poniedziałek, 2 stycznia 2023

Potęga czasu | 3

Spojrzenie patrzącego nieznajomego dosłownie, stała się jeszcze bardziej pozbawione życia, twarz posmutniała, a ramiona opadły niżej. Tysiąclecie cierpienia, a głupcy nadal krążą po tym świecie. Totalnie bezwładnie opadł, opierająć się o hybrydę poddając się cierpieniom nie walczą dalej z swoim bólem, zdrętwiałych niemal pozbawionych mięśni kończyn. Przyłożył  sztylet przeciwniczki do swojej szyi. Zagłębiając go na tyle by cienka strużka krwi spłynęła po nim. Hybryda widząc, co robi mężczyzna, nie była za bardzo zadowolona. Nie chciała go ranić, a co najwyżej nastraszyć. Nie była więc rada z tego tytułu, że sam robił sobie krzywdę. Usłyszawszy, że nazwał ją głupią, lekko się rozgniewała, ale postanowiła dalej zachować spokój i nie pokazywać jakichkolwiek oznak gniewu.

- Zaiste głupszej kobiety nie widziałem przez całe życie, nie jesteś godna ratunku. Eleonor wybacz. - Twarz przybysza pobladła i posmutniała.

 - Mogłabym powiedzieć o tobie to samo, że jesteś głupi, ale i też nieugięty w swoim celu, co się bardzo ceni. - Odpowiedziała szybko dziewczyna. 

- Gdybym chciał Cię zabić dawno byłabyś martwa, jej życie zostało poświęcone dla takich śmieci. Powtórzę po raz ostatni gdzie jest Alfa. 

Wycedził słabym ledwo słyszalnym głosem w stronę niezwykle silnej wojowniczki, która w wyniku szoku była w stanie okiełznać odrętwienie które niemal docierało do każdej najdrobniejszej części ciała. Jednak stojąc tak blisko tajemniczego mężczyzny, mogła stanąć twarzą w twarz z przerażającą energią, która przyćmiewa swoją intensywnością wszelkie inne doznania. W net przed jej oczami pojawiła się krótka lecz treściwa wizja, przedstawiająca stojącego przed nią mężczyznę oraz spływająca w jego rękach Alfe tak to była alfa ale tak jakby inna. Mężczyzna położył ją na podłodze wycierając krew z ust, na wpół przytomna kobieta szepcząc coś do jego uszu zamknęła oczy na wieki, a z policzków mężczyzny pomału zaczęły sączyć się drobne krople by przerodzić się w potok łez…

- Oj, nie byłabym tego taka pewna. Zabicie mnie jest niesamowicie trudne, szczególnie że mogę w każdej chwili skorzystać z pomocy smoka równowagi. - Powiedziała Nethermore z nutą tajemniczości i wredności w głosie. 

Wiedziała, że dalej będzie się pytał o alfę, więc wpadła na pewien pomysł. Postanowiła zaproponować mężczyźnie coś w rodzaju układu.  Po wypowiedzeniu przez nią zdania została obdarzona kolejną wizją. Szybko przez nią przebrnęła i tak jak ostatnio zamknęła oczy, aby uspokoić się. Po chwili je otwarła i powiedziała: 

- Powiesz mi, czemu chcesz się widzieć z alfą, a ja Ci zdradę, gdzie ona jest, jeżeli twe intencje będą czyste i szlachetne. Zależy Ci na spotkaniu z nią, więc nie będziesz kłamać. - Powiedziawszy to, Hybryda wciągnęła nosem powietrze i dopowiedziała: - Pasuje Ci taki układ? 

Zapytawszy grzecznie mężczyznę, poluźniła uchwyt na rękojeści sztyletu i odsunęła ostrze od szyi Podróżującego przez wymiary. Nie miała ona na celu, aby się wykrwawił, jeżeli rzeczywiście przybył tu w szczytnych celach.

W tym czasie białowłosa elfka westchnęła i nakazała smokowi wylądować koło mężczyzny i Hybrydy, co stworzenie posłusznie wykonało. Dziewczyna, a raczej kobieta zeszła ze swojego skrzydlatego wierzchowca i zwróciła się do Hybrydy: 

- Nie rób mu krzywdy, droga Nethremore. Nie ma złych zamiarów. 

Ithiliel wiedziała, że zapewne szuka alfy. Wytężyła wzrok w jej poszukiwaniu i po chwili znalazła ją schowaną w gęstszych zaroślach. Nie była wcale taka głupia, więc postanowiła poznać zamiary tajemniczej osoby, a dopiero wtedy zdecyduje, czy zdradzić położenie przywódczyni watahy.

 - Powiedz mi, jaki jest powód Twojej wizyty tutaj, a zdradzę Ci, gdzie jest alfa, o ile Twe intencję będą czyste i szlachetne. Jako znak zaufania, abyś się mnie nie obawiał, przywrócę Ci siły witalne, ale nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów po odzyskaniu sił. Jest ze mną Smok Czasu, który w każdej chwili może Cię pozbawić Twojej mocy władania nad czasem. 

Powiedziawszy to, elfka wyciągnęła rękę w stronę rany mężczyzny i odmówiła inkantację, znaną tylko najwyższym "magom" jej rasy, która miała na celu nałożyć na niego zaklęcie odzyskania sił i wyleczenia go.

Smok tylko kiwnął porozumiewawczo w stronę elfiej czarodziejki, znak był jasny i klarowny to bez sensu. Czar rzucony w stronę rannego mężczyzny nie przynosił żadnego skutku, a mroczna aura wkoło zegara jedynie zyskała na sile nadal jakby pochłaniając swego właściciela.

Na nic to uzdrawianie go, nic to nie pomoże. Poza moją krwią, mocą smoka równowagi i życia oraz paroma innymi rzeczami nie jest w stanie go uzdrowić. - Pomyślała Hybryda i obserwowała dalszy rozwój sytuacji.

Alfa sama do końca nie była wtedy jeszcze przekonana, co krążyło jej po głowie w momencie zrównania się jej spojrzeń oraz łuskowatego pupila. Ale pewna była, że sam Aerin już wcześniej od niej zrozumiał zalążek idei, kiełkującej w niej. Świadom już był, że najpewniej chciała podjąć swego rodzaju ryzyko, podając się jak na tacy jako cel. Zdecydowanie łączyła ją silna więź z smokiem śmierci, a teraz ponad to pogłębiała te dwójkę strata dwóch bliskich osób - Lili i smoka życia. Kobieta jednak nie zdążyła namyśleć się nad odpowiedzią, którą mogłaby przekazać smokowi, gdyż skupiła się na kolejnych słowach, które padły z ust starca. Zmarszczyła delikatnie brwi. Zaraz później metaliczna woń podrażniła jej wilcze zmysły. Nie wydarzyło się nic, co zagrażałoby życiu kogokolwiek, ale wiedziała, że musiała to przerwać i w końcu dowiedzieć się z czym przybył tenże nieznajomy. Gra w ciuciubabkę nie mogła trwać w nieskończoność, skoro ewidentnie osobnik wyglądał, jakby czas przelewał mu się przez palce. Jeżeli będzie trzeba, zabrudzi zarówno pazury, jak i kły dla najbliższych, ale jej empatyczna strona podpowiadała jej, że może nie być to konieczne... Z pewnością jeszcze nie teraz. Kto wie, co wydarzy się później.

Skierowała ciepłe spojrzenie swoich wilczych, pożółkłych oczu na smoka - Nie przejmuj się. Mam dobre przeczucie. -Przemawiały do niego. Sam Aerin kiwnął łbem na znak, że ufa jej pewności siebie i już gotując się na kolejne polecenie, wyszedł z sakiewki nim jego przyjaciółka zdążyła cokolwiek zrobić. A następnie alfa odwracając się od swojej najbliższej gadziny, poklepała dwoma placami sam środek, pomiędzy łopatkami. Dla smoka był to już znajomy gest, który oznajmiał, aby ten ubezpieczał na wszelki wypadek jej plecy. Lecz nim dała radę opuścić schronienie, nowy zawodnik dołączył do partii, którą właśnie rozgrywali tej już jakże wyczerpującej nocy. Kiedy zobaczyła długouchą na sercu zapiekła ją dawna szrama, przypominająca o poczuciu winy, kiedy pochłonięta zazdrością oraz zabieganiem o najlepszą przyjaciółkę, Lili, nie zaopiekowała wystarczająco wysoką elfką. Martwe, sine ciało skąpane w śniegu po raz kolejny zdawało się spoczywać tuż przed nią. Gęste włosy, które straciły swój blask oraz nieco oklapły zmoczone śniegiem, a mimo to nie traciły swojej miedzianej barwy. Choć cała sytuacja miała miejsce lata temu to wszystko było tak wyraźne.  - Skończmy tę zabawę. - Mruknęła pod nosem, szarpiąc za ścianę zarośli pod wpływem emocji, a zaniepokojony smok zrobił kilka susów za nią, wciąż jednak pozostając w ukryciu.

Westchnęła, wymijając zasłonę bluszczu. Szła dumnie, z podniesioną głową i zdawać by się mogło, że przepełniał ją.. gniew? Lecz najpewniej jedynie Aerin wiedział, że rzeczywiście nie był temu winny żaden z obecnych pod Wilczym Wzgórzem... Że był to gniew na własną nieudolność, słabość. Za wszystkie emocje, które dawno powinny zostać odpowiednio pochowane i pożegnane, a jednak wracają niczym bumerang. Tym, jak wyglądała i zachowywała się najpewniej przejmować się będzie później, kiedy ochłonie oraz jeżeli będzie mieć czas na rozpamiętywanie tych rozmów. Ale czy było to czymś złym? Emanowała od niej przynajmniej stanowczość i chęć obrony terenów należących się jej oraz jej rodzinie. 

- Nie przypominam sobie, abym miała spodziewać się gości, o tak później porze. - Rzekła chłodno, ogarniając spojrzeniem zebranych. 

Na widok elfki udała zdziwienie, jakby dopiero co ją dostrzegła. 

- Andaran Atish’an. - Dodała, chcąc ugościć ją w rodzimych jej słowach, które poznała spotykając się z wilkiem natury. W dosłownym przekazie znaczyłoby „Mieszkam w tym miejscu, miejscu pokoju”, a wyrazić miało zwykłe powitanie. 

Kiedy spotkała się wzrokiem z Ithiliel, natychmiast przesunęła wzrok dalej, ponieważ zobaczyła w nich martwe oczy Eden. 

- Z czym nogi przywiały cię akurat do wilków królewskiej krwi? - Odezwała się, stając kilka kroków naprzeciw mężczyzny. Pod wpływem chwili nawet nie skrzywiła się, kiedy spotkała się z tym przerażającym, pustym spojrzeniem. Alfa ignorując swoje zaburzone bezpieczeństwo, stanęła twarzą w twarz na przeciw niebywałemu przybyszowi, który słysząc kroki uniósł ponownie głowę i w końcu oboje oczu spotkało się w tym samym punkcie. Na twarzy mężczyzny pojawiły się łzy, które mimo woli zaczęły spływać po jego policzku.

- Dlaczego mnie katujecie, wiecie, że robię to dla niej. Skoro potraficie to odczytać wiecie po co przybyłem. - Wyraz smutku i głębokiego żalu pojawił się na oczach strudzonego wędrowca. -Elonor patrz dla kogo się poświęcasz. 

Widząc łzy na twarzy mężczyzny poczuła się zmieszana. Dziwnym i nie komfortowym było dla niej, obserwowanie nieznajomego w stanie takiej rozpaczy i złamania. Z początku jeszcze zastanawiała się czy nie było to naprawdę dobrze przemyślanym zagraniem, grą aktorską na pokaz, która miała odwrócić jej uwagę. Mimo to,  zaciętość zniknęła z twarzy alfy.  Przez chwilę nawet wrażenie odniosła, jakby nieodpowiednio stanęła na naprawdę już kruchym lodzie, łamiąc taflę na pół czy też nieostrożnie podeszła do z pozoru solidnego, glinianego naczynia, lecz styranego przez cały swój żywot.

 - Nie wiem, o czym do mnie mówisz. - Odpowiedziała zgodnie z prawdą na wyrzut mężczyzny. - Gdyby ktoś cię chciał katować nie stałbyś tutaj o własnej woli. Myślę, że dobrze wiesz jaki jest świat. - Dopowiedziała na myśli mając to iż znajduje się on praktycznie na obcym terenie nieproszony.

Chociaż sam wydźwięk słów był surowy, wręcz pozbawiony empatii, powiedziała to w naprawdę łagodny sposób z swego rodzaju współczuciem. Nie miała zamiaru robić komuś na złość. O ile ktoś nie zaszedł na skórę jej czy jej bliskim to nie leżało w jej naturze. Najzwyczajniej nauczyła się na licznych błędach, żeby nie ufać byle komu i uważać na potencjalne zagrożenie. W końcu nikt nie wpuszcza od tak obcych do domu. Chcąc zadać pytanie o osobę, o której przybysz wspomniał, na krótki okres czasu poczuła jak jej ciało zastyga i traci czucie, możliwość kontroli nad nim. 

Nagle czas na nowo się zatrzymał, a mgnieniu oka ręka mężczyzny znalazła się na twarzy alfy i jakby czas wrócił na nowo.  Twarz Eldura oniemiała stała się totalnie bez wyrazu. * Przecież to miraż jak, to możliwe czas nie powinien

- Jak ... - Wybełkotał, złapał się za głowę, padł na kolana - Eleonor jak przeżyłaś?? 

 - Jaka Elonor? Chyba coś musiało Ci się pomylić. - Rzekła Nethermore do mężczyzny, który zbliżył się do alfy.

Alfa cały czas była niczym skamieniały pomnik, czujący jedynie na skórze palące pieczenie w miejscu, gdzie dotknęła ją dłoń starca. Nawet, kiedy czas powrócił na swój tor, wciąż pozostała w miejscu jak zastygła. Było to doznanie zdecydowanie nazbyt osobiste, zwłaszcza widząc w oczach nieznajomego misz masz emocji. Smok śmierci w tym czasie opuścił swoją kryjówkę. Choć nie było to wprost zagrożenie dla alfy czy też zebranych jej towarzyszy, chciał, aby nie została z tym sama. Lecz kiedy dobiegł z warkotem, rosnąc z każdym krokiem, chcąc stanąć pomiędzy Jessiką a Eldurem, zauważył, że ktoś go uprzedził. A był to sam Rames.

Z sekundy na sekundę umysł młodzieńca coraz bardziej nie pojmował zaistniałej sytuacji. Jego serce biło tak mocno, że nie był wstanie słyszeć własnych myśli. W końcu jednak opanował drżenie swych rąk, a gdy hybryda przyłożyła sztylet do oponenta nie miał złudzeń, to wróg który zaraz może skrzywdzić jego ukochaną. Ostatkiem odwagi sięgną po grubą gałąź nikt nie był na nim skupiony więc zdołał podejść niezwykle blisko, w końcu gdy nieznajomy znalazł się przy Alfie wbiegł szaleńczo między mężczyznę, a alfę wyprowadzając cios w stronę mężczyzny. Był na tyle potężny, że powalił oponenta czyniąc go nieprzytomnym.

 Na powrót smok śmierci zmniejszył się i wkradł na grzbiet alfy, wplątując się pomiędzy bujne loki alfy. W jednej chwili kobieta chciała pochylić się nad zrozpaczonym mężczyzną, a zaraz później gałąź poleciała w jego kierunku. Była na tyle w szoku, że nie zwróciła wcześnie uwagi na ludzką woń. W pierwszej chwili sięgnęła ręką do sztyletu na udzie, ale dostrzegła, że człowiek nie planował atakować kogokolwiek innego. Co tu się wyprawia?, przeszło jej przez myśl. 

- Czyś ty oczadział?! - Warknęła w jego kierunku bez przemyślenia tego, że w końcu w wiosce pewnie i do tej pory walczą z skutkami żywiołu ognia. - Rzucasz się z kawałkiem drewna na przypadkową osobę? 

Widząc, że Rames wbiegał pomiędzy nich, hybryda chciała go złapać i zatrzymać, jednak nie zdążyła. Momentalnie uderzył w brzuch Podróżującego przez wymiary z potężną siłą, mężczyzna upadł na ziemię i zemdlał. 

- Coś ty najlepszego Rames zrobił. Raptus z Ciebie, jak nie wiem. - Wycedziła przez zęby w stronę młodzieńca i podeszła omdlałej osoby. 

Oczy Jessiki zdały się mieć bardziej wilczą postać dosłownie na chwilę. Do momentu aż westchnęła i osunęła się, pozwalając zająć się nim hybrydzie. Położyła jej dłoń przelotnie na ramieniu w podzięce. Hybryda obróciła go na plecy i wyciągnęła ze swojej torby flakon z eliksirem zdrowotnym, była to substancja zrobiona z magii smoka równowagi. Odkorkowała butelkę i wlała mężczyźnie całą jej zawartość do ust. Następnie wzięła go na plecy.

Ręce młodzieńca trzęsły się jak osika, chwyt na pochwyconym kiju był jednak tak mocny, że pozostał w jego ręku. Przerażające wilcze spojrzenie nieznanej mu kobiety w ułamku sekundy poluźniło chwyt i wypuścił narzędzie swojej zbrodni. Co ja najlepszego zrobiłem, ta kobieta wygląda na kogoś ważnego chyba ją rozgniewałem, ale ten łajdak groził mojej ukochanej ona wyciągnęła ku niemu sztylet musiałem dobrze uczynić.

- Doceniam twoje chęci, lecz będziesz musiał w takim razie ty odpowiedzieć mi na kilka pytań. - Alfa zwróciła się w stronę Ramesa. 

Następnie zdjęła bandaż, który zwykle obwiązany był wokół jednej z jej łap i podała go w stronę człowieka. 

- Uzdrowiłam go, jednak dostał wielkiego szoku i prędko się nie obudzi. - Powiedziawszy to, dziewczyna poprawiła chwyt i dodała: - Mam go zanieść na wzgórze szanowna alfo, czy do mojej kryjówki, gdzie nic nikomu nie zrobi?
Zapytawszy się alfę, kiwnęła głową w geście podziękowania do jej przyjaciółki Ithilieli czekała na udzielenie wytycznych.

- On jest nie przytomny. Ty również nie chce abyś znał drogę, którą podążymy. - Rzekła do młodzieńca, a następnie zwróciła się do hybrydy. - Pomogę ci i udamy się do mnie. Będę musiała też zajrzeć do Yalca.

 -Panienka wybaczy ja nie chciałem panienki zgniewać. Jam jest Rames nadworny artysta malarz wioski Canis-lupus oraz Kielch miłości dla tej o to najwspanialszej damy w jednej osobie. Czystą przyjemnością będzie udzielić szlachetnej panience odpowiedzi na wszelkie nurtujące pytania. - Odezwał się Rames.

Opanowując swoje nerwy, uniósł swój berecik lekko trzęsącymi się rękami na znak powitania, i skłonił się na powitanie nowej nieznanej mu niewiasty. Po czym cichym szeptem przemówił w stronę swojej wybranki serca. 

- Najdroższy kwiatuszku nie gniewasz się na mnie, wszak ja dla ciebie to uczynił. On był taki przerażający, gdyby tylko włos panience spadł choćby z głowy gorzej bym potraktował tego delikwenta.  

Spojrzał wymownie w stronę leżącego przeciwnika, dopiero teraz po tym jak się opanował dostrzegł ślady łez i smutek na twarzy młodzieńca o rysach twarzy starca. Kim on jest dlaczego mam wrażenie, że jest bardzo starym człowiekiem skoro po jego ciele widać jakby miał co najwyżej kilka wiosen więcej od mnie.

Ithiliel moje drogie dziecko wracaj do pałacu wiatrów. Rozległ się stary zapomniany głos Wielkiego mistrza magi To już pora byś poznała swoje przeznaczenie ten który przybył jest jego zwiastunem nie mamy czasu pora spotkać się z wielkim księciem. Tylko raz w życiu Ithiliel miała okazję dostąpić tego zaszczytu, jednak ten przywilej wówczas nie należał do najprzyjemniejszych.

- Jak mam się na Ciebie nie gniewać? To, iż ktoś wydaje się straszny, to nie znaczy, że jest równie niebezpieczny. - Rzekła Hybryda w stronę młodzieńca, wzięła głęboki oddech na uspokojenie emocji i dodała: - Najpierw myśl, a potem działaj no, chyba że chcesz przy pierwszej lepszej okazji zginąć. Ostatnie wypowiedziane przez dziewczynę zdanie było pełne gniewu i frustracji, a czym również świadczył jej podniesiony ton głosu. Dziewczyna nie była zadowolona z interwencji Ramesa, w myślach przyrzekła sobie, że z nim na ten temat porozmawia. Nethermore spojrzała na Ithiliel, która wahała się, co ma zrobić, czy pozostać z nimi, czy też udać się na audiencję do księcia elfów. Kiwnęła w stronę elfki, co miało znaczyć: "Idź, jeżeli sytuacja jest ważna." Odwróciwszy głowę, poprawiła uchwyt i podążyła za Alfą.

Jessika dostrzegła, że człowiek wygląda na wielce przerażonego. Nie mogła mu się dziwić. Znalazł się w kompletnie dla siebie innym świecie, który znajomy mógł być mu jedynie z legend i własnych wyobrażeń, a dopuszczając się ataku na obcego osobnika, tylko brnął w to głębiej. O ile samo nawiązanie swego rodzaju "paktu " z Hybrydą nie było wystarczające, aby oddalić go od człowieczeństwa. Chociaż teraz będą musieli nieco dłużeje poczekać, aby rozwikłać sprawę tajemniczego mężczyzny, nie mogła winić żadnej osoby postronnej. Sama była zagubiona w tym, co zaszło u podnóża Wilczego Wzgórza i z początku obawiała się zagrożenia z jego strony. Dlatego nie działam pochopnie, pomyślała, choć nie do końca była to prawda. Nawet i jej zdarzały się akty lekkomyślności i porywy uczuć. Kiedy prowizoryczna broń młodzieńca upadła, żółć zniknęła z jej oczu stopniowo, a zastąpiła je łagodna, błękitna toń. Przyciągnęła na powrót swoją dłoń wraz z zawartością, kiedy poczuła się zignorowana wraz z swoim gestem. 

- Nie chowam urazy. - Rzekła. - Co więcej podziwiam to, że stoisz tutaj, chociaż trzęsiesz się jak osika na wietrze. - Zauważyła, pazurem nakreślając jego posturę. 

Tak samo jak dziwiło ją jego otwarte przyznanie się do bycia kielichem. Czy nie było to częściowym zagrożeniem dla hybrydy, gdyby ktoś go zabił? Znała jedynie strzępki informacji o zwyczajach oraz klątwach wampirów, ale same hybrydy były jej obce. Zatem wiedziała tylko, że kiedy ktoś zabije kielich, wampir może nawet sam umrzeć. Wzrokiem prześlizgnęła na Nethermore, myśląc o tym, jak znakomicie musi działać urok osobisty jej wampirzej strony, że broni ją pomimo strachu. Tak przynajmniej się jej zdawało biorąc po uwagę strzępki informacji.

 - Ale twoja dama ma rację. Powinieneś uważać na kogo się rzucasz. - Dopowiedziała i pozostawiła dwójkę samą sobie, podchodząc do nieprzytomnego.

Mimo to szepty wcale nie umykały jej uwadze chcąc nie chcąc, lecz nie było to teraz dla niej istotne. 

 - Miejmy tylko nadzieję, że ocknie się szybko i będzie w stanie rozmawiać.. - Wymruczała pod nosem bardziej, gryząc czubek swojego pazura.

Nieznajomy po ciosie wroga popadł w głęboki sen, jego siły witalne co prawda wróciły do normy ale mimo usilnych prób nie wzrastały ponad minimalny poziom jaki wyczuwalny był podczas waszego spotkania. Tajemniczy zegar, który przewidziany był do jego ciała wraz z płaszczem opasującym jego ciało, jakby w całości wysysał jego energię i przetwarzał ją w potężną mroczną esencję potęgując ją do niewyobrażalnych rozmiarów. 

 Ulgę odczuła, kiedy zaczął coś mamrotać. Powoli szerzej otworzyła ślepia, wsłuchując się w jego słowa. Po kilku chwilach zaczął jednak majaczyć, a z jego bełkotanych słów, wyraźnie było słychać kilka zdań powtarzanych kilkakrotnie.

- On wróci spali wszystko zostaną tylko ludzie….Trzeba odnaleźć resztę boskich reliktów .... Eleonor dlaczego ci głupcy ich nie odnaleźli przez te setki lat. 

Ithiliel słysząc w swojej głowie głos mistrza, wahała się, czy udać się na audiencję. Kiedy zobaczyła wzrok Nethermore wiedziała, że musi się udać na jedną z wysp. Zanim jednak opuściła wilcze wzgórze w słowa, które wymamrotał mężczyzna. Trzeba powiedzieć o tym, co usłyszałam mistrzowi. - Pomyślała elfka i wskoczyła na swojego skrzydlatego wierzchowca. 

- W drogę Mornloth, lecimy w stronę Msalion. - Rzekła do smoczycy, a ta potężnym machnięciem skrzydeł wzbiła się w powietrze, powodując utworzenie się tumanów kurzu. 

- Chodź przyjacielu. - Odezwała alfa się w stronę swojego smoka, a smok śmierci wyskoczył momentalnie czując jej zaniepokojenie oraz chwytając w swoje łapy nieprzytomnego starca, kiedy zwiększył się wystarczająco. 

Wciąż pozostała jeszcze jedna kwestia. Bez względu na to jak dobrze Rames zaznajomiony jest z hybrydą, która właśnie udzielała wsparcia jej watasze, nadal pozostawał człowiekiem. Już raz ludzie prawie znaleźli się na ich terenach, mogąc wywołać nie małe zamieszanie. Wolała, aby dalej jak najwięcej sekretów pozostało właśnie w tejże nieznanej im postaci. A zwłaszcza jaskinia jej czy bety, które sprytnie skryte są w gąszczu na wzgórzu. Omal o tym nie zapomniała na nowe wieści. Zatrzymała się po kilku krokach.

 - Byłabym bardzo wdzięczna, gdybyś zakryła oczy swojemu żywicielowi. Jeżeli to nie problem.. - Zwróciła się do Hybrydy.

Młodzieniec mimo strachu czuł się tak podekscytowany wszak słowa zarówno tajemniczej nieznajomej, jak i jego wybranki serca były karcące jego ostatnie zachowanie, jednak rządne z nich nie wykluczało jego znajomości. Na bogów to się dzieje naprawdę mityczne stworzenia, o których śniłem w swych snach po czytaniu rozlicznych baśni. Stoją właśnie na przeciw mnie żyw. Ponadto jedna z najwspanialszych kobiet jakie stąpają po tym świecie nie odrzuciła mego wyznania miłości, jestem przy niej i tak już zostanie, co może być wspanialsze dla mężczyzny niż odnalezienie szczęścia w objęciach kochającej go kobiety, którą będzie mógł bronić i okazać wszelkie wspaniałości tego świata by dzielić się całym jego szczęściem. Podążał zgodnie z wolą hybrydy w stronę obozu, a gdy tylko alfa poprosiła go o zakrycie swych oczu, nie sprzeciwiał się jedynie postanowił skompletować towarzyszkę swej podróży.

- Rozumiem twoje obawy i uczynię jak rozkażesz, jednakowoż więc, że  me oczy oślepione są cudownym blaskiem, od którego nie sposób oderwać swych oczu. Kończąc zdanie spojrzał głęboko w oczy Nethermore.

- Oczywiście, że zasłonię temu oto młodzieńcowi oczy. Nie mogłabym przecież dopuścić do tego, aby jakikolwiek człowiek znał położenie głównego terenu watahy. - Powiedziała dziewczyna, podchodząc do zakochanego w niej młodzieniaszka i zakryła mu oczy czarnym, jak smoła kawałkiem tkaniny.

Nie musząc dźwigać nieznajomego mężczyzny, była szczęśliwa. Fakt, że mogła dźwigać dość ciężkie rzeczy, ale jej organizm w pewnym stopniu był wyczerpany tymi nagłymi zmianami czasu, dodatkowo musiała też kontrolować swoją wampirzą stronę, aby ta poprzez zapach krwi nie wymknęła się spod kontroli.

- Wdzięczna jestem, że rozumiecie to oboje. - Jedyne i proste, ale naprawdę wyrażające aprobatę zdanie, które dało się usłyszeć z ust alfy nim zaczęli piąć się dalej w górę zbocza. 

 Następnie przewróciła oczyma na kolejne romantyczne podchody młodzieńca względem hybrydy. Że też znajdował chwilę na porywy serca w sytuacji poważnej, takiej jak ta. Było to dla niej co najmniej niezrozumiałe, choć czy też uderzająco podobnie nie zachowywała się ona i Kai? Porywcze czasy młodości, kiedy to miłość była pierwszorzędną wartością... Prowadząc cały pochód, pozwoliła im toczyć rozmowę między sobą. Czas na dyskusję znajdzie się na miejscu, jak i planowanie, co powinni zrobić w następnej kolejności. Doglądała w tym samym momencie co jakiś czas starszego mężczyznę, którego niósł smok. Zdawać by się mogło, że jego stan na chwilę obecną był stabilny. Podrapała Aerina po łuskowatym grzbiecie. Z jednej strony dziękowała w ten sposób pupilowi za wysiłek, jak i za razem dodawała otuchy samej sobie.

 - Byś już przestał tyle gadać i dał człowiekowi usłyszeć własne myśli. - Rzekła Nethermore do wiecznie mówiącego Ramesa, trzymając go za ramię, aby ten się o nic nie przewrócił.

 Jej myśli krążyły wokół słów mężczyzny. Mówił on i jakiś reliktach i o kimś, kto ma powrócić. Gdzieś już o tym czytała, ale nie mogła sobie przypomnieć nic na ten temat. Zupełnie tak, jakby ktoś wymazał jej to z głowy. Musiała ona jak najszybciej ocucić mężczyznę, żeby ten, jak najszybciej powiedział, o co mu chodziło. Być może kontynentowi zagrażało niebezpieczeństwo, a wczesna informacja o tym mogłaby jego mieszkańców uratować.

- Przynajmniej, kiedy mówi to nie powinien tym bardziej skupiać się na drodze. - Odezwała się w końcu. Chociaż po sobie tego nie pokazywała jej ton głosu zdawał się mieć w sobie mniej napięcia i więcej lepszego samopoczucia. Znajdowali się już praktycznie u celu wycieczki. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz