goryczą policzkach. Ręce podróżnika opadły w totalnym nieładzie. - Jak, dlaczego! - Zaczął mamrotać w totalnej bezradności. -Nie mogliście zniszczyć reliktu istniała szansa, że ktoś by pojednał się z jego mroczna mocą.

Eldur złapał się za głowę. Tysiąclecia cierpienia, Eleonor, dlaczego. Zaczął rwać sobie głowę i popadł w szaleńczy desperacki krzyk rozpaczy, który oplótł całą Wilczę Wzgórze. 

- Szansa na to była bardzo niska, poza tym na każdy z reliktów nałożone jest zaklęcie odradzanie się, że tak to ujmę. Nawet jak zniszczysz jakiś artefakt on i tak w odpowiednim momencie przy właściwej osobie się pojawi. - Wyjaśniła pokrótce Hybryda i zamknęła oczy w lekkim grymasie bólu spowodowanym rozpaczliwym krzykiem mężczyzny. 

Dziewczynie było szkoda mężczyzny, ale tylko on mógł udzielić im informacji, z jakim zagrożeniem się mierzyli. Widać było, że nawet ona jest tym wszystkim zaniepokojona i obawia się o życie innych. Nie mogła ona jednak pozwolić, na to by inni umarli. Nagle przypomniała sobie o osobie imieniem Darren, obrazy z przeszłości zaczęły do niej powracać. 

Nie było sposobu mężczyzna popadł w taką rozpacz, że dopiero ucichł, kiedy zasnął ze zmęczenia. Nie ustanie łkał w milczeniu dopóki nie pogrążył go sen. 

- Tylko nie to, osoba o imieniu Darren w okresie zwanym J64 wywołała największą rzeź na kontynencie. Po tym przepadli bez śladu, możliwym jest to, że skryła się w którymś z wymiarów, a teraz chce powrócić i zrealizować swój dawny cel. - Rzekła Nethermore z lekkim przerażaniem w głosie. Wiedziała, że jeżeli tym razem się go nie pokona, nikt z istot nadprzyrodzonych nie będzie istnieć. W tamtym okresie otarła się o śmierć, gdyby nie Sylvie. Wtedy jednak jego ludzie byli słabi, ale teraz zapewne stali się silniejsi. - Alfo, jeśli mogę Ci doradzić, to w miarę możliwości powinniśmy wznieść barierę ochronną, która ukryje ten teren przed ludźmi Darrena. Człowiek ten jest bardzo niebezpieczny i zdolny do wszystkiego. Nie zawaha się nawet umrzeć, byleby tylko zrealizować swój cel. - Powiedziała dziewczyna i pogrążyła się w myślach, aby obmyślić strategie walki z tym jakże niebezpiecznym człowiekiem w oczekiwaniu na odpowiedź.

Chociaż wspomnienie o Lili sprawiło ponownie ból w jej sercu, nie mogła pozwolić się mu opanować. Aerin widząc napięcie w ciele alfy, sam zmrużył ślepia, spoglądając na poprzedniego właściciela zegarka. Mimo to, badał jego aurę, upewniając się w jakim stanie jest ożywieniec. W końcu alfa podniosła się z ziemi, nie mogąc znieść całej sytuacji, rozmowy, która toczyła się za jej plecami oraz poczucia bezradności, niewiedzy. Zatrzasnęła z hukiem księgę, z której wzbiły się tumany kurzu, skupiając na sobie całą uwagę. 

 - Jesteśmy tylko skromną watahą wilków z północnych wzgórz. Nie mamy potężnych magów, ani też nie zbudujemy muru obronnego z dnia na dzień... - Wyrzuciła z siebie na początek, wzrok kierując wprost na hybrydę, która wymagała od nich w tym momencie praktycznie niemożliwego. - Za to mamy za niedługo świt, smoki zmęczone po wskrzeszaniu nieznanego nam mościa oraz wilki, które nie zmrużyły oka od zeszłego poranka, jak i też dwa wilki, które zaginęły. - Wymieniała dalej, wyraźnie gestykulując przy tym oraz krążąc w te i z powrotem po jaskini. - Nie możemy też zapomnieć o wystraszonej zabawce wampira i nieprzytomnym z zepsutym zegarkiem. 

 Biła od niej irytacja, którą podsycało zmęczenie fizyczne, jak i psychiczne w związku z zaistniałą sytuacją. Ślepia wilkołaka przybrały wręcz złoto-pomarańczową barwę, jakby krew na biegła do jej tęczówek. Paznokcie alfy wydłużyły się ledwo zauważalnie, wbijając się delikatnie w oprawę książki. Musiała wziąć głęboki wdech oraz przymknąć oczy, a kiedy ponownie podniosła powieki, na powrót spokojna, błękitna toń biła z jej oczu.

 - Siłą Darrena są słowa oraz  przemoc, a wysługuje się pomocą ludzi, których z sobą zjednał. - Rzekła z spokojem. Przetarła ponownie książkę i położyła ją na stoliku. - .. Zgaduję, że uda się do wioski. Tam znajdzie wielu pobratymców.. - Odwróciła wzrok zamyślona. Chociażby dawni członkowie organizacji SCAR. Była przekonana, że wielu z nich wciąż żyje gdzieś w wiosce. Oni chętnie zemścili by się na watasze. - .. Bezwzględnie na to, gdzie pierwsze uderzy - nie zrobimy nic ledwo słaniając się na nogach. - Skierowała wzrok na Yalca, który rozmawiał z Ramesem. - Oraz nie możemy wzbudzać paniki. Lili szuka reliktów - to moje oficjalne słowa w tej sprawie. - Dopowiedziała. Musiała przyznać, że przynajmniej w tym cała ta sytuacja wyszła na plus. Mogła dalej kryć nieobecność bety i znaleźć wygodne dla siebie wytłumaczenie, przynajmniej na razie.

Yalc jeszcze przez długi czas napawał się strachem który udało mu się wywołać w głębi młodzieńca. Żywił niechęć do ludzi a sprawianie im krzywdy emocjonalnej czy fizycznej dawało mu dziwną satysfakcję. Było to jak narkotyk. Yalc "brał" go regularnie przy każdej okazji. W głębi jego analityczna część umysłu kazała mu zaprzestać jednak ten nadal ciągnął teatrzyk zbliżając się nieubłaganie do Ramesa. 

- Obawiam się że mamusia nie pomoże ci teraz. - Cichy i ponury ton zwiększał napięcie pomiędzy dwójką. Yalc znalazł się już przy chłopaku. Byłby w stanie wgryźć się w jego szyje w mniej niż sekundę. Zaczął warczeć na Ramesa żeby go jeszcze bardziej przerazić aż w końcu przestał odwrócił się i podszedł ponownie do Alfy po drodzę zwracając się jeszcze do Ramesa. - Jedynym powodem dlaczego pozwoliłem ci żyć jest to że inni członkowie watahy nie zabili cię wcześniej. - Yalc jeszcze nigdy się tak nie zachowywał. Nikt nigdy nie widział go tak agresywnego w stosunku do kogokolwiek. Zwykle trzymał się z boku i głównie obserwował. Jest w końcu zwiadowcą. Jednak ciężko to ocenić. Wyczuł obcego na terenie watahy. Każdy zareagowałby podobnie. Przynajmniej taką miał nadzieję. 

Nagle powietrze jakby się zmieniło, a znajomy wam powiew energii dochodzący całkiem niedawno z przed wzgórza z niepozornej szczupłej sylwetki już wtedy emanującej nieprzeciętną wśród elfów aurą, dosłownie zapukała do waszych drzwi. Lecz od teraz nie przypominała delikatnego czułego dotyku, a coraz bardziej nasilające przenikliwe, mrożące niczym lód pragnienie śmierci. Dosłownie setki kilometrów dalej Ithiliel niepewnym krokiem idąc w stronę wilczego wzgórza, pełna niepewności i rozterki kroczyła w stronę watahy. Nieświadoma tego co ma właściwie nadejść stawiała kolejne kroki, nawet nie zauważyła kiedy drobne płatki śniegu zaczęły układać się na jej torbie powoli rozprzestrzeniając się po jej całej powierzchni by ostatecznie odczuć powiew zimna, który stał się tak dotkliwy, że przeszywał ją na wskroś.  Próbując oderwać od siebie desperacko torbę nie była w stanie skruszyć lodu, który stopniowo narastał i pożerał jej ciało by ostatecznie zmrozić ją niemal w żywy posąg. Chłód powoli wbijał się coraz głębię w jej ciało by w końcu dotrzeć do jej serca przeżywając je na wskroś. Dopiero teraz zrozumiałą czym tak naprawdę jest artefakt to czyste zło, które pragnie pożreć jej życie, lecz było już za późno jego potęga mocno zakorzeniła się w jej sercu  i nie zamierzała odejść. Wokół niej powstała potężna zamieć, która zaczęła pożerać okolice swoim chłodnym oddechem spowijając wszystko śniegiem. Lód wbił się mocno w jej włosy tworząc ponownie broszkę która niemal zespoliła się na stałe z jej głową, wbijając się głęboko w czaszkę przemykając między włosami. W końcu odzyskała czucie w rękach odtąd chłód przestał być obecny.

Eldur głośno łkając w tle nie zwracał uwagi na nic w koło pogrążył się głęboko w myślach. Przed jego twarzą przewija setki lat, które spędził zawieszony w przestrzeni mrocznej otchłani czasu, w której się znalazł. Setki lat spędzone w ciszy jedynie z własnymi myślami by że nie osiągnąć tym nic, nie powstrzyma Darena. Jego poświęcenie poszło na marne . By nagle odczuć potężną chłodną energię która przeszyła jego wnętrze dogłębnie. Powstrzymał swoje łkanie by swym pustym wzrokiem przeszyć siedzącego opartego o ścianę Ramesa. 

  -TO SIĘ ZACZYNA KTOŚ SIĘ WYDOSTAŁ. - Wykrzyczał głośno w przestrzeń jaskini.

Czas i stan jego umysłu nie pozwolił mu trzeźwo myśleć wszak nikt z jego rywali nie posiadał tego typu mocy  jednak teraz pochłonięty swoją bezradnością i cierpieniem miliardem pytań które zadawał sobie przez ten cały czas, nie był świadom już niczego.

-Jesteście zgubieni głupcy. Spojrzał w stronę zebranych pustym wzrokiem powtarzając -Jesteście zgubieni głupcy. Nagle sytuacja sprzed chwili nasiliła się lecz tym razem potężna energia pojawiła się w okolicach dżungli była doskonale znana Nethermore ten płomienny żar czuła dosłownie tuż przed chwilą. - Zaczyna się Grand jest pierwszy gdybym miał zegar hehehe a teraz jesteśmy zgubieni. hehehe Rozdarł się szaleńczy śmiech nieznajomego.

Jessika nie była pewna czy Yalc usłyszał cokolwiek z tego, co opuściło jej usta w przypływie emocji, kiedy zajęty był zastraszaniem Ramesa. Czasem zastanawiała się, czy ktokolwiek słucha tego, co ma do powiedzenia. Doprawdy niekiedy bycie głową większej zbieraniny społeczności nie należało do najłatwiejszych, zwłaszcza chcąc dobro zapewnić każdemu. Jej uszczypliwy zapał, jak i wiele negatywnych emocji, które też wynikały z braku snu, jednak ostudziła aura, która momentalnie na całej długości jej rąk wywołała gęsią skórkę. Przy pierwszym, silniejszym powiewie, stojąc niemal skuliła się dygocząc na nagłą wychłodzenie otoczenia. Alfa nienawidziła zimna oraz była na nie bardzo wrażliwa, dlatego też zaraz jej blade lica zdawały się czerwienieć na zmianę temperatury. Okropieństwo, kto mógłby roztaczać te lodowatą aurę z niemal samego rana w środku lata? Czy naprawdę wszelkie kłopoty muszą się zawsze nawarstwiać? Musieli być gotowi na to, że wróg mógł znaleźć do nich drogę. Jakby tego było mało Eldur zdawał się praktycznie tracić rozum na samą myśl, że Darren jest tuż pod Wilczym Wzgórzem. To on przyszedł do nich z informacjami jak ziarna piasku po burzy, niby dzierżył relikt, ale w rzeczywistości ewidentnie to jednak zegar trzymał go przy życiu i wykorzystywał. Nie wierzyła w to, aby hybryda miała tak dobrze wyostrzony zmysł węchu, aby wiedzieć, kto zbliża się do nich z silną zdolnością lodu, ale mogło to zmienić nastawienie podróżnika w czasie.

Mimo to końcu strumień lodowatej wody rozprysnął się na twarzy postaci w płaszczu, kiedy alfa nie mogła już tego znieść. Miał wiele szczęścia, że pod wpływem temperatury nie zdążył zmienić się w lód. 

 - Oh, przymknij się. - Zawarczała, nawet nie kryjąc swojej irytacji. - Ta histeria również nie uratuje ani ciebie, ani świata. W taki sposób nie pomożesz nikomu, kogo kochasz. - Wyjaśniła. Żółte ślepia, z których sypały się iskry ognia (częściowo też, dlatego że chciała rozgrzać swoje ciało), zmierzyły się gniewnie z spojrzeniem dawnego posiadacza zegarka. Nie była to jednak czysta złość, bardziej zawód i chęć postawienia go do pionu, gdyż nie tego się spodziewała po osobie, która przeżyła tyle stuleci wraz z wyniszczającym go artefaktem.

 - Bardziej bym powiedziała, że Ithiliel zdobyła jeden z wielu artefaktów zdolnych pokonać Darena. - Odpowiedziała Hybryda spokojnym i opanowanym głosem dziewczyna. Nie była ona tak naprawdę pewna, czy ta fala zimna wypływała od elfki, czy też od przeciwnika. By uspokoić w jakimś stopniu mężczyznę, musiała tak odpowiedzieć, nawet jeżeli okazałoby się to kłamstwem. - Nawet jeżeli miałbyś zegarek, nic byś nie zdziałał, będąc martwym.  - Rzekła Nethermore słysząc kolejne obawy nieznajomego. Wiedziała, że Darenn swe pierwsze kroki skieruje w stronę wioski lub w stronę watahy. W takim wypadku musiała spowolnić jego pobratymców i tego człowieka zastawiając na nich proste pułapki.  - Rozumiem, że jesteście zmęczeni. W takim razie powstrzymam pochód Darena tak długo, jak to możliwe, zastawiając na niego pułapki W tym czasie dam wam czas do odzyskania sił lub też udania się w bardziej bezpieczne miejsce. - Zwróciła się do alfy. 

Choć miała przeczucie, że nie za wiele to da, chciała dać czas na ucieczkę całej watahy. Nawet jeżeli miałaby ostatni raz komuś pomagać. Chęć pomocy wilkom była silniejsza nad jej strachem przed tamtym nieobliczalnym człowiekiem. Wychodząc z jaskini zwróciła się jeszcze do Ramesa z propozycją pomocy.  Po wypowiedzeniu prośby wyszła z jaskini i razem ze swoim smokiem skierowała się w stronę głównych terenów watahy. Wyciągnęła ze swojej torby długą, cienką i przeźroczystą linkę, bloczki mocujące oraz zatrute sztylety. Podeszła do drzewa i zbiła bloczki, do których przywiązała linkę. To samo uczyniła również na drugim drzewie, z tym że na nim wykonała również mechanizm, który uwolni zatrute ostrza.

Oczy młodzieńca zaczęły błądzić po wszystkich zbłąkane niczym źrebak bez swej kochającej matki. Puste od grozy w sercu wpatrzyło się wprost w twarz krzyczącego nieznajomego ślepiami pustymi niemal pozbawionymi duszy. Walcząc w środku z pytaniami bez odpowiedzi męcząc swą  głowę. To co ujrzał nie było bez skazy wszak bez urazy, pierwszy raz jest trudny. Rames nieświadom bowiem swych poczynań stanął u progu świata, którym się zachwycał lecz poznawszy jego mroczne strony, jego blaskiem zauroczony został przebudzony. Wizje bywają mroczne lecz pierwsza najbardziej urodziwa  bywa straszliwa dla obdarzonego. Nie świadom swych zdolności wciąż powtarzał zobaczone w nim obrazy. Przebudzony przez głos niewieści z progu jaskini. Ocucony z amoku, nie mówią nic w milczeniu sięgnął ręką ku swej sakwie. Gwałtownie  wyciągnął węgiel malutki i bez opamiętania zaczął kreślić linie za linią niczym szaleniec zamaszystymi ruchami obdarzał zebranych swoimi malunkami. Pierwszym z nich był obraz jego rodzinnych stron twarz ojca przerażona trzymająca w rękach wnętrzności swej małżonki, mimowolnie łzami zalany kreślił czym prędzej. Szepcząc w ciszy - "Mamo, mamo…. ". Dzieło swe kontynuując przepaść ogromną malując, pełną krzewów  róży, która oplatała swe ofiary. Kończąc namalował uśmiechniętą twarz kobiety o kruczo czarnym spojrzeniu, skrywającym się za rudymi warkoczami, splątanymi na długości ramienia. W sukni o jaskrawo niebieskiej barwie poszarpanej u dołu dokładnie tworząc kształt płatków różanych, krwią splamioną. Oblizując kącik ust z zachwytem wpatrując się w obraz przeraźliwy. Pławiąc się jego rozkoszą, otaczając się martwymi ciałami splątanymi różami. Jedna z nich prawdziwie piękna otulająca dłoń oprawczyni wbijała się głęboko w jej przedramię,  kończyła się w dłoni kwiatem urodziwym. Obróciwszy głowę w stronę swej wybranki, nie hamując łez zdołał jeno powiedzieć trzy słowa -"Ratuj ją kochana.", po czym niczym jak z amoku przebudzony oczy blasku na obrawszy jakby przyszłości nie zaznawszy cofnął się w czasie. W tym samym ciele na nowo stał się  Ramesem szczęśliwym.

 -Nie zostawię Cię samą wszak cóż byłby ze mnie za mężczyzna. Powiedział pewnie i uniósł się jakby prowadzony w amoku nic nie  pamiętając w tyle swoje malunki zostawiając. Pozostawiając resztę z nietypowym dziełem. Wpatrywał się w dzieła swej wybranki specjalnie ludzkie znaki kreśląc tak, aby ofiary w pułapkę ponieść.

Alfa nie zatrzymywała hybrydy. W tym momencie, starała się działać logicznie, ale dużo bardziej na korzyść dla jej rodziny. Gdy w końcu Yalc podszedł do niej, zapytał ją próbując do niej dotrzeć. 

-Co. Się. Dzieje Jess? - Widział że jest zanurzona myślami w innych problemach ale Yalc domagał się odpowiedzi na masę pytań które narodziły się w jego głowie gdy zobaczył co się dzieje w jaskini i liczył na to że w końcu je otrzyma.

- Mam ci wiele do wyjaśnienia przyjacielu, ale mamy mało na to czasu. - Zwróciła się do Yalca. Ciało powoli jej drżało samo w sobie. Nawet ona nie miała pewności czy to zimno, czy emocje. Była wycieńczona, a najwięcej wyrażały same jej oczy, jak prawdziwe zwierciadło jej duszy, odbicie lęków, poczucia bezsilności. Mimo to, nie zamierzała odpuścić, bo kochała tą wyspę, jak i najbliższych jej sercu mieszkańców. - Musimy działać. - Powiedziała z stanowczością, którą udało się jej wykrzesać, spoglądając również na mężczyznę, aby miał świadomość, że jest tego częścią nieważne co. Czy doda to jemu jakiejś motywacji, nie miała pojęcia, lecz mówiła dalej do volfa. - Aerin pomoże ci przenieść tego mężczyznę do doliny. Zbierzcie się w jednym miejscu. Najlepiej niedaleko wejścia. Ja pójdę sprawdzić kim jest nasz gość... - Na moment jej głos się zawiesił, kiedy zagryzła wargę. - Jeżeli.. Postaram się wrócić i zabrać was do swojego domu tymczasowo, gdzie omówimy co robić. Jeżeli coś mi się stanie, poproście mojego brata, aby otworzył portal, a ten histeryk mam nadzieję, wszystko wam wytłumaczy. - Powiedziała, szukając jeszcze potwierdzenia oraz pytań w oczach zebranych.

Po słowach Jessiki mężczyzna mimowolnie odwrócił wzrok, wlepiając swoje oczy w stronę zagubionej alfy. Źrenice jego oczu stopniowo zaczęły się powiększać, ślepia zmęczone aktem desperacji ilością przelanych łez wpatrzyły się w twarz przywracającej go do porządku kobiety. Grymas złości malujący się na jego twarzy przemienił się w oblicze zdziwienia i niedowierzania. W geście oniemienia przetarł dłonią oczy. 

- Eleonor… ALe jak.? 

Przecież to niemożliwe sam widziałem jak oddała ostatnie tchnienie w obronie swojej rodziny, przecież na łożu śmierci prosił bym poświęciłem swoje nędzne życie dla twoich pobratymców. Tysiąclecia spędzone w odosobnieniu, by niczym zmora zobaczyć najcudowniejsza twarz, o której chciałbym zapomnieć od wieków zamieniając swe serce w głaz tak, aby nie dławić swej głowy żalem, smutkiem a nawet nieskończoną rozpaczą. 

Zaciętość zaczęła mieszać się z zadowoleniem w oczach i posturze alfy. Złość malująca się u człowieka nie umknęła przecież jej uwadze, nawet nie starał się skryć emocji. Jednak nie zauważyła względnie żadnego sprzeciwu, co do aktualnego planu działania, a to się liczyło najbardziej dla niej, dlatego też wolnym krokiem skierowała się do wyjścia. Chociaż nie dawała po sobie wprost tego poznać to bała się tego, z czym będzie musiała mierzyć się, być może sama. Odwróci uwagę zagrożenia? Być może nie podoła? Nerwowość można było zauważyć choćby w geście delikatnego pocierania kciuka oraz palca wskazującego o nadgarstek drugiej ręki. 

- Kim ty jesteś?  Czemu przybrałaś oblicze, o którym chciałbym zapomnieć? Czy naprawdę poświęcenie dla waszego świata nic nie znaczy skoro czytasz w moich myślach. Czemu czynisz takie bezeceństwa.

Zatrzymała się tuż przed ścianą bluszczu, który przepuszczał nikłe promienie porannego światła do wnętrza jaskini. Bez cienia emocji wysłuchiwała słów, jakie potrzebował wyrzucić w jej stronę zmoknięty mężczyzna. Dla niej był to kolejny bełkot, majaki kogoś, kto nie potrafi zostawić przeszłości za sobą. Dopiero po chwili obróciła się delikatnie, aby zwrócić głowę w jego kierunku.  

 - Bezceństwa? - Zdziwiła się, mrużąc ślepia. - O czym ty do mnie mówisz? Nie masz reliktu, a nadal się kruszysz.. - Może to nie on był problemem? Może sam się ograniczasz?. Nie dokończyła myśli, ponieważ jej rozmówca zdawał się ją ignorować, skupiony na własnym przekazie.

Mężczyzna powolnym ruchem zaczął podnosić swoje ciało z posadzki, na której wcześniej spoczywał. Po czym pomału zaczął się zbliżać w stronę, Jessiki. Jego twarz posmutniała gwałtownie a oczy poczęły szklić się kroplami łez, które z trudem powstrzymywał idąc przed siebie.

 - Pytasz kim jestem - nikim. Pytanie, które trzeba zadać brzmi inaczej. Lecz zanim na nie odpowiem powiedz czemu przedstawiasz mi te oblicze, Czy nie mało wycierpiałem dla was nieludzi potocznie zwanych przez głupców potworami.  Zanim powiedział następne zdanie upadł na prawe kolano, opierając się ręką o pobliski przewrócony regał. Uniósł głowę by ponownie spojrzeć w twarz nieznanej mu kobiety. -To ich zwiadowca Elgron był pierwszy którego pojmałem. Strzeżcie się jego ognistego gniewu. wydukał wpatrzony w przywódczynie watahy. By w końcu ulec olbrzymiemu zmęczeniu, które towarzyszyło mu od dawien dawna. Ostatecznie jego oczy pogrążyły się w ciemności.

Cóż, słuchała, choć odnosiła wrażenie, że nie jest to na miejscu oraz tracą sekundy, będące na wagę złota. Zdawać by się mogło, że w tamtym momencie otaczający ich chłód bił od postawy i oczu samej alfy, chociaż to tylko złudnie odzwierciedlało dystans, jaki starała się zbudować, aby nikogo nie zawieść. Do momentu aż upadł  stała w bezruchu. A później?

 - Niech Maks go przebada przy okazji... Na miarę swoich sił. - Rzuciła zanim zniknęła na roślinną kotarą, nie bacząc na to, jak odbiorą ją Aerin oraz Yalc. Po wyjściu alfy, smok zatrzepotał skrzydłami, wskazując na swój grzbiet, który w tej postaci mógł przyjąć choćby część ciężaru nieprzytomnego ciała.

***

- Szanowna pani znalazłam jeden z wielu artefaktów i to ja byłam osobą, która spowodowała do Was dotarcie mroźnej temperatury. - Rzekła Ithiliel i lekko dygnęła przed alfą w celu okazania jej szacunku.

W pierwszym odruchu, widząc postać biegnącą w jej kierunku, płomienie rozbłysnęły w jej dłoniach. Szybko zdała sobie jednak sprawę, że było to niepotrzebne. Chociaż odrobinę się uspokoiła, to nie ona zgasiła ogień, lecz chłód bijący od artefaktu.

- Jesteś sama? Nie spotkałaś nikogo w pobliżu? - To były pierwsze pytania, jakie padły w jej ust. Bezpieczeństwo, obowiązki, nie mogła zejść z gardy, której nabrała.

sobota, 14 stycznia 2023

Wątpliwość

Yalc powoli kroczył w stronę jedzenia. Gdy tylko Hyoko zbliżył się do niego wystarczająco blisko, żeby mógł usłyszeć Yalc zaczął mówić.

- Słuchaj. Rozumiem twoje obawy i uprzedzenia, aczkolwiek nie sądzisz, że to nie jest odpowiedni moment na takie rzeczy? Poza tym jak zaznaczyłem Stellius... Zrobił co zrobił. Każdy popełnia błędy, także ja i ty. Ale również każdy ma szanse je naprawić. Gdyby nie on to nie byłoby tu na przykład mnie. -Uśmiechnął się delikatnie w stronę towarzysza. 

Gdy oboje dotarli do zapasów wziął tyle ile dał radę i zaczął kroczyć z powrotem w stronę reszty watahy. Gdy tylko dotarł na miejsce zaczął powoli rozdawać każdemu jedzenie i gestem pokazał Hyoko, żeby zrobił to samo.

Wysłuchał słów Yalca, zakańczając je delikatnym prychnięciem, jakby został przyrównany do wilkołaka gorszego sortu, pomimo tego iż nie był dużo silniejszy od niego. Ale właśnie za takiego się uważał; za ideał, który przewyższa wszystkich tu zebranych, jak i inne gatunki. Naprawić błędy... Są czyny i słowa, których nie da się naprawić. Raz stłuczona porcelana nie sklei się na nowo. A osobnik bez serca, nie może go nagle zyskać., pomyślał.

- Mniejsza już o tą mała, wyszczekaną chihuahuę. - Rzekł, mając na myśli Stelliusa. - Chociaż w prawdzie uważam, że on nie potrafi być częścią społeczności i prędzej czy później obróci się to przeciwko nam.. - Dopowiedział ciszej. Następnie skoczył kilka kroków naprzód, zatrzymując volfa. Swoje przebiegłe spojrzenie utkwił w oczach Yalca. - Skoro twierdzisz, że rozumiesz moje niepokoje to posłuchaj również i tego.- Na chwilę zamilkł, a widząc, że volf z spokojem słucha jego słów, kontynuował. - Widzę sprawę tak. Jesteśmy osłabieni, alfa, której rozkazy ślepo wykonujesz coś przed nami ukrywa, skądś wydobywa się ciężka do określenia energia, a my jeszcze sprowadzamy tutaj przybłędy niewiadomego pochodzenia. 

W trakcie swojej wypowiedzi krążył wokół niego jak drapieżnik, agresywnie kiwając białym ogonem na boki. 

 Z czego po jednej nie wiemy, czego powinniśmy się spodziewać. - Powiedział półgłosem, mierząc volfa od stóp do głów, chcąc wiedzieć jakie jego słowa wywarły na nim wrażenie. Oczekiwał szczerości. Po chwili wycofał się jednak, zgarniając zwierzynę swoją telekinezą. Dzięki temu mógł wziąć jej znacznie więcej. - Szkoda mi będzie, jeżeli dom, w który włożyłem swój wysiłek upadnie przez bezmyślność. - Odezwał się, udając się w kierunku zebranych przy ognisku. Nic więcej nie powiedział, będąc skupiony na niesieniu smakołyków.

Przebiegłe spojrzenie Hyoko odbił spokojnym i opanowanym spojrzeniem które jak liczył zbije nieco pewność siebie rozmówcy. Aki również chciała brać w tym udział więc wskoczyła na łeb Yalca i przekręciła głową na bok tak że jedno oko cały czas obserwowało Hyoko. Z perspektywy trzeciej osoby wyglądało to dość zabawnie. Mimo że na zewnątrz Yalc nie dawał po sobie poznać żadnych emocji to w głębi czuł się bardzo nieswojo-Jesteśmy w złej sytuacji, owszem, ale zauważ że żeby wyjść z takiej sytuacji nie możemy tworzyć wewnętrzych konfliktów i buntować się. Słucham rozkazów Alfy bo wszystko się posypie. Jeśli chodzi ci natomiast o Betę to aktualnie robi rzeczy tak poufne że nawet nie można powiedzieć szczątka informacji na ten temat. Jeśli chodzi o przybłędy, to ryzykowały życiem, żeby uratować Stelliusa. Gdyby nie były godne zaufania nie przyprowadzałbym ich tutaj. Za kogo ty mnie masz? Nie sprowadziłbym nieszczęścia na nasz dom...

Tutaj zrobił małą pauzę, skupiając się przy tym na kręgach, które Hyoko zataczał wokół niego. Emocje zeszły z niego i był ponownie całkiem opanowany przez co zmierzenie go od stóp do głów Hyoko nie zrobiło na nim większego wrażenia

-Poza tym nie wiadomo czy Stellius tu zostanie. To decyzja Alfy. Co nam jeszcze zostało? Ach! Tak. Ta dziwna energia, którą czuć z daleka. Co do niej to Alfa i Nethermore (taka hybryda która również pomogła przy ratunku, poznasz ją wkrótce... Nadawałaby się na wojownika swoją drogą)-Sprecyzował-Oraz jej smok i chyba smok Alfy pracują nad tym teraz. Jess wysłała mnie tutaj żebym zajął się wami, co właśnie robię-Zakończył dość długi monolog po czym dodał-Możemy iść?-Yalc zaczął się niecierpliwić. Sam był głodny i nie wiedział ile jeszcze wytrzyma z pustym żołądkiem.

Jessika chcąc nie chcąc ma zbyt dobre serce, a to nie zawsze wiąże się z rozsądkiem i mądrymi decyzjami, przeszło wilkołakowi przez myśl, kiedy Yalc do niego przemawiał. Zatrzymał po usłyszeniu, że volf ma coś jeszcze do dodania. - Nie ja tworzę wewnętrzny konflikt, ale sekrety osób wyższych, które w danej sytuacji nie powinny mieć miejsca. - Zauważył. - Załóżmy, że beta ma osobiste porachunki, sprawę do zamknięcia.. jako rodzina, za którą uważa nas alfa powinniśmy wiedzieć choć tyle. - Powiedział prawdę, z którą ciężko było się spierać.

W końcu samą alfę gryzło to, że od końcówki wiosny robi dobrą minę do złej gry, jednak znikała również często, szukając tropu przyjaciółki lub też smoka. Chociaż całe wspominanie o rodzinie w ustach Hyoko miało zabawny wydźwięk. Lubił bywać na uboczu, ale rzeczywiście potrafił dogadać się z niektórymi wilkołakami w stadzie. Zwłaszcza tymi, które również doceniały wyższość wilczej formy nad ludzką, której tak nienawidził i traktował jak swoją słabość. 

- Zwłaszcza, że Jessika odkąd zaczęło się lato z jakiegoś powodu często zdawała się być bardziej obecna ciałem niż umysłem. - Wyjaśnił swój punkt widzenia. 

Być może rzeczywiście Lili miała ważny powód, aby opuścić watahę na dłuższy czas, ale w takim razie, z jakiego powodu traktowali to jak informację ciężką do przekazania? Dlaczego Jessika unikała tematu jak ognia? Już od pewnego czasu Hyoko coraz bardziej był podejrzliwy w tej sprawie, zwłaszcza, że spędził trochę czasu przebywając z betą, poznając jej charakter oraz stosunek wobec stada. Zmrużył ślepia. Spojrzał najpierw na Yalca, później na Aki. W końcu rozluźnił się. 

- Marnujemy teraz czas. Chodźmy zanim wszyscy  posłabną z głodu. - Urwał dyskusję.

 Był kłótliwy, jak i uwielbiał bycie złośliwym czy uszczypliwym. Ale znał granice. Wróćmy do tematu z alfą, kiedy nadarzy się ku temu odpowiednia sposobność.

Yalc postanowił zwyczajnie wszystko przemilczeć. Hyoko miał rację, a sam Yalc nie czuł się dobrze z tym co aktualnie robi, ale nie miał żadnego wyboru. Gdyby powiedział prawdę dolałby oliwy do ognia, który już i tak jest na tyle duży, że nie potrzeba niczego do niego dolewać. Yalc musiał podobnie do Alfy robić dobrą minę do złej gry i unikać tematu.

Gdy oboje skończyli rozdawać jedzenie Yalc usiadł ze swoim kawałkiem na uboczu i zaczął go powoli konsumować i rozmyślać. Zastanawiał się nad wszystkim, co obecnie działo się zarówno tutaj, jak i poza terenami watahy. Yalc był mocno przytłoczony ilością problemów jakie spadły na głowę całej watahy, w dodatku nie ma z nimi Bety... Miał jedynie nadzieje, że wszystko się ułoży. W pewnym momencie jednak poczuł zapach... OBCEGO? Na terenie watahy? Niemożliwe! Czy są właśnie atakowani? Zostawił jedzenie i czym prędzej pobiegł w kierunku z którego wydobywał się zapach. Jak okazało się dobiegał on z jaskinii Jess.

- Cholera... - Mruknął pod nosem i wszedł do środka spodziewając się najgorszego.

***

Mężczyzna zaczął rozglądać się po tłumie, który ze smakiem zajadał się przyniesioną zwierzyną. Był to moment chwilowej ulgi, a pomiędzy wilkami sypały się jak najbardziej codzienne i błahe dyskusje. Nic z tych rzeczy nie było mu zrozumiałe w tym momencie, skoro chwilę temu tematem głównym było bijące zagrożenie.

- Za czym tak wysilasz wzrok? - Zapytała spostrzegawcza, ruda kotka. Pyszczek miała umorusany, ale była naprawdę szczęśliwa, że udało się jej dorwać upragnioną tak sarninę. - Nie sądzę, że dostaniemy dokładkę.. - Jęknęła z zawodem.

Słysząc ostatnie słowa, medyk zmierzył z zdziwieniem drobne ciałko kotki.

- Gdzie ty chcesz zmieścić dokładkę? - Wypalił, widząc jak dużą porcję już wsunęła. - Dojedz najpierw jedną porcję. - Kolejne słowa bardziej burknął niewyraźnie.

- Skądś muszę czerpać swoją super siłę. - Odpowiedziała dumnie Yui.

- Na nic ci te twoje moce jak pękniesz z przejedzenia. - Na koniec wydał z siebie odgłos, obrazujący pękający balonik.

Stellius wstał z swojego dotychczasowego miejsca pod ścianą. Zajęci dyskusją, nie zauważyli jego pogardliwego spojrzenia. Irytujące. Najpierw cicho chrząknął, chcąc zwrócić na siebie uwagę.

- Widzieliście może tego brązowego zwiadowcę? - Postanowił zapytać.

- Yalca? - Kiedy wilkołak kiwnął powoli głową, mówił dalej. - Pewnie poszedł sprawdzić inne zakątki terenu. - Podzielił się swoim podejrzeniem Maks.

Prawda była taka, że dla wszystkich volf rozmył się jak duch w trakcie posiłku. Dokładnie w momencie, kiedy chciał się oddalić, a ruda kotka go zatrzymać w miejscu, ziemia się zatrząsał. Pierwsza fala energii wydobywająca się z Wilczego Wzgórza to było tak silne doznanie, że blondyn prawie runął z powrotem na ziemię. Czy tam właśnie nie została Luna?, pomyślał o swojej siostrze, spoglądając w górę kamiennego klifu. Chciał rzucić się biegiem w tamtym kierunku, aby dopaść źródło tej mocy, ale kątem oka zauważył jak z narastającym trzęsieniem ziemi, poddasze chroniące dolinę, staje sie zagrożeniem dla mieszkańców. Mógłby o tym wspomnieć? I tak nikt go nie posłucha. Musiał udać się na Wzgórze, ale zauważył jak odłamek skały spada w kierunku przerażonego tajemniczą siłą szczeniaka. 

- Chyort voz'mi. - Zaklął. 

Doskoczył w jego kierunku nim zdołał się rozmyślić. Kiedy go dotknął, zarówno on, jak i młody volf zmienili się w cień, dzięki czemu nie ucierpiał. Z cienistej powłoki wydobyła się ludzka dłoń. 

- Ci co chcą przeżyć mogą się mnie złapać. - Rzekł, jakby od niechcenia męski głos. - Albo radźcie sobie na własną łapę.



Potęga czasu | 4

Rames czuł się bardzo nieswojo z przepaską na oku, nadal w środku czuł niepewność i strach, jednak mimo to zachował odrobinę zdrowego rozsądku. Po kryjomu otworzył jedną z swoich farbek z którymi nigdy się nie rozstawał kapiąc farbą tak aby wyraźnie zaznaczyć sobie ścieżkę do wyjścia nigdy nie wiadomo do czego stać tego przerażającego mężczyznę. Idąc w ciemności podążając za watahą, ciągle zadawał sobie pytania. Co mnie teraz czeka? Co jeszcze pojawi się naprzeciw moich oczu? Kim jest ten ponury przeklęty człowiek? Czy oni mnie zaakceptują ? Czy mogę stać się jednym z nich? Jak tak naprawdę oni żyją? Kogo jeszcze tu spotkam? Dlaczego ta elfka odleciała, musi być równie potężna jak mój kwiatuszek wszak dosiadała potężnego smoka? Cóż to za potężny stwór jego ślepia niemal dosiadają przerażeniem moje serce. 

Hybryda widząc, co czyni młodzieniec, w myślach zwróciła się do swej smoczycy. Sylvie zamaż ślady farby Ramesa. Przez to wataha może mieć problemy. Rzekłszy to do gada, miała nadzieję, że za niedługo dowie się czegoś o niebezpieczeństwie, jakie na nich czyhało. Pupil dziewczyny zrozumiał, o co jej chodziło i od razu zabrała się do pracy. Nethermore cały czas zastanawiała się, o jakie relikty nieznajomemu chodziło. Nagle przypomniała sobie o półtorarocznym mieczu, który dzierżył władca elfów. Od broni księcia czuć było dziwną energię, więc to on mógł być jednym z reliktów. Miała ona nadzieję, że to z powodu reliktów Ithilel udała się do Elteriona. Jeżeli tak było, musiała pomóc jej w poszukiwaniach, z drugiej jednak strony nie mogła zostawić tego tajemniczego mężczyzny sam na sam z alfą. Co prawda chciał im pomóc, ale miała do niego mieszane uczucia po paru wizjach, jakimi ja obdarował.

- Przynajmniej, kiedy mówi to nie powinien tym bardziej skupiać się na drodze. - Odezwała się w końcu Alfa. 

Chociaż po sobie tego nie pokazywała jej ton głosu zdawał się mieć w sobie mniej napięcia i więcej lepszego samopoczucia. Znajdowali się już praktycznie u celu wycieczki. Aerin pierwszy przedarł się przez zasłonę pnączy, aby w końcu bezpiecznie odstawić poszkodowanego pasażera. Sama alfa zaś przytrzymała roślinność, odsłaniając przejście przed swoimi gośćmi, choć właściwie bardziej samej Nethermore, gdyż jak na razie nie był to widok zarezerwowany dla ludzkich oczu. 

- Prosto przed siebie. Aerin powinien już przyszykować miejsce dla was. - Poleciła i zaczekała aż pójdą przodem.

Rames krocząc niepewnie z powodu przewiązanych oczu, zadawał sobie kolejne serie pytań na, które nie mógł znać odpowiedzi nim się spostrzegł dotarł do celu, gdzie ostatecznie zwolna hybryda ściągnęła jego przepaskę, by w końcu ujrzał to co od wieków skrywało się na Wilczym Wzgórz. Nie jeden łowca odmieńców oddałby wszystko co miał byle odnaleźć ścieżkę do tego miejsca, a on sam w końcu był wstanie postawić swoje stopy na drodze do nowego życia, którego nie był wstanie przewidzieć nawet w najmniejszy stopniu. Jedno jest pewne od tamtej chwili jego życie zmieniło swój tor na zupełnie inną ścieżkę.

Stąpając w dół znaleźli się w przestrzeni, którą można by nazwać zarazem przed pokojem we wnętrzu groty, jak i swego rodzaju salonem, z którego widniały dwa rozchodzące się przejścia. Istny labirynt pod przytulną przykrywką. Wszystko udekorowane było w sposób bardziej ludzki niż można było sobie to wyobrazić, zważywszy, że znajdowali się na terytorium wilczej watahy, której zapach można było wyczuć przecinając granice. Wszystko to, co lycantropka wyniosła z swojego ludzkiego życia w Canis Lupus znajdowało się przed nimi. Roślinność pnąca się po skalnych ścianach oraz paprotki, jak i inne cudaczne kwiaty wyjęte z jej rodzimego wymiaru, zwisające z półek z książkami czy też między poniektórymi z jej pamiątek, dodawały uroku całości. Będąc w środku poczuła się, jakby wchodziła do swojego azylu, ale i równocześnie obnażała częściowo swoje wnętrze przed obcymi przybyszami. Aerin odłożył nieprzytomnego na większą pufkę, wysłużoną latami, co widoczne było poprzez bokami poszarpaną skórę. Sam smok skurczył się do rozmiaru miniaturki i wskoczył jak kot na jedną z wyższych półek, mając oko na całe pomieszczenie. Sprawiał wrażenie skamieniałego gargulca, który ich powitał cichym ryknięciem, aby na pewno się nie zgubili. Kotara pnączy różnorakich, którą przytrzymywała blondynka opadła i przez chwilę spowił wszystkich mrok, przerywany przez drobny blask księżyca przedzierający się pomiędzy liśćmi.

 - Twoja droga z farb poszła na marne. W taki sposób narażasz watahę na niebezpieczeństwo. Na szczęście Sylvie właśnie zmazuje ten barwnik z liści, więc nie dostaniesz ochrzanu od alfy. - Wyszeptała do ucha Ramesa, w trakcie odwiązywania tkaniny.

A więc to zainteresowało smoka.., pomyślała kobieta, niekulturalnie, ale dla swojego dobra podsłuchując szepty. Niestety zaufanie od pierwszych chwil w pełni nie łączyło się z jej osobowością, dlatego nawet kiedy hybryda pokazywała swoją lojalność, cały czas badała ją oraz jej smoka. Kiedy minęła ich na dole, wchodząc w głąb "salonu", kamienie z wymiaru mroku, posiadające namiastkę księżyca, rozświetliły się w jej obecności, ukazując przestrzeń. 

Rames zdawał się z czasem opanowywać swój lęk. Posłusznie szedł z grupą nieznajomych prowadzony do ich siedziby. Nieświadom iż dotarli na miejsce zatrzymał się by usłyszeć znajomy mu czuły głosik, który szeptał mu  do ucha jednak trafiając wprost do jego serca. Nie było to co prawda to co chciał usłyszeć, ale sam delikatny dźwięk wydawany z ust cudownej niewiasty podnosił tętno młodzieńca, całe doznanie spotęgował dotyk delikatnych dłoni rozwiązujący pętle znajdująca się z tyłu jego głowy. Dogłębnie przemyślał słowa, które trafiły do jego uszu. Uznał jednak, że nie znajdzie dla niego odpowiedniego komentarza.

 -Trzeba by szanowna alfo jak najszybciej dowiedzieć się o reliktach, o których mówił ten mężczyzna. Być może zagraża Twojej watasze śmiertelne niebezpieczeństwo. - Rzekła do hybryda i popatrzyła na Podróżującego przez wymiary. Kiedy na niego spojrzała, widać było, że zaczął on się powoli wybudzać ze stanu omdlenia, co wskazywało na poprawne działanie substancji leczniczej. O wilku mowa. - Pomyślała i obserwował dalsze poczynania, znajdujących się wokół niej osób.

Minęło kilka sekund zanim człowiek przyzwyczaił swoje oczy do światła panującego w jaskini. Pierwszą twarzą jaką był w stanie zobaczyć była twarz jego ukochanej, która wycofywała się po rozwiązaniu pętli z przepaski, która miała uniemożliwić mu dotarcie do domostwa watahy.

 -Wspanialszego widoku nie mogłem się spodziewać.  - Uśmiechnął się serdecznie. -Tak wygląda wasz dom. - Powiedział.

Przesunął się nieco, poruszając swoja głową rozglądając się przy tym z ciekawością po jaskini.

- Możecie się rozsiąść. Miejsca jest aż nad to. -  Odezwała się do nich właścicielka jaskini.

Mówiąc to zdawać by się z pozoru mogło, że przestała zwracać uwagę na swoich gości, jak i zignorowała poradę hybrydy. Zaczęła szperać w swoich rzeczach, w końcu otwierając mały kuferek, skąd wyciągnęła delikatną, błękitną tkaninę. Wtedy też obdarzyła swoich rozmówców przelotnym spojrzeniem, chcąc rozwiać ich wszelkie wątpliwości. Nie była typem lekkoducha, który bagatelizowałby sytuację. Zatem kontynuowała swoją wypowiedź.

- Czas jest tutaj cenny, ale to cierpliwość chroni przed krzywdami. - Materiał między jej dłońmi najpierw zwilgotniał, a zaraz później widać na nim wręcz było szron. Uklęknęła na przeciw poszkodowanego, zlodowaciałą tkaninę przykładając  do guza, który i tak dzięki staraniom hybrydy zmalał. - Pośpiech napędza błędy. - Dopowiedziała. - Niech tajemniczy gość powoli dojdzie do siebie. Tymczasem... - Wciąż klęcząc na ziemi, powiodła samym spojrzeniem na Ramesa. Wyrażało ono zarówno dezaprobatę, jak i pewien szacunek dla jego woli przetrwania. Nie ufał bezgranicznie bytom, pośród które wkroczył i zaraz nie działał w pełni woli swojej królowej, co było dla niej interesującym zjawiskiem. - Jak dużo wiesz o życiu takich jak my, odmieńców spoza wioski? - Zapytała. Chociaż nie było to zupełnie trafne stwierdzenie. Prawda była taka, że magiczny świat istniał również w sercu wioski, ona sama była tego częścią, ale magiczny świat jest tam podzielony i muszą bardzo uważać.

Kiedy swoim spojrzeniem alfa wróciła  do nieprzytomnego człowieka... [chyba człowieka, ponieważ ten fakt lycanka stawiała pod znakiem zapytania przez wzgląd na posiadane przez niego umiejętności i silne powiązanie z światem magii].. zastanawiała się czy mogłaby pomóc jakoś jeszcze. Chcąc nie chcąc,  w ten sposób zadawała sobie jedno pytanie - co zrobiła by Lili? Wadera, która zawsze bez większego zastanowienia wiedziała, jakie zioła zdjąć z półki oraz jak zetrzeć je z sobą, aby uzyskać odpowiedni efekt dla poszkodowanego. Jessika zaś większość czasu polegała na regeneracyjnej magii wody lub swoim własnym powiązaniem z księżycem, ale też... Dzięki swojej mamie posiadała strzępki wiedzy alchemicznej. 

- Całkiem tu przytulnie zupełnie inaczej niż wskazują na to kroniki. Miło mi być waszym gościem, jeśli chodzi o wasze cudowne jestestwo to od dzieciństwa dniami i nocami zgłębiam wasze legendy  kroniki łowców i wszelakie możliwe opowieści. Zawsze chciałem się zbliżyć do waszego magicznego świata, który napawał mnie weną odkąd byłem w stanie składać litery w szereg słów tworzących przed mymi oczami historie tak wspaniałe, że nam mieszkańcom wioski jeno przyśnić się mogły. Przede wszystkim nie nazwał bym was odmieńcami panienko lecz mistycznymi legendami, o których nam przeciętnym śmiertelnikom jeno czytać z ksiąg. 

Ostatecznie kończąc wywód spojrzał z przerażeniem w stronę mężczyzny, który nadal spowijał jego serce strachem. 

- Nie byłoby bezpiecznej go skrępować, sami widzieliście do czego jest zdolny. 

Trzeba przyznać, że skutecznie zatajają informacje o sobie, skoro ten młodzieniec wie o nich tak mało. Z resztę, gdyby nie to, iż żyję w lasach otaczających to miejsce od długiego czasu, też bym za wiele raczej o tym nie wiedziała. - Pomyślała hybryda.

- Kroniki nieraz nie mówią prawdy lub ją w większym, czy mniejszym stopniu zatajają. Nieraz też ich twórcy z obawy przed istotami, o których piszą, nie podają prawdziwych informacji. - Powiedziała. . - Na razie uważam, że nie trzeba go krępować. Poza tym, jeżeli się go skrępuje, najprawdopodobniej nie będzie chciał udzielić żadnych informacji. 

Ah, właśnie! Kącik alchemiczny! Na pewno mam imbir, który pobudza.. Tylko czy lepsza będzie kora z drzewa wiggen, a może krew trolla?, przez chwilę tchnęło ją do myślenia w tym kierunku i zastanawiając się odchyliła się nieco w tył. Przekonana była, że z pewnością, choćby sam się przebudził to przyda się coś na regenerację, a na pewno nie zaszkodzi odrobina pobudzających składników. Przecież nagle z dziwnego powodu opadał z sił, a zadany przez Ramesa cios tylko pomógł mu całkiem paść. Alfa powstała z przykucu, rozprostowując kości, wracając spojrzeniem do rozmówców.

 - Ponad to póki co nie zrobił niczego, aby nam zagrozić. - Dopowiedziała do słów Hybrydy. - Sądzę, że jeden nokaut mu wystarczy.

Choć słowa te były formą specyficznego żartu, jej spojrzenie zmierzyło artystę, wręcz przeszywając go na wskroś. Pewna etyka nakazywała jej pokazywać ludziom, gatunkowi, który wiecznie mieszał ją z błotem oraz chciał krzywdzić na wiele sposób, gdzie ich miejsce. Dopóki się na kimś nie pozna. Powoli wracała drugą nogą do rzeczywistości. Słyszała jednak, opowieść Ramesa. Nie bez powodu zadała takie, a nie inne pytanie. Nie miała pojęcia, jak długo człowiek stąpa po świecie powiązany z hybrydą. Nie wiedziała po nim żadnych skutków ubocznych, choć przyłożenie z gałęzi zdawało się być solidne. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz nocą, przeszło jej przez myśl nim się odezwała. Nie znała zbyt wielu kronik ludzkich, lecz te, które widziała dobre jedenaście, jak nie dłuższy czas temu, często omijały prawdę okrężną drogą.

 - Dla niektórych jesteśmy może i legendami, ale przyznać muszę, że wielu ludzi, z którymi miała styczność patrzyła na mnie i moich braci jak straszydła czy zmory nocne. - Na dowód swoich słów wysunęła swoje szpony, a część dłoni porosła jej czarnym futrem, zaś na drugiej częściowo białym. Uniosła kącik ust za pomocą palca wskazującego, ukazując ostre, zwierzęce kły. Jej oczy również przy tym zmieniły wygląd na bardziej zwierzęcy, a nawet można było porównać ją do demona, kiedy poza żółtą barwą tęczówek, białka coraz bardziej ciemniały. - Chyba rozumiesz? - Wypowiedziała zdanie z lekkim zapytaniem, odrobinę niewyraźnie nim opuściła dłonie i powróciła do pełni ludzkiej postaci, nie chcąc wprowadzać w większy dyskomfort człowieka, kiedy było to zbędne. Chciała tylko pokazać, że nic nie jest tak piękne, jak mogłoby się zdawać. Kiedy wysuwała wilcze kły uświadomiła sobie, jak bardzo jest głodna, ale też, że osoby przed nią na pewno nie miały nic w ustach od dłuższego czasu również. Przeprosiła dwójkę, udając się do zaciemnionego pomieszczenia.

Nethermore wyczuła zbliżające się do jaskini alfy stworzenie. Odruchowo rękę zacisnęła na rękojeści sztyletu, jednak niepotrzebnie, gdyż jak się okazało, był to jej smok. Gad był brudny farbą, którą Rames oznaczał sobie drogę powrotną, a którą Hybryda poprosiła skrzydlatego przyjaciela o jej zmazanie. Sylvie stanęła przy nogach właścicielki i spojrzała na jej zamyśloną twarz. Rany, a przecież niedawno Cię myłam. Mam tylko nadzieję, że ta farba zejdzie bez trudu i nie będę musiała Ci tego z łusek zdrapywać. - Pomyślawszy o tej rzeczy, wróciła do dalszych rozmyślań o reliktach, wspomnianych przez mężczyznę. Dziewczyna wiedziała, że Ithiliel podczas ich zbierania może zginąć, miała jednak nadzieję, że nie umrze. W końcu była dla niej jak młodsza siostra i tylko jej zaufała po wojnie z ludźmi.

Jessika, wracając do nich, z ulgą zauważyła, że smok, z którym się minęła idąc po poczęstunek, rzeczywiście był ścierać ślady okolic Wzgórza. Zapunktowało to w jej oczach, jeżeli chodzi o częściowe zaufanie, pomimo sugestii podświadomości, że ktoś mógłby chcieć ją zwieść. Zapewne roześmiała by się w swoim gronie, widząc niebieskiego smoka w czerwone plamki, lecz teraz jedynie dla wnikliwych jej oczy zdały się radośniejsze. Przynajmniej do czasu, kiedy powróciła na tor rozważań.

- Szanowna alfo, czy wiesz może, o co chodziło temu mężczyźnie, kiedy mówił o reliktach i dlaczego nazwał Cię Eleonor?

 - Nie znam żadnej kobiety o tym imieniu. - Odpowiedziała niemal od razu.

Lub też nie jestem sobie w stanie przypomnieć, dopowiedziała w swojej głowie. Nie wykluczała opcji, że po raz kolejny wyparła kogoś z przeszłości. Przeróżne, dziwne sytuacje zdarzały się w jej życiu i nawet najbliżsi grzebali w jej wspomnieniach dla "jej dobra". Jednak w tym momencie było jej to kompletnie obce imię, jak i kompletnie obcy mężczyzna, spoczywający w jej domu. Taki stan rzeczy uznawała za prawdziwy. Położyła na niskim stoliku rybne przekąski z algami oraz odrobinę suszonego mięsa. Wystarczająco, aby starczyło dla wszystkich. Przynajmniej miała nadzieję, nic ciekawszego w zapasach nie posiadała. Obok talerza znalazła się fiolka z kończącym się, żółtawo-pomarańczowym płynem. Usiadła na kupce poduszek, chcąc pokazać, że naprawdę jej meble nie kąsają.

- Nikt nie wspominał mi o osobie zdolnej spalić wszystko. Do tej pory myślałam, że jedynie jeden wilkołak ma takie.. zapędy. -  Odpowiedziała dalej na pytanie hybrydy, nawiązując do mamrotania starca. W młodości poniektóre traumatyczne przeżycia zmusiły ją do wypierania wspomnień. Zapomniała nawet o swojej rodzinie, lecz była przekonana, że żadne znaki na w lesie od bogów nie przygotowały ją nigdy na takie zdarzenie. - Pamiętam choćby pewną koronę. Noszący ją mógł doświadczać wizji, niedokładnych i wcale nie tak często.. -  Niczym lepsza wersja jej przeczucia w postaci ciarek na ogonie. Kontynuowała temat reliktów, sięgając po jednej z mięsnych kawałków, największe rarytasy zostawiając gościom. - Ale nie myślałam o tym jak o istotnej rzeczy. Póki co nie widzę z tym związku.. - Przerwała na chwilę. - Chociaż! Mogła być tworem Terona z pomocą Aureli. Musiałabym odświeżyć stare dzieje. - Powiedziała, zamyślając się nad tym.

Siedziała z podkulonymi nogami pod sobą i w zamyśleniu przeżuwała skrawek mięsiwa. Im mocniej zatapiała się w rozważania na temat przeszłości, ale i przyszłości wyspy, co stała się jej prawdziwym domem, tym mniejszy stawał się jej apetyt. Spożywanie posiłku stawało się dużo bardziej mechanizmem, który musiała odbębnić, aby nie zesłabnąć z niedożywienia. Każdy zdawał się przetwarzać wszystko, co dzisiaj się wydarzyło na swój sposób, a sam malarz najprawdopodobniej mógł mieć najwięcej wrażeń zafundowanych jak na jedną noc. Odwróciła głowę w kierunku nieprzytomnego Eldura. Z lekka zmrużyła ślepia. Jego stan był stabilny, ale... Nie dokończyła nawet swojej myśli, gdyż siła, która zatrząsnęła całą jaskinią, była na tyle mocna, że zrzuciła ją z dotychczasowego siedziska.

Chciała podnieść się z podłoża, lecz odnosiła wrażenie, jakby grawitacja przybrała na swojej mocy, wbijając ją w kamień. Albo też jak owad, który ugrzązł w kleistej mazi i mogła tylko odrobinę odepchnąć się i podeprzeć na dłoniach, co i tak wymagało ogromu wysiłku. Bezsilnie obserwowała, jak gościnna zastawa z trzaskiem ląduje na ziemi w otoczeniu licznych ksiąg. Również substancja, która miała za zadanie zregenerować albo siły “Podróżującego między wymiarami”, albo ich własne przed kolejnymi niespodziankami, najpierw przewróciła się wywołując huk. 

- Nie, nie.. - Szepnęła, widząc jak pojemnik wraz z swoją zawartością toczy się coraz bliżej krawędzi, wraz z każdym mocniejszym uderzeniem mrocznej siły. 

Yalc wszedł do jaskini i zobaczywszy tutaj chłopaka, którego wcześniej spotkał w wiosce spojrzał ze zdziwieniem na Alfę, które dodatkowo zaakcentował delikatnie przekręcając łeb na bok.

- Co on tutaj robi?- Wskazał łapą na Ramesa i po chwili skierował ją na tajemniczą i nieznaną mu postać. -I kim on... - Zanim dokończył pytanie przerwała mu je jakaś dziwna i potężna energia.

Kiedy przedmioty jak i ziemia zaczęły drżeć przez ową energię Yalc zaparł się łapami żeby nie stracić równowagi. Nie było to zdecydowanie coś znanego mu wcześniej, mimo że widział już wiele w życiu. To było coś o wiele potężniejszego od tego co mu znane.

Smok śmierci zdawał się mieć w sobie więcej siły, aby nie dać się obezwładnić w pełni dziwnej energii. Chociaż ślepia jego były podrażnione, jak tylko mógł starał się zapobiec skutkom katastrofy. Lecz nie on sam nie uratował eliksiru przed strzaskaniem się, gdyż wybrał ochronę bezbronnej lycanki przed jej własnymi pamiątkami, sypiącymi się jej na głowę. Skrzecząc, pomimo bólu, stał nad nią z rozpostartymi skrzydłami. Nagle zegar zaczął przyspieszać, a dłonie leżącego na ziemi nerwowo zaczęły zaciskać się w pięści. Z ust leżącego wydobył się przeraźliwy grymas  bólu. Wbiła pazury w kamienne podłoże, a ich zgrzyt stał się akompaniamentem dla agonalnych jęków mężczyzny.

 -Ahahaah.  Darren przeklinam cię nie pozwolę nigdy, nigdyyyy....

Oczy tajemniczego przybysza przepełnione bólem otworzyły się i zaczęły krwawić tworząc spływającą ścieżkę krwi. Zegar jakby zaczął wchłaniać całą mroczną esencji energii, a wiry całkowicie zniknął.

Darren. To jedno przeklęte imię dudniło jej pod czaszką i wierciło dziurę w pamięci. Czy nie był to człowiek? Czy on najpewniej nie powinien umrzeć? Minęło tak wiele stuleci... - W końcu kobieta poderwała się na równe nogi, lecz wraz z tą decyzją zachwiała się, wciąż obciążona przez doznania. Mina kompletnie jej zrzedła, kiedy zobaczyła, że jedyna odpowiedź na ich pytania właśnie wydaje swoje ostatnie tchnienia.

Bicie zmęczonego serca zaczynało tracić siły. Pracowało coraz wolniej, wolniej i wolniej ……Eleonor nie podołałem, wybacz kochanie nie zdołałem uratować twoich braci i sióstr ten przeklęty, szubrawy łotr zwycięży unicestwi wszystkich i zniewoli ten świat pod swoim przeklętym butem siejąc strach wśród swojego ludu. Nie mogłem więcej kupiłem im tylko drobną nieznaczącą garstkę czasu. Koniec końców zawiodłem. Oddech Eldura stawał się coraz płytszy by w końcu całkowicie zamilknąć. Zegar gwałtownie zaczął wciągać resztki energii swego właściciela.

Słysząc coraz wolniejsze bicie serca mężczyzny, Hybryda podeszła do niego, jednocześnie zdejmując jedną ręką swoją torbę.

 - Cholera. - Zaklęła pod nosem dziewczyna, widząc spływającą z oczy tajemniczego jegomościa krew. - Sylvie, chodź tu i pomóż mi go uzdrowić. - Rzekła kobieta z lekką nutą strachu w głosie.

Gad od razu podszedł do swojej właścicielki, kiedy ta wycierała krew wypływającą z jego oczy. Kiedy serce mężczyzny przestało bić Nethermore dobyła sztyletu rozcinając sobie zaraz nadgarstek, który następnie nadstawiła nad jego usta. Szkarłatny płyn spłynął do jamy ustnej osoby.

- Teraz wszystko w Twoich rękach Sylvie. Moja krew za wiele tu nie wskóra, tylko jak już to może pomóc z przywróceniem jego funkcji życiowych. Wszystko leży teraz tylko i wyłączenie w Twoich łapach. - Powiedziała Hybryda, w głębi duszy modląc się, by udało się go wskrzesić. Póki tu była nie miała zamiaru pozwolić komukolwiek umrzeć.

Smoczyca, usłyszawszy polecenie Nethermore urosła do większych rozmiarów i rozwarła paszczę, kładąc łapę na jego ramieniu. W całej jaskini pojawiła się biało-czarna mgła, a wokół gada można było wyczuć bardzo ciepły i przyjazny rodzaj magii. 

- Aerin, proszę pomóż jej. - Jessika wypowiedziała mechanicznie polecenie. 

Wyraźne zmęczenie odznaczało piętno na jej twarzy. Zaraz potem jednak spojrzała błagalnie na smoka śmierci. Smok obrócił łeb niepewnie. Może masz jakieś zatargi z przeszłości z niektórymi smokami. Może wyrzekłeś się częściowo swojego jestestwa, ale wierzę, że jesteś w stanie wzmacniać nie tylko aurę bliźniaczego smoka życia. Kiedy kolce i poniektóre łuski na jego grzbiecie zaczęły promieniować, alfa odwróciła się od całego zamieszania i przykucnęła obok osłabionego volfa. Poza oszołomieniem i przeciążeniem chwilowym nieznaną mu magią, nie wydawało się, aby stała mu się krzywda.

- Czy coś się stało w dolinie? - Zapytała, gdyż nie spodziewała się obecności towarzysza teraz. - Masz szczęście, że nic na ciebie nie spadło. - Mówiła dalej nim Yalc odpowiedział.

 - Ty, który kroczysz po ziemi i zbierasz swe żniwo śmierci, zaniechaj tego. Ty, który dusze więzisz w kajdanach, uwolnij ją. Ty, który kroczysz po pustkowiach, dając życie, ofiaruj je dla tego śmiertelnika. Obdaruj go życiem, oszczędzając osoby tutaj obecne od smutku, żalu i tragedii. Niech ofiara obecnej tu Hybrydy wilka i wampira stanie się jego nowym życiem. Niechaj cienie śmierci Cię otaczające rozwieją się, a dusza stanie się jasna i dobra. Ja Sylvie, Smok Równowagi rozwiązuję kajdany śmierci, łącząc Cię z nicią, obdarowując Ci nowe życie. - Rzekł gad, na chwilę przerywając inkantację, by później głośniej i z przypływem nowej mocy powiedzieć ostatnią frazę wskrzeszającą człowieka do życia, która w tym wszystkim była najważniejsza. - Czystość duszy - Soullighto!

Po wypowiedzeniu ostatniego zdania wokół mężczyzny zaczęła powstawać szara poświata. Widać było, że amulet osoby wskrzeszanej do życia jeszcze walczył z tym, by po chwili poddać się i roztrzaskać się na wiele małych kawałków. Po pęknięciu zegara na mężczyznę przeszedł obłok. Jak można było się domyślić były to jego siły życiowe i jego magia.

 - Ten zegar zabierał jego energię, będzie żył. Przez pewien czas nie będzie mógł jednak korzystać z pełni mocy. Smok Czasu na pewno mu pomoże z mocą, jaką dzierży. - Powiedziała osłabiona smoczyca, a zaraz po tym można było usłyszeć oddech i bicie serca Podróżującego przez wymiary. Zaraz potem widać było, jak powoli otwiera oczy.

Gdy Yalc już ocknął się z szoku wywołanego energią zobaczył umierającego mężczyznę, któremu na pomoc popędziła hybryda i jej smok. Milczał przez ten czas i zwyczajnie się przypatrywał wszystkiemu zataczając półkole wokół nieznajomego i zbliżając się przy tym do pozostałych towarzyszy. Gdy Sylvie przestała mówić Yalc obrócił się w stronę Alfy i spojrzał na nią bezsilnym wzrokiem. 

-Mam tyle pytań... - Powiedział równie bezsilnym jak jego wzrok tonem i wrócił wzrokiem do nieznajomego.

Szybko jednak uwaga alfy została rozproszona przez jedną z ksiąg, która moczyła się, na szczęście twardą oprawą, w pomarańczowym płynie. Podniosła ją, wycierając rękawem brud i zamarła, kiedy zorientowała się, że ma przed sobą skrawki opisów największego rozlewu krwi, jednego z najstarszych, zapamiętanych dni w historii Lupus Glade. Na pierwszy rzut oka nie dostała tam informacji, których już sama by nie poznała wcześniej, kończąca się znaną bywalcom frazą - Nikt nie był w stanie przeciwstawić się rządom SDWR pod przywództwem Darrena. Nastały ciężkie, ciemne czasy aż pewnego dnia zniknął wraz z najbliższymi sojusznikami.



poniedziałek, 2 stycznia 2023

Potęga czasu | WKK

 - Eh? - Yui bardzo chciała już dać upust swojemu wyrzutowi, jakoby nie darzyli jej po tym wszystkim  wystarczająco zaufaniem, a z pewnością spaliła żywcem każdego niepożądanego gościa, bez względu na otarcia. Oczywiście pomijając kości, na których naostrzyłaby swoje małe kiełki, żeby wgryźć się w soczyste mięso jako nagrodę. Może wtedy zostałby w końcu doceniona, przez kogokolwiek. Może wtedy, ktoś obdarzył by ją prawdziwą więzią. Na wzmiankę o jedzeniu jednak, wszelkie bojowe zapędy kotki, jaki smutki zostały szybko pogrzebane i z radością podreptała za Yalciem. 

- Oczywiście nie będę wybrzydzać, jestem głodna jak.. wilk. Wiesz jak to jest, nie? - Zachichotała. Żart przynajmniej bardziej był na miejscu niż lata temu w stosunku właśnie do Watahy Królewskiej Krwi, która udzielała jej schronienia, kiedy panował największy głód na tych terenach. -  ... Ale dawno nie jadłam mięska z sarny. Ludzie nie rzucają dziczyzny kotom. - Fuknęła z zawodem. 

Wszystko co najlepsze zostawiają dla siebie.

Yalc szedł powolnym krokiem w stronę pozostałych członków watahy. Martwiło go co dzieje się teraz z alfą i hybrydą które zostały stawić czoła zagrożeniu. Westchnął cicho i skierował spojrzenie na kotkę która chciała pewnie rozluźnić nieco atmosferę. 

-Jestem volfem ale tak. Wiem jak to jest-Jedynie uśmiechnął się delikatnie bo obecnie nie był w humorze do żartowania-Ludzie z reguły nie są zbyt... Sympatyczni. Szczególnie jeśli chodzi o zwierzęta albo magiczne istoty.


Stellius przysłuchując się rozmowie przewrócił oczami. Zamykał pochód swoim wolnym krokiem, zastanawiając się, co jego siostra robi w takim gronie. Dlaczego pomaga tak żałosnym bytom? Ich matka też miała dobre serce i skończyła oddając swoje życie. Ich młodsza siostra ma dobre serce i wykorzystują ją wilki z wymiaru światła. Czy to nie powinna być wystarczająca lekcja, żeby stawiać siebie na pierwszym miejscu? Oczywiście, myśląc w ten sposób był ogromnym hipokrytą. Sam wystawił się ludziom, żeby jego siostra na pewno nie została złapana przez ludzi. 

Oczywistym było, że w dolinie również poszczególne wilki wyczuły, że święci się coś niedobrego, kiedy tylko w powietrzu pojawiła się podejrzana energia. Louise, wilkołak, który czuł się jak najsłabsze ogniwo dla pozostałych, rozpalił drobne ognisko na środku z pomocą drewna i krzemienia, przy którym zebrali się wszyscy, chcąc podzielić się swoimi spostrzeżeniami. Ogień dawał przyjazną atmosferę i odpędzał chłód. Jedynie Hyoko siedział na uboczu. Języki ognia oświetlały profil jego twarzy, kiedy opierał o ścianę. Póki co nie brał czynnego udziału w dyskusji, lecz wszystkiego słuchał z uwagą. 

- Jak znam Jess, na pewno już podkłada sztylet pod gardło delikwenta. - Odezwał się medyk, Maks, chcąc uspokoić wszystkich. Co prawda, wiedział, że jego przyjaciółka nie podejmuje zbędnego ryzyka, ale też nie boi się rzucić w wir walki, jeżeli to konieczne. Zwłaszcza mając przy sobie silną betę. Lili na pewno się zjawi z odsieczą, wierzył w jej szósty zmysł.

- Nie traćmy mimo wszystko czujności. - Dopowiedział Luke. Pomimo swojej oziębłości, nie zależało mu na rozpadzie gromady, wśród, której miał schronienie i oparcie. 

- A co z betą? - Hyoko postanowił zabrać głos. Wiedział, że nie było to najrozsądniejsze i mogło wywołać zamieszanie, ale ktoś musiał podjąć tą również istotą kwestię. W końcu to ważna rola dla stada, najsilniejszy z wilków, który bronił głowy watahy w razie potrzeby i zawsze służył dobrą radą. - Gdzie od pewnego czasu kryje się nasza fioletowa wojowniczka? Czy ktoś wie?

Zapadła chwila ciszy i słychać było rytmiczne obijanie się kamienia o ziemię, którym Hyoko bawił się jak piłką z swoją zdolnością telekinezy. Każdy popadł w konsternację, próbując przypomnieć sobie czy alfa podzieliła się z nimi jakąkolwiek złą wieścią w tym kierunku. Na widok Yalca z towarzystwem, Vanessa podniosła się jako pierwsza, chcąc zadać pytanie, które nurtowało wszystkich.

- Przynosisz nam jakieś dobre wieści?

Jako ża alfy nie było a beta gdzieś zniknęła to Yalc hierarchicznie był najwyżej co niestety wiązało się z masą pytań i próśb w jego kierunku. W końcu zaczęły one padać. Pierwsze było całkiem proste ale ciężko mu było o dobre wieści. Musiał ustawić wypowiedź w swojej głowie zanim ją wygłosi więc milczał przez chwilę. Wszystkie ślepia wpatrywały się w niego wyczekując odpowiedzi. Niektóre z zaciekawieniem, inne bardziej zaniepokojone, zwłaszcza po poprzednim zapytaniu Hyoko, z kolei niektóre posiadały w sobie iskierkę nadziei. W tym czasie mała kotka, oswajała się z przedziwnym, wilczym schronieniem. Przechodziła to w jedną, to w drugą stronę, lecz cały czas pozostawała w bliskiej odległości od Yalca, nie chcąc narażać się członkom watahy.

- Uwolniliśmy Stelliusa bez żadnych ofiar i jest szansa na nowych rekrutów do watahy. -Wstrzymał się ze złymi wieściami bo nie był to odpowiedni moment na takie.

- To wspaniale! - Odpowiedziała niemal od razu zadowolona Vanessa, chwytając się namiastki pozytywów.

Wadera wolała, aby każdy z członków był dobrej myśli. Zdecydowanie ułatwiłoby do pracę wszystkim, a zwłaszcza przewodzącym stadem, którzy mają ogromne brzemię na barkach. Z uśmiechem na pyszczku odwróciła się do pozostałych. Wtedy jednak odezwał się Hyoko, ponownie.

- Racja, wspaniale. - Uśmiechnął się równie promiennie, co biała wilczyca, chcąc ją prześmiewczo naśladować. Tylko na krótki moment do wypowiedzenia kolejnego zdania. - Jeżeli nie przyniesie na nas kolejnego nieszczęścia. 

Hyoko wlepił swoje świdrujące ślepia w Stelliusa. Nie przestawał przy tym poruszania swoją dotychczasową zabawką. Złapał ją do łapy i rozpoczął kręcenie kamiennym krążkiem na czubku swojego pazura. Słowa te dotknęły dogłębnie rozmówcę, ale starał się nie pokazywać po sobie tego. Jedynie kotka spojrzała na wilkołaka z współczuciem akurat stojąc obok niego i wyczuwając nerwowe drgnienie jego ciała. 

- Czy nie będzie.. - Chciał kontynuować zamaskowany lycan.

- Przymknij się teraz, jeżeli łaska. - Przerwała mu Vanessa, po czym skinęła łbem w kierunku zwiadowcy.

Nikt zarazem dzięki temu nie podłapał tym razem zaczepki Hyoko i wysłuchali poleceń Yalca do końca.

 - Przynieście coś do jedzenia dla wszystkich. Nie wychodzimy poza teren doliny. Musimy też ustawić wartowników. Ja mogę stać jako pierwszy. Gdyby ktokolwiek miał wątpliwości to są to rozkazy alfy. - Sprostował na koniec Yalc.

- A dobrze się czujesz? Żadnych oznak osłabienia? - Zapytał medyk, który poprzedniego wieczoru zajmował się regeneracją volfa, kiedy tylko ten skończył mówić. - Jeszcze wczoraj twój organizm był naprawdę wycieńczony. - Zauważył.

- Możesz wziąć rudą wiewiórkę i wziąć porcję z stosu zwierzyny. Będę mieć oko na wejście. - Padł głos Luke'a.

Yui akurat wtedy skupiła swoją uwagę na kolorowym owadzie, który poruszał się pomiędzy łapami Luke'a. Jej ogon już kołysał się wolno na boki, a tyłek unosił się gotów do skoku, lecz kiedy usłyszała o swojej sierści w pierwszej chwili drgnęło jej ucho, a zaraz później podniosła wzrok na basiora. Zmrużyła ślepia.

- Wypraszam sobie. SZANOWNA NAJWSPANIALSZA BOHATERSKA Ruda Wiewiórka. - Dumnie wyprostowała się, bijąc łapką w własną pierś. Lecz żadne oklaski nie nastąpiły.

Yalc pokręcił łbem.

- Zapewniam was że jeśli Stellius jeszcze raz coś przeskrobie to osobiście dopilnuje żeby tego pożałował. Jednak trzeba zaznaczyć że poświęcił się dla nas bo gdyby nie on to ratowalibyśmy alfę albo opłakiwali... Kto wie. 

Spojrzał na medyka.

- Proszę zajmij się nimi. - Mówiąc to wskazał na kotke i Stelliusa. - Oni potrzebują opatrzyć rany. 

Wrócił wzrokiem do reszty. Hyoko. 

- Pójdziesz ze mną po jedzenie dla każdego. Jestem pewien że każdy tutaj umiera z głodu. Albo przynajmniej jest głodny.

Mówiąc to ruszył powoli w stronę zapasów. Nie bez powodu wybrał tego konkretnego towarzysza do pomocy. Musiał zamienić dwa słówka z Hyoko.

Luke rozpłynął się w nocy niczym duch we mgle i udał się pod jedno z wejść, które pozwalało przedostać się do doliny jaskiń. Jak najbardziej ufał swojemu instynktowi oraz zatrutym pazurom, jak nikomu innemu. Jednak dla pewności zaczepił dwójkę braci wilkołaczej krwi, aby również nie tracili czujności. Pomimo swojej kłótliwej natury w sytuacji zagrożenia, którego pochodzenia nie znali oraz nie potrafili sobie go nawet wyobrazić, byli potulni jak owieczki.

Yui siedziała z podkulonym ogonem, owiniętym wokół swoich łap. Brak reakcji na jej, jak się zdawało, próbuję poluzowania atmosfery z lekka uderzył jej kruchą pewność siebie. W końcu poczuła, jakby zrobiła coś nie na miejscu. Maks wedle życzenia Yalca, zbliżył się do dwójki poszkodowanych. Lekko pstryknął pazurami w ucho kotkę, obdarzając ją delikatnym uśmiechem.

- Dobrze, Ruda Bohaterko, szeroki uśmiech i pokaż mi te rany bitewne. - Rzekł w jej kierunku.

Kotka widząc, że ktoś poza osobami, z którymi przybyła traktuje ją sympatią, odczuła delikatną ulgę.

- Nie musisz traktować mnie jak dziecko. - Wyszeptała, chociaż w jej głosie słychać było radość i pokazała wilkowi z pomarańczowymi odznaczeniami na futrze, odcinającymi się zdecydowanie od czerni, swoje zranione i sparzone łapy.
Oczy Maksa rzuciły niewielką, zieloną poświatę, kiedy ich łapy się zetknęły.

- Widzę, że twoje mięsnie również nie są w stanie wyczerpania.. - W międzyczasie basior zerknął w kierunku posępnego, blondwłosego mężczyzny. - Ojj. Pamiętam cię bracie. - Kiwnął pyskiem w jego stronę. - W życiu nie chciałbym zadzierać z twoją armią demonów. - Zażartował medyk, udając jak przechodzą go dreszcze. Mimo to nadal nie puszczał pacjentki, która z zaciekawieniem obserwowała dwójkę wilkołaków.

- Nie była ona moja. - Odparł krótko Stellius.

Po jego głowie krążyły naprzemiennie słowa Yalca, jak i Hyoko oraz spojrzenia wszystkich dookoła. Ah tak.. Nie wiecie tego, ale mógłbym się wam jeszcze przydać. Tylko czy opłaca mi się pomagać bandzie przybłęd z Wilczego Wzgórza... Oczywiście, była ważna jemu osoba, dla której to miejsce jest całym sensem życia. I sam wpadając w sidła demona od dnia narodzin zapewne też do tego ją pokierował. Więc odpowiedź była jasna. Jak tylko się zregeneruje, porozmawia z Yalciem. Nie miał sił wystawiać się wszystkim jak na tacy. Rządzenie, rzucanie pomysłów. Nie wiedział jak jego siostra znosi to każdego dnia.

Hyoko również nie protestował. Zebrał się z miejsca już, kiedy spojrzenia jego oraz Yalca się skrzyżowały.

- Tak jest! Najsoczystsza zwierzyna z stosu ląduje najpierw do ognistej wojowniczki! - Wypalił żartem, udając się śladem Yalca. 

Yui jedynie odwróciła łeb w jego stronę z błyskiem nadziei w oczach, który szybko zgasł, kiedy dostrzegła irytujący, złośliwy uśmiech w kąciku jego ust.

- Dopilnuję, żebyś rzeczywiście podłapała smaczny kąsek. - Wyszeptał medyk i puścił oczko w stronę kotki, kontynuując swoją pracę.



Potęga czasu | 3

Spojrzenie patrzącego nieznajomego dosłownie, stała się jeszcze bardziej pozbawione życia, twarz posmutniała, a ramiona opadły niżej. Tysiąclecie cierpienia, a głupcy nadal krążą po tym świecie. Totalnie bezwładnie opadł, opierająć się o hybrydę poddając się cierpieniom nie walczą dalej z swoim bólem, zdrętwiałych niemal pozbawionych mięśni kończyn. Przyłożył  sztylet przeciwniczki do swojej szyi. Zagłębiając go na tyle by cienka strużka krwi spłynęła po nim. Hybryda widząc, co robi mężczyzna, nie była za bardzo zadowolona. Nie chciała go ranić, a co najwyżej nastraszyć. Nie była więc rada z tego tytułu, że sam robił sobie krzywdę. Usłyszawszy, że nazwał ją głupią, lekko się rozgniewała, ale postanowiła dalej zachować spokój i nie pokazywać jakichkolwiek oznak gniewu.

- Zaiste głupszej kobiety nie widziałem przez całe życie, nie jesteś godna ratunku. Eleonor wybacz. - Twarz przybysza pobladła i posmutniała.

 - Mogłabym powiedzieć o tobie to samo, że jesteś głupi, ale i też nieugięty w swoim celu, co się bardzo ceni. - Odpowiedziała szybko dziewczyna. 

- Gdybym chciał Cię zabić dawno byłabyś martwa, jej życie zostało poświęcone dla takich śmieci. Powtórzę po raz ostatni gdzie jest Alfa. 

Wycedził słabym ledwo słyszalnym głosem w stronę niezwykle silnej wojowniczki, która w wyniku szoku była w stanie okiełznać odrętwienie które niemal docierało do każdej najdrobniejszej części ciała. Jednak stojąc tak blisko tajemniczego mężczyzny, mogła stanąć twarzą w twarz z przerażającą energią, która przyćmiewa swoją intensywnością wszelkie inne doznania. W net przed jej oczami pojawiła się krótka lecz treściwa wizja, przedstawiająca stojącego przed nią mężczyznę oraz spływająca w jego rękach Alfe tak to była alfa ale tak jakby inna. Mężczyzna położył ją na podłodze wycierając krew z ust, na wpół przytomna kobieta szepcząc coś do jego uszu zamknęła oczy na wieki, a z policzków mężczyzny pomału zaczęły sączyć się drobne krople by przerodzić się w potok łez…

- Oj, nie byłabym tego taka pewna. Zabicie mnie jest niesamowicie trudne, szczególnie że mogę w każdej chwili skorzystać z pomocy smoka równowagi. - Powiedziała Nethermore z nutą tajemniczości i wredności w głosie. 

Wiedziała, że dalej będzie się pytał o alfę, więc wpadła na pewien pomysł. Postanowiła zaproponować mężczyźnie coś w rodzaju układu.  Po wypowiedzeniu przez nią zdania została obdarzona kolejną wizją. Szybko przez nią przebrnęła i tak jak ostatnio zamknęła oczy, aby uspokoić się. Po chwili je otwarła i powiedziała: 

- Powiesz mi, czemu chcesz się widzieć z alfą, a ja Ci zdradę, gdzie ona jest, jeżeli twe intencje będą czyste i szlachetne. Zależy Ci na spotkaniu z nią, więc nie będziesz kłamać. - Powiedziawszy to, Hybryda wciągnęła nosem powietrze i dopowiedziała: - Pasuje Ci taki układ? 

Zapytawszy grzecznie mężczyznę, poluźniła uchwyt na rękojeści sztyletu i odsunęła ostrze od szyi Podróżującego przez wymiary. Nie miała ona na celu, aby się wykrwawił, jeżeli rzeczywiście przybył tu w szczytnych celach.

W tym czasie białowłosa elfka westchnęła i nakazała smokowi wylądować koło mężczyzny i Hybrydy, co stworzenie posłusznie wykonało. Dziewczyna, a raczej kobieta zeszła ze swojego skrzydlatego wierzchowca i zwróciła się do Hybrydy: 

- Nie rób mu krzywdy, droga Nethremore. Nie ma złych zamiarów. 

Ithiliel wiedziała, że zapewne szuka alfy. Wytężyła wzrok w jej poszukiwaniu i po chwili znalazła ją schowaną w gęstszych zaroślach. Nie była wcale taka głupia, więc postanowiła poznać zamiary tajemniczej osoby, a dopiero wtedy zdecyduje, czy zdradzić położenie przywódczyni watahy.

 - Powiedz mi, jaki jest powód Twojej wizyty tutaj, a zdradzę Ci, gdzie jest alfa, o ile Twe intencję będą czyste i szlachetne. Jako znak zaufania, abyś się mnie nie obawiał, przywrócę Ci siły witalne, ale nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów po odzyskaniu sił. Jest ze mną Smok Czasu, który w każdej chwili może Cię pozbawić Twojej mocy władania nad czasem. 

Powiedziawszy to, elfka wyciągnęła rękę w stronę rany mężczyzny i odmówiła inkantację, znaną tylko najwyższym "magom" jej rasy, która miała na celu nałożyć na niego zaklęcie odzyskania sił i wyleczenia go.

Smok tylko kiwnął porozumiewawczo w stronę elfiej czarodziejki, znak był jasny i klarowny to bez sensu. Czar rzucony w stronę rannego mężczyzny nie przynosił żadnego skutku, a mroczna aura wkoło zegara jedynie zyskała na sile nadal jakby pochłaniając swego właściciela.

Na nic to uzdrawianie go, nic to nie pomoże. Poza moją krwią, mocą smoka równowagi i życia oraz paroma innymi rzeczami nie jest w stanie go uzdrowić. - Pomyślała Hybryda i obserwowała dalszy rozwój sytuacji.

Alfa sama do końca nie była wtedy jeszcze przekonana, co krążyło jej po głowie w momencie zrównania się jej spojrzeń oraz łuskowatego pupila. Ale pewna była, że sam Aerin już wcześniej od niej zrozumiał zalążek idei, kiełkującej w niej. Świadom już był, że najpewniej chciała podjąć swego rodzaju ryzyko, podając się jak na tacy jako cel. Zdecydowanie łączyła ją silna więź z smokiem śmierci, a teraz ponad to pogłębiała te dwójkę strata dwóch bliskich osób - Lili i smoka życia. Kobieta jednak nie zdążyła namyśleć się nad odpowiedzią, którą mogłaby przekazać smokowi, gdyż skupiła się na kolejnych słowach, które padły z ust starca. Zmarszczyła delikatnie brwi. Zaraz później metaliczna woń podrażniła jej wilcze zmysły. Nie wydarzyło się nic, co zagrażałoby życiu kogokolwiek, ale wiedziała, że musiała to przerwać i w końcu dowiedzieć się z czym przybył tenże nieznajomy. Gra w ciuciubabkę nie mogła trwać w nieskończoność, skoro ewidentnie osobnik wyglądał, jakby czas przelewał mu się przez palce. Jeżeli będzie trzeba, zabrudzi zarówno pazury, jak i kły dla najbliższych, ale jej empatyczna strona podpowiadała jej, że może nie być to konieczne... Z pewnością jeszcze nie teraz. Kto wie, co wydarzy się później.

Skierowała ciepłe spojrzenie swoich wilczych, pożółkłych oczu na smoka - Nie przejmuj się. Mam dobre przeczucie. -Przemawiały do niego. Sam Aerin kiwnął łbem na znak, że ufa jej pewności siebie i już gotując się na kolejne polecenie, wyszedł z sakiewki nim jego przyjaciółka zdążyła cokolwiek zrobić. A następnie alfa odwracając się od swojej najbliższej gadziny, poklepała dwoma placami sam środek, pomiędzy łopatkami. Dla smoka był to już znajomy gest, który oznajmiał, aby ten ubezpieczał na wszelki wypadek jej plecy. Lecz nim dała radę opuścić schronienie, nowy zawodnik dołączył do partii, którą właśnie rozgrywali tej już jakże wyczerpującej nocy. Kiedy zobaczyła długouchą na sercu zapiekła ją dawna szrama, przypominająca o poczuciu winy, kiedy pochłonięta zazdrością oraz zabieganiem o najlepszą przyjaciółkę, Lili, nie zaopiekowała wystarczająco wysoką elfką. Martwe, sine ciało skąpane w śniegu po raz kolejny zdawało się spoczywać tuż przed nią. Gęste włosy, które straciły swój blask oraz nieco oklapły zmoczone śniegiem, a mimo to nie traciły swojej miedzianej barwy. Choć cała sytuacja miała miejsce lata temu to wszystko było tak wyraźne.  - Skończmy tę zabawę. - Mruknęła pod nosem, szarpiąc za ścianę zarośli pod wpływem emocji, a zaniepokojony smok zrobił kilka susów za nią, wciąż jednak pozostając w ukryciu.

Westchnęła, wymijając zasłonę bluszczu. Szła dumnie, z podniesioną głową i zdawać by się mogło, że przepełniał ją.. gniew? Lecz najpewniej jedynie Aerin wiedział, że rzeczywiście nie był temu winny żaden z obecnych pod Wilczym Wzgórzem... Że był to gniew na własną nieudolność, słabość. Za wszystkie emocje, które dawno powinny zostać odpowiednio pochowane i pożegnane, a jednak wracają niczym bumerang. Tym, jak wyglądała i zachowywała się najpewniej przejmować się będzie później, kiedy ochłonie oraz jeżeli będzie mieć czas na rozpamiętywanie tych rozmów. Ale czy było to czymś złym? Emanowała od niej przynajmniej stanowczość i chęć obrony terenów należących się jej oraz jej rodzinie. 

- Nie przypominam sobie, abym miała spodziewać się gości, o tak później porze. - Rzekła chłodno, ogarniając spojrzeniem zebranych. 

Na widok elfki udała zdziwienie, jakby dopiero co ją dostrzegła. 

- Andaran Atish’an. - Dodała, chcąc ugościć ją w rodzimych jej słowach, które poznała spotykając się z wilkiem natury. W dosłownym przekazie znaczyłoby „Mieszkam w tym miejscu, miejscu pokoju”, a wyrazić miało zwykłe powitanie. 

Kiedy spotkała się wzrokiem z Ithiliel, natychmiast przesunęła wzrok dalej, ponieważ zobaczyła w nich martwe oczy Eden. 

- Z czym nogi przywiały cię akurat do wilków królewskiej krwi? - Odezwała się, stając kilka kroków naprzeciw mężczyzny. Pod wpływem chwili nawet nie skrzywiła się, kiedy spotkała się z tym przerażającym, pustym spojrzeniem. Alfa ignorując swoje zaburzone bezpieczeństwo, stanęła twarzą w twarz na przeciw niebywałemu przybyszowi, który słysząc kroki uniósł ponownie głowę i w końcu oboje oczu spotkało się w tym samym punkcie. Na twarzy mężczyzny pojawiły się łzy, które mimo woli zaczęły spływać po jego policzku.

- Dlaczego mnie katujecie, wiecie, że robię to dla niej. Skoro potraficie to odczytać wiecie po co przybyłem. - Wyraz smutku i głębokiego żalu pojawił się na oczach strudzonego wędrowca. -Elonor patrz dla kogo się poświęcasz. 

Widząc łzy na twarzy mężczyzny poczuła się zmieszana. Dziwnym i nie komfortowym było dla niej, obserwowanie nieznajomego w stanie takiej rozpaczy i złamania. Z początku jeszcze zastanawiała się czy nie było to naprawdę dobrze przemyślanym zagraniem, grą aktorską na pokaz, która miała odwrócić jej uwagę. Mimo to,  zaciętość zniknęła z twarzy alfy.  Przez chwilę nawet wrażenie odniosła, jakby nieodpowiednio stanęła na naprawdę już kruchym lodzie, łamiąc taflę na pół czy też nieostrożnie podeszła do z pozoru solidnego, glinianego naczynia, lecz styranego przez cały swój żywot.

 - Nie wiem, o czym do mnie mówisz. - Odpowiedziała zgodnie z prawdą na wyrzut mężczyzny. - Gdyby ktoś cię chciał katować nie stałbyś tutaj o własnej woli. Myślę, że dobrze wiesz jaki jest świat. - Dopowiedziała na myśli mając to iż znajduje się on praktycznie na obcym terenie nieproszony.

Chociaż sam wydźwięk słów był surowy, wręcz pozbawiony empatii, powiedziała to w naprawdę łagodny sposób z swego rodzaju współczuciem. Nie miała zamiaru robić komuś na złość. O ile ktoś nie zaszedł na skórę jej czy jej bliskim to nie leżało w jej naturze. Najzwyczajniej nauczyła się na licznych błędach, żeby nie ufać byle komu i uważać na potencjalne zagrożenie. W końcu nikt nie wpuszcza od tak obcych do domu. Chcąc zadać pytanie o osobę, o której przybysz wspomniał, na krótki okres czasu poczuła jak jej ciało zastyga i traci czucie, możliwość kontroli nad nim. 

Nagle czas na nowo się zatrzymał, a mgnieniu oka ręka mężczyzny znalazła się na twarzy alfy i jakby czas wrócił na nowo.  Twarz Eldura oniemiała stała się totalnie bez wyrazu. * Przecież to miraż jak, to możliwe czas nie powinien

- Jak ... - Wybełkotał, złapał się za głowę, padł na kolana - Eleonor jak przeżyłaś?? 

 - Jaka Elonor? Chyba coś musiało Ci się pomylić. - Rzekła Nethermore do mężczyzny, który zbliżył się do alfy.

Alfa cały czas była niczym skamieniały pomnik, czujący jedynie na skórze palące pieczenie w miejscu, gdzie dotknęła ją dłoń starca. Nawet, kiedy czas powrócił na swój tor, wciąż pozostała w miejscu jak zastygła. Było to doznanie zdecydowanie nazbyt osobiste, zwłaszcza widząc w oczach nieznajomego misz masz emocji. Smok śmierci w tym czasie opuścił swoją kryjówkę. Choć nie było to wprost zagrożenie dla alfy czy też zebranych jej towarzyszy, chciał, aby nie została z tym sama. Lecz kiedy dobiegł z warkotem, rosnąc z każdym krokiem, chcąc stanąć pomiędzy Jessiką a Eldurem, zauważył, że ktoś go uprzedził. A był to sam Rames.

Z sekundy na sekundę umysł młodzieńca coraz bardziej nie pojmował zaistniałej sytuacji. Jego serce biło tak mocno, że nie był wstanie słyszeć własnych myśli. W końcu jednak opanował drżenie swych rąk, a gdy hybryda przyłożyła sztylet do oponenta nie miał złudzeń, to wróg który zaraz może skrzywdzić jego ukochaną. Ostatkiem odwagi sięgną po grubą gałąź nikt nie był na nim skupiony więc zdołał podejść niezwykle blisko, w końcu gdy nieznajomy znalazł się przy Alfie wbiegł szaleńczo między mężczyznę, a alfę wyprowadzając cios w stronę mężczyzny. Był na tyle potężny, że powalił oponenta czyniąc go nieprzytomnym.

 Na powrót smok śmierci zmniejszył się i wkradł na grzbiet alfy, wplątując się pomiędzy bujne loki alfy. W jednej chwili kobieta chciała pochylić się nad zrozpaczonym mężczyzną, a zaraz później gałąź poleciała w jego kierunku. Była na tyle w szoku, że nie zwróciła wcześnie uwagi na ludzką woń. W pierwszej chwili sięgnęła ręką do sztyletu na udzie, ale dostrzegła, że człowiek nie planował atakować kogokolwiek innego. Co tu się wyprawia?, przeszło jej przez myśl. 

- Czyś ty oczadział?! - Warknęła w jego kierunku bez przemyślenia tego, że w końcu w wiosce pewnie i do tej pory walczą z skutkami żywiołu ognia. - Rzucasz się z kawałkiem drewna na przypadkową osobę? 

Widząc, że Rames wbiegał pomiędzy nich, hybryda chciała go złapać i zatrzymać, jednak nie zdążyła. Momentalnie uderzył w brzuch Podróżującego przez wymiary z potężną siłą, mężczyzna upadł na ziemię i zemdlał. 

- Coś ty najlepszego Rames zrobił. Raptus z Ciebie, jak nie wiem. - Wycedziła przez zęby w stronę młodzieńca i podeszła omdlałej osoby. 

Oczy Jessiki zdały się mieć bardziej wilczą postać dosłownie na chwilę. Do momentu aż westchnęła i osunęła się, pozwalając zająć się nim hybrydzie. Położyła jej dłoń przelotnie na ramieniu w podzięce. Hybryda obróciła go na plecy i wyciągnęła ze swojej torby flakon z eliksirem zdrowotnym, była to substancja zrobiona z magii smoka równowagi. Odkorkowała butelkę i wlała mężczyźnie całą jej zawartość do ust. Następnie wzięła go na plecy.

Ręce młodzieńca trzęsły się jak osika, chwyt na pochwyconym kiju był jednak tak mocny, że pozostał w jego ręku. Przerażające wilcze spojrzenie nieznanej mu kobiety w ułamku sekundy poluźniło chwyt i wypuścił narzędzie swojej zbrodni. Co ja najlepszego zrobiłem, ta kobieta wygląda na kogoś ważnego chyba ją rozgniewałem, ale ten łajdak groził mojej ukochanej ona wyciągnęła ku niemu sztylet musiałem dobrze uczynić.

- Doceniam twoje chęci, lecz będziesz musiał w takim razie ty odpowiedzieć mi na kilka pytań. - Alfa zwróciła się w stronę Ramesa. 

Następnie zdjęła bandaż, który zwykle obwiązany był wokół jednej z jej łap i podała go w stronę człowieka. 

- Uzdrowiłam go, jednak dostał wielkiego szoku i prędko się nie obudzi. - Powiedziawszy to, dziewczyna poprawiła chwyt i dodała: - Mam go zanieść na wzgórze szanowna alfo, czy do mojej kryjówki, gdzie nic nikomu nie zrobi?
Zapytawszy się alfę, kiwnęła głową w geście podziękowania do jej przyjaciółki Ithilieli czekała na udzielenie wytycznych.

- On jest nie przytomny. Ty również nie chce abyś znał drogę, którą podążymy. - Rzekła do młodzieńca, a następnie zwróciła się do hybrydy. - Pomogę ci i udamy się do mnie. Będę musiała też zajrzeć do Yalca.

 -Panienka wybaczy ja nie chciałem panienki zgniewać. Jam jest Rames nadworny artysta malarz wioski Canis-lupus oraz Kielch miłości dla tej o to najwspanialszej damy w jednej osobie. Czystą przyjemnością będzie udzielić szlachetnej panience odpowiedzi na wszelkie nurtujące pytania. - Odezwał się Rames.

Opanowując swoje nerwy, uniósł swój berecik lekko trzęsącymi się rękami na znak powitania, i skłonił się na powitanie nowej nieznanej mu niewiasty. Po czym cichym szeptem przemówił w stronę swojej wybranki serca. 

- Najdroższy kwiatuszku nie gniewasz się na mnie, wszak ja dla ciebie to uczynił. On był taki przerażający, gdyby tylko włos panience spadł choćby z głowy gorzej bym potraktował tego delikwenta.  

Spojrzał wymownie w stronę leżącego przeciwnika, dopiero teraz po tym jak się opanował dostrzegł ślady łez i smutek na twarzy młodzieńca o rysach twarzy starca. Kim on jest dlaczego mam wrażenie, że jest bardzo starym człowiekiem skoro po jego ciele widać jakby miał co najwyżej kilka wiosen więcej od mnie.

Ithiliel moje drogie dziecko wracaj do pałacu wiatrów. Rozległ się stary zapomniany głos Wielkiego mistrza magi To już pora byś poznała swoje przeznaczenie ten który przybył jest jego zwiastunem nie mamy czasu pora spotkać się z wielkim księciem. Tylko raz w życiu Ithiliel miała okazję dostąpić tego zaszczytu, jednak ten przywilej wówczas nie należał do najprzyjemniejszych.

- Jak mam się na Ciebie nie gniewać? To, iż ktoś wydaje się straszny, to nie znaczy, że jest równie niebezpieczny. - Rzekła Hybryda w stronę młodzieńca, wzięła głęboki oddech na uspokojenie emocji i dodała: - Najpierw myśl, a potem działaj no, chyba że chcesz przy pierwszej lepszej okazji zginąć. Ostatnie wypowiedziane przez dziewczynę zdanie było pełne gniewu i frustracji, a czym również świadczył jej podniesiony ton głosu. Dziewczyna nie była zadowolona z interwencji Ramesa, w myślach przyrzekła sobie, że z nim na ten temat porozmawia. Nethermore spojrzała na Ithiliel, która wahała się, co ma zrobić, czy pozostać z nimi, czy też udać się na audiencję do księcia elfów. Kiwnęła w stronę elfki, co miało znaczyć: "Idź, jeżeli sytuacja jest ważna." Odwróciwszy głowę, poprawiła uchwyt i podążyła za Alfą.

Jessika dostrzegła, że człowiek wygląda na wielce przerażonego. Nie mogła mu się dziwić. Znalazł się w kompletnie dla siebie innym świecie, który znajomy mógł być mu jedynie z legend i własnych wyobrażeń, a dopuszczając się ataku na obcego osobnika, tylko brnął w to głębiej. O ile samo nawiązanie swego rodzaju "paktu " z Hybrydą nie było wystarczające, aby oddalić go od człowieczeństwa. Chociaż teraz będą musieli nieco dłużeje poczekać, aby rozwikłać sprawę tajemniczego mężczyzny, nie mogła winić żadnej osoby postronnej. Sama była zagubiona w tym, co zaszło u podnóża Wilczego Wzgórza i z początku obawiała się zagrożenia z jego strony. Dlatego nie działam pochopnie, pomyślała, choć nie do końca była to prawda. Nawet i jej zdarzały się akty lekkomyślności i porywy uczuć. Kiedy prowizoryczna broń młodzieńca upadła, żółć zniknęła z jej oczu stopniowo, a zastąpiła je łagodna, błękitna toń. Przyciągnęła na powrót swoją dłoń wraz z zawartością, kiedy poczuła się zignorowana wraz z swoim gestem. 

- Nie chowam urazy. - Rzekła. - Co więcej podziwiam to, że stoisz tutaj, chociaż trzęsiesz się jak osika na wietrze. - Zauważyła, pazurem nakreślając jego posturę. 

Tak samo jak dziwiło ją jego otwarte przyznanie się do bycia kielichem. Czy nie było to częściowym zagrożeniem dla hybrydy, gdyby ktoś go zabił? Znała jedynie strzępki informacji o zwyczajach oraz klątwach wampirów, ale same hybrydy były jej obce. Zatem wiedziała tylko, że kiedy ktoś zabije kielich, wampir może nawet sam umrzeć. Wzrokiem prześlizgnęła na Nethermore, myśląc o tym, jak znakomicie musi działać urok osobisty jej wampirzej strony, że broni ją pomimo strachu. Tak przynajmniej się jej zdawało biorąc po uwagę strzępki informacji.

 - Ale twoja dama ma rację. Powinieneś uważać na kogo się rzucasz. - Dopowiedziała i pozostawiła dwójkę samą sobie, podchodząc do nieprzytomnego.

Mimo to szepty wcale nie umykały jej uwadze chcąc nie chcąc, lecz nie było to teraz dla niej istotne. 

 - Miejmy tylko nadzieję, że ocknie się szybko i będzie w stanie rozmawiać.. - Wymruczała pod nosem bardziej, gryząc czubek swojego pazura.

Nieznajomy po ciosie wroga popadł w głęboki sen, jego siły witalne co prawda wróciły do normy ale mimo usilnych prób nie wzrastały ponad minimalny poziom jaki wyczuwalny był podczas waszego spotkania. Tajemniczy zegar, który przewidziany był do jego ciała wraz z płaszczem opasującym jego ciało, jakby w całości wysysał jego energię i przetwarzał ją w potężną mroczną esencję potęgując ją do niewyobrażalnych rozmiarów. 

 Ulgę odczuła, kiedy zaczął coś mamrotać. Powoli szerzej otworzyła ślepia, wsłuchując się w jego słowa. Po kilku chwilach zaczął jednak majaczyć, a z jego bełkotanych słów, wyraźnie było słychać kilka zdań powtarzanych kilkakrotnie.

- On wróci spali wszystko zostaną tylko ludzie….Trzeba odnaleźć resztę boskich reliktów .... Eleonor dlaczego ci głupcy ich nie odnaleźli przez te setki lat. 

Ithiliel słysząc w swojej głowie głos mistrza, wahała się, czy udać się na audiencję. Kiedy zobaczyła wzrok Nethermore wiedziała, że musi się udać na jedną z wysp. Zanim jednak opuściła wilcze wzgórze w słowa, które wymamrotał mężczyzna. Trzeba powiedzieć o tym, co usłyszałam mistrzowi. - Pomyślała elfka i wskoczyła na swojego skrzydlatego wierzchowca. 

- W drogę Mornloth, lecimy w stronę Msalion. - Rzekła do smoczycy, a ta potężnym machnięciem skrzydeł wzbiła się w powietrze, powodując utworzenie się tumanów kurzu. 

- Chodź przyjacielu. - Odezwała alfa się w stronę swojego smoka, a smok śmierci wyskoczył momentalnie czując jej zaniepokojenie oraz chwytając w swoje łapy nieprzytomnego starca, kiedy zwiększył się wystarczająco. 

Wciąż pozostała jeszcze jedna kwestia. Bez względu na to jak dobrze Rames zaznajomiony jest z hybrydą, która właśnie udzielała wsparcia jej watasze, nadal pozostawał człowiekiem. Już raz ludzie prawie znaleźli się na ich terenach, mogąc wywołać nie małe zamieszanie. Wolała, aby dalej jak najwięcej sekretów pozostało właśnie w tejże nieznanej im postaci. A zwłaszcza jaskinia jej czy bety, które sprytnie skryte są w gąszczu na wzgórzu. Omal o tym nie zapomniała na nowe wieści. Zatrzymała się po kilku krokach.

 - Byłabym bardzo wdzięczna, gdybyś zakryła oczy swojemu żywicielowi. Jeżeli to nie problem.. - Zwróciła się do Hybrydy.

Młodzieniec mimo strachu czuł się tak podekscytowany wszak słowa zarówno tajemniczej nieznajomej, jak i jego wybranki serca były karcące jego ostatnie zachowanie, jednak rządne z nich nie wykluczało jego znajomości. Na bogów to się dzieje naprawdę mityczne stworzenia, o których śniłem w swych snach po czytaniu rozlicznych baśni. Stoją właśnie na przeciw mnie żyw. Ponadto jedna z najwspanialszych kobiet jakie stąpają po tym świecie nie odrzuciła mego wyznania miłości, jestem przy niej i tak już zostanie, co może być wspanialsze dla mężczyzny niż odnalezienie szczęścia w objęciach kochającej go kobiety, którą będzie mógł bronić i okazać wszelkie wspaniałości tego świata by dzielić się całym jego szczęściem. Podążał zgodnie z wolą hybrydy w stronę obozu, a gdy tylko alfa poprosiła go o zakrycie swych oczu, nie sprzeciwiał się jedynie postanowił skompletować towarzyszkę swej podróży.

- Rozumiem twoje obawy i uczynię jak rozkażesz, jednakowoż więc, że  me oczy oślepione są cudownym blaskiem, od którego nie sposób oderwać swych oczu. Kończąc zdanie spojrzał głęboko w oczy Nethermore.

- Oczywiście, że zasłonię temu oto młodzieńcowi oczy. Nie mogłabym przecież dopuścić do tego, aby jakikolwiek człowiek znał położenie głównego terenu watahy. - Powiedziała dziewczyna, podchodząc do zakochanego w niej młodzieniaszka i zakryła mu oczy czarnym, jak smoła kawałkiem tkaniny.

Nie musząc dźwigać nieznajomego mężczyzny, była szczęśliwa. Fakt, że mogła dźwigać dość ciężkie rzeczy, ale jej organizm w pewnym stopniu był wyczerpany tymi nagłymi zmianami czasu, dodatkowo musiała też kontrolować swoją wampirzą stronę, aby ta poprzez zapach krwi nie wymknęła się spod kontroli.

- Wdzięczna jestem, że rozumiecie to oboje. - Jedyne i proste, ale naprawdę wyrażające aprobatę zdanie, które dało się usłyszeć z ust alfy nim zaczęli piąć się dalej w górę zbocza. 

 Następnie przewróciła oczyma na kolejne romantyczne podchody młodzieńca względem hybrydy. Że też znajdował chwilę na porywy serca w sytuacji poważnej, takiej jak ta. Było to dla niej co najmniej niezrozumiałe, choć czy też uderzająco podobnie nie zachowywała się ona i Kai? Porywcze czasy młodości, kiedy to miłość była pierwszorzędną wartością... Prowadząc cały pochód, pozwoliła im toczyć rozmowę między sobą. Czas na dyskusję znajdzie się na miejscu, jak i planowanie, co powinni zrobić w następnej kolejności. Doglądała w tym samym momencie co jakiś czas starszego mężczyznę, którego niósł smok. Zdawać by się mogło, że jego stan na chwilę obecną był stabilny. Podrapała Aerina po łuskowatym grzbiecie. Z jednej strony dziękowała w ten sposób pupilowi za wysiłek, jak i za razem dodawała otuchy samej sobie.

 - Byś już przestał tyle gadać i dał człowiekowi usłyszeć własne myśli. - Rzekła Nethermore do wiecznie mówiącego Ramesa, trzymając go za ramię, aby ten się o nic nie przewrócił.

 Jej myśli krążyły wokół słów mężczyzny. Mówił on i jakiś reliktach i o kimś, kto ma powrócić. Gdzieś już o tym czytała, ale nie mogła sobie przypomnieć nic na ten temat. Zupełnie tak, jakby ktoś wymazał jej to z głowy. Musiała ona jak najszybciej ocucić mężczyznę, żeby ten, jak najszybciej powiedział, o co mu chodziło. Być może kontynentowi zagrażało niebezpieczeństwo, a wczesna informacja o tym mogłaby jego mieszkańców uratować.

- Przynajmniej, kiedy mówi to nie powinien tym bardziej skupiać się na drodze. - Odezwała się w końcu. Chociaż po sobie tego nie pokazywała jej ton głosu zdawał się mieć w sobie mniej napięcia i więcej lepszego samopoczucia. Znajdowali się już praktycznie u celu wycieczki.