W końcu po dość szybkiej podróży dotarł na obrzeża wioski. Zszedł z gałęzi która ledwo go utrzymywała i z gracją kota wylądował na ziemi. Zbadał okolice wzrokiem i zapamiętał lokalizacje punktów zainteresowania wieśniaków oraz wymyślił optymalną trasę ucieczki. Nadal było dość wcześnie a infiltracja za dnia była ryzykowna jednak nie mógł czekać do nocy... Przecież w każdym momencie "Wilcza wiedźma" może stracić łeb... O ile nie straciła. Yalc liczył na to że wieśniacy odłożą śmierć wiedźmy na później żeby wcześniej coś z niej wycisnąć albo się nad nią znęcać. Westchnął wiedząc co go czeka ale mimo to ruszył w kierunku wioski truchtem starając się zmieszać z wysokimi trawami i podejść niezauważony. W pobliskiej odległości od wioski, Yalc od razu wyłapał wyższe, zachrypnięte odrobinę z racji na wiek, kobiecie głosy, które nieuchronnie zbliżały się w stronę traw. Nie ruszał się z miejsca po prostu czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Nie będzie tak ryzykował. Gdy te zbliżyły się bardzo Yalc wręcz zastygł w bezruchu przysłuchując się słowom kobiet.
- Biada temu chłopcu, biada. - Kontynuował swój lament pierwszy głos. - Młody, życie ma przed sobą, a i na żadną wiedźmę z lasu nie wygląda. - Zauważyła.
Kobieta o dobrym sercu to była, więc nic dziwnego, że takie wnioski wysnuła. Właściwie, kiedy mężczyźni przynieśli na plac krwawiącego chłopaka, pozbawionego przytomności, ludzie w wiosce zaczęli dzielić swoje zdania. Nikt nie był pewien czy to aby na pewno widmo, które gonili. Żadnej zmarszczki na twarzy, ani sztuczek przeklętych. Jedynie ci, co widzieli na własne oczy, mogli czuć się przekonani. A i nawet wśród nich zdarzały się niepewności, co do tego czy prawdziwa Wiedźma nie zrobiła ich w konia i zwiała. Gdy rozmówczynie były bliżej, zauważyć dało się, że chociaż obie swoje lata młodości utraciły, tak dzieli je różnica wieku nie taka mała. Najpewniej wracały z spaceru, zahaczając o miejsce pobytu Stelliusa. To tu, to tam. Jak to miejscowy gaduły miały w zwyczaju i zapędziły się w swoim obchodzie.
- Ty żeś się litujesz nad wszystkim, co żywe! Diabłem to podszyte jest! - Zaskrzeczała druga. - Pewnie to parszywe straszydło zjadło moje dwa koty, i to w biały dzień!
Prychnęła śmiechem jej towarzyszka, poprawiając chustę, co zwisała z jej ramion.
- Pamięć już nie tą masz. - Rzekła w odpowiedzi, na pokaz stukając się w głowę. - Twoje koty to już szmat czasu w piachu spoczywają i przewracają się na myśl o twoim zrzędzeniu. Toż to pies gończy Wilfreda je zagryzł.
Obruszyła się starsza i stanęła w miejscu. Pechowo akurat aż nazbyt blisko od kryjówki Yalca. Starsza stała tyłem do niego, natomiast młodsza póki co nie zwróciła na niego uwagi, gdyż pierwsza wspomniana splunęła w bok i wymierzyła palec w swoją koleżankę.
- Ha! Może i zawodzi, ale za to inne zmysły mom wyostrzone! - Powiedziała z dumą i pewnością siebie. - A ten chłopok to wcale taki niewinny nie jest! Ślepia ma puste, jakby śmierci się w oczy spojrzeć nie boł!
Pech chciał że jedna z nich stanęła aż zbyt blisko Volfa. Przeklną mohera w myślach i przystąpił do powolnego wycofywania się. Przy odrobinie szczęścia nie zostanie zauważony i będzie mógł przysłuchiwać się rozmowie z bezpiecznej odległości.
Kobieta z zieloną chustą na barkach, popadła w chwilową zadumę, przypominając sobie twarz skutego chłopaka.
- Wychudzony, pewnie nie jadł zbyt długo. Toż to może nawet być mu wszystek jedno. - Broniła dalej swojego zdania.
Utkwione spojrzenie miała dalej w podłoże, nie wyrzucając z głowy obrazów wspomnień. Kątem oka zauważyła ruch traw.
- Nie widziała żem jeszcze człowieka, co oczy świeciły by mu się jak złoto. - Broniła dalej swoich przekonań. - Przemyśl ta lepiej moje słowa. Niczemu co wyszło z lasu ufać od razu nie można. - Podsumowała, podkreślając, jakby jej racja była jedyną słuszną i ruszyła się z miejsca w kierunku ścieżki, którą planowała półkolem wrócić do zacisza swojego domu.
- Oczywiście. Dziękuję ci, koleżanko za radę. - Rzekła.
Kiedy starsza z kobiet się oddaliła, postanowiła, że podąży za dziwnym ruchem z czystej ciekawości, niby przypadkiem zawracając. Yalc czuł się przyparty do muru. Nie wiedział co robić a ściana o którą się zatrzymał nie pomagała w sytuacji. Nie miał żadnego pomysłu a kobieta zbliżała się coraz bardziej Myśl! - Powiedział w głowie jakby to miało pomóc i po sekundzie nagle go olśniło. Aki. Już nieraz korzystał z jej pomocy żeby wyjść z trudnych sytuacji. Akurat ta kroczyła zaraz obok niego więc Yalc wykonał gest ruchem głowy i oboje wiedzieli co robić. Aki poszła do przodu a Yalc przylepił się do ziemi. Plan był prosty. Kobieta w końcu trafi na kruka a gdy Aki odleci "odstraszona" ta zrezygnuje z poszukiwań. Yalc modlił się tylko że plan się powiedzie chociaż miał już w głowie kilka innych pomysłów, ale za to bardzo ryzykownych. W ostateczności zrani ją i ucieknie... Oby nie musiał.
Starsza kobieta z dłońmi splecionymi za swoimi plecami, nerwowo zaczęła skrobać paznokciami o jedną z dłoni. Długie i stwardniałe szpony wydawały niezbyt przyjemny odgłos, szarpiąc za starą, suchą i miejscami spękaną skórę. Zdawać by się mogło, że chociaż przerażenie od niej uderzało, tak z własnej woli szukała czegoś konkretnego. W pewnym momencie wysoka trawa przed nią zaczęła delikatnie falować. Zatrzymała się na moment, szukając czegoś po kieszeniach. Robiła to bardzo powoli, jakby istota z zarośli mogła nakierować się na nią tylko przez szamoczące dźwięki. Kiedy Aki nagle wyleciała z zarośli, staruszka podskoczyła w miejscu. Szok i ulga zarazem przepłynęły przez jej starcze serce tak szybko, że zaszumiało jej w głowie. Jakby tego było mało, zaraz za krukiem niemal wprost na nią, wyskoczyła ruda kotka, która również musiała od pewnego czasu obserwować już ptaka. Starsza kobiecina zemdlała, upuszczając tajemniczy przedmiot, którym był zdobiony, drewniany grzebień. Pozornie zwyczajna rzecz...
No i gotow... Czy ona właśnie upadła? Czy ten kot ją właśnie zabił? Ale nawet jej nie dotknął... Volf nie był w stanie zrozumieć sytuacji, która właśnie miała miejsce przed jego oczami i jednocześnie nie rozumiał jak przeoczył sierściucha. Miał ochotę go zagryźć na miejscu, ale to odpadało, bo zwracałoby na niego zbyt wiele niechcianej uwagi. Rozmyślania nad sytuacją przerwał mu zapach wilczego tojadu który wydobywał się ze strony kobiety. Yalc podszedł bliżej kobiety żeby odkryć skąd wydobywał się zapach. Okazało się że zapach wydobywała się z grzebienia. Zbadał go wzrokiem po czym szturchnął nosem przedmiot żeby zobaczyć jego drugą stronę.
Kiedy obok rudej kotki zemdlała kobieta, kotka wielce się dziwiła. Nie zrobiła nic takiego i nie spodziewała się, że samo to wystarczy, aby unieszkodliwić ją. Zbliżyła się do omdlałego ciała kobieciny. Nie wyglądało na to, żeby staruszka zrobiła sobie większą krzywdę w czasie upadku, chociaż w jej wieku każde potknięcie groziłoby złamaniem kości. Ziemia była pokryta oroszonym mchem, który zamortyzował upadek głowy. Dla pewności przeszła po niej kilkukrotnie, a następnie kładąc łapkę na policzku kobiety, pociągnęła skórę w dół, odsłaniając jej gałkę oczną. Puściła ją zaraz, a na jej pyszczku malowało się wyraźne obrzydzenie.
- Stare jędze, zawsze skąpią jedzenia, ale swój nos wetknąć potrafią wszędzie. - Fuknęła, a następnie, widząc że jej pięć minut bycia w centrum uwagi zniknęło, zaciekawiona zbliżyła się do znaleziska Yalca. - Chcesz, żeby wyczesać ci futerko? - Zażartowała, widząc jak volf przygląda się ludzkiemu narzędziu, jakby nigdy wcześniej nie miał z czymś podobnym styczności.
Yalc w tym czasie zwyczajnie zignorował wybryki rudego futrzaka, aż do momentu w którym ta odezwała się do niego.
- Śmiało. - Odbił piłeczkę krótkim mruknięciem i wrócił do badania przedmiotu.
Ten zapach... Nie dawał mu spokoju... Miał misję do wykonania ale dręczyła go ciągle myśl o tym czemu grzebień tak pachnie... Kotka w podskokach podeszła do volfa i niczym pomarańczowa, pasiasta ciecz, prześliznęła się między jego łapami do drewnianego przedmiotu. Nie długo zajęło nim zaczęła marszczyć noc i kręcić wąsami.
- Waa! Ochyda! - Zasyczała, kiedy jej pyszczek był milimetry od znaleziska Yalca. Z obrzydzeniem odskoczyła na bok, a sierść zjeżyła się jej na karku. - Jednak nie wezmę tego do pyska. Śmierdzi trucizną.. - Ruda gaduła z podejrzliwością utkwiła wzrok w grzebieniu, zaraz przenosząc go na nieprzytomne ciało kobiety.
Spokojnie patrzył na kotkę aż ta prześliznęła się pod nim co sprawiło że drgnął z miejsca. Zaśmiał się gdy zobaczył reakcję na zapach grzebienia.
-Teraz rozumiesz moje zaciekawienie? -Zadał pytanie, choć nie oczekiwał żadnej odpowiedzi.
Zerknął tylko na Aki czy jest cała i na szczęście nic jej nie jest. Zaraz po tym wrócił wzrokiem do kotowatej. Kotka uśmiechnęła się krzywo, spoglądając na przedmiot. Skąd w ogóle ta zagrzybiała starucha wyciągnęła to ziele? I czemu na grzebieniu? Będą w razie bezpieczeństwa czesać tym każdego psa i innego przybłędę? Co za upierdliwe czasy nastają dla żebraka, pomyślała sobie.
-Wilcza wiedźma żyje? - Volf zapytał prosto z mostu.
Nie ma nic do stracenia a zapytać warto. Pytanie wybiło ją z rytmu na sekundę, ale później zaciekawienie błysnęło w jej oczach. Tak, jak myślała. Dziwny wilk, od którego czuć magią nie mógł przyjść na darmo do tak zwyrolskiego siedliska.
- Ludzie są coraz dziwniejsi, naprawdę świrują. - Odparła niemal od razu, bawiąc się, jakby nie usłyszała najważniejszego pytania, ale nawiązując zarówno do grzebienia, nasączonego tojadem, jak i kolejnego pytania Yalca.
- Coś w tym jest. - Mruknął nadal czekając na odpowiedź na jego pytanie.
- Jeżeli tamto chucherko przy fontannie, przywiązane do słupa jest Wiedźmą, to ja oddaje swoje pozostałe życia. - Mrugnęła okiem w jego kierunku i skierowała czubek ogona w kierunku centrum wioski. - No.. Ops, chyba odpowiedziałam dość jasno. - Tym razem i uciekła wzrokiem w głąb wioski, z wyrazem pyska, który sugerowałby, że sama jest zła na swoje gadulstwo, mogłaby w końcu podroczyć się z Volfem.
Pokiwał delikatne głową, w końcu otrzymując odpowiedź na najbardziej wyczekiwane pytanie. Więc jeszcze żyje. Mógł wracać... Jednak z drugiej strony czy można ufać losowej kotce która prawie zaatakowała Aki? Jego rozmyślanie przerwał szelest, a i wtem do dyskusji dołączył nowy głos. Po samym jego brzmieniu można było sobie wyobrazić ile lat ciężkich dekad musi mieć za sobą jego właścicielka. Głos, w którego kierunku momentalnie odwrócił się Yalc.
- Pachnie jak trucizną, ponieważ jest to trucizna. Sama jej go przecież dałam, bo jest już starszą osobą i nie potrafi się bronić przed złodziejami tak, jak kiedyś. - Powiedziała Hybryda.
Będą kłopoty, Yalc spojrzał porozumiewawczo w stronę Aki, która momentalnie odleciała i zniknęła w połowie lotu w dziwnym błysku. Postanowił się nie odzywać i zwyczajnie czekał na rozwój sytuacji. Jednocześnie kobieta wyszła zza ciemniejszych i wyższych krzaków. Wyłoniwszy się, wyczuła w jakimś stopniu strach i zaskoczenie obcych osób. Grzecznie za Hybrydą szła Sylvie - jej smoczyca. Przyjaciółka Hybrydy widząc nieznajomych, momentalnie stanęła pomiędzy Nethermore a obcymi osobami i momentalnie rozwarła swoją paszczę, aby zaatakować obcych. Dziewczyna, widząc to ostrym i stanowczym tonem, powiedziała:
- Sylvie nie atakuj ich! Nic nikomu nie zrobili, więc nie masz pretekstu do ataku.
Usłyszawszy polecenie dziewczyny stworzenie stanęło za Nethermore wciąż obserwując dwie dziwne dla niej postacie.
- Nie musisz się bać mojego smoka, szanowna kotko. Nic Ci on nie zrobi. - Dodała w przyjaznym geście.
Yui zmrużyła delikatnie oczy, kiedy do jej uszu dotarł głos obcej osoby, a następnie przyjrzała się całej sylwetce kobiety. Była zaskoczona, że nie wyczuła ani nie usłyszała wcześniej jakiegoś szelestu, czegokolwiek, co świadczyłoby o obecności intruza w pobliżu. Nie była też w stanie przypomnieć sobie czy aby na pewno nie widziała jej kiedykolwiek nieopodal wioski, a często przechadzała się pograniczem i nie tylko. Był to dla niej najważniejszy sposób na zdobycie pożywienia - żebranie i branie ludzkich istot na litość. Niestety, nie wszyscy byli przyzwoici, niektórzy grozili jej odcięciem kończyn, ogólnie odebraniem jednego z żyć. Czyżby była obrońcą tej mieścinki? A może słabszych? Szlachetne, ale czy rzeczywiście dobre i mądre? Ludzie są tacy niewdzięczni... Yui zaczęła się nad tym zastanawiać, w między czasie kotka przysiadła nieopodal Yalca. Polizała swoją łapę i obmyła się za uchem. Syknęła w stronę smoka, który otworzył paszczę w jej kierunku, bardziej z strachu niż rzeczywistej agresji, o czym świadczyć by mogło futro zjeżone na jej karku i końcu ogona.
Sylvie zobaczywszy odlatującego czarnego kruka, rozpostarła skrzydła i ruszyła za nim w pogoń "wpadając" razem z krukiem w dziwny błysk, po czym zniknęła. Hybryda zobaczyła w stronę znikającej smoczycy i wiedziała, że ptak, za którym poleciała, może nie mieć łatwo w dalszej drodze. Domyślała się ona jednak, że stworzenie to może lecieć do pobratymców swego właściciela, aby mogli mu pomóc.
-Przepraszam Was za Sylvie. Kim jesteście i z jakiej frakcji pochodzicie? - Zapytała hybryda.
- Nie wiem, o czym mówisz. Jestem tylko kotką, która żyje na własną łapkę, ale ma dług wobec pewnej... grupy wilków. - Zawahała się na chwilę. Nie wiedziała kim są osoby, które ją aktualnie otaczały. Nie szukała w tym momencie kłopotów, stając po złej stronie barykady. - Poza tym, akurat wilczy tojad i to w grzebieniu, na złodziei? - Nie ukrywała swojego zdziwienia.
- Wilczy tojad w połączeniu z odpowiednimi ziołami i substancjami tworzy bardzo silną, wręcz dla niektórych gatunków zwierząt iście śmiertelną truciznę. Jednak czuć w tejże substancji tylko wilczy tojad dla czystej zmyłki. A nie jest to tylko "broń" na złodziei.- Dziewczyna, mówiąc o broni, zgięła dwa palce u rąk i kontynuowała swój monolog: - Jest to też po części broń na stworzenia waszego pokroju, ponieważ ostatnio dość często można zauważyć tu pewną niebezpieczną frakcję. Nie wiem jeszcze jaką, ale jak dobrze mi się kojarzy samcem alfa tego zgromadzenia, jest pewien Jaguar, więc robię to ze względu na to, aby nie wybuchła wojna, tak jak miało to miejsce bardzo dawno temu. Skończywszy swój monolog, Hybryda spojrzała w niebo i ujrzała swoją smoczycę, która w jednej ze swoich łap trzymała kruka. Nethermore postanowiła na razie nie mówić o tym mężczyźnie i popatrzała w oczy smoczycy. Sylvie momentalnie się zatrzymała i czekała na sygnał przywoławczy do swojej właścicielki. - Nie odpowiedziałeś na moje pytanie, szanowny panie. Ty także szanowna pani. - Zwróciła się do nieznajomych jej osób Hybryda.
Yalc nie mógł sobie wybaczyć, że nie zauważył i nie usłyszał nieznajomych. Był całe życie szkolony tylko do tego zadania a teraz gdy faktycznie mógł zobaczyć zagrożenie czekające w krzakach to nie zobaczył i wpadł prosto w trudną sytuację. Liczył na to że chociaż Aki nie zawiedzie. Zerknął w stronę kotki a potem w stronę nieznajomej. Nie mówiła nic czego Yalc nie wiedział. Jedyne co go zastanawiało to fakt że trzyma się z ludźmi albo im pomaga. Przecież to ludzie rzucili się na nich z bronią gdy tylko dowiedzieli się że Alfa jest przy nich. To oni próbowali ich wszystkich zabić. To oni porwali fałszywą wilczą wiedźmę i przetrzymują ją teraz. Nie był w stanie pojąć czemu hybryda trzyma z ludźmi i dlaczego jeszcze żyje. W na dodatek mówi teraz o WJ. Nie słyszał od dawna o niej. Wydawało mu się że dawno wymarła.
- Bzdura. "Pewien jaguar" prawdopodobnie leży martwy w jednym z wymiarów. - W końcu odezwał się.
Nagle usłyszał Sylvie i przewidywał najgorszy scenariusz. Gdy zobaczył że smoczyca trzyma Aki w łapie coś w nim pękło. Nie obchodziło go co reszta ma do powiedzenia wręcz zignorował to i pobiegł w stronę kruka by zobaczyć czy jeszcze żyje. Nie mógłby sobie wybaczyć jej śmierci szczególnie w takich okolicznościach gdy byłaby to śmierć z jego winy.
- Otóż ten Jaguar żyje. Widziałam go ostatnio razem z jego pobratymcami w tej wiosce. Zresztą wielu ludzi też go widziało. Przez to też chronię ludzi i im pomagam, aby nie wybuchła wojna tak jak za czasów okresu zwanego J64. Jeżeli nie wiesz o tym okresie lub wiesz o nim szczątkowe informacje, to radzę się douczyć lub popytać kogoś. Żyłam w tych czasach i przez pewnego człowieka okres ten pod koniec stał się istnym piekłem. Przez to teraz ochraniam ludzi, aby nic takiego się nie powtórzyło. - Powiedziała Hybryda. Zobaczywszy, że mężczyzna podbiegł do swojego kruka podeszła do niego i powiedziała: - Twoje zwierzę jeszcze żyje. Powinieneś być wdzięczny Sylvie, bo nie zaatakowała Twojego ptaka, tylko go ocaliła. Zaatakowały go dwa inne dużo większe od niego samego ptaki, ale mniejsza z tym. Razem z moją smoczycą możemy uleczyć Twojego pierzastego przyjaciela.
Powiedziawszy to, Hybryda wyciągnęła ze swojej torby fiolkę z pewną tajemniczą zawartością. Odkorkowała butelkę i substancję wlała krukowi do dzioba. Następnie Sylvie lekko położyła łapę na ciele ptaka i rozwarła paszczę. Wiązkę jasnego światła, czegoś w rodzaju plazmy nakierowała na głowę stworzenia. Parę iskier spadło na głowę ptaka, powodując zagojenie się wszystkich ran istoty. Kiedy pierzasty przyjaciel mężczyzny się ocknął, gad zdjął łapę z ciała kruka.
- Następnym razem radzę, aby ptak nie leciał przez wymiar mroku, jeżeli nie był szkolony do bardzo szybkiego latania, gdyż następnym razem może tego nie przeżyć. Kiedy smoczyca przestała mówić wtrąciła się Hybryda: - Radziłabym, abyś trochę potrenował ze swoim krukiem latanie i dał mu więcej swobody, aby mógł nauczyć się bronić no, chyba że chcesz go kiedyś stracić, co na pewno byłoby dla Ciebie strzałem w serce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz