sobota, 14 stycznia 2023

Potęga czasu | 4

Rames czuł się bardzo nieswojo z przepaską na oku, nadal w środku czuł niepewność i strach, jednak mimo to zachował odrobinę zdrowego rozsądku. Po kryjomu otworzył jedną z swoich farbek z którymi nigdy się nie rozstawał kapiąc farbą tak aby wyraźnie zaznaczyć sobie ścieżkę do wyjścia nigdy nie wiadomo do czego stać tego przerażającego mężczyznę. Idąc w ciemności podążając za watahą, ciągle zadawał sobie pytania. Co mnie teraz czeka? Co jeszcze pojawi się naprzeciw moich oczu? Kim jest ten ponury przeklęty człowiek? Czy oni mnie zaakceptują ? Czy mogę stać się jednym z nich? Jak tak naprawdę oni żyją? Kogo jeszcze tu spotkam? Dlaczego ta elfka odleciała, musi być równie potężna jak mój kwiatuszek wszak dosiadała potężnego smoka? Cóż to za potężny stwór jego ślepia niemal dosiadają przerażeniem moje serce. 

Hybryda widząc, co czyni młodzieniec, w myślach zwróciła się do swej smoczycy. Sylvie zamaż ślady farby Ramesa. Przez to wataha może mieć problemy. Rzekłszy to do gada, miała nadzieję, że za niedługo dowie się czegoś o niebezpieczeństwie, jakie na nich czyhało. Pupil dziewczyny zrozumiał, o co jej chodziło i od razu zabrała się do pracy. Nethermore cały czas zastanawiała się, o jakie relikty nieznajomemu chodziło. Nagle przypomniała sobie o półtorarocznym mieczu, który dzierżył władca elfów. Od broni księcia czuć było dziwną energię, więc to on mógł być jednym z reliktów. Miała ona nadzieję, że to z powodu reliktów Ithilel udała się do Elteriona. Jeżeli tak było, musiała pomóc jej w poszukiwaniach, z drugiej jednak strony nie mogła zostawić tego tajemniczego mężczyzny sam na sam z alfą. Co prawda chciał im pomóc, ale miała do niego mieszane uczucia po paru wizjach, jakimi ja obdarował.

- Przynajmniej, kiedy mówi to nie powinien tym bardziej skupiać się na drodze. - Odezwała się w końcu Alfa. 

Chociaż po sobie tego nie pokazywała jej ton głosu zdawał się mieć w sobie mniej napięcia i więcej lepszego samopoczucia. Znajdowali się już praktycznie u celu wycieczki. Aerin pierwszy przedarł się przez zasłonę pnączy, aby w końcu bezpiecznie odstawić poszkodowanego pasażera. Sama alfa zaś przytrzymała roślinność, odsłaniając przejście przed swoimi gośćmi, choć właściwie bardziej samej Nethermore, gdyż jak na razie nie był to widok zarezerwowany dla ludzkich oczu. 

- Prosto przed siebie. Aerin powinien już przyszykować miejsce dla was. - Poleciła i zaczekała aż pójdą przodem.

Rames krocząc niepewnie z powodu przewiązanych oczu, zadawał sobie kolejne serie pytań na, które nie mógł znać odpowiedzi nim się spostrzegł dotarł do celu, gdzie ostatecznie zwolna hybryda ściągnęła jego przepaskę, by w końcu ujrzał to co od wieków skrywało się na Wilczym Wzgórz. Nie jeden łowca odmieńców oddałby wszystko co miał byle odnaleźć ścieżkę do tego miejsca, a on sam w końcu był wstanie postawić swoje stopy na drodze do nowego życia, którego nie był wstanie przewidzieć nawet w najmniejszy stopniu. Jedno jest pewne od tamtej chwili jego życie zmieniło swój tor na zupełnie inną ścieżkę.

Stąpając w dół znaleźli się w przestrzeni, którą można by nazwać zarazem przed pokojem we wnętrzu groty, jak i swego rodzaju salonem, z którego widniały dwa rozchodzące się przejścia. Istny labirynt pod przytulną przykrywką. Wszystko udekorowane było w sposób bardziej ludzki niż można było sobie to wyobrazić, zważywszy, że znajdowali się na terytorium wilczej watahy, której zapach można było wyczuć przecinając granice. Wszystko to, co lycantropka wyniosła z swojego ludzkiego życia w Canis Lupus znajdowało się przed nimi. Roślinność pnąca się po skalnych ścianach oraz paprotki, jak i inne cudaczne kwiaty wyjęte z jej rodzimego wymiaru, zwisające z półek z książkami czy też między poniektórymi z jej pamiątek, dodawały uroku całości. Będąc w środku poczuła się, jakby wchodziła do swojego azylu, ale i równocześnie obnażała częściowo swoje wnętrze przed obcymi przybyszami. Aerin odłożył nieprzytomnego na większą pufkę, wysłużoną latami, co widoczne było poprzez bokami poszarpaną skórę. Sam smok skurczył się do rozmiaru miniaturki i wskoczył jak kot na jedną z wyższych półek, mając oko na całe pomieszczenie. Sprawiał wrażenie skamieniałego gargulca, który ich powitał cichym ryknięciem, aby na pewno się nie zgubili. Kotara pnączy różnorakich, którą przytrzymywała blondynka opadła i przez chwilę spowił wszystkich mrok, przerywany przez drobny blask księżyca przedzierający się pomiędzy liśćmi.

 - Twoja droga z farb poszła na marne. W taki sposób narażasz watahę na niebezpieczeństwo. Na szczęście Sylvie właśnie zmazuje ten barwnik z liści, więc nie dostaniesz ochrzanu od alfy. - Wyszeptała do ucha Ramesa, w trakcie odwiązywania tkaniny.

A więc to zainteresowało smoka.., pomyślała kobieta, niekulturalnie, ale dla swojego dobra podsłuchując szepty. Niestety zaufanie od pierwszych chwil w pełni nie łączyło się z jej osobowością, dlatego nawet kiedy hybryda pokazywała swoją lojalność, cały czas badała ją oraz jej smoka. Kiedy minęła ich na dole, wchodząc w głąb "salonu", kamienie z wymiaru mroku, posiadające namiastkę księżyca, rozświetliły się w jej obecności, ukazując przestrzeń. 

Rames zdawał się z czasem opanowywać swój lęk. Posłusznie szedł z grupą nieznajomych prowadzony do ich siedziby. Nieświadom iż dotarli na miejsce zatrzymał się by usłyszeć znajomy mu czuły głosik, który szeptał mu  do ucha jednak trafiając wprost do jego serca. Nie było to co prawda to co chciał usłyszeć, ale sam delikatny dźwięk wydawany z ust cudownej niewiasty podnosił tętno młodzieńca, całe doznanie spotęgował dotyk delikatnych dłoni rozwiązujący pętle znajdująca się z tyłu jego głowy. Dogłębnie przemyślał słowa, które trafiły do jego uszu. Uznał jednak, że nie znajdzie dla niego odpowiedniego komentarza.

 -Trzeba by szanowna alfo jak najszybciej dowiedzieć się o reliktach, o których mówił ten mężczyzna. Być może zagraża Twojej watasze śmiertelne niebezpieczeństwo. - Rzekła do hybryda i popatrzyła na Podróżującego przez wymiary. Kiedy na niego spojrzała, widać było, że zaczął on się powoli wybudzać ze stanu omdlenia, co wskazywało na poprawne działanie substancji leczniczej. O wilku mowa. - Pomyślała i obserwował dalsze poczynania, znajdujących się wokół niej osób.

Minęło kilka sekund zanim człowiek przyzwyczaił swoje oczy do światła panującego w jaskini. Pierwszą twarzą jaką był w stanie zobaczyć była twarz jego ukochanej, która wycofywała się po rozwiązaniu pętli z przepaski, która miała uniemożliwić mu dotarcie do domostwa watahy.

 -Wspanialszego widoku nie mogłem się spodziewać.  - Uśmiechnął się serdecznie. -Tak wygląda wasz dom. - Powiedział.

Przesunął się nieco, poruszając swoja głową rozglądając się przy tym z ciekawością po jaskini.

- Możecie się rozsiąść. Miejsca jest aż nad to. -  Odezwała się do nich właścicielka jaskini.

Mówiąc to zdawać by się z pozoru mogło, że przestała zwracać uwagę na swoich gości, jak i zignorowała poradę hybrydy. Zaczęła szperać w swoich rzeczach, w końcu otwierając mały kuferek, skąd wyciągnęła delikatną, błękitną tkaninę. Wtedy też obdarzyła swoich rozmówców przelotnym spojrzeniem, chcąc rozwiać ich wszelkie wątpliwości. Nie była typem lekkoducha, który bagatelizowałby sytuację. Zatem kontynuowała swoją wypowiedź.

- Czas jest tutaj cenny, ale to cierpliwość chroni przed krzywdami. - Materiał między jej dłońmi najpierw zwilgotniał, a zaraz później widać na nim wręcz było szron. Uklęknęła na przeciw poszkodowanego, zlodowaciałą tkaninę przykładając  do guza, który i tak dzięki staraniom hybrydy zmalał. - Pośpiech napędza błędy. - Dopowiedziała. - Niech tajemniczy gość powoli dojdzie do siebie. Tymczasem... - Wciąż klęcząc na ziemi, powiodła samym spojrzeniem na Ramesa. Wyrażało ono zarówno dezaprobatę, jak i pewien szacunek dla jego woli przetrwania. Nie ufał bezgranicznie bytom, pośród które wkroczył i zaraz nie działał w pełni woli swojej królowej, co było dla niej interesującym zjawiskiem. - Jak dużo wiesz o życiu takich jak my, odmieńców spoza wioski? - Zapytała. Chociaż nie było to zupełnie trafne stwierdzenie. Prawda była taka, że magiczny świat istniał również w sercu wioski, ona sama była tego częścią, ale magiczny świat jest tam podzielony i muszą bardzo uważać.

Kiedy swoim spojrzeniem alfa wróciła  do nieprzytomnego człowieka... [chyba człowieka, ponieważ ten fakt lycanka stawiała pod znakiem zapytania przez wzgląd na posiadane przez niego umiejętności i silne powiązanie z światem magii].. zastanawiała się czy mogłaby pomóc jakoś jeszcze. Chcąc nie chcąc,  w ten sposób zadawała sobie jedno pytanie - co zrobiła by Lili? Wadera, która zawsze bez większego zastanowienia wiedziała, jakie zioła zdjąć z półki oraz jak zetrzeć je z sobą, aby uzyskać odpowiedni efekt dla poszkodowanego. Jessika zaś większość czasu polegała na regeneracyjnej magii wody lub swoim własnym powiązaniem z księżycem, ale też... Dzięki swojej mamie posiadała strzępki wiedzy alchemicznej. 

- Całkiem tu przytulnie zupełnie inaczej niż wskazują na to kroniki. Miło mi być waszym gościem, jeśli chodzi o wasze cudowne jestestwo to od dzieciństwa dniami i nocami zgłębiam wasze legendy  kroniki łowców i wszelakie możliwe opowieści. Zawsze chciałem się zbliżyć do waszego magicznego świata, który napawał mnie weną odkąd byłem w stanie składać litery w szereg słów tworzących przed mymi oczami historie tak wspaniałe, że nam mieszkańcom wioski jeno przyśnić się mogły. Przede wszystkim nie nazwał bym was odmieńcami panienko lecz mistycznymi legendami, o których nam przeciętnym śmiertelnikom jeno czytać z ksiąg. 

Ostatecznie kończąc wywód spojrzał z przerażeniem w stronę mężczyzny, który nadal spowijał jego serce strachem. 

- Nie byłoby bezpiecznej go skrępować, sami widzieliście do czego jest zdolny. 

Trzeba przyznać, że skutecznie zatajają informacje o sobie, skoro ten młodzieniec wie o nich tak mało. Z resztę, gdyby nie to, iż żyję w lasach otaczających to miejsce od długiego czasu, też bym za wiele raczej o tym nie wiedziała. - Pomyślała hybryda.

- Kroniki nieraz nie mówią prawdy lub ją w większym, czy mniejszym stopniu zatajają. Nieraz też ich twórcy z obawy przed istotami, o których piszą, nie podają prawdziwych informacji. - Powiedziała. . - Na razie uważam, że nie trzeba go krępować. Poza tym, jeżeli się go skrępuje, najprawdopodobniej nie będzie chciał udzielić żadnych informacji. 

Ah, właśnie! Kącik alchemiczny! Na pewno mam imbir, który pobudza.. Tylko czy lepsza będzie kora z drzewa wiggen, a może krew trolla?, przez chwilę tchnęło ją do myślenia w tym kierunku i zastanawiając się odchyliła się nieco w tył. Przekonana była, że z pewnością, choćby sam się przebudził to przyda się coś na regenerację, a na pewno nie zaszkodzi odrobina pobudzających składników. Przecież nagle z dziwnego powodu opadał z sił, a zadany przez Ramesa cios tylko pomógł mu całkiem paść. Alfa powstała z przykucu, rozprostowując kości, wracając spojrzeniem do rozmówców.

 - Ponad to póki co nie zrobił niczego, aby nam zagrozić. - Dopowiedziała do słów Hybrydy. - Sądzę, że jeden nokaut mu wystarczy.

Choć słowa te były formą specyficznego żartu, jej spojrzenie zmierzyło artystę, wręcz przeszywając go na wskroś. Pewna etyka nakazywała jej pokazywać ludziom, gatunkowi, który wiecznie mieszał ją z błotem oraz chciał krzywdzić na wiele sposób, gdzie ich miejsce. Dopóki się na kimś nie pozna. Powoli wracała drugą nogą do rzeczywistości. Słyszała jednak, opowieść Ramesa. Nie bez powodu zadała takie, a nie inne pytanie. Nie miała pojęcia, jak długo człowiek stąpa po świecie powiązany z hybrydą. Nie wiedziała po nim żadnych skutków ubocznych, choć przyłożenie z gałęzi zdawało się być solidne. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz nocą, przeszło jej przez myśl nim się odezwała. Nie znała zbyt wielu kronik ludzkich, lecz te, które widziała dobre jedenaście, jak nie dłuższy czas temu, często omijały prawdę okrężną drogą.

 - Dla niektórych jesteśmy może i legendami, ale przyznać muszę, że wielu ludzi, z którymi miała styczność patrzyła na mnie i moich braci jak straszydła czy zmory nocne. - Na dowód swoich słów wysunęła swoje szpony, a część dłoni porosła jej czarnym futrem, zaś na drugiej częściowo białym. Uniosła kącik ust za pomocą palca wskazującego, ukazując ostre, zwierzęce kły. Jej oczy również przy tym zmieniły wygląd na bardziej zwierzęcy, a nawet można było porównać ją do demona, kiedy poza żółtą barwą tęczówek, białka coraz bardziej ciemniały. - Chyba rozumiesz? - Wypowiedziała zdanie z lekkim zapytaniem, odrobinę niewyraźnie nim opuściła dłonie i powróciła do pełni ludzkiej postaci, nie chcąc wprowadzać w większy dyskomfort człowieka, kiedy było to zbędne. Chciała tylko pokazać, że nic nie jest tak piękne, jak mogłoby się zdawać. Kiedy wysuwała wilcze kły uświadomiła sobie, jak bardzo jest głodna, ale też, że osoby przed nią na pewno nie miały nic w ustach od dłuższego czasu również. Przeprosiła dwójkę, udając się do zaciemnionego pomieszczenia.

Nethermore wyczuła zbliżające się do jaskini alfy stworzenie. Odruchowo rękę zacisnęła na rękojeści sztyletu, jednak niepotrzebnie, gdyż jak się okazało, był to jej smok. Gad był brudny farbą, którą Rames oznaczał sobie drogę powrotną, a którą Hybryda poprosiła skrzydlatego przyjaciela o jej zmazanie. Sylvie stanęła przy nogach właścicielki i spojrzała na jej zamyśloną twarz. Rany, a przecież niedawno Cię myłam. Mam tylko nadzieję, że ta farba zejdzie bez trudu i nie będę musiała Ci tego z łusek zdrapywać. - Pomyślawszy o tej rzeczy, wróciła do dalszych rozmyślań o reliktach, wspomnianych przez mężczyznę. Dziewczyna wiedziała, że Ithiliel podczas ich zbierania może zginąć, miała jednak nadzieję, że nie umrze. W końcu była dla niej jak młodsza siostra i tylko jej zaufała po wojnie z ludźmi.

Jessika, wracając do nich, z ulgą zauważyła, że smok, z którym się minęła idąc po poczęstunek, rzeczywiście był ścierać ślady okolic Wzgórza. Zapunktowało to w jej oczach, jeżeli chodzi o częściowe zaufanie, pomimo sugestii podświadomości, że ktoś mógłby chcieć ją zwieść. Zapewne roześmiała by się w swoim gronie, widząc niebieskiego smoka w czerwone plamki, lecz teraz jedynie dla wnikliwych jej oczy zdały się radośniejsze. Przynajmniej do czasu, kiedy powróciła na tor rozważań.

- Szanowna alfo, czy wiesz może, o co chodziło temu mężczyźnie, kiedy mówił o reliktach i dlaczego nazwał Cię Eleonor?

 - Nie znam żadnej kobiety o tym imieniu. - Odpowiedziała niemal od razu.

Lub też nie jestem sobie w stanie przypomnieć, dopowiedziała w swojej głowie. Nie wykluczała opcji, że po raz kolejny wyparła kogoś z przeszłości. Przeróżne, dziwne sytuacje zdarzały się w jej życiu i nawet najbliżsi grzebali w jej wspomnieniach dla "jej dobra". Jednak w tym momencie było jej to kompletnie obce imię, jak i kompletnie obcy mężczyzna, spoczywający w jej domu. Taki stan rzeczy uznawała za prawdziwy. Położyła na niskim stoliku rybne przekąski z algami oraz odrobinę suszonego mięsa. Wystarczająco, aby starczyło dla wszystkich. Przynajmniej miała nadzieję, nic ciekawszego w zapasach nie posiadała. Obok talerza znalazła się fiolka z kończącym się, żółtawo-pomarańczowym płynem. Usiadła na kupce poduszek, chcąc pokazać, że naprawdę jej meble nie kąsają.

- Nikt nie wspominał mi o osobie zdolnej spalić wszystko. Do tej pory myślałam, że jedynie jeden wilkołak ma takie.. zapędy. -  Odpowiedziała dalej na pytanie hybrydy, nawiązując do mamrotania starca. W młodości poniektóre traumatyczne przeżycia zmusiły ją do wypierania wspomnień. Zapomniała nawet o swojej rodzinie, lecz była przekonana, że żadne znaki na w lesie od bogów nie przygotowały ją nigdy na takie zdarzenie. - Pamiętam choćby pewną koronę. Noszący ją mógł doświadczać wizji, niedokładnych i wcale nie tak często.. -  Niczym lepsza wersja jej przeczucia w postaci ciarek na ogonie. Kontynuowała temat reliktów, sięgając po jednej z mięsnych kawałków, największe rarytasy zostawiając gościom. - Ale nie myślałam o tym jak o istotnej rzeczy. Póki co nie widzę z tym związku.. - Przerwała na chwilę. - Chociaż! Mogła być tworem Terona z pomocą Aureli. Musiałabym odświeżyć stare dzieje. - Powiedziała, zamyślając się nad tym.

Siedziała z podkulonymi nogami pod sobą i w zamyśleniu przeżuwała skrawek mięsiwa. Im mocniej zatapiała się w rozważania na temat przeszłości, ale i przyszłości wyspy, co stała się jej prawdziwym domem, tym mniejszy stawał się jej apetyt. Spożywanie posiłku stawało się dużo bardziej mechanizmem, który musiała odbębnić, aby nie zesłabnąć z niedożywienia. Każdy zdawał się przetwarzać wszystko, co dzisiaj się wydarzyło na swój sposób, a sam malarz najprawdopodobniej mógł mieć najwięcej wrażeń zafundowanych jak na jedną noc. Odwróciła głowę w kierunku nieprzytomnego Eldura. Z lekka zmrużyła ślepia. Jego stan był stabilny, ale... Nie dokończyła nawet swojej myśli, gdyż siła, która zatrząsnęła całą jaskinią, była na tyle mocna, że zrzuciła ją z dotychczasowego siedziska.

Chciała podnieść się z podłoża, lecz odnosiła wrażenie, jakby grawitacja przybrała na swojej mocy, wbijając ją w kamień. Albo też jak owad, który ugrzązł w kleistej mazi i mogła tylko odrobinę odepchnąć się i podeprzeć na dłoniach, co i tak wymagało ogromu wysiłku. Bezsilnie obserwowała, jak gościnna zastawa z trzaskiem ląduje na ziemi w otoczeniu licznych ksiąg. Również substancja, która miała za zadanie zregenerować albo siły “Podróżującego między wymiarami”, albo ich własne przed kolejnymi niespodziankami, najpierw przewróciła się wywołując huk. 

- Nie, nie.. - Szepnęła, widząc jak pojemnik wraz z swoją zawartością toczy się coraz bliżej krawędzi, wraz z każdym mocniejszym uderzeniem mrocznej siły. 

Yalc wszedł do jaskini i zobaczywszy tutaj chłopaka, którego wcześniej spotkał w wiosce spojrzał ze zdziwieniem na Alfę, które dodatkowo zaakcentował delikatnie przekręcając łeb na bok.

- Co on tutaj robi?- Wskazał łapą na Ramesa i po chwili skierował ją na tajemniczą i nieznaną mu postać. -I kim on... - Zanim dokończył pytanie przerwała mu je jakaś dziwna i potężna energia.

Kiedy przedmioty jak i ziemia zaczęły drżeć przez ową energię Yalc zaparł się łapami żeby nie stracić równowagi. Nie było to zdecydowanie coś znanego mu wcześniej, mimo że widział już wiele w życiu. To było coś o wiele potężniejszego od tego co mu znane.

Smok śmierci zdawał się mieć w sobie więcej siły, aby nie dać się obezwładnić w pełni dziwnej energii. Chociaż ślepia jego były podrażnione, jak tylko mógł starał się zapobiec skutkom katastrofy. Lecz nie on sam nie uratował eliksiru przed strzaskaniem się, gdyż wybrał ochronę bezbronnej lycanki przed jej własnymi pamiątkami, sypiącymi się jej na głowę. Skrzecząc, pomimo bólu, stał nad nią z rozpostartymi skrzydłami. Nagle zegar zaczął przyspieszać, a dłonie leżącego na ziemi nerwowo zaczęły zaciskać się w pięści. Z ust leżącego wydobył się przeraźliwy grymas  bólu. Wbiła pazury w kamienne podłoże, a ich zgrzyt stał się akompaniamentem dla agonalnych jęków mężczyzny.

 -Ahahaah.  Darren przeklinam cię nie pozwolę nigdy, nigdyyyy....

Oczy tajemniczego przybysza przepełnione bólem otworzyły się i zaczęły krwawić tworząc spływającą ścieżkę krwi. Zegar jakby zaczął wchłaniać całą mroczną esencji energii, a wiry całkowicie zniknął.

Darren. To jedno przeklęte imię dudniło jej pod czaszką i wierciło dziurę w pamięci. Czy nie był to człowiek? Czy on najpewniej nie powinien umrzeć? Minęło tak wiele stuleci... - W końcu kobieta poderwała się na równe nogi, lecz wraz z tą decyzją zachwiała się, wciąż obciążona przez doznania. Mina kompletnie jej zrzedła, kiedy zobaczyła, że jedyna odpowiedź na ich pytania właśnie wydaje swoje ostatnie tchnienia.

Bicie zmęczonego serca zaczynało tracić siły. Pracowało coraz wolniej, wolniej i wolniej ……Eleonor nie podołałem, wybacz kochanie nie zdołałem uratować twoich braci i sióstr ten przeklęty, szubrawy łotr zwycięży unicestwi wszystkich i zniewoli ten świat pod swoim przeklętym butem siejąc strach wśród swojego ludu. Nie mogłem więcej kupiłem im tylko drobną nieznaczącą garstkę czasu. Koniec końców zawiodłem. Oddech Eldura stawał się coraz płytszy by w końcu całkowicie zamilknąć. Zegar gwałtownie zaczął wciągać resztki energii swego właściciela.

Słysząc coraz wolniejsze bicie serca mężczyzny, Hybryda podeszła do niego, jednocześnie zdejmując jedną ręką swoją torbę.

 - Cholera. - Zaklęła pod nosem dziewczyna, widząc spływającą z oczy tajemniczego jegomościa krew. - Sylvie, chodź tu i pomóż mi go uzdrowić. - Rzekła kobieta z lekką nutą strachu w głosie.

Gad od razu podszedł do swojej właścicielki, kiedy ta wycierała krew wypływającą z jego oczy. Kiedy serce mężczyzny przestało bić Nethermore dobyła sztyletu rozcinając sobie zaraz nadgarstek, który następnie nadstawiła nad jego usta. Szkarłatny płyn spłynął do jamy ustnej osoby.

- Teraz wszystko w Twoich rękach Sylvie. Moja krew za wiele tu nie wskóra, tylko jak już to może pomóc z przywróceniem jego funkcji życiowych. Wszystko leży teraz tylko i wyłączenie w Twoich łapach. - Powiedziała Hybryda, w głębi duszy modląc się, by udało się go wskrzesić. Póki tu była nie miała zamiaru pozwolić komukolwiek umrzeć.

Smoczyca, usłyszawszy polecenie Nethermore urosła do większych rozmiarów i rozwarła paszczę, kładąc łapę na jego ramieniu. W całej jaskini pojawiła się biało-czarna mgła, a wokół gada można było wyczuć bardzo ciepły i przyjazny rodzaj magii. 

- Aerin, proszę pomóż jej. - Jessika wypowiedziała mechanicznie polecenie. 

Wyraźne zmęczenie odznaczało piętno na jej twarzy. Zaraz potem jednak spojrzała błagalnie na smoka śmierci. Smok obrócił łeb niepewnie. Może masz jakieś zatargi z przeszłości z niektórymi smokami. Może wyrzekłeś się częściowo swojego jestestwa, ale wierzę, że jesteś w stanie wzmacniać nie tylko aurę bliźniaczego smoka życia. Kiedy kolce i poniektóre łuski na jego grzbiecie zaczęły promieniować, alfa odwróciła się od całego zamieszania i przykucnęła obok osłabionego volfa. Poza oszołomieniem i przeciążeniem chwilowym nieznaną mu magią, nie wydawało się, aby stała mu się krzywda.

- Czy coś się stało w dolinie? - Zapytała, gdyż nie spodziewała się obecności towarzysza teraz. - Masz szczęście, że nic na ciebie nie spadło. - Mówiła dalej nim Yalc odpowiedział.

 - Ty, który kroczysz po ziemi i zbierasz swe żniwo śmierci, zaniechaj tego. Ty, który dusze więzisz w kajdanach, uwolnij ją. Ty, który kroczysz po pustkowiach, dając życie, ofiaruj je dla tego śmiertelnika. Obdaruj go życiem, oszczędzając osoby tutaj obecne od smutku, żalu i tragedii. Niech ofiara obecnej tu Hybrydy wilka i wampira stanie się jego nowym życiem. Niechaj cienie śmierci Cię otaczające rozwieją się, a dusza stanie się jasna i dobra. Ja Sylvie, Smok Równowagi rozwiązuję kajdany śmierci, łącząc Cię z nicią, obdarowując Ci nowe życie. - Rzekł gad, na chwilę przerywając inkantację, by później głośniej i z przypływem nowej mocy powiedzieć ostatnią frazę wskrzeszającą człowieka do życia, która w tym wszystkim była najważniejsza. - Czystość duszy - Soullighto!

Po wypowiedzeniu ostatniego zdania wokół mężczyzny zaczęła powstawać szara poświata. Widać było, że amulet osoby wskrzeszanej do życia jeszcze walczył z tym, by po chwili poddać się i roztrzaskać się na wiele małych kawałków. Po pęknięciu zegara na mężczyznę przeszedł obłok. Jak można było się domyślić były to jego siły życiowe i jego magia.

 - Ten zegar zabierał jego energię, będzie żył. Przez pewien czas nie będzie mógł jednak korzystać z pełni mocy. Smok Czasu na pewno mu pomoże z mocą, jaką dzierży. - Powiedziała osłabiona smoczyca, a zaraz po tym można było usłyszeć oddech i bicie serca Podróżującego przez wymiary. Zaraz potem widać było, jak powoli otwiera oczy.

Gdy Yalc już ocknął się z szoku wywołanego energią zobaczył umierającego mężczyznę, któremu na pomoc popędziła hybryda i jej smok. Milczał przez ten czas i zwyczajnie się przypatrywał wszystkiemu zataczając półkole wokół nieznajomego i zbliżając się przy tym do pozostałych towarzyszy. Gdy Sylvie przestała mówić Yalc obrócił się w stronę Alfy i spojrzał na nią bezsilnym wzrokiem. 

-Mam tyle pytań... - Powiedział równie bezsilnym jak jego wzrok tonem i wrócił wzrokiem do nieznajomego.

Szybko jednak uwaga alfy została rozproszona przez jedną z ksiąg, która moczyła się, na szczęście twardą oprawą, w pomarańczowym płynie. Podniosła ją, wycierając rękawem brud i zamarła, kiedy zorientowała się, że ma przed sobą skrawki opisów największego rozlewu krwi, jednego z najstarszych, zapamiętanych dni w historii Lupus Glade. Na pierwszy rzut oka nie dostała tam informacji, których już sama by nie poznała wcześniej, kończąca się znaną bywalcom frazą - Nikt nie był w stanie przeciwstawić się rządom SDWR pod przywództwem Darrena. Nastały ciężkie, ciemne czasy aż pewnego dnia zniknął wraz z najbliższymi sojusznikami.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz