niedziela, 1 stycznia 2023

Wilcza Wiedźma | Rames

Podążając w stronę swego rodzinnego domu Rames ciągle przed oczyma miał ten niezwykły widok cudownej rudowłosej niewiasty, która mógłby przysiąść, że jakby rozumiała te dwa niezwykłe zwierzaczki. 

- Ahh. - Westchnął . 

Przecież to niemożliwe jedynie wiedźma była by wstanie uczynić takie rzeczy. Ciekaw tylko jestem skąd przybyła ta niewiasta świętej pamięci babcia mówiła że ludzie czasem mieszkają poza wioską i że z reguły na takich lepiej uważać, ale ta słodka buźka raczej nikogo by nie skrzywdziła .Dla pewności zapytam strażników czy wiedzą o nowo przybyłej niewieście. Myśląc intensywnie o niezwykłym zdarzeniu jakie miało miejsce podczas powrotu do domu, w końcu młody chłopiec dotarł do progu swej wsi. 

- Witaj Rames jak podboje za granicami? - Rzekł głośnym donośnym głosem strażnik pełniący wartę. 

 -A zdziwił by się pan bardzo, a może pan już słyszał, niewiastę o pięknym licu napotkałem włosy swe miała czerwone niczym kita u najcudowniejszego lisa w całej tutejszej puszczy, a oczęta takie śliczne że nie jeden by w nich zabłądził. Co ciekawsze aurę tak wokół siebie roztaczała, że zwierzęta leśne bez strachu przynieś przebywały. Aż dziw człowieka brał tak jakby z nimi rozmawiać potrafiła. Powiedz proszę że słyszałeś o niej bo oka nie zmrużę jeśli jej znów na swej drodze nie napotkam.

Rames z niecierpliwością patrzył w stronę swojego rozmówcy, gdyby tylko potrafił wyczytał by w prosty z głowy swego rozmówcy odpowiedź na swoje pytanie. Strażnik zamiast odpowiedź potrzeb w stronę młodzieńca i łapiąc go za ramię przemówił. 

- Co ty za głupstwa pleciesz nikt nie mieszka po za naszą osadą co najwyżej wiedźma jakaś, jak ta co ją złapali. Zresztą młodych dziewek u nas sporo może nie poznałeś jakowej. 

 Młody chłopak poczerwieniał ze złości

 -Ja głupstwa plecę a jeszcze pan zobaczysz, sam się przekonasz jak ja przed ołtarz przyprowadzę i na mym weselu bawić się pan będziesz, idę bo nie ma o czym z panem rozmawiać skoroś pan mnie za kłamcę bierze.

Skończywszy mówić Rames skłonił się z pogardą i ruszył w stronę rynku co by wypytać samego starszego wnioski.

 -Ja ci dam !!  Warknął strażnik kopiąc młodzieńca w tyłek - Jak cię ojczym nie nauczył to ja cię szacunku nauczę i nie wracaj mi tu z tymi dyrdymałami więcej

 Po tej drobnej wymianie zdań strażnik zaczął w nerwach pełnić dalej swą wartę, uprzednio sięgając po dzban winna leżący na niewielkim stoliku tuż przy bramie, której pilnował. Szepnął jeszcze sam do siebie pod nosem  - To Ci nicpoń pewnie Jasieńke zobaczył i mu się z wrażenia poplątało we łbie.

Otrzepał kubrak z brudu pozostawionego przez but swego oprawcy i ruszył dzielnie na miłosne przeszpiegi. Mijając dom za domem, uważnie przyglądał się przygotowaniom na spalenie rzekomej czarownicy. Tyle zachodu a pewno komuś się przewidziało przecie to co najwyżej jakaś leśna wróżka mogła by być, a nie wiedźma jaka. O tym to na pewno z starszym wioski by się przydało porozmawiać. Tatko zawsze mówił, że jak dobrze wytłumaczysz to i babe przekonasz, także i starszego od tego mrocznego czynu odwieść trzeba. Panienka odpracuje w pol to i ludziom się odwidzi  jakoby wiedźmą została. O jest i młody Jaśko. 

- Hej czarcie mały zaczekaj, widziałeś ty że no starszego wioski?

Mały blond włosa głowa ubabrana brudem z tutejszego placu zabaw dla dzieci. 

- O toć to panicz, prosze prosze narysuj pieska na piasku, proszę proszę. 

Spojrzał słodkimi oczami chłopiec. 

- Czorcie ,mały odpowiadaj jak starsi pytają. To i tygrysa ci jutro na płótnie zmaluje Starszego szukam.

Oczy dziecka zabłyszczały pełnią blasku.

-Tygrysa oooo panie tak tak starszy o tam u siebie w domu, tygrysa przyjdę, przyjdę jutro. O tygryska o tak się Ześko zdziwi. Jaśko zaprowadzi do starszego o tak tam tam. 

I tak o to Rames ruszył dalej na wprost największej chaty w wiosce, podążając krok za krokiem małego Jasia.

Rames w końcu dotarł do starszego wioski, trwało to na tyle długo że zaczął zapadać zmierzch a co gorszą pogoda stanowczo zaczęła się psuć, wiatr nabierał na sile. O nie przecież ta niewiasta za murami, a tu  zapowiada się na nawałnice oby dotarła do swojego schronienia. Młodzieniec już miał otwierać swoje usta, gdy nagle przecierając swoje oczy z nie niedowierzania zobaczył swoisty strumień dymu zwieńczony objęciami ognia. Wydukał jedynie 

 - Mości starosto stodoła Ertyniego płonie, Mości starosto. Zmieszany Rames ciągnął dalej. - Trzeba w dzwon bić ludzi zwołać bo majątek w ogniu stanął.

Obróciwszy się rzucił wszelkie toboły i biegiem ruszył w stronę placu, na którym miała odbyć się ceremonia egzekucji wiedźmy. Wszak to tam od wieków z dziada pradziada stał dzwon, który zawsze jednoczył mieszkańców w chwilach najwyższej wagi. W biegając w szaleńczym pędzie utknął na granicy rynku  ujrzał coś czego się nie spodziewał. Bowiem przed jego oczami pojawił się widok jego rudowłosego aniołka lecz nie w skowronkach przy muzyce anielskich skrzypiec, tylko z  sztyletem w ręku z pojmanym u swych stup. Co prawda nie był to widok w objęciach kochanka lecz mimo wszystko wprawił go w osłupienie. Nim się spostrzegł rudowłosa nieznajoma zaczęła znikać z horyzontu jego wzroku. Nic nie myśląc ruszył zdyszany w pościg aby nie zgubić jedynej szansy na ujrzenie choćby po raz ostatni swej pięknej panienki która zapadła mi w sercu niczym nuż. 

~ *** ~


- Mam nadzieję, że nie gniewa się pan, za tak późny ratunek. - Powiedziała Hybryda i z zniecierpliwieniem oczekiwała na przybycie Yalca. 

Pierwsza część misji z głowy. Teraz tylko trzymać kciuki za kotkę, aby nic się jej nie stało. - Pomyślała kobieta i utkwiła swój wzrok w płomieniach stojącego w ogniu budynku. Czekała na przybycie Yalca lub też na odpowiedź ze strony nieznajomego. Dręczyło ją też złe przeczucie, którego nie mogła się pozbyć od momentu spotkania jej "kompanów". Miała nadzieję, że szybko się to zakończy. Los jednak lubił płatać figle, zmieniając bieg wydarzeń... 
Przez cały czas zadawała sobie pytanie, czy wszystko pójdzie zgodnie z planem i czy nikt nie poniesie śmierci. Przeznaczenie chciało jednak inaczej...
Nie przywykł do tego, aby kiedykolwiek wcześniej ktoś poświęciła dla niego swoje życie. Jego własna siostra czy jej przyjaciele częściej grozili mu mieczem niż życzyli czegokolwiek dobrego. Czuł się bardzo nieswój, a mimo to pozwolił zabrać smokowi. Bądź co bądź, mógł w ten sposób pożyć chociaż trochę dłużej. Nie, żeby ponad 300 lat na karku spędzonych w towarzystwie demona, uważającego się za jego dziadka, nie było już sporym osiągnięciem. 

- Żeby się gniewać, przede wszystkim musiałbym oczekiwać tego. - Rzekł, przyglądając się jak dym unosi się coraz bardziej nad ulicami miasta.

 Jednocześnie na przemian ściskał oraz rozluźniał pięść, zdziwionym będąc jak szybko magia smoka postawiła jego siły witalne na nogi. Mimo to jego głos wciąż pozostawał mało emocjonalny, a wzrok zdawał się wyrażać pustkę, jakby żywot jego własny sam w sobie nie miał wielkiej wagi. Pozostawiało zdziwienie samo w sobie, że ktoś się dla niego poświęcił. 
Volf nie stał zbyt długo w miejscu. Chwilę po tym jak kotka ruszyła w stronę wioski wyrwał się z zamyślenia i ruszył w stronę koron drzew w poszukiwaniu Hybrydy. Jak zawsze dość zgrabnie z delikatnym potknięciem przy jednym z wielu drzew dostał się w okolice wioski. W tym samym momencie pożar stał się na tyle duży że Yalc mógł go spokojnie zobaczyć z korony drzewa na którym obecnie się znajdował. Teraz nie było odwrotu. Śmierć albo zwycięstwo. Nadal nie znalazł hybrydy więc przyspieszył domyśliwszy się że ta najprawdopodobniej na niego czeka gdzieś przy więźniu którego jak się okazało nie ma. Czyżby Nethermore zaczęła operację ratunkową bez niego? Na to wyglądało. Chyba że... Ludzie się nim zajęli Niezależnie od wszystkiego musiał znaleźć hybrydę i dowiedzieć się jak wygląda sytuacja. Dopiero po około dwóch minutach znalazł ją dość blisko od jego wcześniejszego położenia gdzie się na moment zatrzymał. Podbiegł do niej i zobaczył Stelliusa całego co zrzuciło mu jeden z wielu kamieni z serca.

Kiedy pojawił się przy nich Yalc, już nie musiał zadawać kolejnego pytania, które go nurtowało. Kojarzył pysk basiora, którego właśnie miał przed oczami i wiedział kto mógł zmobilizować jego wybawców do działania. Westchnął. A jego siostra mogła się raz na zawsze uwolnić od jednego przekleństwa rodziny. 

- Musimy go stąd wyciągnąć jak najszybciej i jak najdalej. - Yalc zrobił chwilę pauzy, żeby pomyśleć, co może w tym momencie zrobić. -Trzymamy się pierwotnego planu. Aki poprowadzi Sylvie razem z wami do watahy gdzie jest bezpieczniej. Spotkacie tam alfę Jessikę powiedzcie że Yalc was przysyła, że nic mi nie jest i że zaraz będę. - Zrobił przerwę żeby wszyscy zdążyli przetworzyć w głowach tyle informacji na raz. - Ja pójdę i przypilnuję rozrabiakę. - Machnął głową w stronę pożaru z drobnym uśmieszkiem. - Pytania? 

- Nie ma żadnych pytań. - Odpowiedziała Hybryda.

- Znam drogę do waszej Watahy. - Odezwał lycan. - Jeżeli macie niedokończone sprawy tutaj, możecie odjąć mnie z listy waszych trosk. - Dopowiedział i podnosił się na nogi, aby być gotowym do obrania własnej ścieżki.

Kiedy usłyszała, że mężczyzna sam chce udać się na terytorium Watach samodzielnie, dziewczyna złapała go za ramię i powiedziała: - Nigdzie sam chodzić nie będziesz. Pomimo iż Sylvie Cię uzdrowiła, nie jesteś całkowitym ozdrowieńcem. Twoja magia jeszcze nie ma zachowanej równowagi Poza tym, jeżeli ludzie zauważą, że zniknąłeś, to będziesz miał nie lada kłopoty. 

Cholera, ten młodzik nas zauważył. - Pomyślała i wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z jej przyjaciółką. Zobaczywszy jej spojrzenie, smoczyca urosła do większych rozmiarów. Nethermore wepchnęła na grzbiet gadziny basiora, a następnie sama weszła na jej grzbiet.

 - Życzę Wam powodzenia i uważajcie na siebie. Ten młodzik może coś podejrzewać. - Rzekła i wskazała palcem młodzieńca. 

Mam nadzieję, że za chwilę go zgubimy. - Pomyślała i bacznie obserwowała teren z góry. "Konwój" leciał tak przez jakiś czas, aż dotarł na terytorium Watahy Królewskiej Krwi. 

Widok smoka przeraził by pewnie każdego mieszkańca lecz nie młodego malarza, który od wielu miesięcy szukał weny natchniony baśniami widząc takie cudowne stworzenie z mitycznych legend nie mógł odpuścić. Rames biegł co sił mimo iż każdy kolejny oddech stawał się coraz cięższy. Krok za krokiem stawał się coraz słabszy, nogi stawały się cięższe walczył niemal o każdy kolejny cm tego rozpaczliwego pościgu. Chodź wiedział, że jego trud spłonie w nicości, a to czego pragnie nigdy się nie ziści prawdopodobnie przeklinał będzie swoją słabość przez resztę swojego życia. Nie mogę teraz się poddać nie teraz, tuż u progu bram do tego czego szukałem od zawsze. Niespodziewanie jednak na granicy z lasem, potknął się o korzeń drzewa lądując sromotnie twarzą o ziemię suwając się w pobliskie zapadlisko, gruchotając sobie sromotnie swoje chude, łamliwe ciało, w całości umurusając się tutejsza ściółkę leśną. 

- ochh. - Syknął głośno. 

Tak to był zdecydowanie koniec jego szaleńczego pościgu. Upadek był dość silny aby nie tylko pogruchotać młodego romantyka, prawa noga skręciła się podczas upadku stwarzając dotkliwy ból. Nie teraz, nie gdy w końcu odnalazłem sens nie po tych zliczonych miesiącach cierpień w tym szarym złudnym pełnym ludzkich trosk życiu, przepełnionym bólem tak dotkliwym tak żałośnie nie sprawiedliwym, że wywołującym odruchy wymiotne, gdzie dobro gubi się w tonie nienawiści, żalu morzu łez i rozpaczy cierpiących dzieci, matek i ojców tej zbrukanej złem ziemi. Ostatkiem sił wstał i choć nie był wstanie iść na baczność, niczym kaleka poruszał się w stronę coraz bardziej oddalającego się od niego świata, który mógłby go wyrwać z tego ,w którym od dawna chciał by zniknąć. Ból skręconej kostki u prawej nogi stawał się coraz bardziej intensywny, lecz mimo to młodzieniec nie przestawał podążać dalej za swoim pragnieniem, trzymał się go tak kurczowo jakby to od niego zależało jego doczesne życie. To na nic, przepadło niech sczeznę tutaj nawet nie ma po co wracać.
Zdołał jeszcze wykrzyczeć:

 - Przeklinam was wszelcy bogowie, dlaczego dajecie nadzieję śmiertelnikowi tylko po to by odebrać mu ją w mgnieniu oka. Niechaj wasz los będzie przeklęty tak jak i mój własny. Zrodzony z duszą artyst która zmarła nim zdąrzyła zakwitnąć. Napawając nas jedynie smutkiem, żalem i rozpaczą bólem śmiertelnego życia, w którym każdy musi się zmierzyć z śmiercią osób mu najbliższych, gdzie nawet zwierzyna odczuwa ból utraty. Przeklinam was niech czeka was tylko ból i rozpacz jaką ja i wszyscy inni ludzie tu zaznali, dzięki waszym prawom i zasadom które lepiej spisał by najgłupszy dureń ubzdryngolony do nieprzytomności. Przeklinam was po tysiąc kroć, bądźcie przeklęci. 

W końcu mimo siły woli Rames padł i jedyne co mu pozostało to czekać w bólu aż zwierzyna go rozszarpie na strzępy, albo co gorsza ktoś z wioski zaciągnie go z powrotem do tego parszywego życia jakie wiódł do tych czas gdzie obłuda, szyderstwo i śmierć jest jedynym co może stanąć na jego drodze życia. 

Smoczyca, wylądowawszy na ziemi, położyła swe skrzydła pod kątem, aby lepiej było zejść osobom, które na niej siedziały. Po zejściu z niej osób wróciła do małych rozmiarów i podreptała za Hybrydą, która zmierzała w stronę strażnika. 

- Powitać szanownego pana strażnika. Wie pan może gdzie jest alfa o imieniu Jessika? - Zapytała mężczyznę. Kiedy dowiedziała się od niego, że udała się w stronę wioski, podziękowała mu za informację i podeszła do kruka.

 - Będę wdzięczna Aki, jeżeli razem z Sylvie polecisz po Jessikę i ją tu przyprowadzicie. Poinformujcie też Yalca, jeżeli będziecie miały jak, iż dotarliśmy na teren Watahy. - Powiedziała dziewczyna, po czym zniżonym głosem dodała: - Ja w tym czasie popilnuję tego basiora. Usłyszawszy to ptak i smoczyca "wzbili" się w niebo i polecieli w stronę wioski. - Jak Cię zwą, szanowny panie? - Zapytała się mężczyzny, którego wcześniej uwolniła i czekała na jego odpowiedź.

- A powtarzałem jej, żeby zaczekała. - Odezwał się z irytacją Luke, kiedy dwójka pupili poleciała na łowy z powrotem do Canis Lupus i ponownie jego ciało rozmyło się pośród mroku nocy. 

Stał skryty podobnie jak przed przybyciem całego zgromadzenia, z tym wyjątkiem, że widoczne pozostały jedynie złote, miejscami przekrwione tęczówki, które bacznie mierzyły z góry na dół przybyszy. Fakt, że hybryda znała imię w zasadzie jego przełożonego oraz miała z sobą zgubę, o którą zrobiło się tyle zamieszania dawały mu jasny powód, żeby nie rzucać się ani nie przepędzać jej do przybycia alfy. Z kolei ocalały lycantrop zagościł się w nieco zwilgociałych od wieczornej rosy źdźbłach trawy, tuż obok spruchniałej kłody, na której zdecydowanie byłoby wygodniej. Zamiast tego potraktował ją jako swoje opracie. Chociaż jego wzrok nie wyrażał zbyt wielu emocji, tak dało się zauważyć, że zdecydowanie czegoś poszukuje lub też analizuje teren oraz sytuację, w której się znalazł. Pomimo swobody, jaką mu nadano nadal czuł się jak w potrzasku. Ostatnią rzeczą, na którą miał obecnie ochotę to tłumaczenie się przed siostrą, co robił w okolicy wioski oraz z jakiego powodu postanowił pomóc jej towarzyszom. 

- Jeżeli to tak bardzo dla ciebie istotne, jestem Stellius. - Odpowiedział. - Rozumiem, że chcielibyście, abym zabawił tutaj jeszcze trochę? - Zapytał z przekąsem, chociaż dobrze zdawał sobie sprawę z tego, co usłyszy zarówno od hybrydy, jak i wilkołaka za nią. 

Sięgnął do kieszeni spodni, w której zwykł trzymać zioła, mniej lub bardziej halucynogenne, ale też i te, które pomagały mu stworzyć idealny dym do ulotnienia się z niewygodnych dla niego sytuacji. Wraz z jego magią iluzji potrafiły działać cuda, lecz... Na jego twarzy momentalnie pojawił się grymas niezadowolenia, kiedy zdał sobie sprawę, że jest ona pusta. W kolejnym odruchu, zaczął sprawdzać inne swoje sakiewki, żeby dowiedzieć się ile z jego dobytku zniknęło.

- Miło mi Ciebie poznać, szanowny panie Stelliusie. Nigdzie się stąd nie wybierasz, aż do przybycia alfy. - Odpowiedziała Hybrydą i szybko dodała: - Skąd tyle zamieszania związanego z Twoją osobą. Nic dziwnego w tym, że niektóre wilki i istoty podobne do wilków potrafią władać magią. No, chyba że ludzie mają Cię za wilczą wiedźmę, o którą ostatnio było tyle zamieszania.

 Kiedy skończyła mówić, do jej uszu dotarły ostre niczym grad krzyki. Po chwili wsłuchiwania się w sposób mówienia rozpoznała w nim młodzieńca, który prawdopodobniej był w niej zakochany po uszy. Super..., oczywiście, że musiał nas śledzić. - Pomyślała dziewczyna i wyciągnęła ze swojej trony flakonik z substancją usypiającą. Przyłożyła palec do ust, aby strażnik sic się nie odzywał u zaszła Stelliusa od tyłu.

- Ja tam puściłbym ci z kopniakiem na odchodne, ale Blonloczek, zwana twoją siostrą ma inne zdanie. - Rzekł Luke, który miał pełną świadomość, że kiedy rodzeństwo zbierze się w komplecie to w watasze z pewnością nie będzie za spokojnie.

Nie znał Stelliusa, zatem nie miał do niego nic... Nawet szacunku. Jednak co nie co zasłyszał tu i tam, a przez pryzmat własnych doświadczeń wiedział dobrze, że osobnik łatwy do opętania przez demony to same kłopoty.

 - Dla ludzi istoty takie jak my rzadko będą zrozumiałe. - Postanowił ponownie się wtrącić kąśliwie w rozmowę dwójki przy kłodzie. 

Zaraz później poderwał się. Coś przykuło uwagę jego zmysłów i podbiegł bliżej granicy szczytu wzgórza, w kierunku, z którego zaczął słyszeć liczne przekleństwa. Nie zostawiłby jednak na ich terenie dwóch osobników, których posiadał na swojej liście pod znakiem zapytania jako niezaufanych. Szybko zdał sobie sprawę, że człowiek, gdziekolwiek był na dole, najpewniej nie należał do zagrożenia, a prędzej czy później wykarmi padlinożerców, którzy go znajdą pierwsi. Nikt nie polecił mu pilnować nieznajomej kobiety, to też, o ile nie działa na przekór stanu, który zastać miała alfa, nie ingerował w jej działania. Zmrużył jedynie ślepia z podejrzliwością, kiedy Nethermore zbliżyła się do Stelliusa, który wciąż przeglądał swoje działki ziół. Szykował się do zmiany swojej formy i zawarczał. 

- Mam nadzieję, że wybaczysz mi to, co teraz zrobię. - Rzekła Nethermore i obróciła flakonik do góry dnem. Chwilę później zmieniła się w wielkiego, szarego wilka i udała się pędem w stronę młodzieńca.

Pomimo bezwładnego ciała blondyna, nie rzucił się na hybrydę. Środek nasenny?, pomyślał, widząc wolno opadającą klatkę piersiową i słysząc równie powolny, cichy oddech. 

Po chwili hybryda znalazła go w lesie i przed zaskoczeniem go zmieniła się w swą prawdziwą formę. Wyciągnęła sztylet i przyłożyła do jego gardła zimne niczym najgorszy mróz, ostrze.

 - Czemu mnie śledzisz? - Wycedziła z gniewem przez zęby pytanie.

 Nie zdążył on nawet nic powiedzieć, gdy ta drugą wolną rękę zakryła mu usta. Drugą ręką uwolniła od sztyletu, chowając go. Rozwarła usta, eksponując swe białe, jak śnieg, wampirze zęby, które po chwili zatopiła w jego skórze w odcinku przedramienia. Z rany pociekła szkarłatna jak begonie, stróżka krwi. Dziewczyna zaczęła wysysać z niego ciecz. Nie poddała się ona swemu zabójczemu instynktowi i po paru minutach przestała pić jego krew.

Młodzieniec uświadomiwszy sobie, że nie dał rady poległ w swej wędrówce. Nagle wbrew jego wszelkim  oczekiwaniom pokazała się przednim w całej okazałości piękność najwspanialsza z jego muz o tak, cud nad cudami stworzenie tak piękne, że swoją urodą przyćmić mogłaby boginie płodności i nimfy wszelakie. Czyja śnię, wszak jeszcze żyw jestem, toć to mój piękny czerwony pączek kwiecisty, co z mroków rozpaczy codzienności miał mnie wyrwać. W mgnieniu oka  myśli przerwały mu poczynania niegodziwej wampirzycy, która znienacka podstępnie pochwyciła Ramusa. Nie był świadom tego co się stało, ale gdy tylko niewiasta dotknęła go swymi cudownymi ustami, jakby odpłynął czując się błogo. Nie wierzę toż błogosławieństwo najwspanialsze, mój aniołek moja bogini właśnie obdarzyła mnie najwspanialszym z możliwych pocałunków. Serce młodzieńca poczęło bić szybciej, a ręce jego zaczęły wędrować ku udom niewiasty chciał ją bowiem obdarzyć dotykiem. Tak jak ojczulek powtarzał przejąć inicjatywę jak na mężczyznę przystało, lecz siły jakby mu opadły może gdyby nie był wyczerpany pościgiem dokonałby tego co miał w zamyśle. Nim się spostrzegł jego cud ulotnił się, a jedynie co zapadło mu w jego pamięci to przecudowne słowa. Co prawda nieco przeinaczone z doznanego szoku ale wciąż dudniące w jego głowie. Kielichem, zostałem kielichem z którego cud miłości się ulewa wszak jestem jej. Oświadczyła wprost przede mną nie do wiary. Jesteśmy sobie przeznaczeni. 

- Widać, że nie zaznałeś do tej pory goryczy, gdyż twa krew jest słodka, jak najsłodszy pszczeli miód. - Powiedziała Nethermore i stanęła przed przestraszonym młodzieniaszkiem, oblizując swe czerwone usta i zęby. - Nie mów nikomu o tym, co tu zaszło, inaczej następnym razem zatopię swe zęby w Twojej szyi. A teraz uciekaj do wioski i pamiętaj nikomu nie mów o tym, co miało tu miejsce. Wiedz teraz, że stałeś się moim "kielichem" i żaden inny wampir nie może się napić Twojej krwi w zamian za to, że usunęłam z Ciebie śmiertelnie niebezpieczną truciznę, o której nie miałeś pojęcia - Rzekła dziewczyn, a mówiąc o kielichu, wzięła dwa palce, ukazując, że dane słowo powinno być utkwione w nawiasie. Kiedy skończyła mówić, zmieniła się w wilka i wróciła do "obozu", zostawiając samego ze sobą Ramesa. Powróciwszy, zmieniła się w swoją humanoidalną postać i usiadła na pieńku, o który opierał się jeszcze śpiący Stelliusa i czekała na jego wybudzenie.

Rames opamiętał się w ostatniej chwili i zdoł jeno wyksztusić.
 
- Będę czekał, a kielich mych uczuć do ciebie Cudzie mój zawsze pełen miłości dla ciebie pozostanie. Nie każ czekać zbyt długo.  Wszak nawet twej godności nie znam ma luba.  

Trzeba zawracać do wioski, choćby się czołgając. Kończąc tą myśl chwycił za gałąź, która posłużyła mu za swoistą Ona mnie odnajdzie, naprawdę odmieniłem losy mego marnego bytu, ona mnie odnajdzie, a ja ją i stworzymy najwspanialszy cud tego świata miłość tak cudowną, że anioły swym bogom opowiadać o niej będą. Ten dzień jest początkiem ballady o cudzie spłodzonym z naszych serc zespojonych, tak na siebie wyczekujących.

 - Szczerze powiedziawszy, jego dźwięki agonalne naprawdę mile urozmaicały mi wartę. - Rzekł Luke, kiedy hybryda wróciła na wzgórze. 

Po oficjalnej intonacji jego głosu, ciężko było dojść do prawdy i domyśleć się czy lycan żartował, a może jednak mówił zupełnie poważnie. Nie można było rozpoznać tego nawet po posturze ciała czy jego mimice, gdyż na widoku wciąż pozostawały tylko błyszczące, przeraźliwe ślepia, wpatrujące się w dół zbocza. Stellius wciąż spał jak zabity. Zapewne bardziej ogarnęło go już zmęczenie, niźli działanie środku podanego przez jego wybawcę.

- Tobie by może te dźwięki nie przeszkadzały, ale ja dbam o to, aby niektórzy wścibscy ludzi nie widzieli więcej, niż powinni. Poza tym musiałam też spojrzeć trochę krwi, ponieważ moja wampirza część uwolniłaby się spod kontroli. Wtedy byłabym istną maszyną do zabijania ciężką do pokonania. Uwierz mi, że wtedy wynikła bez tego kolejna wojna a jedna już przecież jest. - Powiedziała Hybryda i po chwili dodała: - Dziękuję, że nie zareagowała, kiedy uśpiłam Stelliusa. Uznałam, że kiedy będzie spał, to będzie o wiele bezpieczniejszy. Poza tym znacznie większą kontrolę nad jego organizmem mógłby zawładnąć temu, kto i tak już ma nad nim częściową kontrolę.

- Oczywiście. Nie krytykuję. - Brunet uniósł dłonie w geście obronnym, bardziej w prześmiewczym celu. Może i opinie innych niezbyt go interesowały, jak i ich potrzeby, ale nie zamierzał wytaczać kłótni do powrotu dwóch głównych łebków stada. Wyłonił się przy tym z mroku nocy i postanowił oprzeć o najbliższe drzewo. W tej pozycji stał tyłem do wioski, ale za to miał na oku dwójkę przy ławeczce z przewróconego drzewa. - Choć już w takim razie mogłaś zaprosić na ucztę. - Zrobił z kwaszoną minę. Wyglądał na niezwykle zawiedzionego, jednak wciąż sobie żartując. Mimo to na myśl o smaku ludzkiego strachu oraz krwi, oblizał górne kły. 

Dziewczyna wiedziała, że niebezpieczeństwo było już blisko. Przeczucie cały czas podpowiadała jej od niej drugim wyzdrowieniu Jaguara. Miała też nadzieję, że zły byt "dręczący" młodego wilkołaka nie przejmie nad nim całkowitej kontroli. Obawiam się, że plan nie do końca pójdzie zgodnie z wcześniejszemu ustaleniami. Szczególnie martwię się o kotkę. Oby nic się jej nie stało i wyszła z tego bez szwanku. Pomyślała dziewczyna i kopnęła śpiącego mężczyznę w kostkę, aby się obudził. 

- Pobudka szanowny panie Stelliusie. Za niedługo przybędzie Sylvie najprawdopodobniej z Jessiką.

Chwilę później zdawać by się mogło, że smutek zamglił ślepia Luke'a, jak gdyby przypomniał sobie o czymś lub też o kimś dla niego ważnym. Wyraźnie spoważniał.

 - My dzieci księżyca i nocy zawsze będziemy mieli kogoś, kto przyłoży nam nóż do gardła. - Odezwał się. - Nawet między sobą musimy toczyć śmieszne wojny. 

W tym czasie Stellius zaczął wydawać odgłosy, niemal agonalne, próbując odzyskać świadomość tego, co się wydarzyło, co przykuło również uwagę lycana. 

- Myślę, że zrobiłaś nam obojgu przysługę, kiedy spał. - Westchnął.

Stellius pochwycił się za głowę, a swój wzrok utkwił w gwiazdach, których zdawał się być tylko bliżej, kiedy siedział na Wilczym Wzgórzu. Zupełnie, jakby bogowie dawali mu kolejne znaki, których i tak nie zamierzał słuchać. Przecież się od niego odwrócili, to tylko majaki. 

- Czuję się zupełnie jak na kacu..

Stellius nie zdołał dokończyć swojej wypowiedzi, ponieważ Luke nie potrafił trzymać swojego języka przepełnionego jadem za zębami.

 - Może to moralniak? Najwyższa pora, żeby cię dopadł.

- Jakbym Cię zaprosiła na ucztę, to by trzeba było tego młodzieniaszka zabić, aby nikomu się nie wygadał. Jeżeli by się go puściło wolno, to mógłby się wygadać. Poza tym ktoś musiał też mieć na oku Stelliusa. Gdyby była ze mną smoczyca, to byś się zapewne udał za mną. - Odpowiedziała Hybryda pół żartem, pół serio. - Doskonale o tym wiem. Przeżyłam już wiele lat i widziałam wiele śmierci wilkopodobnych istot. Wojna między nadprzyrodzonymi mieszkańcami tej wyspy a ludźmi też nie była za ciekawa. Prawie sama podczas niej zginęłam, gdyby nie Sylvie. Wojny czasami są bezsensowne, a czasami nie. Zabierają one słabsze ogniwa, a mocniejsze przeżywają. - Dodała dziewczyna. Słysząc wybudzającego się Wilkołaka, wzięła głęboki oddech i powiedziała: - Chyba tak. Nie była, za radosna wiedząc, że musi przepytać go, ale nie miała innego wyboru. - Kac to normalne po proszku usypiającym. Ciesz się, że nie grzebałam Ci w głowie i w taki sposób Cię nie uśpiłam. Teraz grzecznie odpowiesz na moje pytania bez zbędnego marudzenia. - Rzekła i dopowiedziała: - A teraz mów. Skąd tyle zamieszania związanego z Twoją osobą i czemu ludzie uważają Cię za wilczą wiedźmę? Nethermore miała nadzieję, że niedawno jeszcze osoba będąca drugą nogą na tamtym świecie nie będzie sprawiała problemów. W przeciwnym razie zostawiłaby go niedaleko wioski, aby go znaleźli i od razu spalili.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz