poniedziałek, 2 stycznia 2023

Potęga czasu | WKK

 - Eh? - Yui bardzo chciała już dać upust swojemu wyrzutowi, jakoby nie darzyli jej po tym wszystkim  wystarczająco zaufaniem, a z pewnością spaliła żywcem każdego niepożądanego gościa, bez względu na otarcia. Oczywiście pomijając kości, na których naostrzyłaby swoje małe kiełki, żeby wgryźć się w soczyste mięso jako nagrodę. Może wtedy zostałby w końcu doceniona, przez kogokolwiek. Może wtedy, ktoś obdarzył by ją prawdziwą więzią. Na wzmiankę o jedzeniu jednak, wszelkie bojowe zapędy kotki, jaki smutki zostały szybko pogrzebane i z radością podreptała za Yalciem. 

- Oczywiście nie będę wybrzydzać, jestem głodna jak.. wilk. Wiesz jak to jest, nie? - Zachichotała. Żart przynajmniej bardziej był na miejscu niż lata temu w stosunku właśnie do Watahy Królewskiej Krwi, która udzielała jej schronienia, kiedy panował największy głód na tych terenach. -  ... Ale dawno nie jadłam mięska z sarny. Ludzie nie rzucają dziczyzny kotom. - Fuknęła z zawodem. 

Wszystko co najlepsze zostawiają dla siebie.

Yalc szedł powolnym krokiem w stronę pozostałych członków watahy. Martwiło go co dzieje się teraz z alfą i hybrydą które zostały stawić czoła zagrożeniu. Westchnął cicho i skierował spojrzenie na kotkę która chciała pewnie rozluźnić nieco atmosferę. 

-Jestem volfem ale tak. Wiem jak to jest-Jedynie uśmiechnął się delikatnie bo obecnie nie był w humorze do żartowania-Ludzie z reguły nie są zbyt... Sympatyczni. Szczególnie jeśli chodzi o zwierzęta albo magiczne istoty.


Stellius przysłuchując się rozmowie przewrócił oczami. Zamykał pochód swoim wolnym krokiem, zastanawiając się, co jego siostra robi w takim gronie. Dlaczego pomaga tak żałosnym bytom? Ich matka też miała dobre serce i skończyła oddając swoje życie. Ich młodsza siostra ma dobre serce i wykorzystują ją wilki z wymiaru światła. Czy to nie powinna być wystarczająca lekcja, żeby stawiać siebie na pierwszym miejscu? Oczywiście, myśląc w ten sposób był ogromnym hipokrytą. Sam wystawił się ludziom, żeby jego siostra na pewno nie została złapana przez ludzi. 

Oczywistym było, że w dolinie również poszczególne wilki wyczuły, że święci się coś niedobrego, kiedy tylko w powietrzu pojawiła się podejrzana energia. Louise, wilkołak, który czuł się jak najsłabsze ogniwo dla pozostałych, rozpalił drobne ognisko na środku z pomocą drewna i krzemienia, przy którym zebrali się wszyscy, chcąc podzielić się swoimi spostrzeżeniami. Ogień dawał przyjazną atmosferę i odpędzał chłód. Jedynie Hyoko siedział na uboczu. Języki ognia oświetlały profil jego twarzy, kiedy opierał o ścianę. Póki co nie brał czynnego udziału w dyskusji, lecz wszystkiego słuchał z uwagą. 

- Jak znam Jess, na pewno już podkłada sztylet pod gardło delikwenta. - Odezwał się medyk, Maks, chcąc uspokoić wszystkich. Co prawda, wiedział, że jego przyjaciółka nie podejmuje zbędnego ryzyka, ale też nie boi się rzucić w wir walki, jeżeli to konieczne. Zwłaszcza mając przy sobie silną betę. Lili na pewno się zjawi z odsieczą, wierzył w jej szósty zmysł.

- Nie traćmy mimo wszystko czujności. - Dopowiedział Luke. Pomimo swojej oziębłości, nie zależało mu na rozpadzie gromady, wśród, której miał schronienie i oparcie. 

- A co z betą? - Hyoko postanowił zabrać głos. Wiedział, że nie było to najrozsądniejsze i mogło wywołać zamieszanie, ale ktoś musiał podjąć tą również istotą kwestię. W końcu to ważna rola dla stada, najsilniejszy z wilków, który bronił głowy watahy w razie potrzeby i zawsze służył dobrą radą. - Gdzie od pewnego czasu kryje się nasza fioletowa wojowniczka? Czy ktoś wie?

Zapadła chwila ciszy i słychać było rytmiczne obijanie się kamienia o ziemię, którym Hyoko bawił się jak piłką z swoją zdolnością telekinezy. Każdy popadł w konsternację, próbując przypomnieć sobie czy alfa podzieliła się z nimi jakąkolwiek złą wieścią w tym kierunku. Na widok Yalca z towarzystwem, Vanessa podniosła się jako pierwsza, chcąc zadać pytanie, które nurtowało wszystkich.

- Przynosisz nam jakieś dobre wieści?

Jako ża alfy nie było a beta gdzieś zniknęła to Yalc hierarchicznie był najwyżej co niestety wiązało się z masą pytań i próśb w jego kierunku. W końcu zaczęły one padać. Pierwsze było całkiem proste ale ciężko mu było o dobre wieści. Musiał ustawić wypowiedź w swojej głowie zanim ją wygłosi więc milczał przez chwilę. Wszystkie ślepia wpatrywały się w niego wyczekując odpowiedzi. Niektóre z zaciekawieniem, inne bardziej zaniepokojone, zwłaszcza po poprzednim zapytaniu Hyoko, z kolei niektóre posiadały w sobie iskierkę nadziei. W tym czasie mała kotka, oswajała się z przedziwnym, wilczym schronieniem. Przechodziła to w jedną, to w drugą stronę, lecz cały czas pozostawała w bliskiej odległości od Yalca, nie chcąc narażać się członkom watahy.

- Uwolniliśmy Stelliusa bez żadnych ofiar i jest szansa na nowych rekrutów do watahy. -Wstrzymał się ze złymi wieściami bo nie był to odpowiedni moment na takie.

- To wspaniale! - Odpowiedziała niemal od razu zadowolona Vanessa, chwytając się namiastki pozytywów.

Wadera wolała, aby każdy z członków był dobrej myśli. Zdecydowanie ułatwiłoby do pracę wszystkim, a zwłaszcza przewodzącym stadem, którzy mają ogromne brzemię na barkach. Z uśmiechem na pyszczku odwróciła się do pozostałych. Wtedy jednak odezwał się Hyoko, ponownie.

- Racja, wspaniale. - Uśmiechnął się równie promiennie, co biała wilczyca, chcąc ją prześmiewczo naśladować. Tylko na krótki moment do wypowiedzenia kolejnego zdania. - Jeżeli nie przyniesie na nas kolejnego nieszczęścia. 

Hyoko wlepił swoje świdrujące ślepia w Stelliusa. Nie przestawał przy tym poruszania swoją dotychczasową zabawką. Złapał ją do łapy i rozpoczął kręcenie kamiennym krążkiem na czubku swojego pazura. Słowa te dotknęły dogłębnie rozmówcę, ale starał się nie pokazywać po sobie tego. Jedynie kotka spojrzała na wilkołaka z współczuciem akurat stojąc obok niego i wyczuwając nerwowe drgnienie jego ciała. 

- Czy nie będzie.. - Chciał kontynuować zamaskowany lycan.

- Przymknij się teraz, jeżeli łaska. - Przerwała mu Vanessa, po czym skinęła łbem w kierunku zwiadowcy.

Nikt zarazem dzięki temu nie podłapał tym razem zaczepki Hyoko i wysłuchali poleceń Yalca do końca.

 - Przynieście coś do jedzenia dla wszystkich. Nie wychodzimy poza teren doliny. Musimy też ustawić wartowników. Ja mogę stać jako pierwszy. Gdyby ktokolwiek miał wątpliwości to są to rozkazy alfy. - Sprostował na koniec Yalc.

- A dobrze się czujesz? Żadnych oznak osłabienia? - Zapytał medyk, który poprzedniego wieczoru zajmował się regeneracją volfa, kiedy tylko ten skończył mówić. - Jeszcze wczoraj twój organizm był naprawdę wycieńczony. - Zauważył.

- Możesz wziąć rudą wiewiórkę i wziąć porcję z stosu zwierzyny. Będę mieć oko na wejście. - Padł głos Luke'a.

Yui akurat wtedy skupiła swoją uwagę na kolorowym owadzie, który poruszał się pomiędzy łapami Luke'a. Jej ogon już kołysał się wolno na boki, a tyłek unosił się gotów do skoku, lecz kiedy usłyszała o swojej sierści w pierwszej chwili drgnęło jej ucho, a zaraz później podniosła wzrok na basiora. Zmrużyła ślepia.

- Wypraszam sobie. SZANOWNA NAJWSPANIALSZA BOHATERSKA Ruda Wiewiórka. - Dumnie wyprostowała się, bijąc łapką w własną pierś. Lecz żadne oklaski nie nastąpiły.

Yalc pokręcił łbem.

- Zapewniam was że jeśli Stellius jeszcze raz coś przeskrobie to osobiście dopilnuje żeby tego pożałował. Jednak trzeba zaznaczyć że poświęcił się dla nas bo gdyby nie on to ratowalibyśmy alfę albo opłakiwali... Kto wie. 

Spojrzał na medyka.

- Proszę zajmij się nimi. - Mówiąc to wskazał na kotke i Stelliusa. - Oni potrzebują opatrzyć rany. 

Wrócił wzrokiem do reszty. Hyoko. 

- Pójdziesz ze mną po jedzenie dla każdego. Jestem pewien że każdy tutaj umiera z głodu. Albo przynajmniej jest głodny.

Mówiąc to ruszył powoli w stronę zapasów. Nie bez powodu wybrał tego konkretnego towarzysza do pomocy. Musiał zamienić dwa słówka z Hyoko.

Luke rozpłynął się w nocy niczym duch we mgle i udał się pod jedno z wejść, które pozwalało przedostać się do doliny jaskiń. Jak najbardziej ufał swojemu instynktowi oraz zatrutym pazurom, jak nikomu innemu. Jednak dla pewności zaczepił dwójkę braci wilkołaczej krwi, aby również nie tracili czujności. Pomimo swojej kłótliwej natury w sytuacji zagrożenia, którego pochodzenia nie znali oraz nie potrafili sobie go nawet wyobrazić, byli potulni jak owieczki.

Yui siedziała z podkulonym ogonem, owiniętym wokół swoich łap. Brak reakcji na jej, jak się zdawało, próbuję poluzowania atmosfery z lekka uderzył jej kruchą pewność siebie. W końcu poczuła, jakby zrobiła coś nie na miejscu. Maks wedle życzenia Yalca, zbliżył się do dwójki poszkodowanych. Lekko pstryknął pazurami w ucho kotkę, obdarzając ją delikatnym uśmiechem.

- Dobrze, Ruda Bohaterko, szeroki uśmiech i pokaż mi te rany bitewne. - Rzekł w jej kierunku.

Kotka widząc, że ktoś poza osobami, z którymi przybyła traktuje ją sympatią, odczuła delikatną ulgę.

- Nie musisz traktować mnie jak dziecko. - Wyszeptała, chociaż w jej głosie słychać było radość i pokazała wilkowi z pomarańczowymi odznaczeniami na futrze, odcinającymi się zdecydowanie od czerni, swoje zranione i sparzone łapy.
Oczy Maksa rzuciły niewielką, zieloną poświatę, kiedy ich łapy się zetknęły.

- Widzę, że twoje mięsnie również nie są w stanie wyczerpania.. - W międzyczasie basior zerknął w kierunku posępnego, blondwłosego mężczyzny. - Ojj. Pamiętam cię bracie. - Kiwnął pyskiem w jego stronę. - W życiu nie chciałbym zadzierać z twoją armią demonów. - Zażartował medyk, udając jak przechodzą go dreszcze. Mimo to nadal nie puszczał pacjentki, która z zaciekawieniem obserwowała dwójkę wilkołaków.

- Nie była ona moja. - Odparł krótko Stellius.

Po jego głowie krążyły naprzemiennie słowa Yalca, jak i Hyoko oraz spojrzenia wszystkich dookoła. Ah tak.. Nie wiecie tego, ale mógłbym się wam jeszcze przydać. Tylko czy opłaca mi się pomagać bandzie przybłęd z Wilczego Wzgórza... Oczywiście, była ważna jemu osoba, dla której to miejsce jest całym sensem życia. I sam wpadając w sidła demona od dnia narodzin zapewne też do tego ją pokierował. Więc odpowiedź była jasna. Jak tylko się zregeneruje, porozmawia z Yalciem. Nie miał sił wystawiać się wszystkim jak na tacy. Rządzenie, rzucanie pomysłów. Nie wiedział jak jego siostra znosi to każdego dnia.

Hyoko również nie protestował. Zebrał się z miejsca już, kiedy spojrzenia jego oraz Yalca się skrzyżowały.

- Tak jest! Najsoczystsza zwierzyna z stosu ląduje najpierw do ognistej wojowniczki! - Wypalił żartem, udając się śladem Yalca. 

Yui jedynie odwróciła łeb w jego stronę z błyskiem nadziei w oczach, który szybko zgasł, kiedy dostrzegła irytujący, złośliwy uśmiech w kąciku jego ust.

- Dopilnuję, żebyś rzeczywiście podłapała smaczny kąsek. - Wyszeptał medyk i puścił oczko w stronę kotki, kontynuując swoją pracę.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz